środa, 31 maja 2017

30. Anioły i demony, czyli cudzysłowy latoś obrodziły

Witajcie w to pochmurne popołudnie! Pogoda nie nastraja optymistycznie, więc na rozweselenie mamy dla Was opko o dziecięciu diabła i anielicy. Poznacie niebezpieczne związki nieba z piekłem, dowiecie się, w jaki sposób szatany wodzą ludzi na pokuszenie i jakiej muzy słucha się w piekle. Uważajcie tylko, żeby Was nie przysypała lawina cudzysłowów, w których auuutorka jest zakochana. Miłej lektury!

Analizują: J, Deni, Vespera Verril i baba_potwór.

Adres opowiadania: https://www.wattpad.com/story/34256304-nicole-córka-diabła-i-anielicy-zawieszone

Prolog - To nic nowego, jak... To po prostu koszmar
Mamy streszczenie dzieua.

"Wspinam się po marmurowych schodach.
Kiedy ludzie się nauczą, że albo cudzysłów, albo kursywa, a nie oba?

Otwieram ciężkie, mosiężne drzwi i wchodzę do budynku. Przede mną rozprzestrzenia się wielki ołtarz oraz niezliczona ilość ławek.
Skoro ilość, to oczywiste, że niezliczona, bo ten rzeczownik oznacza rzeczy niepoliczalne. Do policzalnych (w tym ławek) stosujemy słowo „liczba”.

Zauważam, że wszystko jest czarno-białe. Podnoszę pod swoje oczy dłonie i obracam nimi, a po chwili stwierdzam, że moje ubrania, jak i moje ciało zmieniły kolor. Wychodząc z zadumy zamykam drzwi, kieruję się pod ołtarz, a z każdym kolejnym krokiem czuję, że moje nogi stają się coraz to cięższe. Nagle w mojej ręce pojawia się krzyż, a obolałe stopy dają się we znaki i upadam, przez co replika cierpienia Jezusa łamie się na pół i wypływa z niej szkarłatna krew.
To ona musi być strasznie wielka, skoro upadając łamie repliki ukrzyżowanego Jezusa.
Replika była chyba zrobiona z patyków, skoro się złamała, gdy bohaterka upadła. 

Wtem słyszę zawodzenie...
Z kaplicy wychodzi mnóstwo zamaskowanych postaci, a ubrane są w płaszcze z kapturami zakrywającymi ich twarze.
To Dementorzy, uciekaj!

Idą do mnie, a jedna z nich zdejmuje maskę, przeżywam szok... Nade mną stoi moje drugie "ja", a podchodzi do niego kolejny osobnik i czyni to samo, wcześniej obejmując "mnie" w pasie i rzekł. - Widzisz, kochanie jakie te dzisiejsze anioły nieposłuszne? Nicole, proszę o uśmiech. 
Selfie z aniołami! 
Cziiiis!
I na Instagram.

- Zwraca się do mnie przystojny (Oczywiście przystojny... w ogóle było kiedyś opko z bohaterem o chociażby przeciętnej urodzie?) (chcesz podważyć fundamenty opkoTFUrczości?), ciemnowłosy chłopak i wtedy czuję, jak wokół moich nadgarstków oraz kostek pojawiają się łańcuchy.
Po chwili wchodzi jakiś mężczyzna, na którego twarzy rozciąga się szeroki, straszny uśmiech (tak się rozciąga i rozciąga, aż gość zaczyna się śmiać dookoła) i rzuca w moją stronę sztylet, który ugadza mnie w serce (wcześniej ugodził w podręcznik gramatyki, akurat w rozdział o czasownikach dokonanych i niedokonanych, w związku z czym nie mialam szans zapoznać się z nim), a przed oczami stają mi obrazy: zabójstw, morderstw, gwałtów, samobójstw, tortur..."
Morderstwo od zabojstwa różni się tym, że...?

W tym momencie budzę się z krzykiem, a po moich policzkach ściekają mi łzy. W odróżnieniu od sytuacji, kiedy łzy ściekają mi po policzkach cudzych, czyli płaczę per procura. Chwytam swoje włosy (to dobrze, że swoje, bo szarpać innych za włosy jest nieładnie) i kołyszę się, aby się uspokoić. Po krótkiej chwili drzwi do mojego pokoju otwierają się i wpada do niego, co najmniej połowa piętra moich egzorcystów.
Główna bohaterka miała koszmar! Szybko zbudźmy wszystkich, bo jeszcze pomyśli, że nie jest ważna! 
Szybko, ludzie! Fabuła się zaczęła!

Pośród nich szukam przerażonym wzrokiem przyjaciół. Natychmiast przy moim łóżku pojawia się mój partner i "sąsiad" z ławki - Christopher (który nie doczekał się szczegółowego opisu, jak pozostali) (przecież wiadomo, że przystojny, inaczej nie byłoby go w opku), Victoria - Znam ją odkąd pamiętam. 19-latka ma długie, czarne włosy oraz heterochromię (różnobarwność tęczówek). Jej prawe oko jest w kolorze soczystej trawy, a lewe błękitne. Posiada cztery kolczyki w jednym uchu, a w drugim dwa. W nosie posiada natomiast słownik poprawnej polszczyzny, który wyraźnie wskazuje, kiedy można użyć czasownika „posiadać”. Na plecach ma wytatuowany napis: "I'm without feelings and I know it.",a na prawym ramieniu wilka. - Elizabeth - To ona pierwsza zechciała ze mną rozmawiać. Ma krótkie, przefarbowane włosy na kolor biały, tak długo, że nie mogę sobie jej wyobrazić w naturalnych. Jeżeli napiszę, że szyk wyrazów w języku polskim jest swobodny, a nie dowolny, auuutorka i tak nie zrozumie. Posiada piwne oczy (Trzyma je w sejfie czy pod poduszką?)  i kolczyk w wardze. Liczy już 20 lat i jest z nas najstarsza. (Brzmi, jakby miała się zaraz rozpaść na kawałki z tej starości - bo w tym wieku to już się nie powinno żyć :)) - oraz Matthew - Na nim nigdy się nie zawiodłam.Jest to brązowołosy 17-latek z ładnie umięśnionym ciałem. Oczy ma w kolorze ciemnej czekolady.
Ci z ładnie umięśnionym ciałem i ciemnymi oczami z definicji są niezawodni.
Przy kopiowaniu nie został pominięty żaden enter. To po prostu bardzo (!) naturalny opis postaci. 

