czwartek, 15 czerwca 2017

31. A-a-a, czyli co zrobiłaś z Hermioną?!

Witajcie! Wracamy do Hogwartu. Na długi weekend mamy dla Was opko, dzięki któremu dowiecie się, jak należy traktować kolegę, żeby zaprosił was na imprezę, odkryjecie tajemniczą substancję, którą odurzają się adepci magii, a także poznacie niezawodny sposób na podryw. Jak zwykle w przypadku opek, nie oczekujcie, że cokolwiek tu będzie zgodne z kanonem. Miłej lektury!

Analizują: Deni, Vespera Verril i baba_potwór. 

Adres opowiadania: https://www.wattpad.com/story/80601605-dramione-seks-i-magia

Niemiła uwaga
Hermiona siedziała na łóżku w dormitorium i przeglądała podręcznik do obrony przed czarna magią.
-Przecież ty juz i tak wszystko umiesz- Ginny Weasley prychnęła i wróciła do rysowania jakiegoś konia na kartce.
-Przestań. Wogóle nie jestem przygotowana. Mogłam zacząć wcześniej. Teraz muszę uczyć się do SUMów na ostatnią chwilę.
-A kiedy chciałaś zacząć? W żłobku?
Hermiona nie mogła się skupić w towarzystwie skrobiącej po papierze rudowłosej czwartoklasistki. Wyszła do pokoju wspólnego gryfonów, ale wiedziała, że aby czegokolwiek się nauczyć, należy ominąć to pomieszczenie pełne rozgadanych nastolatków.
Na błoniach było bardzo ciepło. Dziewczyna usiadła pod starym kasztanowcem. Dalekiego odgłosy bawiących się ludzi nie przeszkadzały jej za bardzo.  
Przeszkadza jej koleżanka, ludzie w pokoju wspólnym też, ale dźwięki odbywającej się w pobliżu imprezy już nie. Cóż za błyskotliwy umysł!

Właśnie czytała trzeci rozdział demonów i demoników, gdy usłyszała ten wredny głos. Udawała, że nadal czyta, ale na chwile spojrzała w prawo.
Zrobiła zeza rozbieżnego.

To Draco Malfoy i Pansy Parkinson szli przez Błonia w kierunku innych ślizgonów.
Boże jak ona się do niego lepi. No dobra, brzydki nie jest, ale ten charakter. Jak można być aż takim wrednym kurwiszonem? To nie jest dobre miejsce na naukę. No to cholera gdzie ja mam studiować? W kiblu?
Skoro nawet przechodzący w oddali Draco ci przeszkadza, to raczej nie masz innego wyjścia.

Granger wróciła do zamku i stwierdziła, że dość się dzisiaj nauczyła
Kim jesteś i co zrobiłaś z Hermioną??

Wieczorem o siódmej pokój pustoszał. Wszyscy udawali się na kolację i tylko Hermione odsypiała noc zarwaną na naukę.
Do kolacji spała? Ta zarwana noc musiała się skończyć koło południa. 

-Wstawaj!- Krzyknęła jej współlokatorka- Angelina Johnson.
Kasztanowłosa wstała jakby usłyszała wybuch bomby.
-Co się dzieje?
-kolacja jest lepiej chodź, bo jeśli chcesz mieć siłę na naukę musisz jeść. Wiem coś o tym. Dwa lata temu na SUMach nie mogłam się skupić, bo nie zjadłam śniadania.
Cóż za dramatyczne przeżycie, godne rozpamiętywania przez lata.

-Juz idę. Daj mi sekundę.
-Okej. Poczekać na ciebie?
-nie musisz.
Ciemnoskora piękność opuściła pokój.
Hermiona spojrzała do lustra.
Ale fryzura. A te wory pod oczami? No dobra. Nie idę przecież na pokaz mody.
Droga na wielką salę zajmowała ponad pięć minut. Trzeba było przejść przez kilka korytarzy i zejść pięć pięter w dół. Gdy dziewczyna z chodziła (a nie bez stała?) na najniższe piętro usłyszała ten sam głos, co po południu:
Naucz się wreszcie, do cholery, stawiać przecinki.

