wtorek, 27 września 2016

13. Jak się ma takich przyjaciół, to wrogów już nie trzeba, czyli LO im. Mary Sue

Witajcie!
W tym tygodniu przychodzimy do Was z dawką muzyki, a konkretniej: z analizą opowiadania o rozśpiewanej Emmie i Mr. Przystojniaku, jak to tru loffa wszyscy w tym opku określają. Nie martwcie się, dużej ilości fabuły nie uświadczycie, jednak zamiast tego poznacie codzienność Liceum Ogólnokształcącego im. Mary Sue, plastiki PCV i PET, bardzo amerykańską rzeczywistość i przebijecie się przez całą masę ochów i achów nad główną bohaterką.
Miłego czytania!

Adres opowiadania: https://www.wattpad.com/story/76740469-nigdy-nie-przestan%C4%99-%C5%9Bpiewa%C4%87

Analizują: baba_potwór, J i Az

Rozdział 1

Stoję właśnie w pokoju i patrzę co jeszcze spakować. Dzisiaj wyprowadzamy się do Nowego Jorku. Bardzo się stresuje nową szkołą, miastem, ludźmi. Jedynie mój brat Bradley mnie uspokaja i dodaje otuchy. Jest nie tylko rodzeństwem, ale i przyjacielem. Brad ma brązowe włosy i piwne oczy i jest dobrze zbudowany (taki mój kochany brat przystojniak podrywacz).
Uwielbiam spędzać z nim czas, poza tym tylko on mnie rozumie i jako jedyny z rodziny wspiera mnie w śpiewaniu-mojej pasji. Rodzice twierdzą że piosenkarz to nie zawód, za to według nich jestem urodzonym chirurgiem i do tego zmusili mnie do pójścia na profil biologiczno-chemiczny do liceum.Nie chce być lekarzem ale moim rodzicą tego nie wytłumaczysz.
Spróbuj wytłumaczyć rodzicOM. Powinno pójść łatwiej. Potem wytłumacz nam, gdzie do tej pory mieszkałaś, bo ze znanych mi okolic licea i profilowane klasy istnieją tylko w Polsce i Francji. Do pewnego stopnia również we Włoszech, ale tam nie ma profilu biologiczno-chemicznego.
Według opisu bohaterka mieszkała wcześniej w Londynie (cytat na potwierdzenie: "Rodzina wyprowadza się z Londynu do Nowego Jorku.").
Czyli jeszcze jedna, dla której specjalnie w Londynie liceum otworzyli.
Albo wszystkie z tych dziewcząt chodzą do jednego, specjalnego Liceum Ogólnokształcącego im. Mary Sue.

Sami są chirurgami wiec...
Więc powinni wiedzieć, że z tym zawodem wiąże się cholerna odpowiedzialność, w związku z czym pchanie doń kogoś, kto nie chce go wykonywać, to bardzo zły pomysł.

-Halo ziemia do Emmy...-z moich przemyśleń wyrwał mnie mój kochany braciszek.
-Sorka zamyśliłam się. Chciałeś coś?
-Pytałem czy jesteś już spakowana?
-A, tak tak. Zaraz zejdę na dół.
-Ok
Popatrzyłam jeszcze raz na mój pokój. Wszystko już spakowane i pomieszczenie wydaje się takie puste. Trochę mi smutno, że wyjeżdżamy ale nie miałam tu przyjaciół, wiec po części sie cieszę że wyjadę.
Proszę się zdecydować — trochę mi smutno czy się cieszę.
A jest jej smutno, bo...? Sam wyjazd moim zdaniem nie jest powodem do smutku, a przynajmniej nie w przypadku, gdy w danym miejscu nic cię nie trzyma i nie masz tam przyjaciół.
BTW, czemu połowa bohaterek opek to jakieś aspołeczne marudy, które nienawidzą wszystkich i wszystkiego?
Myślę, że w założeniu mają być "inne" i "wyjątkowe", a przecież tacy ludzie nie przyjaźnią się z byle kim. 

Chcę zacząć od nowa i zapomnieć o tym miejscu i o ludziach z mojego już byłego liceum, których szczerze nienawidziłam.
Powoli schodziłam na dół i przygladałam sie ostatni raz mojemu domkowi. Tyle wspomnień...
Zeszłam już na dół i patrzyłam jak tata i Brad niosą walizki do samochodu.
-To jak jedziemy?
Z dozwoloną prędkością.

-mama stanęła koło mnie i przyglądała się mi swoimi szarymi jak moje oczami.
Posłałam jej delikatny uśmiech i kiwnęłam głową.
Byliśmy już w samolocie do NY, ja siedziałam koło Brada a rodzice z tyłu za nami. Zapięłam pas i czekam aż wystartujemy. Strasznie boje się latać chociaż już wiele razy to robiłam.Zamknęłam oczy i mocno zacisnełam ręce w pięści. Nagle poczułam czyjąś dłoń na mojej. Otworzyłam jedno oko i spojrzałam na Brada uśmiechał się i próbował mnie uspokoić. Trochę pomogło i czułam się spokojniej kiedy był blisko.
Po paru minutach samolot unosił sie w powietrzu a ja już oddychałam z ulgą. Wyjełam z torebki słuchawki i mój kochany telefon, puściłam muzykę. Moja Play lista jest dziwna, dosłownie. Słucham wszystkiego, jeśli coś mi się spodoba od razu ląduje na moim telefonie i takim sposobem znajduję sie na nim rap, pop, rock...
Czyli tak, jak wszyscy ludzie, którzy przeszli już etap kłótni o wyższość niektórych gatunków muzycznych nad innymi.
Zaś osoby, które wciąż są na etapie tychże kłótni, uznają różnorodność muzyczną za coś dziwnego.

Po około 1h zachciało mi się spać, wiec stwierdziłam że odłoże telefon i zdrzemnę się. Spojrzałam w prawą stronę i zobaczyłam najśmieszniejszy widok na ziemi, czyli mojego brata który śpi w najlepsze i ślini siedzenie.
Taki intensywny ślinotok to chyba niezdrowy objaw.
Może jest buldogiem. Albo ma wyjątkowy katar. 
Stawiam raczej na nowofunlanda. 

Wyglądał słodko. Szybko wzięłam telefon i pstrykłam mu fotkę ( oj będzie szantarzyk , jaka ja zła, bo gdyby był to szantażyk, to byłabym mniej zła)
Po godzinie a może dwóch, sama nie wiem, bo zasnęłam obudziło mnie głośne chrapanie i oczywiście kto to był, no to jest oczywiste, mój braciszek (tak wiem mówię jak o 5-latku a ma 19 ale cii)
Zaczęłam go lekko szturchać, ale to nie pomogło więc wzięłam telefon, słuchawki, najgłośniejszą muzykę i włożyłam mu słuchawki na uszy. Po sekundzie otworzył oczy i tak się wystraszył że podskoczył z sidzenia co wyglądało komicznie. Zaczęłam sie śmiać, że aż mnie brzuch bolał.
-Jak mogłaś ty niewierna istoto. Własnego brata tak budzić. Oj zemszczę się-próbował być poważny co mu nie wychodziło przez co jeszcze bardziej sie śmiałam.
-Oj nie gniewaj się już.
-Nie będę się gniewał ale zrobię to...-i zaczął mnie tak gilgać, że latałam po całym siedzeniu i płakałam ze śmiechu.
-Ppp-Proszę pr-zees-tań- nie mogłam nic powiedzieć ze śmiechu.
-Jak ładnie mnie przeprosisz
-Pp-rzepp-raszamm
Nagle poczułam że Brad się odsuwa szczerzy te swoje zeby i kiwa głową.
Ja natomiast mogłam poprawić sie na siedzeniu i dać mu kuśca w ramię.
Czy dzisiejsze nastolatki naprawdę tak się zachowują? Bo ja już powoli czołgam się w stronę najbliższego cmentarza, więc mogę mieć słabe pojęcie o tym, co dla obecnej młodzieży jest normą.
Ja nie wyobrażam sobie, żeby jakiekolwiek rodzeństwo zachowywało się w ten sposób (żeby nie było - mam starszą siostrę, mamy ze sobą bardzo dobre kontakty i wciąż nie wierzę w to zachowanie). 
To chyba miało być zwyczajne przekomarzanie się rodzeństwa, jednak wyszło to raczej groteskowo. Tym bardziej, że opisana sytuacja ma miejsce w samolocie pełnym ludzi.