- Dobrze. Koniec "przedstawienia". Prosimy wszystkich o wyjście! - Wyprosił wszystkich. popychając mieszkańców do drzwi.
- Wszystko w porządku? - Pyta mnie Victoria, bojąc się mnie dotknąć, kiedy zobaczyła moją histerię.
- Nie widzisz?! Jest roztrzęsiona... - Stwierdza zdenerwowana Elizabeth i kładzie swoją dłoń na moim kolanie, które drży. Nie wytrzymuje ciężaru zaimków dzierżawczych, którymi auuutorka sypie jak chłop ziarnem przy siewie.
- Znowu "TEN" sam koszmar? - Dopytuje Chris i zagryza wargę.
- T-Tak... - Wyduszam z trudem, ale dodaję. - T-Tym razem... K- Ktoś mnie z-zabił.
Niestety, nieskutecznie.

Rozdział 1 - Wypadek i nieoczekiwana zmiana

Po "wspaniale" przespanej nocy ubieram się do szkoły w mundurek, który składa się z: krótkiej, czarnej spódnicy, żakietu i półbutów tej samej barwy oraz białej koszuli z mankietami, za kolanówek (za czym ten kolanówek i co to w ogóle jest?), czerwonego krawacika - Każdy kolor odpowiada danej klasie w liceum. Ja jestem w drugiej. W pierwszej klasie obowiązuje żółty, a w trzeciej granatowy.
I tak - autorka stosuje swoją unikalną technikę korzystania z myślników. 
Dziwny ten kod kolorów: czarny, żółty i granatowy. Ciekawe, czy będzie to dalej wyjaśnione w tekście, czy to po prostu ulubione kolory autorki.
Wyjaśnione? W opku? Noweś. W opku źródłem wszelkich informacji jest encyklopedia pod tytułem „przecież wiadomo”.

Nasi młodzi egzorcyści nie tylko chodzą do "normalnej" szkoły, ale również do tej specjalnie przystosowanej do naszej instytucji. Pewnie jesteście ciekawi, co robi tu "dziecko"? Cóż... Z tym wiąże się historia.
Ale kto jest tym dzieckiem? No i jakoś nie chwytam tego zwracania się do czytelnika.
A ja chętnie bym się dowiedziała, co to za instytucja.

"Kiedy byłam małym szkrabem hej, który nie zdołałby nic z tego okresu zapamiętać - Tak przynajmniej mówią opiekunowie. - moi rodzice, którzy też byli egzorcystami, zostali zabici przez jednego demona z Gwardii Lucyfera za brak pojęcia o interpunkcji i stosowaniu wielkich i małych liter. To nie było "zwykłe" morderstwo. Z pewnością nie! Na początku były tortury... I to nie byle jakie, ale lepiej nie wspominać. Gdy im się to "znudziło", rozpruli mojemu tacie klatkę piersiową i żywcem wyrwali mu serce. Mama, kiedy to zobaczyła, wzięła jakiś miecz przywieszony na ścianie i sama skróciła sobie życie."
Matka musiała mieć bardzo długie ręce.
Nurtuje mnie pytanie, dlaczego nie sięgnęła po miecz wcześniej i nie próbowała obronić siebie i męża.

Do dziś nie wiem, czemu i mnie nie zabili... Przecież diabły nie znają litości.
Pozostawienie Merysujki przy życiu to przecież akt bestialstwa wobec ludzkości!
Właśnie taki był plan diabłów - zostawić ją przy życiu, żeby inni musieli cierpieć.
Każdy, kto się zetknie z Merysójką, ma ochotę ją zamordować, a od tego do śmiertelnego grzechu tylko krok. A szatanom w to graj.

Moje myśli przerywa dla mnie charakterystyczne, a dla innych zupełnie niecharakterysytyczne, pukanie do drzwi. Po chwili otwierają się i staje w nich Chris, który oparł się nonszalancko o framugę. - Musimy już iść, bo się spóźnimy. - Mówi, kiedy widzi, że ubieram buty.
Najważniejszej informacji zabrakło: w co ona ubrała te buty? Obstawiam rajstopki i czapeczkę.
Zależy od pory roku, przecież w lato nie ubierzesz butów w rajstopki, bo się zgrzeją!

- Czy ty zawsze musisz wchodzić tu nieproszony? - Podnoszę brew, przerywając wiązanie sznurówek i patrzę na niego.
- Hmmm... - Zamyślił się, drapiąc się po podbródku i dodaje z uśmiechem. - Tak!
- Nigdy się nie zmienisz... - Wzdycham z politowaniem i po chwili słyszę rozbawione potwierdzenie Matt'a, który przechodził przez korytarz. - Jeśli on zmieni swoje nastawienie, to demon się zakocha.
- Ja ci zaraz coś zrobię! - Woła rozdrażniony. Zaczyna biec za nim, bo Matt zaczął uciekać. Po holu roznoszą się krzyki "kłótni'.
- Ech... Chcę, żeby tak było zawsze. - Mówię do siebie pod nosem z lekkim uśmiechem, po czym zakładam torbę z książkami na ramię i zamykam drzwi na klucz, wychodząc z pokoju do szkoły.
Zadziwia mnie z jaką szczegółowością opkowi autorzy opisują mało ważne rzeczy np. co ubrała rano, po ilu schodach zeszła na śniadanie, jaki kolor włosów miała kompletnie niepotrzebna postać drugoplanowa. Iście naturalistyczne opisy. 
Za to ważne rzeczy zostają potraktowane po łepkach. 

