wtorek, 1 sierpnia 2017

32. Gołe byki w łazience prefektów, czyli co zrobiłaś z Hermioną?! Część 2

Tadaaammm!!! Po pokonaniu licznych zawirowań i zakrętów życiowych oddajemy Wam drugą część opowieści o Hermionie nawróconej na miłość do Malfoya. Dowiecie się z tej lektury, jak młodzi czarodzieje ubierają się na szkolne imprezy i jak czule się do siebie odzywają, a także jak łatwo przechodzą przez zamknięte ciężkie wierzeje. Znajomość języków obcych może się przydać, bo po polsku to to napisane nie jest... Miłej lektury!



Analizują: Deni, Vespera Verril baba_potwór. 

Adres opowiadania: https://www.wattpad.com/story/80601605-dramione-seks-i-magia

Bal miał być jutro. Hermione nadal nie mogła się zecydowac, w co ma sie ubrać. Nadal nikomu nie powiedziała o związku z blondwlosym arystokratą.
Związek. Polegający na tym, że raz się pocałowali.
Poprzedzony dozą wzajemnej nienawiści i złośliwych docinek.
Czasami w gimnazjum to od takiego związku do ślubu tylko jeden krok

Chociaż Ginny Weasley kilka razy podejrzewała ją o romans, nikt nie pomyślał by, że jest to Malfoy.
Ja natomiast nie pomyślałabym, że jakąkolwiek relację między piętnastolatkami można nazwać romansem.
Pff, w prawdziwym świecie młodzież przeżywa dramy i romanse rodem z brazylijskich telenoweli przecież.

Granger poprosiła Angelinę Johnson o pomoc w doborze stroju do makijażu i fryzury. Po czterech godzinach kreacja była gotowa. Dziewczyna zakręciła włosy na papilot,
Wszystkie włosy na jeden papilot? Duży musiał być.
Włosy musiały układać się potem w taki wielki kręciołek opadający na ramię.

wybrała mascarę (zrobiła z siebie maszcarę) , czerwoną szminke i cień do powiek. Czarnoskóra siódmoklasistka dała jej też piękna niebieską sukienkę, z której już wyrosła. Wszystko prezentowało się niesamowicie. Komponował się z jasną karnacją Hermiony.
Kto się komponował, tego się, drodzy czytelnicy, sami domyślcie.
Jak dużo Angelina wyrosła, że oddaje Hermionie sukienkę, w którą już się nie mieści, mając siedemnaście lat?   
Angelina sobie beztrosko wyrosła z sukienki kilka lat temu i tak ją sobie trzyma w kufrze w dormitorium.

Dzień później o szóstej wieczorem. Wszyscy wychodzili z dormitories.
Zostawiwszy niepotrzebne. Manuals do polisz lengłicz. 
A na cornerze czaił się dendżer.
Zaczynam mieć podejrzenia, że to opko jest tłumaczeniem z angielskiego
Bardzo marnym tłumaczeniem, dodajmy.

Granger zapinała kolczyk, kiedy Ron wszedł do jej pokoju.

-Ej! Może być?
-Co? Jak się tu dostałeś?
-Ginny mnie wpuściła.
Ron nie mógł wejść do sypialni dziewcząt nawet wtedy, gdyby wszystkie go do siebie zaprosiły. Żeńskie dormitoria były magicznie zabezpieczone przed wizytami osobników płci przeciwnej, jak pamiętamy z książek schody do nich prowadzące wyczuwały chłopców i składały się tworząc piękną zjeżdżalnię. 

 Może być? -powtórzył pytanie.
-Czekaj.. masz tak zamiar iść na bal?

Rudowłosy chłopak miał na sobie coś, co przypominało elegancką halke od piżamy dziewietnastowiecznej starej panny.
To musiało ciekawie wyglądać, wziąwszy pod uwagę, że a) jak świat światem do piżamy nie nosiło się halek (do czego niby miałyby służyć w łóżku?), b) w dziewiętnastym wieku strojem nocnym tak dla kobiet, jak i dla mężczyzn była koszula. Mężczyźni zaczęli używać piżam do snu na początku XX wieku, kobiety dopiero w okolicach drugiej wojny.
Cholera, nie wiedziałam, że halki mogą obejmować całe ciało. Ja głupia znałam do tej pory tylko halki pod spódnicami.

-Hermione. Nie mam nic innego. To przysłała mi mama.
Każda dobra matka robi z dziecka idiotę w oczach kolegów.

-To szata wyjściowa?- dziewczyna nie mogła stlumic śmiechu.
-Tak. Używana.
Przez kogo?

-Ron...to damska szat..
-Cicho. Nie dołu mnie.
-Czekaj..Granger przyjrzała się strojowi, zmruzyla oczy i podeszła do niego.
-Czy to są cekiny?
-Wypierdalaj. Wyglądam bosko, a tym zazdrościsz Lavender.
Całkiem normalny sposób zwracania się do siebie przyjaciół.
Opkowy Ron ma fochy gorsze niż nastolatka z amerykańskiego liceum.
To kalka z kanonicznej sceny z książek. Ron dostał używaną szatę wyjściową, lecz nie była ona damska, co najwyżej niemodna od jakiś 150 lat. I nie miała żadnych cekinów, tylko falbanki i koronkę.

Ron wyszedł. Orzechowłosa nie mogła powstrzymać euforii towarzyszącej wyobrażeniu chwili, w której Lavender Brown zobaczy chłopaka w tym czymś.Spojrzała na zegarek.

-Cholera. Zaraz sie zaczyna.Pięć minut później była już przed Wielką Salą. Wszystko, co znajdowało się wewnątrz miało motyw Świąt Bożego Narodzenia. Nawet łyżki przypominały małe bałwanki.
Bardzo to musiało być praktyczne i wygodne.
Byłoby pewnie idealne na sezon świąteczny w przedszkolu.

Hermione wpatrywała Malfoya. Wreszcie zobaczyła go. On też jej szukał.

-Wow. Wyglądasz zajebiście.
Obyczaje polskiej gimbazy promieniują daleko.

-Dzięki.- dziewczyna zarumienila sie- ty tez.
-Ciekawe co inni powiedzą, jak zobaczą, że razem tańczymy.
Co ludzie powiedzo - tekst godny starej ciotki (pewnie każdy ma taką w rodzinie). Tutaj robi za nią Malfoy.

-Opadnie im szczeka.
Potem dla równowagi zamiauczy. Czymkolwiek to opadające jest.

Najpierw odbył się krótki wstęp. Dumbledore nigdy nie lubił przedłużać.
A autorce nie chciało się wymyślić nawet tych dwóch, trzech zdań, romanse najważniejsze.

Następnie zagrała muzyka. Wszycy stali w ogromnym kole. Pierwsi na parkiet wyszli McGonagall i Filch. Zewsząd dało się słyszeć śmiechy i plotki.

-To jak? Idziemy?- Draco był bardzo pewny siebie. Może to jej się w nim podobało?
Tak dla odmiany, po czterech latach nietrawienia typa, ze środy na piątek odwróciło się jej o sto osiemdziesiąt stopni.
Ta jedna wspaniała cecha po prostu przyćmiewa całą dupkowatość Malfoya.

Wyszło drudzy.
A mnie wyszło oko z orbity od intensywnego zastanawiania się, co też powyższe zdanie może znaczyć. Niestety, nie doszłam do żadnych wniosków.

Wszystkie oczy zwróciły się w ich kierunku. Wszyscy mieli pytając miny.
Odpowiadając, mieli twarze bez wyrazu.

-To Mafoy i granger? Ale Draco Malfoy?
A jest w szkole jakiś inny Malfoy?

-Przecież oni się nienawidzą.
Powiedzcie to autorce tego opka.

-Może to ich kara. Popełnili jakieś przestępstwo? Tak brzmiało większość cichych komentarzy. Przez kilka minut wszyscy wpatrywała się w parę. Dopiero później zaczęli tańczyć.
Przestępstwo polegało na dezercji z lekcji, na której omawiano związek zgody między podmiotem a orzeczeniem.

-Masz piękne oczy- Draco poprawił jej kosmyk włosów za ucho.
Bo na poprawianie błędów w tym opku — na przykład takich jak powyższy koślawy frazeologizm – szkoda czasu i energii.

-Dzięki. Ej mogę się o coś spytać?
-Dawaj.
-Po co ci były te fasolki?

Draco zrobił zmieszaną minę. Nie spodziewał się chyba, że Hermione o to spyta.
Zakup środków odurzających to przecież tak powszechna czynność, że zazwyczaj przechodzi się nad nim do porządku dziennego.

-No wiesz.. te fasolki to fajna rzecz. Po prostu chciałem takie mieć
Taki przedmiot kolekcjonerski.

-Mów.
-Okej.. pamiętasz ten sprawdzian z obrony przed czarną magią?
-No.
-Musiałem jakoś je wykraść i zmienić odpowiedzi.
Szkoda, że przy okazji nie odczuł potrzeby ogarnięcia podstaw wiedzy o zaimkach.

Inaczej dostałby (kto mianowicie?) pałę. A Umbridge nie spuszcza testów z rąk.
I nie wypuszcza z oczu. Ewentualnie ma na nie ucho.

Tańczyli dalej. Jednak Granger nie do końca wierzyła partnerowi. Stwierdziła, że zmieni temat.

-A co będzie teraz z nami?
-I tak każdy już wie.
-Wcześniej musieliśmy udawać, że się nienawidzimy.
Ta cholerna Rowling nas zmuszała.
Tak się męczyłam tą udawaną niechęcią, kiedy prosiłeś mnie o fasolki!

A teraz? Wszystko się zmieni.
Na pohybel mocno przereklamowanemu kanonowi.

Dochodziła północ. Dziewczynie zaczęły kleić się oczy.
Kilo tuszu na każdej rzęsie...
Plus spocenie się w czasie tańca w, jak zakładam, zatłoczonym i ciepłym pomieszczeniu i mamy efekt zabójczy.

-Jestem padnięta.
-Odprowadzić cię do dormitorium?
-Musze się umyć.
-To do łazienki?

Hermione i Mafoy wyszli z Wielkiej Sali.

-Chcesz umyć się w łazience prefektów?
-Nie znam hasła.
Takie jak zawsze — najlepsze kasztany...
Klaatu barada nikto!

Nagle przypomniało jej się, że Draco jest prefektem Ślizgonów.

-Okej. Gdzie one są?
-W lochach.
-Zimno mi.

Chłopak zdjął marynarkę i opatulił nią Granger. Ubranie pachniało męskimi perfumami. Było na prawdę odurzające.
Ta ortografia też jest odurzająca. I odurniająca.

Gdy doszli juz na sam dół i skręcili kilka razy ich oczom ukazały się ogromne drzwi. Przeszli przez nie nie zawracając sobie głowy ich otwieraniem (w duchy się zmienili). Znajdował się tam korytarz i dwoje drzwi.
Gdzie mianowicie? Auuutorkowa metoda opisu świata przedstawionego streszczająca się w słowach „no przecież wiadomo że” doprowadzi mnie kiedyś do załamania nerwowego.
W tych drzwiach pewno.

-Ta jest męska. Musi cie zadowolić, bo do damskiej nie znam hasła.

Jego usta juz układały się w wyraz NIESTETY ale postanowił przemilczeć. Weszli do środka. Łazienka była ogromna. Jak cztery pokoje pokoje dormitorium. PP środku znajdował się ogromny basen, który był wanną.

-I to jest jednoosobowe?- Hermione była zdumiona. Nigdy przedtem nie widziała czegoś podobnego. Krany przypominały węże. Draco otworzył kilka z nich. Z jednego poleciała woda, z drugiego płyn do kąpieli, a z trzeciego olejek zapachowy.
Po kiego czorta płyn i olejek razem?

-Pomożesz mi rozpiąć sukienkę? Sama nie sam rady.

Odpiął zamek, a sukienka znalazła się na ziemi. Zdarzyło się to tak szybko, że dziewczyna nie zdołała zakryć piersi.