-Prosze zapiąć pasy. Za chwilę lądujemy- stewardessa poinformowała nas a ja szybko spojrzałam za okno.
To prawda, Nowy Jork- pomyślałam
Według opisu powinno minąć około dwóch, albo trzech godzin, a lot między Londynem a Nowym Jorkiem trwa około ośmiu... Wystarczy pięć sekund na wpisanie frazy "Londyn - Nowy Jork", żeby się tego dowiedzieć. 

Za chwile moje życie zmieni się o 180 stopni.

Rozdział 2

Właśnie jedziemy do nowego domu. Jestem ciekawa jak będzie wyglądał,bo rodzice nic nam nie chcieli powiedzieć, stwierdzili że to bedzie niespodzianka.
-Daleko jeszcze?- no po prostu musiałam się spytać, bo jestem tak ciekawa domu. Jedziemy już z 15 minut a ja nie mogę się doczekać.
-Jeszcze 2 minuty. Dasz radę tyle wytrzymać?
-Spróbuję.
Minęły już 3 minuty a my dalej jedziemy. (Wiem że 3 minuty bo cały czas patrzę na zegarek 😊)
Nagle samochód sie zatrzymał i stanął przed pięknym białym domem z basenem.(zdjęcie w mediach)
Był niesamowity, do tego ja kocham pływać wiec basen to jeszcze 1 plus.
Wyglądał jak na zdjęciu jakieś pięknej pocztówki.
Po co pocztówce robić zdjęcie? Nawet najpiękniejszej.

Nie mogłam uwierzyć że będę tu mieszkać.
Stałam tak chyba z 5 minut dopóki nie zobaczyłam jak Brad i mój tata kierują się w stronę domu z bagażami.
Dom ustawił swoje bagaże z boku, żeby nie tarasować drogi.
Sterczała tak i gapiła się na dom, i nawet do głowy jej nie przyszło, żeby pomóc w rozpakowywaniu i wziąć chociaż jedną, leciutką walizkę. Kochana jest. 
Nie będzie się przemęczać, biedactwo. 

Szybkim krokiem ruszyłam w ich stronę i czekałam aż mama odkluczy drzwi i wpuści nas do środka.
Kolejna. Co im odwala z tym „odkluczaniem”? W szkołach się teraz uczy takiej grypsery? Bo nie wierzę, że wszystkie ahhhtystki z Wattpada jedna w drugą pochodzą z rodzin, w których na co dzień mówi się po rosyjsku.

-Mam nadzieje że wam się spodoba- moja mama spojrzała w naszą stronę, posłała nam jeden ze swoich pięknych uśmiechów i otworzyła drzwi.
Pierwsze co zobaczyłam to korytarz urządzony na biało-brązowo. Był piękny, wszystkie meble były z ciemnego drewna, które idealnie pasowało do białych dodatków.
Następna była wielka kuchnia z wyspą kuchenną i jadalnią, a po drugiej stronie salon z wielką kanapą, kominkiem, telewizorem i oczywiście xboxem dla mojego brata.
Bez xboxa dziewiętnastoletni koń zapłakałby się na śmierć.

Ogólnie cały dom był urządzony nowocześnie.
-Choć Emmo pokaże ci twoj pokój- tato zaprowadził mnie ruchem ręki na górę i otwarł pierwsze drzwi po lewej stronie.
-Zapraszam- uśmiechął sie do mnie i przpuścił mnie w drzwiach.
Pokój był czarno-szary z wielkim łóżkiem i puchatym dywanem. Po prawej stronie były drzwi do łazienki a po lewej do garderoby.
Dziewczyna ma siedemnaście lat i rodzice urządzili jej pokój (pomalowali i wybrali meble) bez żadnego skonsultowania się? Bo tak to wygląda. 
Jak dla mnie to wygląda raczej, jakby kupili dom już urządzony. Realia Simsów opanowują kolejne opka.
A skoro urządzili go na czarno i szaro, to chyba psycholog powinien się im przyjrzeć. Gusta kolorystyczne mają znaczenie diagnostyczne nie tylko u dzieci.

Szybko podbiegłam do taty i mocno go przytuliłam.
-Dziękuję- tylko tyle udało mi się powiedzieć
-Proszę bardzo. A teraz przepraszam ale musze pomóc mamie. Rozpakuj się i odpocznij.
Po 2 godzinach układania ubrań, dodawania jakiś ozdób, wieszaniu zdjęć miałam już dosyć i postanowiłam wziąść długą kąpiel. Wzięłam ze sobą moje kosmetyki, ułożyłam je na półkach i nalałam wody do wanny.
Po dobrej godzinie poczułam że woda robi się chłodna wiec wyszłam, ubrałam się w krótkie miętowe spodenki i szarą bluzkę z napisem Meow. Wyszłam z łazienki i usiadłam łóżku. Nie mogłam uwierzyć że mieszkam w tak pięknym domu. Położyłam głowę do poduszki i momentalnie zasnęłam.
Z tej ekscytacji. 

-Wstawaj sister, czas do szkoły- obudził mnie głośny krzyk mojego brata
-Jeszcze 5 minut- odpowiedziałam i przykryłam głowę poduszką
-Chyba nie chcesz się spóźnić pierwszego dnia nowej szkoły.
-Ugh... No dobra. Co ja z tobą mam.
-Też cie kocham sister- odpowiedział, wysłał mi całusa w powietrze i szybko wybiegł z mojego pokoju.
Postanowiłam że wstanę bo jednak Brad rację. Ubrałam jasne dżinsy z dziurami kolanach, białą bluzkę na naramkach i dżinsową kurtkę tego samego koloru co spodnie. Oczywiście nie mogło sie obyć bez dodatków czyli mojego białego zegarka i srebrnego naszyjnika z zawieszką w kształcie nutki.
To ta sama szkoła co w „Młodych gniewnych”? Bo amerykańskie instytucje edukacyjne pretendujące do miana przyzwoitych wymagają mundurków (przypadek zdecydowanej większości szkół prywatnych), a już co najmniej ustalają regulamin odzieżowy, w którym ani „naramki”, ani dżinsy typu „jestem od lat bezdomny” zdecydowanie się nie mieszczą.
W Nowym Jorku, podobnie jak w Londynie, również funkcjonuje liceum imienia Mary Sue. To wszystko wyjaśnia.

Siedziałam z tatą w samochodzie i czekałam aż dojedziemy do mojego liceum.
Kierowcy autobusów szkolnych zastrajkowali?

Strasznie sie stresowałam ale musiałam myśleć pozytywnie.
Oglądałam ulice które mijalismy aż w końcu auto sie zatrzymało a tata zaparkował przed moją szkołą.
-Bedzie dobrze.- powiedział i posłał mi uśmiech
-Wiem.- nie potrafiłam wiecej odpowiedzieć, wyszłam z auta i powolnym krokiem skierowałam sie w stronę wejścia.
Wszyscy na mnie patrzyli jakby zobaczyli ducha, trochę mi to przeszkadzało ale dam radę.
Bo szkoły w Stanach, zwłaszcza te w dużych miastach, liczą maksymalnie po dwie setki uczniów, wszyscy się tam znają i od razu wiadomo, kto jest nowy. Ofkorz.

Weszłam do szkoły i od razu skierowałam sie w stronę sekretariatu aby odebrać mój plan lekcji i kod do szafki.
-Dzień dobry. Nazywam się Emma Smith i jestem tu nowa. Kazano mi odebrać plan zajęć i kod do szafki.
-A tak już daję.-sekreterka zaczęła szperać po szufladach
 aż w końcu podała mi 2 karteczki.
-Proszę. Od teraz chodzisz do klasy 2C.
-Dziękuję bardzo.- wzięłam karteczki i ruszyłam w stronę wyjścia.
Po godzinie bezskutecznego poszukiwania klasy 2C dowiedziałam się, że sekretarka złośliwie wpuściła mnie w maliny, jako że amerykańska high school (którą od biedy można uznać za odpowiednik liceum) obejmuje klasy 9-12.