-Dobra, to jak to robimy- Rozpoznała głos tego szczura Dracona.
-mogę skołować olze sklepu Zonka parę kulek a-a-a.- To byl chyba Zabini.
Hermiona udawała, że ich nie widzi i przeszła jak gdyby nigdy nic. Nie umknęło to uwadze blondyna.
-Gdzie się tak spieszysz? Do biblioteki idziesz?
-Gdybyś miał chociaż trochę rozumu wiedział byś, że trwa kolacja.
Oraz jak należy pisać czasowniki w trybie przypuszczającym. 

-Z tego co mówią chłopacy (takie skrzyżowanie chłopców z junakami) z czwartej klasy, to tobie nie potrzeba dodatkowych posiłków.
To była prowokacja. Spojrzała na niego wzrokiem niezainteresowanego klienta w sklepie z samochodami i go (ten sklep?) minęła.
Co on miał na myśli? Ostatnio nabrałam kształtów, ale nie mam aż tak dużych piersi, aby mlodszaki o tym gadały.
A czy on coś mówił o twoich piersiach?
Hermiona nabrała kształtów - czyli pewnie zaokrągliła się po wakacjach. Czy te opka pisze program komputerowy w oparciu o kilka stałych schematów?

Usiadła do stolika pomiędzy Fredem Weasleyem a Harrym Potterem i mając mając głowie słowa wrednego Ślizgona zabrała się za pochłanianie płatków płatków.
Bo płatki to od teraz tradycyjna angielska kolacja.
Płatki wchłaniały się przez skórę – jak się ich dotknęło – robiąc „ślurp!”. 

List
Następnego dnia nie było na nic czasu. Hermione zawał całą noc na naukę.
Wezwijcie pogotowie!

Poszła spać o szóstej a pół godziny później musiała wstać, aby zdążyć na śniadanie.
Jaki był zatem sens kładzenia się do łóżka?

-Hermiona, zawsze tak jest- Ginny Weasley ubierala właśnie skarpetki.
-Jak?- Kujonka próbowała ujarzmić szopę na głowie.
-Najpierw zarywasz noc na naukę a później jesteś nieprzytomny na zajęciach i ledwo co pamiętasz.
Zapominasz nawet, jakiej jesteś płci!
Ludzie w twoim otoczeniu również!

-Juz ty wiesz najlepiej, co ja pamiętam. Weź lepiej podaj mi mój podręcznik od mugoloznawstwa.
-Co? Mugoloznawstwo też? Czy ciebie za przeproszeniem pojebało? Ile przedmiotów wybrałaś na SUMy?
-Wszystkie, jakie się da.
-Ale..wiesz ze teraz od ósmej zaczyna się równolegle opieka nad magicznymi stworzeniami i obrona przed czarną magią?
-Masz demencję? Przecież mówiłam ci, ze McGonagall dala mi ten zmieniacz czasu i mogę być w ilu miejscach na raz?
To ty powinnaś wiedzieć — to w końcu twój zmieniacz.
Zmieniacz czasu był wielką tajemnicą, nawet Harry i Ron o nim nie wiedzieli. A tu proszę, Hermiona rozpowiada o nim na prawo i lewo.
Czy przypadkiem nie miała go oddać pod koniec trzeciego roku?
Uznała go za swoją własność jak niektórzy czytelnicy książki z biblioteki.