-Wow.- Draco patrzył oslupialy.
-No co?- była nieco zawstydzona.
I pewnie tam tak stała jak durna z gołym przodem zamiast od razu się zasłonić.
Tu musiało dojść do operacji zamiany mózgów. Ta ciućma to po prostu nie może być Hermiona.

-Nie wiedziałem, że. .Nie dokończył patrzył na nią jeszcze chwile. Później ich usta ponownie złączy się w pocałunku.
-Chcesz to teraz zrobić?- Malfoyowi zablyszczaly oczy.
-Ale..to będzie mój pierwszy raz.
-Mała zrób To dla mnie.
Uwaga, młodzieży: mamy do czynienia z szantażem emocjonalnym. Kiedy ktokolwiek cokolwiek (nie tylko seks) usiłuje na was wymusić w ten sposób, należy zrobić w tył zwrot i spierniczać, ile fabryka dała.
Nie zmuszajcie się do tego, nawet jeśli „to” jest wyrażane wielką literą.

Zaczął się rozbierać, a ona wraz zawstydzona nim.
I język jej się zaczął tak plątać, że już zupełnie nie można było zrozumieć, co chce powiedzieć.

Po chwili byki całkiem nadzy.
Byki się wdarły do łazienki?! Gołe?!

Nikt na nich nie patrzył.
Bo i kto miał patrzeć, skoro byli sami?

Byli jednym, osobnym bytem.
A to w jaki sposób? Do stosunku, zdaje się, jeszcze nie doszło.
Dwie nieudane postaci stworzyły jedną całość. Wyszło na to samo.

Po gorącym pocałunku ona weszła do wody. Palcem dala muz (Melpomeny i Terpsychory) znać, żeby podążał za nią. Jego oczy były teraz pełne triumfu. Był taki szatański, ale przez to cudownie seksowny. Nie myśleli juz o niczym.
Czyli jak dotychczas.

Po prostu oparł się o kant ,,wanny'' i zrobili to. Tak. Draco Malfoy i Hermione Granger kochali się w basenie z pachnąca pianą w lochach, dokładnie w łazience Pefektów Slytherinu.
To wszystko?!... Jestem zawiedziona. Te wędrówki pustymi korytarzami o północy, przechodzenie przez drzwi, stawanie się jednym bytem (cokolwiek to znaczy), wszystko prowadziło do takiego smutnego dwuzdaniowego finału.  
Wiemy przynajmniej, że piana walała się po całych lochach.

Dzisiaj był piątek.
Chwila, moment. Jeżeli dzisiaj, to piątek jest. Jeżeli piątek był, to akcja nie dzieje się dzisiaj.
Wyszło takie koślawe przełamywanie czwartej ściany.

Dzień bez lekcji. Większość uczniów miała już spakowane walizki na powrót do domu na święta. Hermione nie zamierzała nigdzie wyjeżdżać.  Tu było jej dobrze. Ron, Harry i pozostali Weasleyowie. Tez zostali.
Te kropki stawiane. W najbardziej nieoczekiwanych miejscach.
To jest poezja. Niekonwencjonalna.

Rodzice rudego rodzeństwa wyjechali do Paryża, Percy pracował na Islandii, a Will i Charlie byli w Egipcie. Za oknem padał śnieg. Ciężkie płatki opadły na szerokie parapety. W zamku było chłodno pomimo wielu zapalonych kominków.
Raczej nic dziwnego, wziąwszy pod uwagę, że kominek to marne źródło ciepła.

Wszyscy, którzy pozostali siedzieli w pokoju wspólnym Gryfonów.

-Dlaczego mi nie powiedziałaś? -Ron miał głupi wyraz twarzy. Jak zwykle.
Jeśli Hermiona od zawsze uważała Rona za idiotę, to po cholerę zadawała się z nim przez tyle lat? Ach, zapomniałam, tez zły kanon jej kazał.
Oraz Imperatyw Dobrej Koleżanki.

-Co? O czym?- Granger oderwała  się od pisania listu do rodziców.
-O tym białym chuju od Wężowatych.
-Chodzi o Dracona?
-Ta. Nie podoba mi się.  Nigdy go nie lubiłem.
-Ja jego kiedyś też.
-Ej? Ale on jest dla ciebie miły?
-Chodzimy ze sobą.
Do łazienki.
Do lochów wypełnionych pianą.

-Ja cie..on może być miły? Nawet dla Pansy jest zimny z tego co wiem. Może cię kocha?
Z całą pewnością. Miłość to pierwsza rzecz, której można się spodziewać po Malfoyu. Zwłaszcza miłość do Hermiony.

-Nie wiem. Ron. Nie wtrącaj się w moje życie.
-Dobra. A mogę mieć jeszcze jedno kłeszczyn? Weasley uczył się od niedawna obcych języków.
Szczególnie angielski jest mu obcy jak cholera.

-No. Tylko szybko. Musze zdążyć wysłać list do rodziców.
-Robicie to?

Hermione była zbulwersowana. To jej sprawa, czy Draco Malfoy się z nią kocha.
Dopóki jest nieletnia, to nie tylko jej.

-Nie powiem.
-Ha! Wiedziałem. Tylko się zabezpieczaj. Masz piętnaście lat.
W jakimkolwiek innym wieku antykoncepcja jest zbędna.

-Prawie szesnaście.
-Przyznalaś  się. - Rudzielec zatriumfował.
Nie wiem, w jaki sposób to wywnioskował, bo ja tu żadnego przyznania się do czegokolwiek nie widzę.

-A spierdalaj.
Znów ta przyjacielska czułość.

-Orzechowłosa wyszła z dormitorium. Ledwo przekroczyła dziurę dziurę ścianie, a ktoś złapał ją za ramię. To była Luna Lovegood.
-Hej Luna. Nie wyjeżdżasz?
-Nie. Ktoś się o ciebie pyta.
-Serio? Kto?
-Dziwne. Nigdy z nim nie rozmawiałam. Kiedyś tylko powiedział,  że jestem dziwna.
Sprawdziłam — niczego nie pominęłam przy przeklejaniu. Ten tekst sam z siebie nie trzyma się kupy.

Blondwłosa Krukonka zasmiala się.

-Czyli?- Granger nie musiała się pytać. Wiedziała,  o kim mówi Luna.
-Draco Malfoy. Czeka na ciebie w głównym holu.
-Dzięki Luna.- Gtanger pobiegła. W połowie drogi przeszła z biegu do szybkiego marszu.  Nie chciała wyglądać na spocona przed pożegnaniem.
Może i nie będzie wyglądać, ale ewentualny zapaszek pozostanie :)

-Hej Hermione.
-Cześć. Chciałeś się pożegnać?
-To też.
-Co jeszcze?
-Za godzinę będzie tu mój świstoklik. Chcesz iść do nie na Święta?
Ja tam zawsze wolę iść na święta do tak. Atmosfera jest tam bardziej pozytywna.
Natomiast w może nigdy nie wiadomo.

-Co? Ale ty masz swoje boże narodzenie. Na pewno twoi rodz....
-Oni nie obchodzą świat.  Ja tez tez resztą. Mieszkała byś u mnie w domu. Może poszlibyśmy do kina?
Oo, tak, kino, taka typowa rozrywka młodych czarodziejów (szczególnie tych czystej krwi gardzących wszystkim, co mugolskie).
Rezydencja Malfoyów na pewno jest wyposażona we własną salę kinową.

Hermione była mile zaskoczona.

-Okej.. daj mi pół godziny. Musze się spakować.  Dziewczyna poszła na górę.
Do rodziców nie chciało się jej ruszyć. Do chłopaka, którego jeszcze parę dni temu najchętniej utopiłaby w łyżce wody (a on ją), leci w dyrdy na kiwnięcie palcem. Jak to jest Hermiona, to ja jestem prezesem NBP.
Do tego absolutnie przemilczy przed rodziną zmianę planów na święta. Cud, że do tej pory nadal porównujesz cokolwiek z tego opka do prawdziwego kanonu.
Nadzieja raz po raz wygrywa z doświadczeniem.

Draco włożył rękę do kieszeni. Otworzył woreczek, który się w niej znajdował. Policzył. Tak. Dziesięć fasolek. Schował je z powrotem i wyszedł na dwór,  żeby zapalić papierosa.
Zaczyna się robić mhhhrrrocznie. W sam raz moment na przerwę.
Dum dum dum dum...
Przerażone, chwilowo kończymy.

piątek, 30 czerwca 2017

Dajemy znak życia

Kochani! Wiemy, że czekacie na nową analizę i bardzo, ale to bardzo przepraszamy za jej brak. Dla niektórych z nas wakacje to szczyt sezonu służbowego i po prostu nie wyrabiamy. Niemniej analiza będzie. Co więcej, nie przewidujemy przerwy wakacyjnej! Zatem prosimy o jeszcze odrobinę cierpliwości, za którą z góry dziękujemy.

czwartek, 15 czerwca 2017

31. A-a-a, czyli co zrobiłaś z Hermioną?!

Witajcie! Wracamy do Hogwartu. Na długi weekend mamy dla Was opko, dzięki któremu dowiecie się, jak należy traktować kolegę, żeby zaprosił was na imprezę, odkryjecie tajemniczą substancję, którą odurzają się adepci magii, a także poznacie niezawodny sposób na podryw. Jak zwykle w przypadku opek, nie oczekujcie, że cokolwiek tu będzie zgodne z kanonem. Miłej lektury!

Analizują: Deni, Vespera Verril i baba_potwór. 

Adres opowiadania: https://www.wattpad.com/story/80601605-dramione-seks-i-magia

Niemiła uwaga
Hermiona siedziała na łóżku w dormitorium i przeglądała podręcznik do obrony przed czarna magią.
-Przecież ty juz i tak wszystko umiesz- Ginny Weasley prychnęła i wróciła do rysowania jakiegoś konia na kartce.
-Przestań. Wogóle nie jestem przygotowana. Mogłam zacząć wcześniej. Teraz muszę uczyć się do SUMów na ostatnią chwilę.
-A kiedy chciałaś zacząć? W żłobku?
Hermiona nie mogła się skupić w towarzystwie skrobiącej po papierze rudowłosej czwartoklasistki. Wyszła do pokoju wspólnego gryfonów, ale wiedziała, że aby czegokolwiek się nauczyć, należy ominąć to pomieszczenie pełne rozgadanych nastolatków.
Na błoniach było bardzo ciepło. Dziewczyna usiadła pod starym kasztanowcem. Dalekiego odgłosy bawiących się ludzi nie przeszkadzały jej za bardzo.  
Przeszkadza jej koleżanka, ludzie w pokoju wspólnym też, ale dźwięki odbywającej się w pobliżu imprezy już nie. Cóż za błyskotliwy umysł!

Właśnie czytała trzeci rozdział demonów i demoników, gdy usłyszała ten wredny głos. Udawała, że nadal czyta, ale na chwile spojrzała w prawo.
Zrobiła zeza rozbieżnego.

To Draco Malfoy i Pansy Parkinson szli przez Błonia w kierunku innych ślizgonów.
Boże jak ona się do niego lepi. No dobra, brzydki nie jest, ale ten charakter. Jak można być aż takim wrednym kurwiszonem? To nie jest dobre miejsce na naukę. No to cholera gdzie ja mam studiować? W kiblu?
Skoro nawet przechodzący w oddali Draco ci przeszkadza, to raczej nie masz innego wyjścia.

Granger wróciła do zamku i stwierdziła, że dość się dzisiaj nauczyła
Kim jesteś i co zrobiłaś z Hermioną??

Wieczorem o siódmej pokój pustoszał. Wszyscy udawali się na kolację i tylko Hermione odsypiała noc zarwaną na naukę.
Do kolacji spała? Ta zarwana noc musiała się skończyć koło południa. 

-Wstawaj!- Krzyknęła jej współlokatorka- Angelina Johnson.
Kasztanowłosa wstała jakby usłyszała wybuch bomby.
-Co się dzieje?
-kolacja jest lepiej chodź, bo jeśli chcesz mieć siłę na naukę musisz jeść. Wiem coś o tym. Dwa lata temu na SUMach nie mogłam się skupić, bo nie zjadłam śniadania.
Cóż za dramatyczne przeżycie, godne rozpamiętywania przez lata.