***
Siedząc na krześle, pobijam (co to znaczy i co to za język? Bo na pewno nie polski) końcówką długopisu o ławkę z niecierpliwieniem. Co chwilę zerkam na zegar, a z oddali słyszę nużący głos mojej nauczycielki od chemii, na którą nikt nie zwraca zbytniej uwagi.  
Uczniowie zajmują się swoimi "sprawami"... Jedni piszą dyskretnie SMSy oraz słuchają muzyki na słuchawkach, drudzy puszczają samolociki po klasie i rysują po zeszycie, a jeszcze inni - W tym i ja - odliczają czas do końca lekcji, aby uwolnić się od nudy, zadań domowych, sprawdzianów i straty czasu.
Taak, przyswajanie wiedzy to taka strata czasu. I nie ma ani jednej osoby, która byłaby zainteresowana nauką. Smutne to i straszne.
No właśnie - w każdej klasie jest jakiś „kujon”, co słucha nawet najnudniejszych nauczycieli. 

Moje rozmyślania przerywa pani profesor swoim krzykiem, o który nigdy nie posądziłabym jej oraz uderzenie dziennikiem o blat biurka. - Jest to 60-letnia kobieta z siwymi włosami, upiętymi w staromodnego koka, mająca wiele zmarszczek w okolicach oczu, które kiedyś pewnie niebieskie, stały się z "biegiem" czasu szare. Nauczycielka nosząca się z okularami na czubku nosa, które ciągle poprawia środkowym palcem, gdy spadają jej z niego. Ubrana w tej chwili w długą poza kolano szarą spódnicę oraz białą koszulę, która została zakryta przez tego samego koloru, co spódnica żakietem. Na nogach miała czarne buty na niskim obcasie wypolerowane tak, że można byłoby się w nich przejrzeć.
Czyli typowy obraz starszej nauczycielki. Za grosz oryginalności w tym opku.
Emmanuel Macron ze swoim stosunkiem do nauczycielek wciąż jest raczej wyjątkiem niż regułą.
Mnie bardziej bawi, jak naturalnie autorka przeszła z akcji (krzyk nauczycielki) do opisu wyglądu postaci. 
Powiem więcej - bardzo szczegółowego opisu wyglądu i ubioru. A potem i tak wszyscy zapomną, co miała na sobie ta postać, łącznie z ałtorką.

 - Staruszka patrzyła w naszą stronę z gniewem w oczach (zapewne miała już dość naszego udawanego uważania na jej lekcjach). Zachrypnięty głos ze wściekłość jeszcze bardziej nami wstrząsną. - Co to ma wszystko oznaczać??! Ja się tu produkuję, a wy nawet nie zamierzacie mnie słuchać!! Wymagam od was tylko tego, a nie byście byli konkursowiczami czy szóstkowiczami. Jeszcze nigdy nie spotkałam się z taką młodzieżą, jak WY! I...- W tym momencie łapie się za serce z krzykiem, tym razem bólu, po czym upada z głośnym hukiem.
Czy tylko ja wyobrażam to sobie, jako groteskową scenę w teatrze?
Opkowy kanon posunięty o krok dalej: w zwykłych opkach nagle i tragicznie umierają rodzice, w naszym pozbywamy się rónież nauczycieli.

Po klasie roznoszą się piski przerażenia dziewczyn oraz głośne wciąganie powietrza przez usta chłopaków. Z nie mniejszym strachem wstaję ze swojego miejsca i biegnę w stronę naszej wychowawczyni. Padam na kolana, podnoszę jej rękę, podwijając lekko rękaw jej marynarki. Ściągam srebrny zegarek,  po czym sprawdzam swoją dłonią puls na jej nadgarstku.
Tętna przy udzielaniu pierwszej pomocy się nie sprawdza...
Oj tam, oj tam.
Być może kluczem do tej sceny jest ściągnięcie srebrnego zegarka.

- Chris, chodź tu szybko! - Wołam mojego przyjaciela, który ani na chwilę nie traci swojego rezonu i podbiega do mnie. - Trzeba będzie zrobić masaż serca i wprowadzić tlen do płuc, bo puls jest ledwo wyczuwalny.
Mary Sue w akcji - zaraz okaże się, że jest dr. Housem w przebraniu. 

- Już się robi, Nicole. Ktoś z was niech zadzwoni po pogotowie i któraś z w końcu może poszłaby po nauczyciela, co?! - Mówi poddenerwowany, patrząc na dziewczyny z klasy, kiedy ściągał bluzę.
Dlaczego się zdenerwował? Bo nauczycielka zasłabła, bo musi udzielić jej pomocy, czy też dlatego, że obnaża się przed koleżankami?
Pewnie przez ostatnie lato nabrał kształtów i boi się pokazać. 
Kolejna reguła pierwszej pomocy: prosząc o pomoc, nie mówi się do ogółu, bo wszyscy wymigają się od odpowiedzialności. Trzeba wskazać konkretną osobę, by poczuła się w zobowiązaniu wykonać polecenie.

- Tak jest! - Usłyszeliśmy tupanie obcasów naszych koleżanek i stukot wybieranego numeru w telefonie przez któregoś z naszych, jakże "poradnych" kolegów.
W tamtym momencie ja i Chris rozpoczęliśmy reanimację, która trwała dopóki nie przyjechała karetka i jej "nie przejęli". Cała nasza klasa stała na parkingu przy szkole z jakimś opiekunem tejże placówki (opiekun placówki dba, żeby placówka regularnie jadła posiłki, wysypiała się i zawsze była ubrana stosownie do pogody), a za oknami widzieliśmy zainteresowane oraz przejęte twarze uczniów i nauczycieli.
Zainteresowane po lewej, przejęte po prawej.
                            
Z niemrawymi minami wróciliśmy do Instytutu. Wszyscy byli w szoku związanym z zachowaniem Chris'a. Zawsze wesoły, optymistycznie patrzący na świat chłopak, siedział przy mnie, wolno żując obiad.
No faktycznie - bardzo dziwne zachowanie dzieciaka, który przed chwilą musiał ratować życie nauczycielce.
Z tego wstrząsu wsadził sobie potrzebny jak wrzód na tyłku apostrof.
Jedzenie obiadu u boku Merysujki musi być rzeczywiście dziwne.