-Nie wiem. Może cię akurat nie słuchałam. Często się zdarza. Cały czas pierdolisz o nauce. Dobra ja lecę. Nie spóźnia się na śniadanie.
To nagromadzenie wulgaryzmów zaczyna mnie mocno irytować.
Widocznie w czyimś mniemaniu bohaterowie serii byli zbyt porządni w słowie, jak na nastoletnie dzieciaki.
Węszę tradycyjne opkowe odwzorowywanie obyczajów panujących u auuutorki w gimbazie.
Rudowlosa wyszła. Granger została sama w pokoju. Była już siódma. Zebrała wszystkie potrzebne rzeczy do torby u wyszła z pokoju. W Wielkiej Sali jak zwykle o tej porze panował duży tłok. Prawie wszystkie sidzenia byly zajęte.
Panował taki ścisk, że co niektóre litery trzeba było wyrzucić.

Hermione usiadła obok Rona Weasleya i jakiejś małej Gryfino z pierwszej klasy. Dopiero teraz, gdy do sali wlecialo kilkaset sów pocztowych dziewczyna przypomniała sobie, że dziś jest dzień listów i paczek. Jak zwykle w czwartki.
Niestety, w żadnej paczce nie było podręcznika interpunkcji.

Nie spodziewała się żadnej paczki, ale za to Harry dostał kurwa szóstą miotłę w tym roku od nadzianego chrzestnego.
Zazdrość. Straszna rzecz.
Po cholerę Harry'emu kilka mioteł? I czemu Hermiona jest wroga wobec Harry'ego?

Kasztanowłosa sceptycznie pochodziła do jego prezentów. Twierdziła, że są one zbędnymi gadżetami, a Wybraniec jest juz rozpuszczony jak dziadowski bicz.
No, cóż, Syriusz musiał na coś wydać ten spadek po wuju.
Chłopak od początku niechętnie nastawiony do roli wybrańca, niekochana sierota, miałby jakkolwiek się rozpuścić? Po pierwszych jedenastu latach życia spędzonych w warunkach jakby wręcz przeciwnych do rozpuszczania. Trzymajcie mnie, bo z krzesła spadnę.

Nagle nad stołem przeleciała mała szara sowa i wręczyła pannie Granger mały liścik. Dziewczyna miała brudne ręce od ketchupu, który wylała na nią przed chwila Ron.
Ron też ma problem ze swoją płcią?
Ron to Kopernik i dlatego była kobietą.
Wszyscy w tym opku mają problem ze sobą.

Chłopak myślał, że jest to końcówka produktu, a tak na prawdę otworzył go minute wcześniej.
Na liście widniał napis:
Nauczże się wreszcie zasad pisowni łącznej i rozdzielnej.

Jak chcesz jeszcze zobaczyć swoje notatki, to lepiej zjawiska się dzisiaj o 11 wieczorem na tarasie obok skrzydła szpitalnego. Inaczej twoja nieudana kariera związana z niezdaniem egzaminu odróżniania ektoplazmy ducha a glutów trolla wyląduje w tym szpitalu szybciej niż myślisz.
Poszłabym na ten taras choćby po to, żeby zapytać autora, o co właściwie chodzi w tym tekście.

List był napisany pięknym pismem i zapieczętowany woskiem. To na pewno nie napisał Ron. Tylko to wiedziała. Siedziała teraz z brudnym od ketchupu listem, z twarzą z niewyraźne miną i wpatrywał się w list wielkości połowy kartki pocztowej. Stwierdziła, że pójdzie tam o jedenastej. Pójdzie. ..ale nie sama.

Spotkanie
-Ron- zagadnęła Hermione.
-co?- rudowlosy chłopak oblizywał palce z majonezu
-Co robisz dziś o jedenastej?
-Mam eliksiry, a co?
Jaki debil
Ta opkowa podmieniona Hermiona pięknie traktuje przyjaciół.