-Juz idę. Daj mi sekundę.
-Okej. Poczekać na ciebie?
-nie musisz.
Ciemnoskora piękność opuściła pokój.
Hermiona spojrzała do lustra.
Ale fryzura. A te wory pod oczami? No dobra. Nie idę przecież na pokaz mody.
Droga na wielką salę zajmowała ponad pięć minut. Trzeba było przejść przez kilka korytarzy i zejść pięć pięter w dół. Gdy dziewczyna z chodziła (a nie bez stała?) na najniższe piętro usłyszała ten sam głos, co po południu:
Naucz się wreszcie, do cholery, stawiać przecinki.

-Dobra, to jak to robimy- Rozpoznała głos tego szczura Dracona.
-mogę skołować olze sklepu Zonka parę kulek a-a-a.- To byl chyba Zabini.
Hermiona udawała, że ich nie widzi i przeszła jak gdyby nigdy nic. Nie umknęło to uwadze blondyna.
-Gdzie się tak spieszysz? Do biblioteki idziesz?
-Gdybyś miał chociaż trochę rozumu wiedział byś, że trwa kolacja.
Oraz jak należy pisać czasowniki w trybie przypuszczającym. 

-Z tego co mówią chłopacy (takie skrzyżowanie chłopców z junakami) z czwartej klasy, to tobie nie potrzeba dodatkowych posiłków.
To była prowokacja. Spojrzała na niego wzrokiem niezainteresowanego klienta w sklepie z samochodami i go (ten sklep?) minęła.
Co on miał na myśli? Ostatnio nabrałam kształtów, ale nie mam aż tak dużych piersi, aby mlodszaki o tym gadały.
A czy on coś mówił o twoich piersiach?
Hermiona nabrała kształtów - czyli pewnie zaokrągliła się po wakacjach. Czy te opka pisze program komputerowy w oparciu o kilka stałych schematów?

Usiadła do stolika pomiędzy Fredem Weasleyem a Harrym Potterem i mając mając głowie słowa wrednego Ślizgona zabrała się za pochłanianie płatków płatków.
Bo płatki to od teraz tradycyjna angielska kolacja.
Płatki wchłaniały się przez skórę – jak się ich dotknęło – robiąc „ślurp!”. 

List
Następnego dnia nie było na nic czasu. Hermione zawał całą noc na naukę.
Wezwijcie pogotowie!

Poszła spać o szóstej a pół godziny później musiała wstać, aby zdążyć na śniadanie.
Jaki był zatem sens kładzenia się do łóżka?

-Hermiona, zawsze tak jest- Ginny Weasley ubierala właśnie skarpetki.
-Jak?- Kujonka próbowała ujarzmić szopę na głowie.
-Najpierw zarywasz noc na naukę a później jesteś nieprzytomny na zajęciach i ledwo co pamiętasz.
Zapominasz nawet, jakiej jesteś płci!
Ludzie w twoim otoczeniu również!

-Juz ty wiesz najlepiej, co ja pamiętam. Weź lepiej podaj mi mój podręcznik od mugoloznawstwa.
-Co? Mugoloznawstwo też? Czy ciebie za przeproszeniem pojebało? Ile przedmiotów wybrałaś na SUMy?
-Wszystkie, jakie się da.
-Ale..wiesz ze teraz od ósmej zaczyna się równolegle opieka nad magicznymi stworzeniami i obrona przed czarną magią?
-Masz demencję? Przecież mówiłam ci, ze McGonagall dala mi ten zmieniacz czasu i mogę być w ilu miejscach na raz?
To ty powinnaś wiedzieć — to w końcu twój zmieniacz.
Zmieniacz czasu był wielką tajemnicą, nawet Harry i Ron o nim nie wiedzieli. A tu proszę, Hermiona rozpowiada o nim na prawo i lewo.
Czy przypadkiem nie miała go oddać pod koniec trzeciego roku?
Uznała go za swoją własność jak niektórzy czytelnicy książki z biblioteki.

-Nie wiem. Może cię akurat nie słuchałam. Często się zdarza. Cały czas pierdolisz o nauce. Dobra ja lecę. Nie spóźnia się na śniadanie.
To nagromadzenie wulgaryzmów zaczyna mnie mocno irytować.
Widocznie w czyimś mniemaniu bohaterowie serii byli zbyt porządni w słowie, jak na nastoletnie dzieciaki.
Węszę tradycyjne opkowe odwzorowywanie obyczajów panujących u auuutorki w gimbazie.
Rudowlosa wyszła. Granger została sama w pokoju. Była już siódma. Zebrała wszystkie potrzebne rzeczy do torby u wyszła z pokoju. W Wielkiej Sali jak zwykle o tej porze panował duży tłok. Prawie wszystkie sidzenia byly zajęte.
Panował taki ścisk, że co niektóre litery trzeba było wyrzucić.

Hermione usiadła obok Rona Weasleya i jakiejś małej Gryfino z pierwszej klasy. Dopiero teraz, gdy do sali wlecialo kilkaset sów pocztowych dziewczyna przypomniała sobie, że dziś jest dzień listów i paczek. Jak zwykle w czwartki.
Niestety, w żadnej paczce nie było podręcznika interpunkcji.

Nie spodziewała się żadnej paczki, ale za to Harry dostał kurwa szóstą miotłę w tym roku od nadzianego chrzestnego.
Zazdrość. Straszna rzecz.
Po cholerę Harry'emu kilka mioteł? I czemu Hermiona jest wroga wobec Harry'ego?

Kasztanowłosa sceptycznie pochodziła do jego prezentów. Twierdziła, że są one zbędnymi gadżetami, a Wybraniec jest juz rozpuszczony jak dziadowski bicz.
No, cóż, Syriusz musiał na coś wydać ten spadek po wuju.
Chłopak od początku niechętnie nastawiony do roli wybrańca, niekochana sierota, miałby jakkolwiek się rozpuścić? Po pierwszych jedenastu latach życia spędzonych w warunkach jakby wręcz przeciwnych do rozpuszczania. Trzymajcie mnie, bo z krzesła spadnę.

Nagle nad stołem przeleciała mała szara sowa i wręczyła pannie Granger mały liścik. Dziewczyna miała brudne ręce od ketchupu, który wylała na nią przed chwila Ron.
Ron też ma problem ze swoją płcią?
Ron to Kopernik i dlatego była kobietą.
Wszyscy w tym opku mają problem ze sobą.

Chłopak myślał, że jest to końcówka produktu, a tak na prawdę otworzył go minute wcześniej.
Na liście widniał napis:
Nauczże się wreszcie zasad pisowni łącznej i rozdzielnej.

Jak chcesz jeszcze zobaczyć swoje notatki, to lepiej zjawiska się dzisiaj o 11 wieczorem na tarasie obok skrzydła szpitalnego. Inaczej twoja nieudana kariera związana z niezdaniem egzaminu odróżniania ektoplazmy ducha a glutów trolla wyląduje w tym szpitalu szybciej niż myślisz.
Poszłabym na ten taras choćby po to, żeby zapytać autora, o co właściwie chodzi w tym tekście.

List był napisany pięknym pismem i zapieczętowany woskiem. To na pewno nie napisał Ron. Tylko to wiedziała. Siedziała teraz z brudnym od ketchupu listem, z twarzą z niewyraźne miną i wpatrywał się w list wielkości połowy kartki pocztowej. Stwierdziła, że pójdzie tam o jedenastej. Pójdzie. ..ale nie sama.

Spotkanie
-Ron- zagadnęła Hermione.
-co?- rudowlosy chłopak oblizywał palce z majonezu
-Co robisz dziś o jedenastej?
-Mam eliksiry, a co?
Jaki debil
Ta opkowa podmieniona Hermiona pięknie traktuje przyjaciół.

-Wiem to. Mam z tobą lekcje. Chodzi mi o wieczór!
-Hermione.. czy ty właśnie umówiłaś się ze mną na potajemną  randkę?
W tym momencie Granger stwierdziła,  że jej piegowaty przyjaciel nie nadaje się na nocne spacery.
-Albo wiesz co.. nieważne.  
Postanowiła więc, że pójdzie z kimś innym. Sama bardzo się bała i stwierdziła,  że może wybierze jakąś dziewczynę do towarzystwa.  
Przed południem orzechowowłosa miała eliksiry.
-Do klasy można wchodzić ciszej. Na prawdę chyba nie muszę was uczyć bezkolizyjnego otwierania drzwi (ale pisowni „naprawdę” zdecydowanie tak)- Snape jak zwykle pieprzył coś o swoich wrażliwych uszach.
Już wiem, ktoś tu pomylił zaklęcia i podmienił Hermionę na stereotypową dresiarę z blokowiska. Obstawiam, że do końca opka zwyzywa co najmniej dwie osoby, a jednej da w mordę.
Gdyby takie postaci były w prawdziwej serii, nikt nie przeczytałby „Harry'ego Pottera” do końca.

Hermione korzystając z zamieszania podeszła do kociołka Parvati Patil.
-Parvati! Co robisz przed północą?
-Ee? Śpię?- Hinduska rozpakowała fiolki z wywarem i składnikami do eliksirów.
-Możesz iść ze..?
-Cisza! Na swoje miejsca. Potter, zawiązać sznurówki. Chyba nie chcesz złamać nogi przed rozgrywkami quiditcha? Nie, żebym bardzo żałował straty Gryfonów. 
Orzechowłosa (Hermiona wplata we włosy gałązki z orzechami, czy ki diabeł?)(kasztany wyszły z mody) nie miała już pomysłu z kim może pójść i spotkać się z osobą,  która ma jej notatki. 
Dobra. Pójdę sama. Po tym, jak wytrzymałam pierdnięcie Goyla idącego obok mnie, nie powinnam się bać juz niczego.
Wyrobiła w sobie odporność na broń chemiczną, to akurat ciekawa umiejętność :)
#ElementKomiczny

Za dziesięć jedenasta Hermione wyszła z dormitorium i pomknela w stronę skrzydła szpitalnego. Kilka minut później znalazła się na tarasie. Nikogo nie było. W sumie dziewczyna przyszła przed czasem. Hogwart położony był w pięknym miejscu. W oddali widać było góry,  a sam zamek okalał las.
Ustalenie, co okalało, a co było okalane, zostawiamy czytelnikom.

W sumie mógł mieć powierzchnię połowy Szwajcarii.
Połowa Szwajcarii to 20000 kilometrów kwadratowych. Sporo, niezależnie od tego, czy jest to powierzchnia lasu, czy zamku (z tekstu opka nie wynika to w żaden sposób). Tym bardziej, że jest to nieco ponad osiem procent powierzchni Wielkiej Brytanii.

 Był ogromny. 
Nagle ktoś dotknął jej ramienia. Granger odwróciła się.
-Malfoy? Czego chcesz?
-Przechodzimy do sedna? Może najpierw  się przywitasz?
-Cześć. Czego chcesz? 
Jego usta zamknęły się w niewyraźną  linię.
Były trochę rozmazane.

-Mam twoje notatki.
-Czego chcesz w zamian?
-Czemu od razu w zamian? Nie spodziewasz się po mnie dobroduszności?
Dziwne. Przecież dobroduszność to pierwsza rzecz, z której Malfoy jest znany.

-Niekoniecznie. 
Blondyn wyciągnął papierosa i zapalił go.
Papierosa, jak zwykły mugol? Po Malfoyu spodziewałabym się raczej fajki albo super wypasionych luksusowych magicznych cygar.
Może kieszonkowe mu się zredukowało na tyle, żeby nie było go stać na coś lepszego?