Matt i Elizabeth patrzyli na niego, jak na kosmitę z innej planety. No tak... Nigdy jeszcze nie widział człowieka "ocierającego się" o śmierć. Razem z Victorią popatrzyłyśmy na siebie z rozumieniem.
Niestety, nie jest to rozumienie tego, co same piszemy.

Po zjedzonym posiłku udaliśmy się do siebie. Matt zabrał Chris'a ze sobą, żeby móc z nim spokojnie porozmawiać. W tym czasie zadzwonił mój telefon... Zostałam powiadomiona o grasującym demonie w opuszczonym kościele w dzielnicy Londynu. Przebrałam się i poszłam po swojego partnera.
http://www.clipartpanda.com/categories/girl-super-hero-clip-art


Rozdział 2 - Demon, fałszywy przyjaciel i wspomnienia

Półmrok panował w pomieszczeniu, a ciszę przebijały tylko nasze kroki. Szłam z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Moje niebieskie oczy emanowały spokojem, a z natury rude, kręcone włosy stały się, tak czerwone jakby płonęły.
Ze wstydu, że ich właścicielka nie wie, gdzie należy stawiać przecinki.

Miałam na sobie czarną bokserkę, a na nogach tego samego koloru krótkie spodenki oraz buty za kolano na wysokim obcasie.
Wyglądała seksi, bo kiedy ratujesz świat przed demonami to najważniejsze.
Kij z tym, że obcasy redukują jej szanse w jakiejkolwiek walce do zera.

Co chwilę mogłam spostrzec, ukratkowe zerkanie mojego partner - Chris'a.
Ukratkowe zerkanie - zerkanie przez kratki.

Był on ubrany podobnie do mnie... Tyle, że on w czarne, obcisłe spodnie, buty oficerki oraz tej samej barwy, co spodnie podkoszulek.
Czepnę się trochę: czy będzie mu wygodnie zabijać potwory w obcisłych spodniach?
Supermen nie narzekał.
Ciemne i obcisłe ubrania, nieokrzesane fryzury... Mhm, mam wizję postaci z jakiegoś mrocznego anime o polowaniach na potwory.

Na jego głowie "wił się gąszcz" nigdy nieokrzesanych, kruczoczarnych włosów (wyobraziłam sobie żywe włosy) (nihil novi sub Sole — Meduza takie miała), a jego oczy były, niczym tunele, śmierdziały i były pełne szczurów. Tylko pod dobrym światłem można było określić, gdzie kończy się źrenica.
Kiedy dotarliśmy pod drzwi naszego celu, były one zamknięte. Co każdy normalny człowiek zrobiłby? Chris naparł bokiem swojego ciała (bardzo to uprzejme z jego strony, że użył swojego ciała, a nie jej) na drzwi i z hukiem roztrzaskały się. Niczym dżentelmen (po mistrzowsku udaje) przepuścił mnie jako pierwszą i ukłonił się, jak kamerdyner. Dygnęłam w podzięce i z kieszeni wyciągnęłam zapalniczkę, po czym podpaliłam pochodnię wcześniej wyciągniętą z "kinkietu".
Nadal nie wiem, co zrobiłby każdy normalny człowiek. 

Nie wiem, ile szliśmy, ale z pewnością długo. Z każdej strony otaczały nas pajęczyny, a po nogach "coś" mi chodziło. - Nawet nie chcę wiedzieć, co to było... W pewnej chwili usłyszeliśmy szelest i szaleńczy śmiech, zaraz potem kroki, jakby ktoś bawił się z nami w "Ciuciubabkę".
Zaczynają mnie denerwować te cudzysłowy.
Dopiero zaczynają? To i tak odporna jesteś.

- Przestań! Nie mamy czasu na twoje głupie gierki! - Powiedział Chris zdenerwowany.
Wtedy kroki ustały, ale jeżeli dobrze myślę, że to był DEMON
DEMON z dużych liter jest gorszy niż zwykły demon z małych?
Bo to duuuży demon jest.

on zaśmiał się jeszcze bardziej. - Dziecko! Co ty możesz mi zrobić? Hahaha! To jest śmieszne! Wysyłają do mnie dwójkę bachorów! Hahaha!
To ci dopiero, demon-śmieszek.
Powinien jeszcze dorzucić „IT'S A PRANK, BRO!”. 
Powiedziałabym raczej, że to Irytek urwał się z Hogwartu na małe wczasy do innego uniwersum.

- Ja ci dam zaraz "bachorów"! - Odpowiedział Chris, który stał czerwony z gotującej się w nim wściekłości.
- O, dziecko się zdenerwowało? Hahaha! Urocze... Ale jeszcze bardziej urocza jest ta młoda dama. - Ciągnie demon za włosy, a ja nagle poczułam, że ktoś bierze mnie  w swoje ramiona (chciał wziąć w cudze, ale ich właściciel odmówił współpracy) i podnosi w górę, przez co pochodnia wypada mi z ręki na ziemię.
Oni tak serio z tą pochodnią? Nie mają latarek?
To by było za proste.
Bo pochodnie są takie klimatyczne, retro i w ogóle.

Uniosłam się w powietrzu z diabłem, przez co nie omieszkałam się pisnąć.
Znaleźliśmy się na strychu, a podmiot szatana przypatrywał mi się.
Podmiot? Szatan się uczy gramatyki?
Kiedy się czyta opka, można dojść do wniosku, że ich auuutorki uważają gramatykę właśnie za diabelską sztuczkę.

W ciemności było widać tylko błysk jego złotych oczu. Wyczytałam z nich zdenerwowanie pomieszane z niedowierzaniem. - C-Czy... Czy ty nazywasz się Wright?
- T-Tak. Skąd znasz moje nazwisko? - Pytam zszokowana.
Kupiłem bazę danych od twojej firmy telefonicznej.
„Do you know why my name is Phoenix Wright? Because I am always right!”
To dopiero paradoks postaci i jej nazwiska. 

- ... Więc Ty żyjesz... Nie mogę w to uwierzyć. To oznacza, że traktat zostanie wypełniony. - Mówił sam do siebie, nie wierząc w to, co słyszy.
Czyli nie wierzy w to, co sam do siebie mówi. To się chyba schizofrenia nazywa.