-Wiem to. Mam z tobą lekcje. Chodzi mi o wieczór!
-Hermione.. czy ty właśnie umówiłaś się ze mną na potajemną  randkę?
W tym momencie Granger stwierdziła,  że jej piegowaty przyjaciel nie nadaje się na nocne spacery.
-Albo wiesz co.. nieważne.  
Postanowiła więc, że pójdzie z kimś innym. Sama bardzo się bała i stwierdziła,  że może wybierze jakąś dziewczynę do towarzystwa.  
Przed południem orzechowowłosa miała eliksiry.
-Do klasy można wchodzić ciszej. Na prawdę chyba nie muszę was uczyć bezkolizyjnego otwierania drzwi (ale pisowni „naprawdę” zdecydowanie tak)- Snape jak zwykle pieprzył coś o swoich wrażliwych uszach.
Już wiem, ktoś tu pomylił zaklęcia i podmienił Hermionę na stereotypową dresiarę z blokowiska. Obstawiam, że do końca opka zwyzywa co najmniej dwie osoby, a jednej da w mordę.
Gdyby takie postaci były w prawdziwej serii, nikt nie przeczytałby „Harry'ego Pottera” do końca.

Hermione korzystając z zamieszania podeszła do kociołka Parvati Patil.
-Parvati! Co robisz przed północą?
-Ee? Śpię?- Hinduska rozpakowała fiolki z wywarem i składnikami do eliksirów.
-Możesz iść ze..?
-Cisza! Na swoje miejsca. Potter, zawiązać sznurówki. Chyba nie chcesz złamać nogi przed rozgrywkami quiditcha? Nie, żebym bardzo żałował straty Gryfonów. 
Orzechowłosa (Hermiona wplata we włosy gałązki z orzechami, czy ki diabeł?)(kasztany wyszły z mody) nie miała już pomysłu z kim może pójść i spotkać się z osobą,  która ma jej notatki. 
Dobra. Pójdę sama. Po tym, jak wytrzymałam pierdnięcie Goyla idącego obok mnie, nie powinnam się bać juz niczego.
Wyrobiła w sobie odporność na broń chemiczną, to akurat ciekawa umiejętność :)
#ElementKomiczny

Za dziesięć jedenasta Hermione wyszła z dormitorium i pomknela w stronę skrzydła szpitalnego. Kilka minut później znalazła się na tarasie. Nikogo nie było. W sumie dziewczyna przyszła przed czasem. Hogwart położony był w pięknym miejscu. W oddali widać było góry,  a sam zamek okalał las.
Ustalenie, co okalało, a co było okalane, zostawiamy czytelnikom.

W sumie mógł mieć powierzchnię połowy Szwajcarii.
Połowa Szwajcarii to 20000 kilometrów kwadratowych. Sporo, niezależnie od tego, czy jest to powierzchnia lasu, czy zamku (z tekstu opka nie wynika to w żaden sposób). Tym bardziej, że jest to nieco ponad osiem procent powierzchni Wielkiej Brytanii.

 Był ogromny. 
Nagle ktoś dotknął jej ramienia. Granger odwróciła się.
-Malfoy? Czego chcesz?
-Przechodzimy do sedna? Może najpierw  się przywitasz?
-Cześć. Czego chcesz? 
Jego usta zamknęły się w niewyraźną  linię.
Były trochę rozmazane.

-Mam twoje notatki.
-Czego chcesz w zamian?
-Czemu od razu w zamian? Nie spodziewasz się po mnie dobroduszności?
Dziwne. Przecież dobroduszność to pierwsza rzecz, z której Malfoy jest znany.

-Niekoniecznie. 
Blondyn wyciągnął papierosa i zapalił go.
Papierosa, jak zwykły mugol? Po Malfoyu spodziewałabym się raczej fajki albo super wypasionych luksusowych magicznych cygar.
Może kieszonkowe mu się zredukowało na tyle, żeby nie było go stać na coś lepszego?