-Chcesz jednego?- pokazał Granger paczkę.
-Nie palę. Czego chcesz?- powtórzyła.
-No dobra. Nie wkurzaj się.  Wiem ile dla ciebie znaczą te notatki. A mi bardzo zależy na fasolkach a-a-a od sklepu Zonka. Niestety do Hogsmeade idziemy dopiero w listopadzie. To za miesiąc. Potrezebuje ich bardzo. A wiem, że twoi rudzi.. koledzy..- tu zrobił pałzę (to chyba jakiś nieprzyzwoity gest, ta pałza) i wykrzywil sie- mają ich sporo.
Fabuła tego opka ssie. Malfoy szantażuje Hermionę, żeby zdobyć od Weasleyów jakieś fasolki normalnie dostępne w sklepie? Nigdy w to nie uwierzę, kanoniczny Malfoy nigdy nie zniżyłby się do współpracy z Gryfonami. Ale tu chuć jest silniejsza od kanonu...
Przecież czarodziej z czystokrwistego rodu nie może tyle czekać na wyjście do Hogsmeade, aby zdobyć to, czego chce! 

-Chodzi ci o Freda i George'a?- Bliźniacy zawsze lubili płatać   innym  kawały,  wiec posiadanie przez nich wspomnianych fasolek było oczywiste. Chcieliby w przyszłości założyć sklep, który zdetronizowalby Zonka.
-Po co ci one?
-Nieistotne.- Draco był bardzo tajemniczy. Było w nim coś pociągające.
Katar miał.

Ale to tylko Malfoy. Zjebany Ślizgon z piątej klasy.
-Dobra. Będę je miała. Kiedy chcesz?
-Za dwa dni. W sobotę.
-A kiedy dostane notatki?
-W sobotę. 
Granger pokiwała głową na tak i poszła. Odwróciła się jeszcze na chwilę, aby spojrzeć na chłopaka. Jego umięśnione ciało,  błąd (na błędzie i błędem pogania) włosy i świecące blade oczy wywoływały w niej dziwne dreszcze.
Też bym dostała dreszczy, gdyby mojemu rozmówcy zaświeciły oczy.

On też się na nią patrzył zmierzając (dokąd mianowicie zmierzał?) ja od stóp do głów. Na twarzy nie miał wyrazu tylko ciągi cyfr. Dokończył papierosa i poszedł do lochow, gdzie mieściło się dormitorium Slytherinu.

Wręczenie fasolek
Kolejnego dnia Hermione nie mogła się w ogóle skupić. Na wszystkich lekcjach myślała o fasolkach, które musi wyciągnąć od bliźniaków Weasleyów. Po południu, jak zwykle w piątki odbywał się trening quidditcha Gryfonów. Fred I George byli obrońcami.
Pałkarzami. Obrońca jest tylko jeden. Litości, jak można nie sprawdzić nawet tak podstawowej informacji.

O szóstej Granger zasiadla na trybunach. Było zimno, a dziewczyna nie założyła na siebie nic, prócz swetra. No oczywiście miała tez bieliznę i spodnie.
Ha ha, no oczywiście.
Ale o butach auuutorka nie wspomina, więc Hermiona zapewne była boso.
Do tego sweter narzuciła na gołą skórę.

Bracia zeszli z boiska jako ostatni. Orzechowołosa podeszła do nich.
To ona z plemienia Wołosów?

-Cześć chłopaki.
-Hej Hermi właśnie gadaliśmy o tym balu świątecznym.
-Co? O kurde to już za miesiąc.
-Nie wiesz, która dziewczyna jest wolna i mogłaby pójść z Nevillem Longbottomem? Biedak myśli, że pójdzie sam.
-Może Luna?
Kurwa. Z kim ja pójdę? Może z Ronem. Mam nadzieję, że mnie zaprosi.
Któż nie chciałby pójść na bal z tak czarującą, młodą damą z orzechami we włosach?
Zwłaszcza Ron, do którego dama odnosi się per „debil”.

-Mam do was prośbę. Potrzebuje czegoś co zapewne macie
-O nie. Więcej nikomu mapy nie dajemy. Raz Filch przyłapał prawie Harry'ego. Co za down. Myśli, że jak nosi czarne ubrania, a sciany sa ciemne, to nikt go nie zauważy.
-Nie. Chodzi mi o fasolki a-a-a.
-Nigdy nie robiłaś kawałów. Po co ci one?
Wymyśl coś.
-To pomoże mi odpocząć i zregenerować siły w weekend.
-Wiesz, że zaledwie po jednej fasolce człowiek śpi z dwa dni?
Te fasolki to jakieś magiczne dragi. A-a-a brzmi jak skrót od amfetamina. 

-No wlasnie-staralam się brzmieć naturalnie- tyle trwa weekend. To jak będzie?
-Dobra- odrzekł niepewnie Fred- ale ile tego chcesz?
-No.. kilka.
-Kilka?
-No nie wiem- strasznie naciskali- pięć, sześć. .dziesięć?
Skąd ja mam wiedzieć, ile fasolek chce Malfoy? Chyba nie potrzebuje  kilograma.
-ile chcecie za jedną?
-To będzie prezent. Damy Ci dziesięć.
George wyciągnął kilka fasolek z kieszeni.
-Zawsze macie je przy sobie?- w sumie nie zdziwiło jej to. To przecież Weasleyowie.
Kolejnego dnia chciała dawała Ronowi jakieś oznaki, aby zaprosił ją na ten jebany bal. Raz powiedziała nawet:
-Wiesz, że nie mam z kim iść na bal? Ale rudy chyba nie zajarzył.
No, byłoby dziwne, gdyby opkowy Ron okazał jakiekolwiek oznaki posiadania mózgu. Ludzie, ratunku...
Na obiedzie spoglądała cały czas w stronę stołu ślizgonów. Draco dawał jej wyraźne znaki, aby wyjść teraz z Wielkiej sali. Na szczęście Hermione zabrała wcześniej fasolki z dormitorium.
Skąd to e na końcu imienia głównej bohaterki? Żeby to jeszcze autorka konsekwentnie stosowała taki zapis, ale tego nie robi (sprawdziłam).
Może to taka subtelna aluzja, że ten koszmarek nie ma nic wspólnego z Hermioną z powieści.

-Ile ich masz?
-Dziesięć.
-Musiały trochę kosztować. No masz ty swoje notatki- wręczył jej jakieś zapiski.
-Nie wydałam ani knuta. Niektórzy ludzi nie zwracają uwagi tylko na pieniądze. Dobra pa.
-Czekaj no.- był zazenowany.Granger chciała zostać. Ten głupi blondyn sprawiał, że włoski na jej rękach stały na baczność.
Jest na to specjalne zaklęcie?
Windgardium Levio-saaa!

-Co?
-Idziesz na ten bal?
-Pewnie ze idę.
-Ta? Z kim?- miał niedowierzajacy ton.
-Nic ci do tego. A ty z kim idziesz? Niech zgadnę. .. Pansy Parkinson?
-Nie. Chciałem zaprosić kogoś innego, ale ona chyba nie jest zainteresowana.
-Aha? Skąd możesz to wiedzieć.
Obydwoje wiedzieli, że mówią o sobie, ale i tak udawali, że mają siebie w tyłku.
Rozumiem, że pytanie o cel tej szopki nie ma sensu.
Zawiłości ludzkiego umysłu wydają się być dobrą przykrywką braków w konstrukcji postaci.

-Dobra idę z Pansy, to nie ma sensu.
Patrzyli na siebie dłuższą chwilę. Później drzwi od wielkiej sali się otworzyły i wyszedł Snape.
-Co tu się dzieje?- nie musiał pytać. Po spojrzeniach nastolatków było widać, że iskrzy między nimi.
-Pa- Hermione odeszła na górę.
Co to było?
Też sobie zadaję to pytanie. Miło jest, kiedy opko samo się analizuje.
Relacje Międzyludzkie Instant marki Opko. Najtańszy i najgorszy jakościowo produkt tego typu na rynku. 

Korytarz
W niedzielę Orzechowłosa nie uczyła się wcale. Zamiast tego myślała o dziwnym zdarzeniu. Arystokrata z piątej klasy podrywał ją (chyba) i chciał ją zaprosić na bal (chyba). No właśnie. CHYBA.
Coś sobie ubzduralam. Czemu on miałby chcieć się ze mną umówić? To jebany egoista w dodatku obrażał wcześniej moja figurę (jej figura nigdy mu tego nie wybaczy). Po co on się na mnie patrzył? Psychopata.
Cholera, na mnie codziennie patrzą dziesiątki ludzi — na ulicy, w sklepie, w banku, na poczcie... Pojęcia nie miałam, ilu psychopatów mnie otacza.

Na domiar tego, dla niego liczy się czystą  krew...a ja jestem szlamą.
I, jak przystało na Hermionę Granger, używam w stosunku do siebie słów uznanych powszechnie za obelżywe.

-Hermione, dobrze się czujesz?- Wybraniec wyrwał ja z zadumy.
-Tak. Wszystko okej. Harry? Z kim idziesz na bal?
-A co? Nie masz z kim iść?
-Nie no.. może pójdę z Ronem.
-Odpada.
-Co czemu?
-Lavender Brown.
-Co? Ona z nim idzie?
-Ta. Zapytał jej dzisiaj przy śniadaniu.
-A to sucz.
Tak, opkowa Hermiono, obudź swoją wewnętrzną dresiarę :)
Dziewczyny, wystrzegajcie się przyjmowania jakichkolwiek propozycji od chłopaków, bo to już symptom bycia sucz.

Ich rozmowę przerwali Weasleyowie.
-Cześć Hermi. I jak tam fasolki? Nie miałaś przypadkiem spać cały weekend?
-Co jakie fasolki?- Harry próbował obczaić sytuację,.
-Żadne. Sorry, ale muszę już lecieć.- I wyszła.
Pewnie Fred i George rozmawiają z nim teraz o gadżetach ze sklepu  zonka.
Granger blakala się po korytarzach szkoły do wieczora. Stwierdziła, że to dobra okazja, by poznać nieodkryte zakamarki Hogwartu. Zeszła do lochow, gdzie była tylko na korytarzu klasy eliksirów. Zboczyła z trasy, aby obejrzeć inne korytarze. Podobno w podziemiach można znaleźć cenne księgi.
Leżą porozrzucane na posadzce.

Dobra okazja, aby się czegoś z nich nauczyć. Nagle dotarła do bogato zdobionych dużych...ogromnych drzwi z jakiegoś ciężkiego metalu. Dookoła widniał podobny węża i jakiegoś mężczyzny.
Co widniało i co było podobne do węża i mężczyzny, to już, czytelniku, sam sobie dośpiewaj.

Hermione wiedziała kto ro- Salazar slytherin. Jeden z czterech założycieli szkoły. Spróbowała je (mniejsza z tym, do czego ten zaimek się odnosi) otworzyć, ale jak się spodziewała, każde dormitorium zapieczetowane jest hasłem. Lepiej było nie zadzierać z tymi drzwiami. Jeszcze coś wyskoczy, albo zacznie krzyczeć, jeśli nie poda się odpowiedniego hasła.
Hermione wróciła na korytarz główny. Nagle usłyszał anatomy głos (Jaki głos? Atomowy? Anatomii? Anatemy?). Chciała się ukryć za zbroją, ale stwierdziła, że chce z nim pogadać ponownie. Niestety szli z nim też Crabbe i Goyle. Nagle chłopak zobaczył Orzechowłosą i zwolnił kroku.
-Ej. Czekajcie. Muszę jeszcze coś zrobić. Zostawcie mnie.
Granger spojrzała na niego. Draco widocznie chciał chciał nią pogadać.
Upieram się, że znacznie wygodniej gadałoby mu się ustami.

-Hej.
-Hej. I jak? Pansy się zgodziła?
-Nie pytałem jej.
-To idziesz sam?
Podszedł do niej. Jego wzrok nic nie zdradzał. Patrzył na jej usta.
-A ty idziesz z kimś?
-Nie wiem. Jeszcze nie wiem.- wiedziała co ją czeka. Ale czemu on to robi?
-A chcesz iść ze mną?
On był taki seksowny. Jego mięśnie przeswitywaly przez koszulkę.
Świecące mięśnie i atomowy głos... Draco, czy ty przypadkiem nie jesteś ostatnio jakiś bardziej PROMIENNY?
Ja już nawet nie pytam, jak nienawiść zmieniła się w pożądanie tak prędko.

Jego usta przybliża się coraz bardziej. W końcu mnie pocałował.
He he, ałtorka za mocno wczuła się w fabułę.
Tak się kończy mieszanie do opek wątków autobiograficznych.