Stanęłam na korytarzu i zaczęłam oglądać plan. Pierwszą mam matematykę w sali 15.
Skierowałam sie w stronę sali nadal patrząc na plan aż nagłe zderzyłam sie z czyjąś klatką piersiową
Szybującą bezpańsko w oderwaniu od reszty organizmu.
O co chodzi z tymi przypadkowymi zderzeniami na korytarzu? Czy kiedykolwiek komukolwiek się to zdarzyło?
Mnie nie, ale ja dziwna jestem — patrzę, gdzie idę.

i prawie upadłam na ziemie ale silne ręce szybko mnie złapały. Byłam w objęciach przystojnego bruneta o niebieskich hipnotyzujacych oczach.
Patrzelismy sobie głęboko w oczy, aż w końcu uznałam to za trochę niezręcznie. Szybko wygramoliłam sie z jego objeć.
Tak to działa tylko w filmach. W rzeczywistości wpadnięcie na kogoś w pośpiechu nie skutkuje zauroczeniem, a jedynie zdenerwowanym okrzykiem w stylu "patrz, jak leziesz".

-Przepraszam powinnam bardziej uważać i dziekuje- szybko wydukałam barwiąc sie nerwowo palcami.
-Spokojnie nic sie nie stało. Jestem Shawn.- podał mi swoją dłoń
W kieszeni miał jeszcze dłoń cudzą, ale podawał ją tylko przy specjalnych okazjach.


 a ja ją chwyciłam.
-Emma
-Gdzie sie tak śpieszysz?
-Na matematyke z Morganem.
-O. To całkiem dobrze sie składa bo ja też tam idę. Choć.
Choć co?
Chłopak nie umie kończyć zdań... 

Nic nie powiedziałam tylko ruszyłam za nim i patrzyłam na niego. Był bardzo przystojny i dobrze zbudowany. Jezu Emma o czym ty myślisz- skarciłam sie za to w myślach.
-Co mi się tak przyglądasz? Spodobałem ci się?- z moich przemyśleń wyrwał mnie głos Shawn'a.
Ty może i tak, ale twój tupet już znacznie mniej.

-Przepraszam- odrzekałam i szybko odwróciłam wzrok. Czułam jak policzki robią mi się ciepłe.
-Ślicznie wygladasz kiedy się rumienisz-Shawn posłał mi swój piękny uśmiech a ja poczułam,że rumienie sie jeszcze bardziej.
W końcu doszliśmy do naszej sali. Na szczęście nauczyciela jeszcze nie było. Kiedy weszliśmy z Shawnem na lekcje wszyscy się dziwnie na nas patrzyli.
Wzrokiem szukałam wolnego miejsca. Było jedno wolne koło jakieś dziewczyny z różowo-fioletowymi włosami. Mimo takich kolorów wyglądała dość miło.Zauważyłam też że pozostałe dziewczyny to przede wszystkim plastiki.
Głównie PCV, polipropylen i wszechobecny PET.
Znowu się zaczyna - główna bohaterka to jedyna naturalna, inteligentna i wyjątkowa osoba, a reszta to plastiki. 
I skromna, a w dodatku nie ocenia po wyglądzie.

Skierowałam sie w stronę dziewczyny.
-Wolne?
-Pewnie siadaj.
Bo jak usiądziesz niepewnie, to możesz spaść.

Jestem Jessica ale przyjaciele mówią na mnie Jess.- Podała mi dłoń a ja ją ujełam.
-Emma
-Mogę o coś spytać?
-Jasne- Jessica uśmiechnęła sie do mnie co odwzajemniam.
-Dlaczego jak wchodziłam wszyscy patrzyli na mnie jakby ducha zobaczyli?
-Wiesz, weszłaś do klasy z największym przystojniakiem w szkole, wiec pewnie teraz jesteś wrogiem nr 1 wszystkich plastików, które próbują go uwieść, a do tego jesteś ładna i naturalna, co u nas w szkole jest prawie niemożliwe.
Już mam dość.
Czy one mają jakieś obowiązkowe wytyczne, według których piszą te idiotyzmy?
Być może istnieje jakiś Kodeks Opkowy, w którym są wypisane zasady tworzenia czegoś takiego.

Chciałam już coś powiedzieć ale do klasy wszedł nauczyciel a ja postanowiłam nie podpadać już pierwszego dnia.
-O widzę że mamy nową uczennice. Może opowiesz nam coś o sobie?-Pan Morgan odezwał się a ja nie wiedziałam co powiedzieć.
-Um... więc nazywam się Emma Smith, mam 17 lat, wczoraj przeprowadziłam sie tutaj z Londynu. Kocham śpiew i grę na pianinie.
-Dobrze to teraz sprawdźmy jak tam z twoją wiedzą. Podejdź proszę do tablicy i rozwiąż to zadanie.
Strasznie sie stresowałam, niepewnie wstałam i ruszyłam w stronę nauczyciela. Za sobą słyszałam gwizdy ale starałam sie nie zwracać na to uwagi.
Nauczyciel nie zwrócił na to uwagi, ponieważ dołączył do zabawy.
Trafiłam — ta szkoła znajduje się w getcie typu Bronx. Tylko dlaczego ludzie najwyraźniej śpiący na pieniądzach zapisali tam dziecko?

Podeszłam do tablicy i przyjżałam sie zadaniu.
Na szczęście była to lekcja matematyki, bo inaczej dostałabym niedostateczny z ortografii.

 Na szczęście już w starej szkole je robiliśmy więc nie miałam z tym problemu. Szybko rozwiązałam zadanie i spojrzałam na nauczyciela.
-No no. Nieźle, 5!
Jeszcze nieźlej, że dostałam 5, chociaż w USA oceny szkolne mają postać liter.
Autorki z Wattpada rewolucjonizują amerykańskie szkolnictwo.

Z uśmiechem wróciłam do swojej ławki.
-Ej o co chodziło z tymi gwizdami?
-Oj no wiesz jak to faceci. A poza tym niezły masz tyłek.-Jessica zabawnie poruszyła brwiami na co cicho się nasmiałam.
Naśmiawszy się nam i naszym opeńkom,
zrobią facepalm, waląc się w twarz ręką.

Rozdział 3

Shawn pov:

Emma jest śliczna i taka nieśmiała, zupełnie inna niż reszta dziewczyn.
Merysójkowa norma, nie ma się czym ekscytować.
Nie mówiąc już o tym, że rozmawiał z nią jakąś minutę. 
Nawet mniej niż minutę. I oczywiście jej nieśmiałość na pewno nie może wynikać z faktu, że to jej pierwszy dzień w nowej szkole.

Przez całą lekcje matematyki na nią patrzyłem. Ma takie piękne szare oczy, świetna figurę... STOP Shawn o czym ty myślisz- skarciłem się za to.
Nie mogę uwierzyć że podczas jednego naszego spotkania na przerwie i 45 minut lekcji taka laska zdążyła zawrócić mi w głowie, ale ona nie jest zwyczajna, jest inna, wyjątkowa.
Co stwierdziłeś ponad wszelką wątpliwość podczas wyż. wym. jednego spotkania i 45 minut lekcji.

Musze ją bliżej poznać i dowiedzieć się jaka ona jest.
Dokładnie taka jak każda inna bohaterka opka.
Już pomagam - bezczelna, arogancka, strasznie krytyczna, traktuje innych z góry, a na dodatek myśli, że jest lepsza/ładniejsza/mądrzejsza/milsza/modniejsza od reszty. To tak w skrócie. 
I skromniejsza.

Emma pov:

Przez całą lekcje czułam na sobie wzrok Shawn'a. Czułam się trochę nieswojo, ale jednak ma w sobie coś co przyciąga człowieka do niego i to nie tylko jego piękne oczy.
Jeszcze ten apostrof dumający smętnie, po kiego diabła go tu właściwie wsadzono.