-Chcesz jednego?- pokazał Granger paczkę.
-Nie palę. Czego chcesz?- powtórzyła.
-No dobra. Nie wkurzaj się.  Wiem ile dla ciebie znaczą te notatki. A mi bardzo zależy na fasolkach a-a-a od sklepu Zonka. Niestety do Hogsmeade idziemy dopiero w listopadzie. To za miesiąc. Potrezebuje ich bardzo. A wiem, że twoi rudzi.. koledzy..- tu zrobił pałzę (to chyba jakiś nieprzyzwoity gest, ta pałza) i wykrzywil sie- mają ich sporo.
Fabuła tego opka ssie. Malfoy szantażuje Hermionę, żeby zdobyć od Weasleyów jakieś fasolki normalnie dostępne w sklepie? Nigdy w to nie uwierzę, kanoniczny Malfoy nigdy nie zniżyłby się do współpracy z Gryfonami. Ale tu chuć jest silniejsza od kanonu...
Przecież czarodziej z czystokrwistego rodu nie może tyle czekać na wyjście do Hogsmeade, aby zdobyć to, czego chce! 

-Chodzi ci o Freda i George'a?- Bliźniacy zawsze lubili płatać   innym  kawały,  wiec posiadanie przez nich wspomnianych fasolek było oczywiste. Chcieliby w przyszłości założyć sklep, który zdetronizowalby Zonka.
-Po co ci one?
-Nieistotne.- Draco był bardzo tajemniczy. Było w nim coś pociągające.
Katar miał.

Ale to tylko Malfoy. Zjebany Ślizgon z piątej klasy.
-Dobra. Będę je miała. Kiedy chcesz?
-Za dwa dni. W sobotę.
-A kiedy dostane notatki?
-W sobotę. 
Granger pokiwała głową na tak i poszła. Odwróciła się jeszcze na chwilę, aby spojrzeć na chłopaka. Jego umięśnione ciało,  błąd (na błędzie i błędem pogania) włosy i świecące blade oczy wywoływały w niej dziwne dreszcze.
Też bym dostała dreszczy, gdyby mojemu rozmówcy zaświeciły oczy.

On też się na nią patrzył zmierzając (dokąd mianowicie zmierzał?) ja od stóp do głów. Na twarzy nie miał wyrazu tylko ciągi cyfr. Dokończył papierosa i poszedł do lochow, gdzie mieściło się dormitorium Slytherinu.

Wręczenie fasolek
Kolejnego dnia Hermione nie mogła się w ogóle skupić. Na wszystkich lekcjach myślała o fasolkach, które musi wyciągnąć od bliźniaków Weasleyów. Po południu, jak zwykle w piątki odbywał się trening quidditcha Gryfonów. Fred I George byli obrońcami.
Pałkarzami. Obrońca jest tylko jeden. Litości, jak można nie sprawdzić nawet tak podstawowej informacji.

O szóstej Granger zasiadla na trybunach. Było zimno, a dziewczyna nie założyła na siebie nic, prócz swetra. No oczywiście miała tez bieliznę i spodnie.
Ha ha, no oczywiście.
Ale o butach auuutorka nie wspomina, więc Hermiona zapewne była boso.
Do tego sweter narzuciła na gołą skórę.

Bracia zeszli z boiska jako ostatni. Orzechowołosa podeszła do nich.
To ona z plemienia Wołosów?

-Cześć chłopaki.
-Hej Hermi właśnie gadaliśmy o tym balu świątecznym.
-Co? O kurde to już za miesiąc.
-Nie wiesz, która dziewczyna jest wolna i mogłaby pójść z Nevillem Longbottomem? Biedak myśli, że pójdzie sam.
-Może Luna?
Kurwa. Z kim ja pójdę? Może z Ronem. Mam nadzieję, że mnie zaprosi.
Któż nie chciałby pójść na bal z tak czarującą, młodą damą z orzechami we włosach?
Zwłaszcza Ron, do którego dama odnosi się per „debil”.