To byl długi i namiętny pocałunek. Moja ręką była przewieszona na jego ramieniu, a druga dotykał jego torsu. Był taki umięśniony. Nie wiedziałam, że ćwiczy. Później odsunelam się od niego patrzylismy sobie chwile w oczy i odeszłam.
-To znaczy, że się zgadzasz?
Najpierw odeszła, a potem on ją zapytał? Krzyczał za nią?

Hermione uśmiechnęła się i poszła do dormitorium.

Jak zaprosić dziewczynę na bal (według tego opka):
1. Ukradnij coś, co należy do niej.
2. Zaszantażuj ją i zmuś do zdobycia dla ciebie narkotyków.
3. Dokonaj wymiany: ukradziona rzecz za prochy.
4. Zagadaj ją w odludnym miejscu atomowym głosem i poświeć mięśniami.
4.a.Pocałuj ją namiętnie.
5. Laska jest już twoja.

Ps. Nie próbujcie tego w domu!
Ani nigdzie indziej.

środa, 31 maja 2017

30. Anioły i demony, czyli cudzysłowy latoś obrodziły

Witajcie w to pochmurne popołudnie! Pogoda nie nastraja optymistycznie, więc na rozweselenie mamy dla Was opko o dziecięciu diabła i anielicy. Poznacie niebezpieczne związki nieba z piekłem, dowiecie się, w jaki sposób szatany wodzą ludzi na pokuszenie i jakiej muzy słucha się w piekle. Uważajcie tylko, żeby Was nie przysypała lawina cudzysłowów, w których auuutorka jest zakochana. Miłej lektury!

Analizują: J, Deni, Vespera Verril i baba_potwór.

Adres opowiadania: https://www.wattpad.com/story/34256304-nicole-córka-diabła-i-anielicy-zawieszone

Prolog - To nic nowego, jak... To po prostu koszmar
Mamy streszczenie dzieua.

"Wspinam się po marmurowych schodach.
Kiedy ludzie się nauczą, że albo cudzysłów, albo kursywa, a nie oba?

Otwieram ciężkie, mosiężne drzwi i wchodzę do budynku. Przede mną rozprzestrzenia się wielki ołtarz oraz niezliczona ilość ławek.
Skoro ilość, to oczywiste, że niezliczona, bo ten rzeczownik oznacza rzeczy niepoliczalne. Do policzalnych (w tym ławek) stosujemy słowo „liczba”.

Zauważam, że wszystko jest czarno-białe. Podnoszę pod swoje oczy dłonie i obracam nimi, a po chwili stwierdzam, że moje ubrania, jak i moje ciało zmieniły kolor. Wychodząc z zadumy zamykam drzwi, kieruję się pod ołtarz, a z każdym kolejnym krokiem czuję, że moje nogi stają się coraz to cięższe. Nagle w mojej ręce pojawia się krzyż, a obolałe stopy dają się we znaki i upadam, przez co replika cierpienia Jezusa łamie się na pół i wypływa z niej szkarłatna krew.
To ona musi być strasznie wielka, skoro upadając łamie repliki ukrzyżowanego Jezusa.
Replika była chyba zrobiona z patyków, skoro się złamała, gdy bohaterka upadła. 

Wtem słyszę zawodzenie...
Z kaplicy wychodzi mnóstwo zamaskowanych postaci, a ubrane są w płaszcze z kapturami zakrywającymi ich twarze.
To Dementorzy, uciekaj!

Idą do mnie, a jedna z nich zdejmuje maskę, przeżywam szok... Nade mną stoi moje drugie "ja", a podchodzi do niego kolejny osobnik i czyni to samo, wcześniej obejmując "mnie" w pasie i rzekł. - Widzisz, kochanie jakie te dzisiejsze anioły nieposłuszne? Nicole, proszę o uśmiech. 
Selfie z aniołami! 
Cziiiis!
I na Instagram.

- Zwraca się do mnie przystojny (Oczywiście przystojny... w ogóle było kiedyś opko z bohaterem o chociażby przeciętnej urodzie?) (chcesz podważyć fundamenty opkoTFUrczości?), ciemnowłosy chłopak i wtedy czuję, jak wokół moich nadgarstków oraz kostek pojawiają się łańcuchy.
Po chwili wchodzi jakiś mężczyzna, na którego twarzy rozciąga się szeroki, straszny uśmiech (tak się rozciąga i rozciąga, aż gość zaczyna się śmiać dookoła) i rzuca w moją stronę sztylet, który ugadza mnie w serce (wcześniej ugodził w podręcznik gramatyki, akurat w rozdział o czasownikach dokonanych i niedokonanych, w związku z czym nie mialam szans zapoznać się z nim), a przed oczami stają mi obrazy: zabójstw, morderstw, gwałtów, samobójstw, tortur..."
Morderstwo od zabojstwa różni się tym, że...?

W tym momencie budzę się z krzykiem, a po moich policzkach ściekają mi łzy. W odróżnieniu od sytuacji, kiedy łzy ściekają mi po policzkach cudzych, czyli płaczę per procura. Chwytam swoje włosy (to dobrze, że swoje, bo szarpać innych za włosy jest nieładnie) i kołyszę się, aby się uspokoić. Po krótkiej chwili drzwi do mojego pokoju otwierają się i wpada do niego, co najmniej połowa piętra moich egzorcystów.
Główna bohaterka miała koszmar! Szybko zbudźmy wszystkich, bo jeszcze pomyśli, że nie jest ważna! 
Szybko, ludzie! Fabuła się zaczęła!

Pośród nich szukam przerażonym wzrokiem przyjaciół. Natychmiast przy moim łóżku pojawia się mój partner i "sąsiad" z ławki - Christopher (który nie doczekał się szczegółowego opisu, jak pozostali) (przecież wiadomo, że przystojny, inaczej nie byłoby go w opku), Victoria - Znam ją odkąd pamiętam. 19-latka ma długie, czarne włosy oraz heterochromię (różnobarwność tęczówek). Jej prawe oko jest w kolorze soczystej trawy, a lewe błękitne. Posiada cztery kolczyki w jednym uchu, a w drugim dwa. W nosie posiada natomiast słownik poprawnej polszczyzny, który wyraźnie wskazuje, kiedy można użyć czasownika „posiadać”. Na plecach ma wytatuowany napis: "I'm without feelings and I know it.",a na prawym ramieniu wilka. - Elizabeth - To ona pierwsza zechciała ze mną rozmawiać. Ma krótkie, przefarbowane włosy na kolor biały, tak długo, że nie mogę sobie jej wyobrazić w naturalnych. Jeżeli napiszę, że szyk wyrazów w języku polskim jest swobodny, a nie dowolny, auuutorka i tak nie zrozumie. Posiada piwne oczy (Trzyma je w sejfie czy pod poduszką?)  i kolczyk w wardze. Liczy już 20 lat i jest z nas najstarsza. (Brzmi, jakby miała się zaraz rozpaść na kawałki z tej starości - bo w tym wieku to już się nie powinno żyć :)) - oraz Matthew - Na nim nigdy się nie zawiodłam.Jest to brązowołosy 17-latek z ładnie umięśnionym ciałem. Oczy ma w kolorze ciemnej czekolady.
Ci z ładnie umięśnionym ciałem i ciemnymi oczami z definicji są niezawodni.
Przy kopiowaniu nie został pominięty żaden enter. To po prostu bardzo (!) naturalny opis postaci. 

- Dobrze. Koniec "przedstawienia". Prosimy wszystkich o wyjście! - Wyprosił wszystkich. popychając mieszkańców do drzwi.
- Wszystko w porządku? - Pyta mnie Victoria, bojąc się mnie dotknąć, kiedy zobaczyła moją histerię.
- Nie widzisz?! Jest roztrzęsiona... - Stwierdza zdenerwowana Elizabeth i kładzie swoją dłoń na moim kolanie, które drży. Nie wytrzymuje ciężaru zaimków dzierżawczych, którymi auuutorka sypie jak chłop ziarnem przy siewie.
- Znowu "TEN" sam koszmar? - Dopytuje Chris i zagryza wargę.
- T-Tak... - Wyduszam z trudem, ale dodaję. - T-Tym razem... K- Ktoś mnie z-zabił.
Niestety, nieskutecznie.

Rozdział 1 - Wypadek i nieoczekiwana zmiana

Po "wspaniale" przespanej nocy ubieram się do szkoły w mundurek, który składa się z: krótkiej, czarnej spódnicy, żakietu i półbutów tej samej barwy oraz białej koszuli z mankietami, za kolanówek (za czym ten kolanówek i co to w ogóle jest?), czerwonego krawacika - Każdy kolor odpowiada danej klasie w liceum. Ja jestem w drugiej. W pierwszej klasie obowiązuje żółty, a w trzeciej granatowy.
I tak - autorka stosuje swoją unikalną technikę korzystania z myślników. 
Dziwny ten kod kolorów: czarny, żółty i granatowy. Ciekawe, czy będzie to dalej wyjaśnione w tekście, czy to po prostu ulubione kolory autorki.
Wyjaśnione? W opku? Noweś. W opku źródłem wszelkich informacji jest encyklopedia pod tytułem „przecież wiadomo”.

Nasi młodzi egzorcyści nie tylko chodzą do "normalnej" szkoły, ale również do tej specjalnie przystosowanej do naszej instytucji. Pewnie jesteście ciekawi, co robi tu "dziecko"? Cóż... Z tym wiąże się historia.
Ale kto jest tym dzieckiem? No i jakoś nie chwytam tego zwracania się do czytelnika.
A ja chętnie bym się dowiedziała, co to za instytucja.

"Kiedy byłam małym szkrabem hej, który nie zdołałby nic z tego okresu zapamiętać - Tak przynajmniej mówią opiekunowie. - moi rodzice, którzy też byli egzorcystami, zostali zabici przez jednego demona z Gwardii Lucyfera za brak pojęcia o interpunkcji i stosowaniu wielkich i małych liter. To nie było "zwykłe" morderstwo. Z pewnością nie! Na początku były tortury... I to nie byle jakie, ale lepiej nie wspominać. Gdy im się to "znudziło", rozpruli mojemu tacie klatkę piersiową i żywcem wyrwali mu serce. Mama, kiedy to zobaczyła, wzięła jakiś miecz przywieszony na ścianie i sama skróciła sobie życie."
Matka musiała mieć bardzo długie ręce.
Nurtuje mnie pytanie, dlaczego nie sięgnęła po miecz wcześniej i nie próbowała obronić siebie i męża.

Do dziś nie wiem, czemu i mnie nie zabili... Przecież diabły nie znają litości.
Pozostawienie Merysujki przy życiu to przecież akt bestialstwa wobec ludzkości!
Właśnie taki był plan diabłów - zostawić ją przy życiu, żeby inni musieli cierpieć.
Każdy, kto się zetknie z Merysójką, ma ochotę ją zamordować, a od tego do śmiertelnego grzechu tylko krok. A szatanom w to graj.

Moje myśli przerywa dla mnie charakterystyczne, a dla innych zupełnie niecharakterysytyczne, pukanie do drzwi. Po chwili otwierają się i staje w nich Chris, który oparł się nonszalancko o framugę. - Musimy już iść, bo się spóźnimy. - Mówi, kiedy widzi, że ubieram buty.
Najważniejszej informacji zabrakło: w co ona ubrała te buty? Obstawiam rajstopki i czapeczkę.
Zależy od pory roku, przecież w lato nie ubierzesz butów w rajstopki, bo się zgrzeją!