Zadzwonił dzwonek, powoli spakowałam sie i ruszyłam na przerwę.
-Emma!- usłyszałam za sobą czyjś głos więc odwróciłam się, okazało sie że była to Jessica.
-Coś się stało?
-Nie tylko że powiedziałaś że lubisz śpiewać prawda?
Nie tylko że powiedziała? A co jeszcze?
Powiedziała też, że po okolicy grasuje gang porywaczy przecinków.

-No tak.
-Wiec u nas jest świetne kółko muzyczne, sama na nie chodzę i pomyślałam że ty też może chciałabyś sie zapisać.
-Umm... sama nie wiem.
-Dlaczego? Wstydzisz się?
-Nie, tylko że moi rodzice nie chcą żebym śpiewała, wolą abym była chirurgiem.- zrobiło mi się mega głupio. Spuściłam głowę na dół i patrzyłam na swoje białe trampki.
To oznacza, że ma zapisać się na koło młodych chirurgów? 
Rodzice rodzicami, ale tak mnie zastanawia jedna rzecz: w jaki sposób posiadanie hobby ma przeszkadzać w kształceniu się na chirurga? Przecież jedno drugiego nie wyklucza, więc o co chodzi?

-Serio? Ale dlaczego?
-Próbowałam ich przekonać wiele razy że kocham śpiew ale moi rodzice sądzą że piosenkarka to nie zawód.
I sądzą dobrze, bo jeśli nie jest się przynajmniej jako tako znaną gwiazdą która na okrągło daje koncerty, kasy jest z tego jak na lekarstwo i nie ma najmniejszych szans, by wystarczyło nawet na tanie utrzymanie.

-No to nie mamy wyjścia. Będziesz chodziła na zajęcia po kryjomu.- Jessica uśmiechnęła się do mnie ukazując szereg swoich białych zębów.
-Ale co ja im powiem?
-Że chodzisz na dodatkowe zajęcia z biologii.
- I myślisz że mi uwierzą?
Przynajmniej do czasu, kiedy przyjdzie im do głowy zapytać nauczyciela biologii o twoje postępy.
Poza tym, czy tylko ja czegoś nie rozumiem - rodzice chcą, żeby była chirurgiem, ale nie mówią nic o tym, że NIE MOŻE śpiewać. Gdyby powiedziałaby im, że to tylko hobby i, jeżeli jej na to pozwolą oceny z biologii będzie miała jeszcze lepsze, to w czym problem? 

-Jeśli nie to ja pójdę z tobą do domu i to potwierdze i powiem że też na nie chodzę.
-Zrobiłabyś to dla mnie?- podniosłam wysoko brwi. Nie mogłam uwierzyć.
-Przyjaciółki muszą sobie pomagać nie?- znów posłała mi swój uśmiech a ja skakałam w środku ze szczęścia, że mam kogoś kto mi pomaga wpakować się w problemy z rodzicami a do tego mogę tę osobę nazwać moją przyjaciółką.
Jak się ma takich przyjaciół, to wrogów już nie trzeba.

-Dziękuję.- odwzajemniam uśmiech.
-Spoko, a teraz choć na polski.
A teraz proszę to przetłumaczyć na polski.
Na polski. W Stanach. Nie mam więcej pytań.
Już mogłam przeżyć te oceny, te licea, te profile, ale naprawdę uczenie się języka polskiego w szkole, która znajduje się w Nowym Jorku? 

 Po zajęciach pójdziesz się zapisać. A i uprzedzam, twoj książę też na nie chodzi.
-Mój co?!- otworzyłam szeroko oczy za zdziwienia.
-Shawn, oj nie mów że ci sie nie podoba? Widziałam jak na siebie patrzycie.- Jess poruszyła zabawnie brwiami a ja poczułam jak policzki robią mi się czerwone od tego co powiedziała.
-Aha. Idzie twój książę to ja spadam na polski.
Muszę się spieszyć, bo kurs mam w polskim kościele na drugim końcu miasta, jako że w amerykańskich szkołach o lekcjach polskiego nie słyszano. Zapisałam się dla szpanu — wszyscy się uczą hiszpańskiego, francuskiego albo niemieckiego, a ja będę oryginalnie gadać egzotycznym narzeczem z końca świata. 
Już widzę tych amerykańskich nastolatków dyskutujących nad tym, jak poprawnie powinno wymawiać się słowo "trzcina".

 Tylko sie nie spóźnijcie.-ostatnie słowo wykrzykneła i uciekała pod salę.
-Część Emma.
A druga część kto?
Emma 2: Powrót Shawna.

Jak w nowej szkole?- usłyszałam czyjś głos i był to TEN głos, chyba od dzisiaj mój ulubiony. Odwróciłam się i zobaczyłam najpiękniejsze oczy.
-Hej Shawn. Dobrze, ludzie są całkiem mili a matma nie była zła wiec to duży plus.- usłyszałam tylko cichy śmiech chłopaka na moją wypowiedź.
-Też nie przepadam za matmą. Słuchaj pomyślałem że może umówiłabyś sie dzisiaj po szkole? Pokazałbym ci miasto.- czułam ciepło napływające do mojego ciała. Shawn zaprosił mnie na randkę.
-Przepraszam ale dzisiaj nie dam rady.
-Spokojnie to nie randka tylko przyjacielskie spotkanie jeśli o to ci chodzi.- i czar prysł. Nie o to mi chodziło deklu. Dobra nie powiem mu tak bo to by było chamskie.
Zaczyna się... 

-Nie o to mi chodziło, po prostu już dzisiaj umówiłam się z Jessicą. Przepraszam, może innym razem- wiedziałam smutek wymalowany na jego twarzy przykryty sztucznym uśmiechem.
-Ok. Nic sie nie stało. Baw się dobrze. Idziemy na lekcje?- posłał mi swój zniewalająco piękny uśmiech a pode mną kolana sie ugięły.
-Pewnie.
Siedziałam już w sali z Jessicą i opowiedałam jej o czym rozmawiałam z Shawn'em.
O zasadach użycia apostrofów.

Pani od polskiego nie było
Głównie dlatego, że — jako się rzekło — w szkołach w USA nie ma lekcji polskiego.
Zorientowała się, że pomyliła kontynenty.

 więc mieliśmy zastępstwo i wolną lekcję.
-CO?!-Jessica wydarła sie na całą klasę, ściagając przy tym uwagę wszystkich.
-Ciszej
-Przepraszam, ale jak to mu odmówiłaś?
-Normalnie. Przecież dzisiaj miałaś ze mną zapisać się na zajęcia.
-No tak tak, ale zajęcia poczekają a taki przystojniak nie.- zaśmiałam się z jej wypowiedzi, ale ona wydawała się być poważna.
-Będzie jeszcze inna okazja.- próbowałam ją uspokoić.
-Ok, ale i tak się cieszę że Mr. Przystojniak zaprosił cię na randkę.
Znów wybuchłam głośnym śmiechem a Jess razem ze mną.
Minęło już 7 lekcji, teraz idziemy z Jessicą zapisać mnie na zajęcia.
Weszłyśmy do sali a ja zaczynałam sie strasznie stresować.
-Dzień dobry Panie Cross. Przyprowadziłam nową chętną na zajęcia.- teraz wskazała na mnie a ja jeszcze bardziej się zdenerwowałam.
-Dobrze usiądź Jessico a ciebie proszę na środek.- zrobiłam jak Pan Cross mi kazał.
Rozumiem, że Pan Cross to imię i nazwisko.
Czy tylko mnie tak irytuje to randomowe przeskakiwanie z czasu przeszłego na teraźniejszy?

 Wszyscy się na mnie patrzyli. Najbardziej zdziwiony był Shawn jak mnie zobaczył.
-Proszę, zaśpiewaj nam kawałek jakieś piosenki.
No to super. Wstydzę się występować ale dam rade. Moja babcia, która zmarła rok temu zawsze powtarzała zamknij oczy i myśl o Anglii wyobraź sobie najpiękniejsze mniejsze na ziemi. Kiedyś myślałam o łące pełnej kwiatów. Teraz jest to domek mojej babci. Ona też wspierała mnie w śpiewaniu, pomagała mi ale niestety zmarła, straszenie za nią tęsknię.
Zamknęłam oczy i zaczęłam śpiewać:
[tutaj oczywiście wstawiony tekst piosenki]
Kiedy skończyłam, otworzyłam oczy a wszyscy zaczęli klaskać i gwizdać.Byłam bardzo szczęśliwa że im się spodobało.
-No no, masz wielki talent. Gratuluje...-Pan Cross stał tak co wyglądało dość śmiesznie kiedy starał sie domyśleć jak mam na imię.
-Emma.
-Dobrze Emmo. Jedno pytanie: umiesz grać na jakimś instrumencie?
-Tak, na pianinie i trochę na gitarze. Razem z przeprowadzką musiałam zrezygnować z nauki gry na gitarze.
Przeprowadzce było bardzo smutno, że musiała porzucić ulubione hobby.