- C-Co? Jaki znowu traktat? O czym ty mówisz?... - Pytania wypłynęły ze mnie, niczym z wodospadu.
- Czekaj, czekaj! - Zatrzymał moją ciekawość i dodał. - To Ty nic nie wiesz?
- O czym? - Pytam zawzięcie.
- ... O umowie miedzy Twoimi rodzicami a samym Szatanem...
Umowa miedzy? Jej rodzice i szatan mieli nieruchomości rolne?
Jeszcze kilka wielokropków i wydłubię sobie oczy. 

- Powiedział szeptając, jakby była to tajemnica.
Może umowa nie została zgłoszona do Urzędu Skarbowego.

- Jakiej umowie? Moi rodzice zostali zamordowani przez Lucyfera!! - Odpowiedziałam z krzykiem.
Tajemnicza śmierć rodziców, bohaterka nie ma pojęcia o swojej przeszłości, chodzi do magicznej szkoły... Hmm, z czym to się może kojarzyć?
Z kreatywnością i oryginalnością pomysłów auuutorki? Nie, to chyba nie to...

- CO? Jak to zamordowani przez Lucyfera?! - Dopytywał z baranią miną.
- To są chyba jakieś żarty! Demon dziwi się, że szatan zabił?! - Krzyczałam zdenerwowana.
- Jak Szatan mógł ICH zabić, skoro Twój ojciec był Jego bratem? - Wciął się w mój wywód.
Jak się jest czyimś bratem, to automatycznie nie można takiego zabić?
Najwyraźniej nie słyszeli o Kainie i Ablu, Romulusie i Remusie tudzież paru innych kochających się rodzeństwach.

- Co... ŻE CO?! - Mój krzyk rozniósł się po całej świątyni.
- Nicole??!! Żyjesz?!! Już idę po Ciebie! - Usłyszałam głos Chris'a, który zaniepokoił się moim wrzaskiem. Ten to ma "wyczucie" czasu... Po chwili znalazł się w pomieszczeniu. - Odejdź od niej diable!
- AAAA! - Cierpienie demona było, aż zanadto widoczne, kiedy mój przyjaciel oblał go wodą święconą. Diabeł wił się, a z jego skóry unosił się zapach spalonej siarki. - Jesteś pół-diabłem a pół-aniołem. Twoja matka była najprawdziwszą anielicą, która pracowała jako egzorcystka.
Aniołowie muszą mało zarabiać w niebie, skoro zajmują się egzorcyzmami.
Może po prostu chciała poczuć dreszczyk emocji, a w niebie było zbyt spokojnie.

Ojciec był Księciem Piekła, bratem samego Szatana! Kochali się... KOCHALI CIEBIE! Oni ich zabili! EZGORCYŚCI ICH ZABILI!
- Czekaj Chris! NIE! On coś wie więcej o śmierci moich rodziców. Chris!!! - Łzy rzewnie spłynęły mi po policzkach, gdy demon zniknął, jak bańka mydlana, a wraz z nim szansa na rozwiązanie zagadki morderstwa.
Zabicie demona jest takie proste? Polewasz wodą święconą i znika?
Ech, chrześcijanie bywają naiwni...
Naczytali się „Pani Twardowskiej” Mickiewicza.

***
- Dlaczego to zrobiłeś? - Pytam wściekła Chris'a, zamykając drzwi do Instytutu.
- Przecież doskonale wiesz o tym, że to DEMON. Im się nie wierzy! Są chytrzy, przebiegli i źli. - Odpowiada bez mrugnięcia okiem.
- Ale on coś wiedział! Znał moją jedyną rodzinę, której nigdy nie miałam. Wszystkie inne moje rodziny miałam jak najbardziej. - Mówię z przejęciem.
- O, nie masz rodziny, tak? To kim ja, to znaczy MY dla ciebie jesteśmy?! - Pyta rozdrażniony.
Przyjaciółmi? Jest w tym coś złego?
W kraju, w którym trzy czwarte społeczeństwa nikomu poza rodziną nie ufa i z nikim poza żoną, rodzicami i szwagrem nie rozmawia, słowo „przyjaciel” może być przez rzeczone trzy czwarte odbierane wręcz jak obelga.

- Nie łap mnie za słówka. Wiesz doskonale, że nie o to mi chodziło. - Odpowiadam z pretensją.
- Tak, a o co? No powiedz! Myślałem, że traktujesz nas, jak rodzinę. Nie mówię znowu o całym Instytucie, ale o naszej paczce. Chyba, że również twierdzisz, że jej też "nigdy nie było". - Zakończył urażony i odszedł w przeciwnym kierunku.
Foch. 
A potem wróci do swojego pokoju, rzuci się z płaczem na łóżko i będzie jęczał: „Dlaczego nie kochasz mnie tak bardzo, jak ja chcę?! Myślałem, że jestem twoim braciszkiem!”. 

- Super! Zawsze wiedziałam, że się rozumiemy. - Wołam za nim, ale doszłam do wniosku, że mnie nie słyszy.
Z westchnięciem idę po schodach, żebry zaraz potem skręcić w prawo korytarzem i udać się pod "667" - numer mojego pokoju.
Pokój 666 już był zajęty?
Taki numer na pewno jest zarezerwowany na rok naprzód.

Przekręciwszy klucz w drzwiach oraz złapawszy za klamkę otwieram wrota.
Skoro do pokoju mają wrota, to ja się boję zapytać ile kosztuje miesiąc pobytu w takim ośrodku...
Drobiazg — tylko tu pani podpisze, o. Własną krwią proszę. 

Rzucam się na łóżko, nie myśląc nawet o ściągnięciu butów. Układam się w pozycję "embrionalną", czyli podciągnięte kolana do głowy, zgarbione plecy i ręce założone na nogi. Odpłynęłam myślami to swojego dzieciństwa... Czasów, kiedy wszyscy trzymaliśmy się razem i kłótnie były dla nas przestępstwem.
Jak tylko ktoś się kłócił, przyjeżdżała policja dobrych relacji i dawali mandaty.
Za recydywę tydzień kozy. 