- Czy ty zawsze musisz wchodzić tu nieproszony? - Podnoszę brew, przerywając wiązanie sznurówek i patrzę na niego.
- Hmmm... - Zamyślił się, drapiąc się po podbródku i dodaje z uśmiechem. - Tak!
- Nigdy się nie zmienisz... - Wzdycham z politowaniem i po chwili słyszę rozbawione potwierdzenie Matt'a, który przechodził przez korytarz. - Jeśli on zmieni swoje nastawienie, to demon się zakocha.
- Ja ci zaraz coś zrobię! - Woła rozdrażniony. Zaczyna biec za nim, bo Matt zaczął uciekać. Po holu roznoszą się krzyki "kłótni'.
- Ech... Chcę, żeby tak było zawsze. - Mówię do siebie pod nosem z lekkim uśmiechem, po czym zakładam torbę z książkami na ramię i zamykam drzwi na klucz, wychodząc z pokoju do szkoły.
Zadziwia mnie z jaką szczegółowością opkowi autorzy opisują mało ważne rzeczy np. co ubrała rano, po ilu schodach zeszła na śniadanie, jaki kolor włosów miała kompletnie niepotrzebna postać drugoplanowa. Iście naturalistyczne opisy. 
Za to ważne rzeczy zostają potraktowane po łepkach. 

***
Siedząc na krześle, pobijam (co to znaczy i co to za język? Bo na pewno nie polski) końcówką długopisu o ławkę z niecierpliwieniem. Co chwilę zerkam na zegar, a z oddali słyszę nużący głos mojej nauczycielki od chemii, na którą nikt nie zwraca zbytniej uwagi.  
Uczniowie zajmują się swoimi "sprawami"... Jedni piszą dyskretnie SMSy oraz słuchają muzyki na słuchawkach, drudzy puszczają samolociki po klasie i rysują po zeszycie, a jeszcze inni - W tym i ja - odliczają czas do końca lekcji, aby uwolnić się od nudy, zadań domowych, sprawdzianów i straty czasu.
Taak, przyswajanie wiedzy to taka strata czasu. I nie ma ani jednej osoby, która byłaby zainteresowana nauką. Smutne to i straszne.
No właśnie - w każdej klasie jest jakiś „kujon”, co słucha nawet najnudniejszych nauczycieli. 

Moje rozmyślania przerywa pani profesor swoim krzykiem, o który nigdy nie posądziłabym jej oraz uderzenie dziennikiem o blat biurka. - Jest to 60-letnia kobieta z siwymi włosami, upiętymi w staromodnego koka, mająca wiele zmarszczek w okolicach oczu, które kiedyś pewnie niebieskie, stały się z "biegiem" czasu szare. Nauczycielka nosząca się z okularami na czubku nosa, które ciągle poprawia środkowym palcem, gdy spadają jej z niego. Ubrana w tej chwili w długą poza kolano szarą spódnicę oraz białą koszulę, która została zakryta przez tego samego koloru, co spódnica żakietem. Na nogach miała czarne buty na niskim obcasie wypolerowane tak, że można byłoby się w nich przejrzeć.
Czyli typowy obraz starszej nauczycielki. Za grosz oryginalności w tym opku.
Emmanuel Macron ze swoim stosunkiem do nauczycielek wciąż jest raczej wyjątkiem niż regułą.
Mnie bardziej bawi, jak naturalnie autorka przeszła z akcji (krzyk nauczycielki) do opisu wyglądu postaci. 
Powiem więcej - bardzo szczegółowego opisu wyglądu i ubioru. A potem i tak wszyscy zapomną, co miała na sobie ta postać, łącznie z ałtorką.

 - Staruszka patrzyła w naszą stronę z gniewem w oczach (zapewne miała już dość naszego udawanego uważania na jej lekcjach). Zachrypnięty głos ze wściekłość jeszcze bardziej nami wstrząsną. - Co to ma wszystko oznaczać??! Ja się tu produkuję, a wy nawet nie zamierzacie mnie słuchać!! Wymagam od was tylko tego, a nie byście byli konkursowiczami czy szóstkowiczami. Jeszcze nigdy nie spotkałam się z taką młodzieżą, jak WY! I...- W tym momencie łapie się za serce z krzykiem, tym razem bólu, po czym upada z głośnym hukiem.
Czy tylko ja wyobrażam to sobie, jako groteskową scenę w teatrze?
Opkowy kanon posunięty o krok dalej: w zwykłych opkach nagle i tragicznie umierają rodzice, w naszym pozbywamy się rónież nauczycieli.

Po klasie roznoszą się piski przerażenia dziewczyn oraz głośne wciąganie powietrza przez usta chłopaków. Z nie mniejszym strachem wstaję ze swojego miejsca i biegnę w stronę naszej wychowawczyni. Padam na kolana, podnoszę jej rękę, podwijając lekko rękaw jej marynarki. Ściągam srebrny zegarek,  po czym sprawdzam swoją dłonią puls na jej nadgarstku.
Tętna przy udzielaniu pierwszej pomocy się nie sprawdza...
Oj tam, oj tam.
Być może kluczem do tej sceny jest ściągnięcie srebrnego zegarka.

- Chris, chodź tu szybko! - Wołam mojego przyjaciela, który ani na chwilę nie traci swojego rezonu i podbiega do mnie. - Trzeba będzie zrobić masaż serca i wprowadzić tlen do płuc, bo puls jest ledwo wyczuwalny.
Mary Sue w akcji - zaraz okaże się, że jest dr. Housem w przebraniu. 

- Już się robi, Nicole. Ktoś z was niech zadzwoni po pogotowie i któraś z w końcu może poszłaby po nauczyciela, co?! - Mówi poddenerwowany, patrząc na dziewczyny z klasy, kiedy ściągał bluzę.
Dlaczego się zdenerwował? Bo nauczycielka zasłabła, bo musi udzielić jej pomocy, czy też dlatego, że obnaża się przed koleżankami?
Pewnie przez ostatnie lato nabrał kształtów i boi się pokazać. 
Kolejna reguła pierwszej pomocy: prosząc o pomoc, nie mówi się do ogółu, bo wszyscy wymigają się od odpowiedzialności. Trzeba wskazać konkretną osobę, by poczuła się w zobowiązaniu wykonać polecenie.

- Tak jest! - Usłyszeliśmy tupanie obcasów naszych koleżanek i stukot wybieranego numeru w telefonie przez któregoś z naszych, jakże "poradnych" kolegów.
W tamtym momencie ja i Chris rozpoczęliśmy reanimację, która trwała dopóki nie przyjechała karetka i jej "nie przejęli". Cała nasza klasa stała na parkingu przy szkole z jakimś opiekunem tejże placówki (opiekun placówki dba, żeby placówka regularnie jadła posiłki, wysypiała się i zawsze była ubrana stosownie do pogody), a za oknami widzieliśmy zainteresowane oraz przejęte twarze uczniów i nauczycieli.
Zainteresowane po lewej, przejęte po prawej.
                            
Z niemrawymi minami wróciliśmy do Instytutu. Wszyscy byli w szoku związanym z zachowaniem Chris'a. Zawsze wesoły, optymistycznie patrzący na świat chłopak, siedział przy mnie, wolno żując obiad.
No faktycznie - bardzo dziwne zachowanie dzieciaka, który przed chwilą musiał ratować życie nauczycielce.
Z tego wstrząsu wsadził sobie potrzebny jak wrzód na tyłku apostrof.
Jedzenie obiadu u boku Merysujki musi być rzeczywiście dziwne.

Matt i Elizabeth patrzyli na niego, jak na kosmitę z innej planety. No tak... Nigdy jeszcze nie widział człowieka "ocierającego się" o śmierć. Razem z Victorią popatrzyłyśmy na siebie z rozumieniem.
Niestety, nie jest to rozumienie tego, co same piszemy.

Po zjedzonym posiłku udaliśmy się do siebie. Matt zabrał Chris'a ze sobą, żeby móc z nim spokojnie porozmawiać. W tym czasie zadzwonił mój telefon... Zostałam powiadomiona o grasującym demonie w opuszczonym kościele w dzielnicy Londynu. Przebrałam się i poszłam po swojego partnera.
http://www.clipartpanda.com/categories/girl-super-hero-clip-art


Rozdział 2 - Demon, fałszywy przyjaciel i wspomnienia

Półmrok panował w pomieszczeniu, a ciszę przebijały tylko nasze kroki. Szłam z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Moje niebieskie oczy emanowały spokojem, a z natury rude, kręcone włosy stały się, tak czerwone jakby płonęły.
Ze wstydu, że ich właścicielka nie wie, gdzie należy stawiać przecinki.

Miałam na sobie czarną bokserkę, a na nogach tego samego koloru krótkie spodenki oraz buty za kolano na wysokim obcasie.
Wyglądała seksi, bo kiedy ratujesz świat przed demonami to najważniejsze.
Kij z tym, że obcasy redukują jej szanse w jakiejkolwiek walce do zera.

Co chwilę mogłam spostrzec, ukratkowe zerkanie mojego partner - Chris'a.
Ukratkowe zerkanie - zerkanie przez kratki.

Był on ubrany podobnie do mnie... Tyle, że on w czarne, obcisłe spodnie, buty oficerki oraz tej samej barwy, co spodnie podkoszulek.
Czepnę się trochę: czy będzie mu wygodnie zabijać potwory w obcisłych spodniach?
Supermen nie narzekał.
Ciemne i obcisłe ubrania, nieokrzesane fryzury... Mhm, mam wizję postaci z jakiegoś mrocznego anime o polowaniach na potwory.

Na jego głowie "wił się gąszcz" nigdy nieokrzesanych, kruczoczarnych włosów (wyobraziłam sobie żywe włosy) (nihil novi sub Sole — Meduza takie miała), a jego oczy były, niczym tunele, śmierdziały i były pełne szczurów. Tylko pod dobrym światłem można było określić, gdzie kończy się źrenica.
Kiedy dotarliśmy pod drzwi naszego celu, były one zamknięte. Co każdy normalny człowiek zrobiłby? Chris naparł bokiem swojego ciała (bardzo to uprzejme z jego strony, że użył swojego ciała, a nie jej) na drzwi i z hukiem roztrzaskały się. Niczym dżentelmen (po mistrzowsku udaje) przepuścił mnie jako pierwszą i ukłonił się, jak kamerdyner. Dygnęłam w podzięce i z kieszeni wyciągnęłam zapalniczkę, po czym podpaliłam pochodnię wcześniej wyciągniętą z "kinkietu".
Nadal nie wiem, co zrobiłby każdy normalny człowiek. 

Nie wiem, ile szliśmy, ale z pewnością długo. Z każdej strony otaczały nas pajęczyny, a po nogach "coś" mi chodziło. - Nawet nie chcę wiedzieć, co to było... W pewnej chwili usłyszeliśmy szelest i szaleńczy śmiech, zaraz potem kroki, jakby ktoś bawił się z nami w "Ciuciubabkę".
Zaczynają mnie denerwować te cudzysłowy.
Dopiero zaczynają? To i tak odporna jesteś.

- Przestań! Nie mamy czasu na twoje głupie gierki! - Powiedział Chris zdenerwowany.
Wtedy kroki ustały, ale jeżeli dobrze myślę, że to był DEMON
DEMON z dużych liter jest gorszy niż zwykły demon z małych?
Bo to duuuży demon jest.

on zaśmiał się jeszcze bardziej. - Dziecko! Co ty możesz mi zrobić? Hahaha! To jest śmieszne! Wysyłają do mnie dwójkę bachorów! Hahaha!
To ci dopiero, demon-śmieszek.
Powinien jeszcze dorzucić „IT'S A PRANK, BRO!”. 
Powiedziałabym raczej, że to Irytek urwał się z Hogwartu na małe wczasy do innego uniwersum.

- Ja ci dam zaraz "bachorów"! - Odpowiedział Chris, który stał czerwony z gotującej się w nim wściekłości.
- O, dziecko się zdenerwowało? Hahaha! Urocze... Ale jeszcze bardziej urocza jest ta młoda dama. - Ciągnie demon za włosy, a ja nagle poczułam, że ktoś bierze mnie  w swoje ramiona (chciał wziąć w cudze, ale ich właściciel odmówił współpracy) i podnosi w górę, przez co pochodnia wypada mi z ręki na ziemię.
Oni tak serio z tą pochodnią? Nie mają latarek?
To by było za proste.
Bo pochodnie są takie klimatyczne, retro i w ogóle.

Uniosłam się w powietrzu z diabłem, przez co nie omieszkałam się pisnąć.
Znaleźliśmy się na strychu, a podmiot szatana przypatrywał mi się.
Podmiot? Szatan się uczy gramatyki?
Kiedy się czyta opka, można dojść do wniosku, że ich auuutorki uważają gramatykę właśnie za diabelską sztuczkę.