-Cudownie. Potrzebowałem kogoś kto zagra na najbliższym koncercie na pianinie.
Detalami w rodzaju weryfikacji twoich umiejętności i pytania, czy już kiedyś występowałaś publicznie, nie będziemy sobie zawracać głowy.
Toć widać po twarzy, że umie. 

 A co do lekcji gry na gitarze to Shawn z chęcią ci pomoże. Prawda?
-Oczywiście.- krzyknął od razu Shawn. Widać że był z tej wiadomości bardzo zadowolony.
Jakby tak jeszcze słówko o jego kompetencjach do nauczania gry na instrumencie...
Może powiedział, że umie.

-Nie trzeba naprawdę.- nie to że nie chciałam, bo naprawdę chciałam spędzić czas z Shawn'em ale okłamywałam już rodziców w sprawie zajęć, nie mogę jeszcze skłamać w sprawie gitary.
-Spokojnie Shawn się zgodził, a ja chcę aby moi uczniowie umieli jak najwięcej.
I dlatego wrabiam innych uczniów w korepetycje zamiast zaproponować kurs u dobrego, fachowego nauczyciela.
Nie będzie robił nadgodzin. 
Imperatyw każe, nauczyciel musi.

-No dobrze- trochę posmutniałam bo nie chce kłamać, ale w końcu czego się nie robi dla pasji. Kiedyś obiecałam sobie że bez względu na wszystko nigdy nie przestanę śpiewać i grać nawet jeśli miałoby być to po kryjomu.
Będę śpiewać i grać tak, żeby nikt nie słyszał.
W piwnicy się schowa.
Będzie sobie wyobrażać. 

-No to po zajęciach ustalicie sobie miejsce i godziny spotkań, a nawet jeśli będziecie chcieli pozwolę wam ćwiczyć tutaj.

Shawn pov:

Jezu... ona ma niesamowity głos. Nie mogłem przestać na nią patrzeć kiedy śpiewała. Jak dowiedziałem się że będę ja uczyć gry na gitarze skakałem w środku z radości. Tylko czemu ona tak nagle posmutniała, chyba nie jestem aż taki zły?!
Czy on ma dwanaście lat? 
Wolę nie wnikać. Jednak wszystko wskazuje na to, że ten króciutki akapit został napisany tylko po to, by pozachwycać się nad Emmą. Wiem, że ten komentarz jest bez sensu, ale musiałam go napisać, by przetrawić ten fakt, bo mi się już mózg przegrzewa.

Rozdział 4

Emma pov:

Obudziłam się o 6 mimo iż zajęcia miałam na 8. Myślałam o tym co stało się wczoraj po zajęciach z muzyki:
Wychodziłam z sali po zajęciach, chciałam szybko uciec przed Shawn'nem, bo miałam nadzieję że zapomni o lekcjach gitary.
-Emma!-nadzieja matką głupich. No i co miałam zrobić, musiałam sie odwrócić.
-Tak?-myślałam że zadziała udawanie głupiej.
-Mieliśmy umówić się na lekcje gry na gitarze.-ugh... pamięta.
Dziwne — pamięta, co się działo godzinę temu.

-No tak.-teraz nie mam wyjścia, najwyżej powiem rodzicom że w tym roku mam ochotę na zajęcia z biologii i chemii...
-Mi pasuje w poniedziałki i czwartki.-chyba mu zależy bo cały czas sie uśmiecha.
-Mi obojętnie. Na razie nie mam żadnych innych zajęć.
-No to skoro masz czas to może lekcje dwa razy w tygodniu, szybciej sie nauczysz- coo?! No to jeszcze zajęcia z fizyki. Ugh... oby rodzice w to uwierzyli.
-Ok. Tutaj? W poniedziałki i czwartki o 16.30?
Nie mogła powiedzieć, że wolałaby spotykać się z nim raz w tygodniu, bo rodzice będą niezadowoleni? 

-Jasne. To chyba do jutra.- no i znowu ten jego uśmiech.
-A możemy zacząć od poniedziałku?
-Pewnie. Odprowadzić cię?
-Nie spoko, mój brat pewnie czeka. Pa
-Cześć.
Dzisiaj przy śniadaniu musze powiedzieć rodzicom o tych wszystkich zajęciach. Strasznie sie boję że mi nie uwierzą, bo ja sama sobie nie wierzę w tyle zajęć a do tego z fizyki. Przecież ja jej nienawidzę.
Była już 6.30 a ja i tak wiedziałam że nie zasne więc postanowiłam wstać i sie uszykować. Ubrałam czarne rurki z dziurami, białą bluzkę i koszule przepasaną w pasie, do tego lekki makijaż i mogłam iść na śmierć (czytaj: wyjaśnianie wszystkiego rodzicom 👍).
Pomalowała się dla rodziców? Bo ja na śniadanie w rodzinnym gronie mogę spokojnie iść bez makijażu. 
Chodzą po świecie skrajne przypadki, które nie mają na sobie makijażu tylko w łazience, między zmyciem starego i nałożeniem nowego.
Ale to już chyba automatycznie skreśla ją, jako "jedyną naturalną dziewczynę w klasie". 

Schodziłam powoli po schodach. Starałam się usłyszeć czy ktoś jest w kuchni. Kiedy nie słyszałam nic postanowiłam szybko wbiec do kuchni. Szło nieźle póki nie Stanęłam w progu jadalni i mało zawału nie dostałam jak zobaczyłam siedzącego Brada.
Spodziewałam się raczej, że będzie lewitował nad stołem.
Mógł też drzemać na podłodze.

-Jezu... Nie strasz.
-Ej, to nie ja wbiegam do kuchni jakby się paliło.
-Wybacz- Posłałam mu krzywy uśmiech i zaczęłam robić płatki na śniadanie.
Wyszłam więc na pole, by zebrać kilka kolb kukurydzy. 

-Co jest? Jakaś zestresowana jesteś?
-Jest ok- kogo ja próbuje oszukać. Sama w to nie wierzę...
-Tak tak jasne. A teraz siadaj i opowiadaj.
-No dobra...-wzięłam głęboki oddech- więc tak. Jessica, moja nowa przyjaciółka zaproponowała mi zapisanie sie na zajęcia z muzyki...
-Em to super.
-Nie przerywaj mi...- próbowałam być stanowcza ale pewnie moja mina nie pasowała do reakcji.
-Sory.
-No więc powiedziała żebym rodzicom wcisnęła kit że chodzę na zajęcia z biologii...
-No i w czym problem, jedne zajecia to nie koniec świata- Posłałam mu groźne spojrzenie i kontynuowałam
Brat wydaje się spokojny, kiedy Emma mówi mu o zajęciach ze śpiewu, a są ze sobą blisko. Gdyby faktycznie rodzice byli tacy "źli i niecni", to nie powiedziałby, że nie może o tym mówić rodzicom, albo że wpakuje się przez to w kłopoty? Cokolwiek, co potwierdzałoby wersję Emmy? 