Chwil, w których starsi koledzy wyśmiewali się z moich włosów, bo nikt nie posiada prawie, że czerwonych pasm. Pamiętam, że od zawsze przezywali mnie "demonem"...
Demony i rudzi ludzie nie mają duszy, więc może coś ich łączy...? 

Ale zawsze ktoś przychodził mi z pomocą...
"Pewnego dnia, kiedy zostałam wepchnięta w ciemny pokój i chłopcy gorszyli moje imię (zgorszone imię ze wstydu robiło facepalm za facepalmem), a co gorsza chcieli zrobić coś jeszcze bardziej okropnego... (mianowicie niepoprawnie stopniować przymiotnik). Przecież diabły muszą cierpieć...
Zawsze mi się wydawało, że diabły są od tego, żeby to inni cierpieli, ale mogę się mylić. Nie mam wielu znajomości wśród diabłów.

Jeden z nich chcąc zerwać ze mnie bluzkę, drgnął kiedy ktoś dobijał się do pokoju. Elizabeth wyważyła drzwi kopnięciem nogi w drzwi.
Dziwne. Drzwi zazwyczaj wyważa się kopnięciem tyłka w skrzynkę bezpiecznikową.

Twarze tych dzieciaków były śmieszne, gdy zobaczyli minę furiatki mojej przyjaciółki. Na (nie)szczęście przybiegła Victoria, która złapała ją (tę Elizabeth?)(tak, bo to furiatka była), wykręciwszy jej ręce do tyłu, ale z trudem mogła ją utrzymać przez jej wyrywanie się. Matt i Chris, niczym gangsterzy wpadli do pokoju i uniósłwszy dłonie wycelowali prosto w ich twarze - sprali ich na "kwaśne jabłko", dosłownie! 
Zaraz, zaraz — wyciągnęli ręce w kierunku ich twarzy i w ten sposób ich sprali? Zdalnie? Też chcę tak umieć.
Moc Jedi wycieka do kolejnych uniwersów!

Siedziałam w kącie przerażona, zalana łzami.
Emocje jak na grzybobraniu. 

Victoria podeszła do mnie, kiedy Elizabeth przestała się rzucać i podała mi dłoń.
W dalszym ciągu nie rozumiem, dlaczego Elizabeth się rzucała i dlaczego trzeba było ją obezwładnić. Zwłaszcza że — jak wynika z... powiedzmy, treści tego opka — Elizabeth należy do tej samej paczki co główna bohaterka.
Z sytuacji wynikło, że chłopcy biją, a dziewczynki stoją z boku i patrzą, więc Elizabeth musiała zostać powstrzymana, kiedy też chciała komuś przywalić.
Chyba nie wierzysz w feminim...? Wariatka. 

- Już wszystko będzie dobrze. Nigdy już nie zostawimy Cię... nawet na chwilę.
- Byłaś dzielna, młoda! - Powiedział Matt, uśmiechnął się szeroko ukazując "garnitur" białych zębów, kiedy ukucnął obok mnie. Po chwili poczułam jego rękę na głowie, która zmierzwiła mi włosy.
Głowa mierzwiąca włosy... To musi być ciekawy widok.
Tak samo jak garnitur białych zębów.

- Jaka "młoda"? Jest w naszym wieku. - Wciął się Chris, puściwszy mi "oczko".
A my właśnie złożyliśmy do ZUS-u dokumenty, żeby nam emeryturę wyliczyli.

- D-Dziękuję... - Wymamrotałam cicho, wybuchając jeszcze większym płaczem, ale otarłam łzy i przyjęłam rękę Victorii. Chłopcy chcieli mnie przytrzymać, gdy zobaczyli, że nie mam siły, ale skutecznie odstraszył ich mój paniczny pisk.
- Chodź! - Powiedziała Elizabeth i wzięła mnie na swoje plecy.
- Organizacja "Conservatio N-VECM" gotowa do akcji! - Wykrzyczał Matt, kiedy wyszliśmy z pokoju.
- "Conservatio N-VECM"? - Zapytałam nieśmiało.
- "Conservatio N-VECM" - Ochrona Nicoli przez Victorię, Elizabeth, Chris'a i Matt'a. - Odpowiada z podniesioną głową, zapewne dumny ze swojego pomysłu.
Znaleźli sens życia: będą ją niańczyć. 

- ...To najgłupsza nazwa, jaką kiedykolwiek słyszałem. - Chris popatrzył na niego, jak na idiotę.
- A może sam umiałbyś wymyślić lepszą?! - Warknął Matt.
- Pewnie! Przynajmniej byłaby zabawna. - Zmierzyli się zdenerwowanym wzrokiem, na co ja wybuchnęłam śmiechem i po chwili reszta się do mnie dołączyła."
Po długim rozmyślaniu - nawet nie zauważyłam kiedy - zmorzył mnie sen, a moje usta bezwładnie ułożyły się w delikatny uśmiech.
Tylko skąd o tym wiedziałaś, skoro spałaś?
Bohaterka Wszechwiedząca.

Rozdział 3 - Szok, gniew i głupota
Jeśli przestawimy słowa na szok. głupota i gniew, to dostajemy opis uczuć po przeczytaniu wielu opek.

CHANGE POV
Po długiej lekcji z Historii Piekła wracam w końcu do swojego pokoju. Idę przez korytarz z zimnym wyrazem twarzy. Moja czerwona peleryna ze złotymi zdobieniami powiewa przy każdym moim dostojnym kroku.
W korytarzu wieje wiatr? Okna w piekle trzeba wymienić.
Czy mi się zdaje, czy ałtorka przeskoczyła z narracji w czasie przeszłym na teraźniejszą?

Czarne buty z wysokimi cholewami wydają głośny tupot o marmurową podłogę. Smoliste spodnie opinają moje nogi, a kontusz posiada, jakże "odmienny" kolor, jak buty czy spodnie.
Duża kawa za przetłumaczenie tego zdania na polski.
Bohater ma spodnie ze smoły. Pewnie strasznie się kleją do skóry.

Kruczoczarne włosy, których grzywka opada miękko na czoło. Największą uwagą zwracają czerwone oczy.
Nie wyspało się biedactwo.
Albo palił marihuanę? Kto wie, co w tym piekle każą robić. 