W ciemności było widać tylko błysk jego złotych oczu. Wyczytałam z nich zdenerwowanie pomieszane z niedowierzaniem. - C-Czy... Czy ty nazywasz się Wright?
- T-Tak. Skąd znasz moje nazwisko? - Pytam zszokowana.
Kupiłem bazę danych od twojej firmy telefonicznej.
„Do you know why my name is Phoenix Wright? Because I am always right!”
To dopiero paradoks postaci i jej nazwiska. 

- ... Więc Ty żyjesz... Nie mogę w to uwierzyć. To oznacza, że traktat zostanie wypełniony. - Mówił sam do siebie, nie wierząc w to, co słyszy.
Czyli nie wierzy w to, co sam do siebie mówi. To się chyba schizofrenia nazywa.

- C-Co? Jaki znowu traktat? O czym ty mówisz?... - Pytania wypłynęły ze mnie, niczym z wodospadu.
- Czekaj, czekaj! - Zatrzymał moją ciekawość i dodał. - To Ty nic nie wiesz?
- O czym? - Pytam zawzięcie.
- ... O umowie miedzy Twoimi rodzicami a samym Szatanem...
Umowa miedzy? Jej rodzice i szatan mieli nieruchomości rolne?
Jeszcze kilka wielokropków i wydłubię sobie oczy. 

- Powiedział szeptając, jakby była to tajemnica.
Może umowa nie została zgłoszona do Urzędu Skarbowego.

- Jakiej umowie? Moi rodzice zostali zamordowani przez Lucyfera!! - Odpowiedziałam z krzykiem.
Tajemnicza śmierć rodziców, bohaterka nie ma pojęcia o swojej przeszłości, chodzi do magicznej szkoły... Hmm, z czym to się może kojarzyć?
Z kreatywnością i oryginalnością pomysłów auuutorki? Nie, to chyba nie to...

- CO? Jak to zamordowani przez Lucyfera?! - Dopytywał z baranią miną.
- To są chyba jakieś żarty! Demon dziwi się, że szatan zabił?! - Krzyczałam zdenerwowana.
- Jak Szatan mógł ICH zabić, skoro Twój ojciec był Jego bratem? - Wciął się w mój wywód.
Jak się jest czyimś bratem, to automatycznie nie można takiego zabić?
Najwyraźniej nie słyszeli o Kainie i Ablu, Romulusie i Remusie tudzież paru innych kochających się rodzeństwach.

- Co... ŻE CO?! - Mój krzyk rozniósł się po całej świątyni.
- Nicole??!! Żyjesz?!! Już idę po Ciebie! - Usłyszałam głos Chris'a, który zaniepokoił się moim wrzaskiem. Ten to ma "wyczucie" czasu... Po chwili znalazł się w pomieszczeniu. - Odejdź od niej diable!
- AAAA! - Cierpienie demona było, aż zanadto widoczne, kiedy mój przyjaciel oblał go wodą święconą. Diabeł wił się, a z jego skóry unosił się zapach spalonej siarki. - Jesteś pół-diabłem a pół-aniołem. Twoja matka była najprawdziwszą anielicą, która pracowała jako egzorcystka.
Aniołowie muszą mało zarabiać w niebie, skoro zajmują się egzorcyzmami.
Może po prostu chciała poczuć dreszczyk emocji, a w niebie było zbyt spokojnie.

Ojciec był Księciem Piekła, bratem samego Szatana! Kochali się... KOCHALI CIEBIE! Oni ich zabili! EZGORCYŚCI ICH ZABILI!
- Czekaj Chris! NIE! On coś wie więcej o śmierci moich rodziców. Chris!!! - Łzy rzewnie spłynęły mi po policzkach, gdy demon zniknął, jak bańka mydlana, a wraz z nim szansa na rozwiązanie zagadki morderstwa.
Zabicie demona jest takie proste? Polewasz wodą święconą i znika?
Ech, chrześcijanie bywają naiwni...
Naczytali się „Pani Twardowskiej” Mickiewicza.

***
- Dlaczego to zrobiłeś? - Pytam wściekła Chris'a, zamykając drzwi do Instytutu.
- Przecież doskonale wiesz o tym, że to DEMON. Im się nie wierzy! Są chytrzy, przebiegli i źli. - Odpowiada bez mrugnięcia okiem.
- Ale on coś wiedział! Znał moją jedyną rodzinę, której nigdy nie miałam. Wszystkie inne moje rodziny miałam jak najbardziej. - Mówię z przejęciem.
- O, nie masz rodziny, tak? To kim ja, to znaczy MY dla ciebie jesteśmy?! - Pyta rozdrażniony.
Przyjaciółmi? Jest w tym coś złego?
W kraju, w którym trzy czwarte społeczeństwa nikomu poza rodziną nie ufa i z nikim poza żoną, rodzicami i szwagrem nie rozmawia, słowo „przyjaciel” może być przez rzeczone trzy czwarte odbierane wręcz jak obelga.

- Nie łap mnie za słówka. Wiesz doskonale, że nie o to mi chodziło. - Odpowiadam z pretensją.
- Tak, a o co? No powiedz! Myślałem, że traktujesz nas, jak rodzinę. Nie mówię znowu o całym Instytucie, ale o naszej paczce. Chyba, że również twierdzisz, że jej też "nigdy nie było". - Zakończył urażony i odszedł w przeciwnym kierunku.
Foch. 
A potem wróci do swojego pokoju, rzuci się z płaczem na łóżko i będzie jęczał: „Dlaczego nie kochasz mnie tak bardzo, jak ja chcę?! Myślałem, że jestem twoim braciszkiem!”. 

- Super! Zawsze wiedziałam, że się rozumiemy. - Wołam za nim, ale doszłam do wniosku, że mnie nie słyszy.
Z westchnięciem idę po schodach, żebry zaraz potem skręcić w prawo korytarzem i udać się pod "667" - numer mojego pokoju.
Pokój 666 już był zajęty?
Taki numer na pewno jest zarezerwowany na rok naprzód.

Przekręciwszy klucz w drzwiach oraz złapawszy za klamkę otwieram wrota.
Skoro do pokoju mają wrota, to ja się boję zapytać ile kosztuje miesiąc pobytu w takim ośrodku...
Drobiazg — tylko tu pani podpisze, o. Własną krwią proszę. 

Rzucam się na łóżko, nie myśląc nawet o ściągnięciu butów. Układam się w pozycję "embrionalną", czyli podciągnięte kolana do głowy, zgarbione plecy i ręce założone na nogi. Odpłynęłam myślami to swojego dzieciństwa... Czasów, kiedy wszyscy trzymaliśmy się razem i kłótnie były dla nas przestępstwem.
Jak tylko ktoś się kłócił, przyjeżdżała policja dobrych relacji i dawali mandaty.
Za recydywę tydzień kozy. 

Chwil, w których starsi koledzy wyśmiewali się z moich włosów, bo nikt nie posiada prawie, że czerwonych pasm. Pamiętam, że od zawsze przezywali mnie "demonem"...
Demony i rudzi ludzie nie mają duszy, więc może coś ich łączy...? 

Ale zawsze ktoś przychodził mi z pomocą...
"Pewnego dnia, kiedy zostałam wepchnięta w ciemny pokój i chłopcy gorszyli moje imię (zgorszone imię ze wstydu robiło facepalm za facepalmem), a co gorsza chcieli zrobić coś jeszcze bardziej okropnego... (mianowicie niepoprawnie stopniować przymiotnik). Przecież diabły muszą cierpieć...
Zawsze mi się wydawało, że diabły są od tego, żeby to inni cierpieli, ale mogę się mylić. Nie mam wielu znajomości wśród diabłów.

Jeden z nich chcąc zerwać ze mnie bluzkę, drgnął kiedy ktoś dobijał się do pokoju. Elizabeth wyważyła drzwi kopnięciem nogi w drzwi.
Dziwne. Drzwi zazwyczaj wyważa się kopnięciem tyłka w skrzynkę bezpiecznikową.

Twarze tych dzieciaków były śmieszne, gdy zobaczyli minę furiatki mojej przyjaciółki. Na (nie)szczęście przybiegła Victoria, która złapała ją (tę Elizabeth?)(tak, bo to furiatka była), wykręciwszy jej ręce do tyłu, ale z trudem mogła ją utrzymać przez jej wyrywanie się. Matt i Chris, niczym gangsterzy wpadli do pokoju i uniósłwszy dłonie wycelowali prosto w ich twarze - sprali ich na "kwaśne jabłko", dosłownie! 
Zaraz, zaraz — wyciągnęli ręce w kierunku ich twarzy i w ten sposób ich sprali? Zdalnie? Też chcę tak umieć.
Moc Jedi wycieka do kolejnych uniwersów!

Siedziałam w kącie przerażona, zalana łzami.
Emocje jak na grzybobraniu. 

Victoria podeszła do mnie, kiedy Elizabeth przestała się rzucać i podała mi dłoń.
W dalszym ciągu nie rozumiem, dlaczego Elizabeth się rzucała i dlaczego trzeba było ją obezwładnić. Zwłaszcza że — jak wynika z... powiedzmy, treści tego opka — Elizabeth należy do tej samej paczki co główna bohaterka.
Z sytuacji wynikło, że chłopcy biją, a dziewczynki stoją z boku i patrzą, więc Elizabeth musiała zostać powstrzymana, kiedy też chciała komuś przywalić.
Chyba nie wierzysz w feminim...? Wariatka. 

- Już wszystko będzie dobrze. Nigdy już nie zostawimy Cię... nawet na chwilę.
- Byłaś dzielna, młoda! - Powiedział Matt, uśmiechnął się szeroko ukazując "garnitur" białych zębów, kiedy ukucnął obok mnie. Po chwili poczułam jego rękę na głowie, która zmierzwiła mi włosy.
Głowa mierzwiąca włosy... To musi być ciekawy widok.
Tak samo jak garnitur białych zębów.

- Jaka "młoda"? Jest w naszym wieku. - Wciął się Chris, puściwszy mi "oczko".
A my właśnie złożyliśmy do ZUS-u dokumenty, żeby nam emeryturę wyliczyli.

- D-Dziękuję... - Wymamrotałam cicho, wybuchając jeszcze większym płaczem, ale otarłam łzy i przyjęłam rękę Victorii. Chłopcy chcieli mnie przytrzymać, gdy zobaczyli, że nie mam siły, ale skutecznie odstraszył ich mój paniczny pisk.
- Chodź! - Powiedziała Elizabeth i wzięła mnie na swoje plecy.
- Organizacja "Conservatio N-VECM" gotowa do akcji! - Wykrzyczał Matt, kiedy wyszliśmy z pokoju.
- "Conservatio N-VECM"? - Zapytałam nieśmiało.
- "Conservatio N-VECM" - Ochrona Nicoli przez Victorię, Elizabeth, Chris'a i Matt'a. - Odpowiada z podniesioną głową, zapewne dumny ze swojego pomysłu.
Znaleźli sens życia: będą ją niańczyć. 

- ...To najgłupsza nazwa, jaką kiedykolwiek słyszałem. - Chris popatrzył na niego, jak na idiotę.
- A może sam umiałbyś wymyślić lepszą?! - Warknął Matt.
- Pewnie! Przynajmniej byłaby zabawna. - Zmierzyli się zdenerwowanym wzrokiem, na co ja wybuchnęłam śmiechem i po chwili reszta się do mnie dołączyła."
Po długim rozmyślaniu - nawet nie zauważyłam kiedy - zmorzył mnie sen, a moje usta bezwładnie ułożyły się w delikatny uśmiech.
Tylko skąd o tym wiedziałaś, skoro spałaś?
Bohaterka Wszechwiedząca.

Rozdział 3 - Szok, gniew i głupota
Jeśli przestawimy słowa na szok. głupota i gniew, to dostajemy opis uczuć po przeczytaniu wielu opek.