-Ale potem Pan Cross powiedział żebym dalej uczyła się gry na gitarze i zaproponował mi kolegę z klasy, a kiedy ja powiedziałam że nie mam jeszcze żadnych zajęć to Shawn powiedział że będzie mnie uczył dwa razy w tygodniu, przez co mam jeszcze zajęcia z chemii i fizyki do wciśnięcia rodzicom.
-No no nieźle. Tylko nie pogub sie w tych kłamstwach.
-Nie pomagasz
-Sory, ale dasz rade. Mówiłaś że nic nie pozwoli ci zrezygnować z muzyki. Wierzę że ci się uda, a jakby co to masz mnie.
-dzięki Brad.
-Od tego są bracia nie?- powiedział i mnie przytulił. Bardzo mi tego brakowało.
Po śniadaniu miałam jeszcze 20 min do szkoły, chciałam już uciec ale Brad mnie powstrzyma mówiąc że i tak będę musiała im to powiedzieć. Skierowałam się do salonu, gdzie moi rodzice szykowali sie do pracy.
-Mamo, tato. Muszę wam o czymś powiedzieć.
Brzmi, jakby chciała powiedzieć, że jest albo w ciąży, albo rzuca szkołę. 
"Jestem już dorosła, więc wyprowadzam się razem z Vargiem Vikernesem do hippisowskiej komuny, gdzie będę wciągać kokę i łykać Mocarza."

-Tak?
-Zapisałam się na dodatkowe zajęcia.
-O, to świetnie, a z czego?
-Z biologii,chemii... i fizyki- powiedziałam to, teraz jeszcze tylko czekać na ich reakcje.
Poza tym, czy tylko mi wydaje się bardziej podejrzane to, w jaki sposób o tym powiedziała?

-Aż tyle? No dobrze.
-Tylko tyle macie mi do powiedzenia?
-A co jeszcze. Przecież ci ufamy, nie okłamałabyś nas.-Ups... taa... bo wiecie, czasem każdemu sie zdarza.
Dlaczego rodzicom w ogóle przyszło do głowy, że Emma mogłaby ich okłamywać? Bo na mój gust jest to raczej dowód braku zaufania.
Coś wyniuchali i chcieli ją wziąć psychologiczne - ot wspomnieć o możliwości, żeby się złamała i przyznała. 

-Oczywiście. No to ten, milej pracy...- uciekłam z tamtąd najszybciej.
Byłam już prawie pod szkołą, kiedy usłyszałam czyjś głos:
-Emma!- odwróciłam sie i zobaczyłam Jess.
-Hej Jessica.- Posłałam jej uśmiech co od razu odwzajemniła.
-Jak tam z rodzicami?
-Zaskakująco dobrze, myślałam że powiedzą że to podejrzane, że ich okłamuje a oni że mi ufają.
Czyżby Emma już wcześniej miała kłopoty z prawdomównością? To zdanie, podobnie jak cały poprzedni akapit, zdaje się na to wskazywać.

-No no. A jak tam Mr. Przystojniak?- poruszyła zabawnie brwiami na co się cicho zaśmiałam.
-Chyba dobrze. Jesteśmy umówieni na lekcje gry na gitarze dwa razy w tygodniu.
-Uuu...
-Co uuu? Nie ma żadnego uuu!
Czytając "uuu", usłyszałam TO

-Jasne, jasne. Mnie nie oszukasz.
-Dobra choć na lekcje
Lekcje dzisiaj minęły spokojnie. Nic ciekawego sie nie działo. Właśnie wychodzę ze szkoły, Brad dzisiaj nie mógł mnie odebrać, bo ma trenining więc czeka mnie samotna przechadzka do domu.
Strajk pracowników transportu szkolnego ciągle trwa.
A komunikacją miejską porusza się tylko plebs.

Szłam spokojnie w stronę domu aż ktoś na motorze stanął obok mnie. Nie widziałam kto to bo miał kask.
-Hej Emma. Podwieść cię?- poznałam JEGO głos.
-Nie dzięki Shawn.
-Ale dlaczego?- teraz zdjął kask i zszedł z motora.- dalej choć!- wyciągnął drugi kask dla mnie.
-Nie, przejdę się.
-No choć, nie daj sie prosić- spojrzał na mnie tymi swoimi oczami i nie mogłam mu sie oprzeć.
-Ok- Posłałam mu uśmiech a on pomógł mi wziąść na motor.
Co wzią(ś)ć na motor? Kask?

Podałam mu adres a on odpalił motor. Szybko sie do niego przytuliłam i mocno trzymałam.

Shawn pov:

Kiedy sie do mnie przytuliła poczułem że mógłbym tak codziennie. Jechałem powoli żeby sie nie bała. Nie minęło 10 minut a byliśmy pod jej domem.
Pomogłem jej zejść z motora a ona zdjęła kask i podała mi go.
-Dziękuję było naprawdę super.
-To ja dziękuję. Co ty na to abyśmy... może chciałabyś... może pokaże ci dziś miasto?- cały czas sie zacinałem, nie potrafiłem sie wysłowić. Chociaż ona pewnie i tak sie nie zgodzi.
-Jasne- posłała mi uśmiech a mnie zatkało. Naprawdę, ona sie zgodziła. Jezu jestem najszczęśliwszy na świecie.
On chyba faktycznie ma dwanaście lat.

-O 17?
-Może być, to do zobaczenia.
-Do zobaczenia- ona sie zgodziła, nie wierzę, zachowuje sie jak jakaś baba ale nie sądziłem że sie zgodzi.
Stałem tak jeszcze z 10 minut aż zauważyłem że Emma już poszła a ja stoję jak taki debil.
Wsiadłem na swoją maszynę i odjechałem.
Nie musisz się spieszyć z powrotem.
Nie pospieszy, bo nie wiem, czy jest sens analizowania tego dalej.

Jako że dopadło nas zwątpienie dotyczące kilkuczęściowych analiz, tym razem decyzja należy do Was: chcecie poznać dalsze losy Emmy, czy macie ochotę na coś innego?

wtorek, 20 września 2016

12. Powód do narzekania musi być, czyli pani Hulk i książę z bajki cz. 2

Witajcie!
Dziś mamy dla Was drugą i ostatnią część analizy o pani Hulk i jej księciu z bajki. W tej części dowiecie się, że Alex zaszła w ciążę, co oczywiście nie było do przewidzenia, jednak zobaczycie również, że ciążę tę można wykryć przez pomiar ciśnienia. Poznacie też znikającego człowieka i przeczytacie analizę psychologiczną bohaterki, a ponadto spadnie na Was kilka ton marudzenia i fochów.
Miłego czytania!

Analizują: baba_potwór, Nikelaine, Az i J

Rozdział 4

Obudziłam się z wielkim bólem głowy. Popatrzyłam na siebie, stwierdzając, że jestem w ubraniach z wczoraj. I nagle wspomnienia z poprzedniego dnia we mnie uderzyły ze zdwojoną siłą. Odpędziłam łzy zbierające mi się do oczu i zeszłam na dół. W kuchni siedział Luke pijąc kawę.
-Jak się czujesz? - Spytał z troską. Ta, jakby go to w ogóle obchodziło.
Też się dziwię, że się przejmuje takim antypatycznym dziewuszyskiem.

-Głowa mnie boli - Mruknęłam i skierowałam się do lodówki.
-Zbieraj się, jedziemy do szpitala - Spojrzałam na niego kpiąco, jednak jego twarz była poważna. Wybuchłam śmiechem.
Przecież tylko dość mocno oberwałaś poprzedniego dnia w głowę. Po co szpital?
A tak sobie, dla zasady. W sumie to chyba jedyny argument, jaki mógłby do niej trafić.

-Nigdzie z tobą nie jadę - Powiedziałam przez śmiech.
Ta labilność emocjonalna jest znacznie bardziej niepokojąca od bólu głowy.

-To nie jest śmieszne - Warknął. -Dostałaś wczoraj mocno w głowę i mogłaś zostać zgwałcona! – Krzyknął, a ja spoważniałam.
-To nie jest twoja sprawa - Powiedziałam.
Zgwałcił, czy nie zgwałcił, co za różnica! Ważne, że jest czas na focha. 
Bo to jej głowa i nikt nie będzie jej mówił, że to może być coś poważnego! Ona przecież wie, czy coś jej jest.

Chłopak chciał coś powiedzieć, ale wybiegłam z kuchni prostu do łazienki.
Zaczęłam wymiotować. O nie! Chłopak był już obok mnie i trzymał mi włosy.
Tragedia, ktoś się o ciebie troszczy!