-Mam do was prośbę. Potrzebuje czegoś co zapewne macie
-O nie. Więcej nikomu mapy nie dajemy. Raz Filch przyłapał prawie Harry'ego. Co za down. Myśli, że jak nosi czarne ubrania, a sciany sa ciemne, to nikt go nie zauważy.
-Nie. Chodzi mi o fasolki a-a-a.
-Nigdy nie robiłaś kawałów. Po co ci one?
Wymyśl coś.
-To pomoże mi odpocząć i zregenerować siły w weekend.
-Wiesz, że zaledwie po jednej fasolce człowiek śpi z dwa dni?
Te fasolki to jakieś magiczne dragi. A-a-a brzmi jak skrót od amfetamina. 

-No wlasnie-staralam się brzmieć naturalnie- tyle trwa weekend. To jak będzie?
-Dobra- odrzekł niepewnie Fred- ale ile tego chcesz?
-No.. kilka.
-Kilka?
-No nie wiem- strasznie naciskali- pięć, sześć. .dziesięć?
Skąd ja mam wiedzieć, ile fasolek chce Malfoy? Chyba nie potrzebuje  kilograma.
-ile chcecie za jedną?
-To będzie prezent. Damy Ci dziesięć.
George wyciągnął kilka fasolek z kieszeni.
-Zawsze macie je przy sobie?- w sumie nie zdziwiło jej to. To przecież Weasleyowie.
Kolejnego dnia chciała dawała Ronowi jakieś oznaki, aby zaprosił ją na ten jebany bal. Raz powiedziała nawet:
-Wiesz, że nie mam z kim iść na bal? Ale rudy chyba nie zajarzył.
No, byłoby dziwne, gdyby opkowy Ron okazał jakiekolwiek oznaki posiadania mózgu. Ludzie, ratunku...
Na obiedzie spoglądała cały czas w stronę stołu ślizgonów. Draco dawał jej wyraźne znaki, aby wyjść teraz z Wielkiej sali. Na szczęście Hermione zabrała wcześniej fasolki z dormitorium.
Skąd to e na końcu imienia głównej bohaterki? Żeby to jeszcze autorka konsekwentnie stosowała taki zapis, ale tego nie robi (sprawdziłam).
Może to taka subtelna aluzja, że ten koszmarek nie ma nic wspólnego z Hermioną z powieści.

-Ile ich masz?
-Dziesięć.
-Musiały trochę kosztować. No masz ty swoje notatki- wręczył jej jakieś zapiski.
-Nie wydałam ani knuta. Niektórzy ludzi nie zwracają uwagi tylko na pieniądze. Dobra pa.
-Czekaj no.- był zazenowany.Granger chciała zostać. Ten głupi blondyn sprawiał, że włoski na jej rękach stały na baczność.
Jest na to specjalne zaklęcie?
Windgardium Levio-saaa!

-Co?
-Idziesz na ten bal?
-Pewnie ze idę.
-Ta? Z kim?- miał niedowierzajacy ton.
-Nic ci do tego. A ty z kim idziesz? Niech zgadnę. .. Pansy Parkinson?
-Nie. Chciałem zaprosić kogoś innego, ale ona chyba nie jest zainteresowana.
-Aha? Skąd możesz to wiedzieć.
Obydwoje wiedzieli, że mówią o sobie, ale i tak udawali, że mają siebie w tyłku.
Rozumiem, że pytanie o cel tej szopki nie ma sensu.
Zawiłości ludzkiego umysłu wydają się być dobrą przykrywką braków w konstrukcji postaci.

-Dobra idę z Pansy, to nie ma sensu.
Patrzyli na siebie dłuższą chwilę. Później drzwi od wielkiej sali się otworzyły i wyszedł Snape.
-Co tu się dzieje?- nie musiał pytać. Po spojrzeniach nastolatków było widać, że iskrzy między nimi.
-Pa- Hermione odeszła na górę.
Co to było?
Też sobie zadaję to pytanie. Miło jest, kiedy opko samo się analizuje.
Relacje Międzyludzkie Instant marki Opko. Najtańszy i najgorszy jakościowo produkt tego typu na rynku. 