CHANGE POV
Po długiej lekcji z Historii Piekła wracam w końcu do swojego pokoju. Idę przez korytarz z zimnym wyrazem twarzy. Moja czerwona peleryna ze złotymi zdobieniami powiewa przy każdym moim dostojnym kroku.
W korytarzu wieje wiatr? Okna w piekle trzeba wymienić.
Czy mi się zdaje, czy ałtorka przeskoczyła z narracji w czasie przeszłym na teraźniejszą?

Czarne buty z wysokimi cholewami wydają głośny tupot o marmurową podłogę. Smoliste spodnie opinają moje nogi, a kontusz posiada, jakże "odmienny" kolor, jak buty czy spodnie.
Duża kawa za przetłumaczenie tego zdania na polski.
Bohater ma spodnie ze smoły. Pewnie strasznie się kleją do skóry.

Kruczoczarne włosy, których grzywka opada miękko na czoło. Największą uwagą zwracają czerwone oczy.
Nie wyspało się biedactwo.
Albo palił marihuanę? Kto wie, co w tym piekle każą robić. 

Moja mlecznobiała cera połyskuje w świetle pochodni, przez co służba patrzy na mnie urzeczona - młode pokojówki, starsze kobiety, a nawet młodzi mężczyźni. A po chwili odzyskują swój rezon i zbijają przede mną pokłony (bo zbijać bąki nie bardzo wypada w tej sytuacji), na który (do czego ten zaimek się odnosi? Bo z analizy zdania wychodzi mi, że nie zwraca uwagi na rezon) nie zwracam kompletnej uwagi tylko częściową.
Jakiż on skromny i sympatyczny.

Stwierdzam, że zanim pójdę do swojej komnaty, muszę udać się do biblioteki po książkę "Taktyk Wojennych" (taktyki wojenne są autorkami książki?), a chcą się tam dostać (te taktyki) konieczne jest przejście podziemiami. Mijając kolejne pomieszczenia, zauważam, że wrota do grobowca są otwarte, a za nimi stoi mój ojciec - Wielki Książe Piekła Lucyfer. Ze zdziwieniem przyznaję, że nikt nie przebywa w tym miejscu (zaskakujące — krypty to przecież przytulne, wesołe miejsca, w których zazwyczaj panuje tłok i gwar), a Lucyfer bardziej regorystycznie (oraz ścieśle i bezwzglyndnie) przestrzega tej zasady niż ktokolwiek inny. Pierwszy raz widzę, klęczącego ojca, który głowę trzyma na blacie grobu, a z jego oczu lecą pojedyncze łzy?
Nas pytasz?

Podchodzę zainteresowany bliżej, ale nie za bardzo, aby mnie nie zauważył. Ta tablicy widnieje napis:
''Tu spoczywa najstarszy z synów korony i brat Lucyfera -  Azazel oraz Jego żona i Anielica - Miriam.
Jedno i drugie jakieś wybrakowane, bo i diabły, i anioły zazwyczaj są nieśmiertelne. O prawdopodobieństwie pochówku anielicy przez szatany, i to w grobowcu rodziny panującej, nie wypowiadam się, bo może mam za małe pojęcie o obyczajach istot nadprzyrodzonych.
Przecież to była miłość forever and ever! Musieli spocząć obok siebie!
Poza tym - jakiej korony? (Nie, żebym się czepiała, ale wszystkie archanioły tworzył Bóg, więc korona to Bóg, czy o co tu chodzi?) 

Śmierć po śmiertelna nigdy nie rozdziela...
W przeciwieństwie do śmierci przed życiowej. Cokolwiek to znaczy.

Ona łączy na WIEKI."
Zszokowany mam w planach odwrót, kiedy nagle wzbudzają we mnie zainteresowanie słowa ojca. - Gdybyście tylko tutaj byli, bracie... Tak mi przykro, że nie zdołałem przyjść, aby Was uratować. Jeden z moich diabłów doniósł mi, kiedy spalał się "żywym" ogniem, że Wasza córka żyje. Zamierzam ją odnaleźć i mianować na Królową Piekieł nawet, jeśli nie zechce poślubić jednego z moich synów. Swojego narzeczonego Jonathan'a czy Alexandra.
Wstrząśnięty faktem, że mam kuzynkę zataczam się do tyłu, ale wyciągam rękę, aby się podeprzeć o ścianę. Czułem, jak "trybiki" w mózgu pracują na najwyższych obrotach. Czy on do reszty oszalał?! Pogodziłem się z tym, że jestem najmłodszy i będę musiała ustąpić bratu dostęp do władzy, ale to, że chce ją oddać jakiejś dziewoji*?? (Od autorki: *Dziewoja - Autentyczna nazwa, wymyślona przez moich kolegów, mająca za zadanie określać płeć przeciwną w obraźliwy sposób.)
Od analizatorki: dziewoja to wyraz wymyślony przez naszych przodków gdzieś w okolicach późnego średniowiecza, mający za zadanie w żartobliwy sposób określić młodą, dorodną dziewczynę.

"Jakaś dziewka nie zabierze mi tronu! Mam większe prawo do niego niż jakaś pannica! Jestem JEGO synem! Patrząc na to logicznie byłbym lepszym królem nawet od mojego brata!!"
To logiczne że bylbym lepszym królem niż mój brat. A z jakich przesłanek ten logiczny wniosek wynika? Ano, z takich, że to logiczne. 

- Emocje z każdą chwilą buzowały jeszcze bardziej.
Z zamaszystym krokiem udaję się do komnaty (w sytuacji wzburzenia zawsze dobrze mieć towarzystwo, niechby i zamaszystego kroku; mniejsza z tym, że krok nie może być zamaszysty), nie zaprzątając sobie już głowy biblioteką. Przemierzam hol, aby udać się do pokoju. Otwierając drzwi i zamknąłwszy je z hukiem, siadam na fotelu, aby obmyślić plan znalezienia dziewczyny, żeby zaraz potem pozbyć się jej. Nagle wpadam na pomysł, aby udać się do moich przyjaciółek po radę. Pstryknięciem palców przenoszę się pod dom sióstr i pukam donośnie w drzwi.
Pstryka palcami jak Q ze Star Treka.
Pstryk odrzutowy.

***
- Już idę! Idę! Pali się, czy co?!
Wziąwszy pod uwagę, że jesteśmy w piekle, to całkiem możliwe.

 - Z  środka słyszę stłumiony krzyk. Po chwili drzwi otwierają się i staje w nich Trish.
 - ... - Bez słowa przeciskam się pomiędzy nią a framugą i wchodzę do salonu, gdzie siedzi Rosalie. - Cześć, Rossie!
- Witaj, Alex. Miło Cię widzieć. - Odpowiada 15-latka, uśmiechając się delikatnie i odgarnia swoje złote włosy na plecy, kiedy wpadają jej do soczyście zielonych oczu.
I słychać tylko takie plum! I włoski się już topią w tej soczystości.
I trzeba je myć, bo się robią lepkie.

- Hej! A może ze mną byś się przywitał, co?! - Wydziera się jej starsza o cztery lata siostra.
- Ciebie również. Co słychać? Jak w szkole? - Dopytuję młodszej, gdy podchodzę do niej i głaszczę ją po głowie.
- Wszystko dobrze tylko Trish spaliła dzisiaj makaron i nie jadłam obiadu. - Mówi rozbawiona nastolatka, ale po chwili markotnieje. - Dobrze o tym wiesz, jak jest...
- Halo! Ja też tutaj jestem! - Krzyczy wściekła dziewczyna z granatowymi włosami, a jej złote oczy połyskują złowrogo. - Nie zachowuj się tak, jakby mnie tu nie było!!
- Och... Przepraszam! - Powiedziałem i przytulam Rossie do siebie. - Po tylu latach powinni (ci dziewczyni) dorosnąć. Przecież to nic złego mieć jasne włosy.
- Wiesz przecież, że jestem jedyna... Nikt takich w Piekle nie posiada. - Burczy w moją szatę.
- HEJ WY!! - Niespodziewanie Trish rzuca we mnie wazonem, który rozbija się o moje plecy, ale jak to diabły wysokiej rangi... Ja nie czuję przy tym cierpienia. W skali 1-10 bólu to było 0.
- Spróbuj kiedyś jeszcze czegoś takiego podobnego to nie zdołasz się poruszysz.
Skoro się poruszy, to niezdołanie jakoś zniesie.

 - Odwracam się do niej ze złością, że pozwoliła sobie na takie coś już nie jeden raz.
- Przynajmniej wiesz, że jestem zdolna do większych czynów. - Uśmiecha się do mnie diabelsko. - A teraz... Co się mówi, gdy ktoś otwiera drzwi?
- ... Cześć, Trish. - Mówię z ociąganiem i przewracam oczami.
- A teraz mój drogi przyjacielu proszę wyjść i zapukać jeszcze raz. - Patrzy na mnie rozbawiona.
- ... Serio muszę? - Pytam znudzony.
- Tak, jeśli chcesz jeszcze kiedyś tu przyjść. - Mówi zniecierpliwiona i zakłada ręce na biodra.
- ... Rossie... Ty mnie wpuścisz, prawda? W końcu jestem twoim bratem. - Patrzę z miną "zbitego psiaka" na dziewczynę, która usiadła po "turecku".
- Wiesz, że nie jesteśmy rodzeństwem tylko bliskimi przyjaciółmi. - Odpowiada, podpierając brodę na ręce i uśmiecha się rozbawiona, kiedy popatrzyła na Trish. - Nie jestem pełnoletnia. Muszę słuchać się siostry.
- Ty też przeciwko mnie?! - Dramatycznie upadam na podłogę, klęcząc przed nią.
Leży na podłodze i jednocześnie klęczy przed podłogą... Moja wyobraźnia przestrzenna jest zbyt ograniczona jak na tę scenę. 
Ja wyobrażam go sobie jako dżdżownicę, co się właśnie bardzo rozciągnęła. 

- Dobra, dobra. Już nie udawaj. Robisz to, co mówię czy nie? - Trish próbuje zamaskować śmiech kaszlem.
- ... Dobra. - Wstaję z zapałem i pukam do drzwi, ale tym razem gospodynię uprzedza Rosalie w otwarciu drzwi. - Witaj, panienko! Jak długo się nie widzieliśmy! Gdzież  jest Twa zacna starsza siostra - Trish?
- Zapraszam na salony, mój panie! - Dygnęła Rossie i mnie uścisnęła.
- Och, Trish! Jak długo moje oczy nie mogły podziwiać Twej pięknej osoby. - Uklęknąłem na jednym kolanie, biorąc jej dłonie w swoje.
- Mój luby, powstań! - Wstała razem ze mną. - A gdzie są kwiaty?
- Proszę, pani mojego serca! - Zdejmuję ze ściany paprotkę i podaję jej. - Odzwierciedlają Twe piękno, o królowo.
- Hahahaha! - Rosalie wybucha śmiechem do mojego porównania.
Porównanie odpowiedziało wesolutkim chichotem.

- Córko, jak możesz? - Patrzy z "rozpaczą" w oczach. - Marsz do swojego pokoju!
- Żonko to nasza córeczka! Nie pozwolę, aby poszła na pożarcie. - Osłaniam Rosalie swoim ciałem, jakby przed śmiercią.
- Nie masz nic do gadania! Chcesz, żeby ci odebrała prawa rodzicielskie?
Córka ojcu? Ktoś ogarnia, o co w ogóle chodzi w tej scenie?
Piekielne śmieszkowanie w nowym serialu „Nastoletnie demony” już na Disney Channel!

 - Patrzy z uporem i podchodzi do swojej "córki".
- Khe-khem! - Odchrząkuje blondwłosa. - Muszę coś powiedzieć. Nie jesteście moimi rodzicami.
- Co? Jak to?! - Krzyczymy w szoku, a w radiu leci piosenka z czołówki "Trudne Sprawy".
Co. Tu. Się. Właśnie. Odwaliło?
Komuś odwaliło. Na dekiel.
To w piekle istnieje radio? I skąd w radiu muzyka z serialu paradokumentalnego? Bosze, co za bessęs.
O, i to jest doskonałe podsumowanie całości.

ALEX'S POV END
Koniec? Ufff.