Moja mlecznobiała cera połyskuje w świetle pochodni, przez co służba patrzy na mnie urzeczona - młode pokojówki, starsze kobiety, a nawet młodzi mężczyźni. A po chwili odzyskują swój rezon i zbijają przede mną pokłony (bo zbijać bąki nie bardzo wypada w tej sytuacji), na który (do czego ten zaimek się odnosi? Bo z analizy zdania wychodzi mi, że nie zwraca uwagi na rezon) nie zwracam kompletnej uwagi tylko częściową.
Jakiż on skromny i sympatyczny.

Stwierdzam, że zanim pójdę do swojej komnaty, muszę udać się do biblioteki po książkę "Taktyk Wojennych" (taktyki wojenne są autorkami książki?), a chcą się tam dostać (te taktyki) konieczne jest przejście podziemiami. Mijając kolejne pomieszczenia, zauważam, że wrota do grobowca są otwarte, a za nimi stoi mój ojciec - Wielki Książe Piekła Lucyfer. Ze zdziwieniem przyznaję, że nikt nie przebywa w tym miejscu (zaskakujące — krypty to przecież przytulne, wesołe miejsca, w których zazwyczaj panuje tłok i gwar), a Lucyfer bardziej regorystycznie (oraz ścieśle i bezwzglyndnie) przestrzega tej zasady niż ktokolwiek inny. Pierwszy raz widzę, klęczącego ojca, który głowę trzyma na blacie grobu, a z jego oczu lecą pojedyncze łzy?
Nas pytasz?

Podchodzę zainteresowany bliżej, ale nie za bardzo, aby mnie nie zauważył. Ta tablicy widnieje napis:
''Tu spoczywa najstarszy z synów korony i brat Lucyfera -  Azazel oraz Jego żona i Anielica - Miriam.
Jedno i drugie jakieś wybrakowane, bo i diabły, i anioły zazwyczaj są nieśmiertelne. O prawdopodobieństwie pochówku anielicy przez szatany, i to w grobowcu rodziny panującej, nie wypowiadam się, bo może mam za małe pojęcie o obyczajach istot nadprzyrodzonych.
Przecież to była miłość forever and ever! Musieli spocząć obok siebie!
Poza tym - jakiej korony? (Nie, żebym się czepiała, ale wszystkie archanioły tworzył Bóg, więc korona to Bóg, czy o co tu chodzi?) 

Śmierć po śmiertelna nigdy nie rozdziela...
W przeciwieństwie do śmierci przed życiowej. Cokolwiek to znaczy.

Ona łączy na WIEKI."
Zszokowany mam w planach odwrót, kiedy nagle wzbudzają we mnie zainteresowanie słowa ojca. - Gdybyście tylko tutaj byli, bracie... Tak mi przykro, że nie zdołałem przyjść, aby Was uratować. Jeden z moich diabłów doniósł mi, kiedy spalał się "żywym" ogniem, że Wasza córka żyje. Zamierzam ją odnaleźć i mianować na Królową Piekieł nawet, jeśli nie zechce poślubić jednego z moich synów. Swojego narzeczonego Jonathan'a czy Alexandra.
Wstrząśnięty faktem, że mam kuzynkę zataczam się do tyłu, ale wyciągam rękę, aby się podeprzeć o ścianę. Czułem, jak "trybiki" w mózgu pracują na najwyższych obrotach. Czy on do reszty oszalał?! Pogodziłem się z tym, że jestem najmłodszy i będę musiała ustąpić bratu dostęp do władzy, ale to, że chce ją oddać jakiejś dziewoji*?? (Od autorki: *Dziewoja - Autentyczna nazwa, wymyślona przez moich kolegów, mająca za zadanie określać płeć przeciwną w obraźliwy sposób.)
Od analizatorki: dziewoja to wyraz wymyślony przez naszych przodków gdzieś w okolicach późnego średniowiecza, mający za zadanie w żartobliwy sposób określić młodą, dorodną dziewczynę.

"Jakaś dziewka nie zabierze mi tronu! Mam większe prawo do niego niż jakaś pannica! Jestem JEGO synem! Patrząc na to logicznie byłbym lepszym królem nawet od mojego brata!!"
To logiczne że bylbym lepszym królem niż mój brat. A z jakich przesłanek ten logiczny wniosek wynika? Ano, z takich, że to logiczne. 

- Emocje z każdą chwilą buzowały jeszcze bardziej.
Z zamaszystym krokiem udaję się do komnaty (w sytuacji wzburzenia zawsze dobrze mieć towarzystwo, niechby i zamaszystego kroku; mniejsza z tym, że krok nie może być zamaszysty), nie zaprzątając sobie już głowy biblioteką. Przemierzam hol, aby udać się do pokoju. Otwierając drzwi i zamknąłwszy je z hukiem, siadam na fotelu, aby obmyślić plan znalezienia dziewczyny, żeby zaraz potem pozbyć się jej. Nagle wpadam na pomysł, aby udać się do moich przyjaciółek po radę. Pstryknięciem palców przenoszę się pod dom sióstr i pukam donośnie w drzwi.
Pstryka palcami jak Q ze Star Treka.
Pstryk odrzutowy.

***
- Już idę! Idę! Pali się, czy co?!
Wziąwszy pod uwagę, że jesteśmy w piekle, to całkiem możliwe.

 - Z  środka słyszę stłumiony krzyk. Po chwili drzwi otwierają się i staje w nich Trish.
 - ... - Bez słowa przeciskam się pomiędzy nią a framugą i wchodzę do salonu, gdzie siedzi Rosalie. - Cześć, Rossie!
- Witaj, Alex. Miło Cię widzieć. - Odpowiada 15-latka, uśmiechając się delikatnie i odgarnia swoje złote włosy na plecy, kiedy wpadają jej do soczyście zielonych oczu.
I słychać tylko takie plum! I włoski się już topią w tej soczystości.
I trzeba je myć, bo się robią lepkie.