Korytarz
W niedzielę Orzechowłosa nie uczyła się wcale. Zamiast tego myślała o dziwnym zdarzeniu. Arystokrata z piątej klasy podrywał ją (chyba) i chciał ją zaprosić na bal (chyba). No właśnie. CHYBA.
Coś sobie ubzduralam. Czemu on miałby chcieć się ze mną umówić? To jebany egoista w dodatku obrażał wcześniej moja figurę (jej figura nigdy mu tego nie wybaczy). Po co on się na mnie patrzył? Psychopata.
Cholera, na mnie codziennie patrzą dziesiątki ludzi — na ulicy, w sklepie, w banku, na poczcie... Pojęcia nie miałam, ilu psychopatów mnie otacza.

Na domiar tego, dla niego liczy się czystą  krew...a ja jestem szlamą.
I, jak przystało na Hermionę Granger, używam w stosunku do siebie słów uznanych powszechnie za obelżywe.

-Hermione, dobrze się czujesz?- Wybraniec wyrwał ja z zadumy.
-Tak. Wszystko okej. Harry? Z kim idziesz na bal?
-A co? Nie masz z kim iść?
-Nie no.. może pójdę z Ronem.
-Odpada.
-Co czemu?
-Lavender Brown.
-Co? Ona z nim idzie?
-Ta. Zapytał jej dzisiaj przy śniadaniu.
-A to sucz.
Tak, opkowa Hermiono, obudź swoją wewnętrzną dresiarę :)
Dziewczyny, wystrzegajcie się przyjmowania jakichkolwiek propozycji od chłopaków, bo to już symptom bycia sucz.

Ich rozmowę przerwali Weasleyowie.
-Cześć Hermi. I jak tam fasolki? Nie miałaś przypadkiem spać cały weekend?
-Co jakie fasolki?- Harry próbował obczaić sytuację,.
-Żadne. Sorry, ale muszę już lecieć.- I wyszła.
Pewnie Fred i George rozmawiają z nim teraz o gadżetach ze sklepu  zonka.
Granger blakala się po korytarzach szkoły do wieczora. Stwierdziła, że to dobra okazja, by poznać nieodkryte zakamarki Hogwartu. Zeszła do lochow, gdzie była tylko na korytarzu klasy eliksirów. Zboczyła z trasy, aby obejrzeć inne korytarze. Podobno w podziemiach można znaleźć cenne księgi.
Leżą porozrzucane na posadzce.

Dobra okazja, aby się czegoś z nich nauczyć. Nagle dotarła do bogato zdobionych dużych...ogromnych drzwi z jakiegoś ciężkiego metalu. Dookoła widniał podobny węża i jakiegoś mężczyzny.
Co widniało i co było podobne do węża i mężczyzny, to już, czytelniku, sam sobie dośpiewaj.

Hermione wiedziała kto ro- Salazar slytherin. Jeden z czterech założycieli szkoły. Spróbowała je (mniejsza z tym, do czego ten zaimek się odnosi) otworzyć, ale jak się spodziewała, każde dormitorium zapieczetowane jest hasłem. Lepiej było nie zadzierać z tymi drzwiami. Jeszcze coś wyskoczy, albo zacznie krzyczeć, jeśli nie poda się odpowiedniego hasła.
Hermione wróciła na korytarz główny. Nagle usłyszał anatomy głos (Jaki głos? Atomowy? Anatomii? Anatemy?). Chciała się ukryć za zbroją, ale stwierdziła, że chce z nim pogadać ponownie. Niestety szli z nim też Crabbe i Goyle. Nagle chłopak zobaczył Orzechowłosą i zwolnił kroku.
-Ej. Czekajcie. Muszę jeszcze coś zrobić. Zostawcie mnie.
Granger spojrzała na niego. Draco widocznie chciał chciał nią pogadać.
Upieram się, że znacznie wygodniej gadałoby mu się ustami.