Nie chciałam żeby widział mnie w takim stanie. Kiedy tylko skończyłam osunęłam się po ścianie, usiadłam na podłodze i schowałam twarz w dłonie.
-Wyjdź, nie chce żebyś widział mnie w takim stanie - Powiedziałam zawstydzona tą sytuacją.
Byłam teraz wystraszona nie na żarty. Pamiętam, że kiedy byłam mała i uderzyłam się w głowę, mama kazała mnie informować o ewentualnych mdłościach. Mówiła, że mogłam dostać wstrząsu i nie mogłam przez następną godzinę spać.
-Nie, coś jest nie tak. Musimy jechać do szpitala - Popatrzyłam na jego idealne rysy twarzy.
Nic nie jest teraz tak ważne jak czyjeś idealne czy nieidealne rysy.

-Nie... - Chciałam protestować, przerwał mi.
-Jedziemy i koniec. Ubierz się - Po tych słowach opuścił łazienkę.
Zrezygnowana poszłam się ubrać. 15 Minut później siedziałam już w jego samochodzie. Jechaliśmy w milczeniu. W końcu dotarliśmy do szpitala.
-Wejdę sama, jedź do domu - Poprosiłam.
-Będę tu czekać.
I gdzie tu jest ich wzajemna nienawiść, ja się pytam? Bo chyba ani razu jej jeszcze nie uświadczyliśmy  w tym opku.
Przecież od dziewic jej naurągał.
Był też dla niej miły. Mam coraz silniejsze wrażenie, że dla Alex jest to coś uwłaczającego.

Pokiwałam głową i weszłam do środka. Lekarz siedział za swoim biurkiem. Pilnie coś notując. Miał ok. 40 lat, ale całkiem nieźle się trzymał.
Dziwne. W tym wieku powinien już być w stanie daleko posuniętego rozkładu.
Zamiast tego żwawo dreptał z chodzikiem przez szpitalny korytarz.

Opowiedziałam mu o wczorajszym zdarzeniu, a on na początku zadawał mi jakieś pytania,
Po ile pomidory? Czy Lakersi wygrali wczoraj z Bullsami? Co pani myśli o ostatnim filmie Allena? Azaliż wżdy?

 a potem przeszedł do badań.
-Wydaję mi się, że wszystko jest w porządku,
Stwierdził to na podstawie oględzin gardła i pomiaru ciśnienia? Bo tyle akurat można sprawdzić w gabinecie lekarskim.
To jest turbolekarz, który ma moc dokładnego badania pacjentów samym spojrzeniem.

ale zlecę pani jeszcze jedno badanie - Powiedział spokojnie. -To będzie mogło wytłumaczyć te mdłości.
-Jakie? - Zapytałam zaniepokojona.
-USG - Wytrzeszczyłam na niego oczy.
Wyszłam z gabinetu i nie zwracając uwagi na Luka ruszyłam ze skierowaniem na badanie.
Uuu, poważne niedopatrzenie ze strony personelu. Pacjent skarżący się na ból głowy i wymioty po urazie powinien być wożony na wózku, a w najgorszym razie powinna go prowadzić pielęgniarka. Bo człowiek w takim stanie może w każdej chwili zwyczajnie zasłabnąć albo i zemdleć. Z odszkodowania szpital nie wypłaciłby się przez następne dziesięciolecie. 
Poza tym, że faktycznie powinna jeździć na wózku, to gdzie prześwietlenie mózgu?

 Chłopak szedł za mną i mówił coś do mnie, ale nie odpowiedziałam. Weszłam do kolejnego gabinetu. Kobieta ok. 35 lat kazała mi się położyć.
Jakie znaczenie ma wiek każdego kolejnego lekarza, że tak starannie jest odnotowywany?
Zastępuje opis.

 Podwinęła mi bluzkę i nałożyła mi jakiś żel na brzuch. Zaczęła jeździć po moim podbrzuszu i zmarszczyła brwi.
-Coś jest nie tak? - Nie mogłam już wytrzymać, więc zapytałam.
-Nie, wiesz nie wiele tu widzę..
To się nazywa fachowość.
Ej, mój lekarz też mi kiedyś tak powiedział, jak byłam na USG. Serio.
— Niewiele tu widzę...
— To znaczy?
— Nie widzę trzustki...
Śmiem teraz postawić diagnozę, że naszej bohaterce wcięło trzustkę.
Przynajmniej byłby ciekawy zwrot akcji.

 - Przerwała. -To twój chłopak, wiesz ten na korytarzu?
A co to paniusię, przepraszam bardzo, obchodzi?

-Nie! - Krzyknęłam nagle. -Nie, to współlokator, nie mam chłopaka - powiedziałam już spokojnie, a ona popatrzyła na mnie zmartwiona.
-Zadam ci teraz kilka pytań, dobrze? - Pokiwałam głową. -Kiedy ostatni raz z kimś współżyłaś? - Wytrzeszczyłam na nią oczy.
Chwilę temu zrobiłaś to samo.

-J-ja, no ten.. To znaczy.. Około tydzień temu - Wydukałam w końcu.
Nie wiem, czy to jakieś załamanie ciągłości czasu, czy mój błąd w wyliczeniach, ale po kilkukrotnym przeczytaniu wcześniejszych rozdziałów stwierdziłam, że od stosunku minęły dwa dni. Jak to się stało?
Zaginanie czasoprzestrzeni jest dość popularne. 

-Jesteś na tabletkach? - Pokiwałam przecząco głową, co raz bardziej zaniepokojona. Zbierało mi się na mdłości. -A zabezpieczyliście się?
-Tak.. Nie.. Nie pamiętam, byłam wtedy niezbyt trzeźwa.
-Niestety mogę nie mieć dla ciebie dobrych wieści - Zaczęła.
Do fachowości dorzucamy profesjonalizm w kontaktach z pacjentami.
Co ona nagle taka nieśmiała? W poprzednim rozdziale próbowała udowodnić, że nie jest dziewicą (pamiętajcie - nie ma nic gorszego od dziewicy), a teraz nie potrafi odpowiedzieć na pytania lekarza bez jąkania/zacinania się?  

-Proszę powiedzieć, o co chodzi - Zaczynałam się domyślać, ale nie chciałam tego do siebie tego dopuścić.
-Wcześniejsze wyniki miała pani podręcznikowe, wiec mam pewne podejrzenia, co do pani mdłości. Prawdopodobnie jest pani w ciąży.
Którą to ciążę zobaczyłam na USG w tydzień po domniemanym zapłodnieniu (i w chwilę po stwierdzeniu, że „niewiele widzę”). A dyplomy oboje z kolegą kierującym na badanie dostaliśmy za grę w uczelnianej drużynie koszykówki.
Szkoły internetowe są bardzo popularne w Ameryce. 
Nikt się wcale nie domyślił, że to się musiało stać. Tytuł wcale tego nie zdradzał.

 Nie mam stuprocentowej pewności, ponieważ jak sama pani mówiła to się stało kilka dni temu.
Nie mam też pewności, czy studiowałam medycynę, czy, powiedzmy, inżynierię lądową. Bo w tym pierwszym wypadku raczej bym wiedziała, że po tygodniu od stosunku nawet test ciążowy może być fałszywie ujemny, a badanie USG w tym terminie to aberracja. I że zarodek w najlepszym razie przed chwilą zagnieżdżony w macicy nie powoduje wymiotów.
Poza tym nie wiem skąd przeświadczenie, że nudności są zawsze. Wiem, że w filmach i simsach to najczęściej spotykane zjawisko, ale niekoniecznie w rzeczywistości. 
Teoria, że wszelka wiedza na temat ciąży wykorzystana w tym opku pochodzi z Simsów, jest dość prawdopodobna.

Jednak wolałam żeby się pani przygotowała. I proszę porozmawiać z chłopakiem, który prawdopodobnie zostanie ojcem.
To lekarka czy opiekunka społeczna? Z jakiego paragrafu interesują ją relacje między pacjentką a ojcem jej dziecka (i w ogóle kimkolwiek)?
A nie lepiej powiedzieć mu, gdy będzie sto procent pewności? Bo tak to będzie: "Jestem w ciąży". *miesiąc później* "A, bo wiesz, pamiętasz, jak mówiłam, że jestem w ciąży? Jednak nie jestem, yay!"