- Hej! A może ze mną byś się przywitał, co?! - Wydziera się jej starsza o cztery lata siostra.
- Ciebie również. Co słychać? Jak w szkole? - Dopytuję młodszej, gdy podchodzę do niej i głaszczę ją po głowie.
- Wszystko dobrze tylko Trish spaliła dzisiaj makaron i nie jadłam obiadu. - Mówi rozbawiona nastolatka, ale po chwili markotnieje. - Dobrze o tym wiesz, jak jest...
- Halo! Ja też tutaj jestem! - Krzyczy wściekła dziewczyna z granatowymi włosami, a jej złote oczy połyskują złowrogo. - Nie zachowuj się tak, jakby mnie tu nie było!!
- Och... Przepraszam! - Powiedziałem i przytulam Rossie do siebie. - Po tylu latach powinni (ci dziewczyni) dorosnąć. Przecież to nic złego mieć jasne włosy.
- Wiesz przecież, że jestem jedyna... Nikt takich w Piekle nie posiada. - Burczy w moją szatę.
- HEJ WY!! - Niespodziewanie Trish rzuca we mnie wazonem, który rozbija się o moje plecy, ale jak to diabły wysokiej rangi... Ja nie czuję przy tym cierpienia. W skali 1-10 bólu to było 0.
- Spróbuj kiedyś jeszcze czegoś takiego podobnego to nie zdołasz się poruszysz.
Skoro się poruszy, to niezdołanie jakoś zniesie.

 - Odwracam się do niej ze złością, że pozwoliła sobie na takie coś już nie jeden raz.
- Przynajmniej wiesz, że jestem zdolna do większych czynów. - Uśmiecha się do mnie diabelsko. - A teraz... Co się mówi, gdy ktoś otwiera drzwi?
- ... Cześć, Trish. - Mówię z ociąganiem i przewracam oczami.
- A teraz mój drogi przyjacielu proszę wyjść i zapukać jeszcze raz. - Patrzy na mnie rozbawiona.
- ... Serio muszę? - Pytam znudzony.
- Tak, jeśli chcesz jeszcze kiedyś tu przyjść. - Mówi zniecierpliwiona i zakłada ręce na biodra.
- ... Rossie... Ty mnie wpuścisz, prawda? W końcu jestem twoim bratem. - Patrzę z miną "zbitego psiaka" na dziewczynę, która usiadła po "turecku".
- Wiesz, że nie jesteśmy rodzeństwem tylko bliskimi przyjaciółmi. - Odpowiada, podpierając brodę na ręce i uśmiecha się rozbawiona, kiedy popatrzyła na Trish. - Nie jestem pełnoletnia. Muszę słuchać się siostry.
- Ty też przeciwko mnie?! - Dramatycznie upadam na podłogę, klęcząc przed nią.
Leży na podłodze i jednocześnie klęczy przed podłogą... Moja wyobraźnia przestrzenna jest zbyt ograniczona jak na tę scenę. 
Ja wyobrażam go sobie jako dżdżownicę, co się właśnie bardzo rozciągnęła. 

- Dobra, dobra. Już nie udawaj. Robisz to, co mówię czy nie? - Trish próbuje zamaskować śmiech kaszlem.
- ... Dobra. - Wstaję z zapałem i pukam do drzwi, ale tym razem gospodynię uprzedza Rosalie w otwarciu drzwi. - Witaj, panienko! Jak długo się nie widzieliśmy! Gdzież  jest Twa zacna starsza siostra - Trish?
- Zapraszam na salony, mój panie! - Dygnęła Rossie i mnie uścisnęła.
- Och, Trish! Jak długo moje oczy nie mogły podziwiać Twej pięknej osoby. - Uklęknąłem na jednym kolanie, biorąc jej dłonie w swoje.
- Mój luby, powstań! - Wstała razem ze mną. - A gdzie są kwiaty?
- Proszę, pani mojego serca! - Zdejmuję ze ściany paprotkę i podaję jej. - Odzwierciedlają Twe piękno, o królowo.
- Hahahaha! - Rosalie wybucha śmiechem do mojego porównania.
Porównanie odpowiedziało wesolutkim chichotem.

- Córko, jak możesz? - Patrzy z "rozpaczą" w oczach. - Marsz do swojego pokoju!
- Żonko to nasza córeczka! Nie pozwolę, aby poszła na pożarcie. - Osłaniam Rosalie swoim ciałem, jakby przed śmiercią.
- Nie masz nic do gadania! Chcesz, żeby ci odebrała prawa rodzicielskie?
Córka ojcu? Ktoś ogarnia, o co w ogóle chodzi w tej scenie?
Piekielne śmieszkowanie w nowym serialu „Nastoletnie demony” już na Disney Channel!

 - Patrzy z uporem i podchodzi do swojej "córki".
- Khe-khem! - Odchrząkuje blondwłosa. - Muszę coś powiedzieć. Nie jesteście moimi rodzicami.
- Co? Jak to?! - Krzyczymy w szoku, a w radiu leci piosenka z czołówki "Trudne Sprawy".
Co. Tu. Się. Właśnie. Odwaliło?
Komuś odwaliło. Na dekiel.
To w piekle istnieje radio? I skąd w radiu muzyka z serialu paradokumentalnego? Bosze, co za bessęs.
O, i to jest doskonałe podsumowanie całości.

ALEX'S POV END
Koniec? Ufff.

2 komentarze:

  1. Szybko, ludzie! Fabuła się zaczęła!
    Nie gadaj!
    Bratanicy Lucyfera jeszcze w opku chyba nie widziałam,dobre!
    - Już idę! Idę! Pali się, czy co?!
    Wziąwszy pod uwagę, że jesteśmy w piekle, to całkiem możliwe.
    Oj,śliczne!
    To w piekle istnieje radio? I skąd w radiu muzyka z serialu paradokumentalnego?
    Tam się ogląda takie rzeczy prze wieki.Plus te tureckie seriale,co je moja teściowa ogląda i streszcza.Jak to nie jest męka, to nie wiem,co nią jest.
    Ale się fajnie czytało!

    Chomik

    OdpowiedzUsuń
  2. O, jakie merysójcze opko! I łowcy demonów w ubraniach tyleż obcisłych, co niepraktycznych.
    A analiza - znakomita.

    OdpowiedzUsuń