-Hej.
-Hej. I jak? Pansy się zgodziła?
-Nie pytałem jej.
-To idziesz sam?
Podszedł do niej. Jego wzrok nic nie zdradzał. Patrzył na jej usta.
-A ty idziesz z kimś?
-Nie wiem. Jeszcze nie wiem.- wiedziała co ją czeka. Ale czemu on to robi?
-A chcesz iść ze mną?
On był taki seksowny. Jego mięśnie przeswitywaly przez koszulkę.
Świecące mięśnie i atomowy głos... Draco, czy ty przypadkiem nie jesteś ostatnio jakiś bardziej PROMIENNY?
Ja już nawet nie pytam, jak nienawiść zmieniła się w pożądanie tak prędko.

Jego usta przybliża się coraz bardziej. W końcu mnie pocałował.
He he, ałtorka za mocno wczuła się w fabułę.
Tak się kończy mieszanie do opek wątków autobiograficznych.

To byl długi i namiętny pocałunek. Moja ręką była przewieszona na jego ramieniu, a druga dotykał jego torsu. Był taki umięśniony. Nie wiedziałam, że ćwiczy. Później odsunelam się od niego patrzylismy sobie chwile w oczy i odeszłam.
-To znaczy, że się zgadzasz?
Najpierw odeszła, a potem on ją zapytał? Krzyczał za nią?

Hermione uśmiechnęła się i poszła do dormitorium.

Jak zaprosić dziewczynę na bal (według tego opka):
1. Ukradnij coś, co należy do niej.
2. Zaszantażuj ją i zmuś do zdobycia dla ciebie narkotyków.
3. Dokonaj wymiany: ukradziona rzecz za prochy.
4. Zagadaj ją w odludnym miejscu atomowym głosem i poświeć mięśniami.
4.a.Pocałuj ją namiętnie.
5. Laska jest już twoja.

Ps. Nie próbujcie tego w domu!
Ani nigdzie indziej.

3 komentarze:

  1. "Wstała jakby usłyszała wybuch bomby". Cóż, osobiście nie przeżyłam (na szczęście), ale zawsze mi się wydawało, że jak ktoś słyszy wybuch bomby, to raczej pada na ziemię niż wstaje?

    OdpowiedzUsuń
  2. Ach, te cudne Potterowe opka... :')

    Mam wrażenie, że miejscami autorce włącza się autouzupełnianie z jakiegoś Magicznego Podpowiadacza, i stąd takie kwiatki jak "skołować olze sklepu", "lepiej zjawiska się dzisiaj o 11 wieczorem na tarasie", czy też zmiana imienia Hermiony na wersję angielską... Ale ostatecznie to tylko moja mała teoria spiskowa. ;)

    "(...)a sam zamek okalał las.
    Ustalenie, co okalało, a co było okalane, zostawiamy czytelnikom."
    Dla mnie jest jasne, że podmiotem okalającym jest Sam.

    " -Ta. Zapytał jej dzisiaj przy śniadaniu.
    -A to sucz."
    Im dłużej się przyglądam temu fragmentowi, tym bardziej wychodzi mi, że słowo "sucz" odnosi się tu nie do Lavender, a do Rona... co może nie powinno dziwić, zważywszy na szalejący w opku dżęder.

    "Dookoła widniał podobny węża i jakiegoś mężczyzny."
    Obstawiam, że to literówka. Miało być "podobizny węża jakiegoś mężczyzny" i mowa o wulgarnym grafitti pozostawionym przez niesfornych uczniów.

    Za to tajemnicze fasolki z pewnością zasilane są bateriami AAA! :)

    Analiza heheszna jak się patrzy. Świetna robota!

    E'

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajne! Co za intryga szatańska!
    Charakter postaci leży pijany w krzakach,a narracja obok niego...Promienny Malofy mnie dobił.

    Chomik

    OdpowiedzUsuń