-J-jasne - Zrobiłam się cała biała,
Co stwierdziłam, rzuciwszy okiem w wyciągnięte pospiesznie z torebki lusterko.

 nie potrafiłam nic z siebie wydusić.
-Wszystko w porządku? - Pokiwałam głową - W takim razie zapiszę panią na następny miesiąc. Proszę się nie martwić. Mogę się mylić. To nie jest jeszcze przesądzone.
Dla mnie było. Te wymioty z rana, i w ogóle czuję się ostatnio jakoś inaczej.
Zarodek już kopie. 
Wcale nie mogła to być zwykła jelitówka.

O nie! Jestem w ciąży. I to z moim znienawidzonym współlokatorem. Wiem jedno, nie mogę mu powiedzieć choćby nie wiem, co.
Jeszcze musiałabyś mu oczy wydłubać, żeby nie zauważył twojego rosnącego brzucha.
Może w końcu Luke pójdzie po rozum do głowy i się wyprowadzi, wtedy Alex nie będzie miała problemu.

Pożegnałam się z lekarką i wyszłam. Luke chodził nerwowo po korytarzu, długo mnie nie było.
-Alex! - Podbiegł do mnie. -I jak? Wszystko w porządku?
-Jedźmy do domu - Powiedziałam słabo, chłopak pokiwał tylko głową.
-To powiesz mi w końcu czy wszystko ok? - Zapytał, kiedy byliśmy już w jego samochodzie.
-Ta, wszystko ok - gdybyś tylko wiedział.. Ale wtedy nienawidziłbyś mnie jeszcze bardziej.
Jedna logiczna, racjonalna przesłanka uzasadniająca to dramatyczne stwierdzenie, please.

 Ba! Nie chciałbyś mnie znać, pomyślałam, a po moim policzku spłynęły łzy. Odwróciłam głowę w stronę szyby. Kiedy dojechaliśmy do domu od razu pobiegłam do pokoju. Luke nawet nie próbował mnie zatrzymywać. I dobrze. Nie chciałam go teraz widzieć.
Zaczynam współczuć Luke'owi. Jest dla Alex miły, zawiózł ją do szpitala i ogólnie nie robi rzeczy, za które można go nienawidzić, więc tym bardziej nie rozumiem podejścia Alex do niego. A jak jest traktowany w zamian? Jest nazywany największym wrogiem, chamem i tak dalej... Jak dla mnie najsympatyczniejsza postać w tym czymś. No ale nie wnikam.
Ona wszelkie miłe gesty traktuje jak wielką obrazę. Maryśki często tak mają.
Albo autorka pogubiła się w swojej koncepcji. 

Mój telefon nagle zaczął wibrować. Kate dzwoniła. Szybko opanowałam łzy i odebrałam
-Tak? - Wychrypiałam
-Alex? Miałyśmy się dzisiaj spotkać. Jesteś zajęta? - Usłyszałam głos przyjaciółki w telefonie.
-Nie. Możesz przyjechać do mnie? - Muszę komuś o tym powiedzieć, a jej mogłam ufać.
-Pewnie, zaraz będę. Alex, wszystko gra? - Zapytała niepewnie.
-Powiem ci jak przyjedziesz. Do zobaczenia - Powiedziałam szybko.
Odnoszę wrażenie, że nie tylko tutaj, ale we wszystkich opkach najlepsze przyjaciółki Marysiek są ich służkami, które nie mają własnego życia.

Nawet nie wiem, co odpowiedziała, bo się rozłączyłam. Usiadłam na łóżku i pozwoliła łzom ponownie płynąć. Kate zjawiła się u mnie 20 minut później. Widząc mnie zapłakaną, momentalnie zbladła. Szybko przybiegła do mojego łóżka i mocno mnie przytuliła. O nic nie pytała. Czekała aż sama jej powiem. I za to ją uwielbiam. Kiedy się uspokoiłam powiedziałam jej wszystko w skrócie. Od zdarzenia wczoraj do momentu, kiedy wyszłam z gabinetu tej lekarki. Wytrzeszczyła na mnie oczy.
-Kochanie! - Zamknęła mnie w szczelnym uścisku. -Wszystko będzie dobrze. Pomożemy ci.
-Jestem za młoda na dziecko. Nie dam rady się nim zajmować, nie będę umiała. Nie chcę być samotną matką - Powiedziałam ze łzami w oczach.
Nie będę już komentować fabuły (a raczej czegoś, co ją udaje), ale to doskonały moment, by poznać sytuację rodzinną bohaterki. Wciąż nie wiemy, czy jakichś ma, czy jest sierotą, czy ma z nimi dobry kontakt, czy wychowywała ją babcia. Ciekawi mnie to bardziej, niż kolejny niezbyt udany dialog między nią, a przyjaciółką.
Otóż to: sytuacja rodzinna tej całej Alex. Ktoś jej musi finansować studia (bezpłatnych w Stanach nie ma, nawet na uniwerkach stanowych płaci się czesne), ubezpieczenie medyczne (musi jakieś mieć, skoro została przyjęta w szpitalu) i raczej nie tanie zakwaterowanie, o detalach w rodzaju wyżywienia, ciuchów i rozrywek nie wspominając. Czy są to rodzice, dziadkowie czy stryjeczna ciocia, zwrócenie się do tego kogoś o pomoc w kryzysowej sytuacji wręcz się narzuca. Tymczasem bohaterka zachowuje się jak opuszczona przez wszystkich sierota. Nawet jeżeli ma powody, żeby przypuszczać, że zostanie wyklęta za śmiertelny grzech, to należałoby o tym wspomnieć tak ze dwoma słowami.
Uwaga, teraz nastąpi analiza psychologiczna bohaterki.
Te wszystkie rzeczy wskazują na to, że Alex jest z bogatej rodziny, więc zwrócenie się do niej o pomoc jest jeszcze bardziej oczywistym rozwiązaniem. Jednak jej zachowanie wskazuje, że najprawdopodobniej została porzucona przez ojca (strach przed zostaniem samotną matką, podczas gdy jej sytuacja materialna jest bardzo dobra) i/lub była nieplanowanym dzieckiem (paniczny strach przed powiedzeniem o ciąży komukolwiek, nawet ojcu dziecka), które, ze względu na to, że było wpadką, nigdy nie zostało zaakceptowane przez rodzinę i jest traktowane jak wyrzutek (brak choćby jednej myśli o tym, by skontaktować się z kimś z rodziny). Wcześniejsza wzmianka o imprezowaniu, piciu, paleniu i pieprzeniu się z pierwszym lepszym w wieku 10-17 lat również jest istotną wskazówką, że z rodziną Alex nie wszystko było tak, jak być powinno. Nasuwają się więc dwa pytania: co ona w ogóle robi na studiach i skąd ma pieniądze na to wszystko? Widzę tylko jedną odpowiedź: pieniądze rosną na drzewach, a w Stanach panuje tak poważny niż demograficzny, że uniwersytety, by nie uniemożliwić państwu normalnego funkcjonowania w najbliższych latach i nie narazić się na zamknięcie ze względu na małą liczbę studentów, przyjmują wszystkich jak leci, byle tylko wyprodukować jak najwięcej osób z literkami przy nazwisku.
A ja się jeszcze odniosę do przyjaźni Kate i Alex — mam wrażenie, że ta przyjaźń polega na tym, że Alex ma problem i Kate ją pociesza. Bo jaka jest rola tej całej Kate poza pocieszaniem i przytakiwaniem naszej Mary Sue?

-Nie będziesz, ale musisz mu powiedzieć - Rzekła pewnie.
-Nie. Nie mogę. Myślisz, że się zmieni? On woli panienki na jedną noc. Nie potrzebne mu dziecko - Zaczęłam szlochać. - Pewnie nawet już zapomniał o tej nocy - Wyszeptałam.
-Hej, nie jesteś sama - Popatrzyła mi w oczy. -Pamiętaj o tym, dobrze?
-Mam tylko do ciebie jedną prośbę - Pokazała gestem ręki żebym kontynuowała. -Nikomu nie mów, nawet Victorowi. To jeszcze nie jest pewne - och, kogo ja próbuje oszukać, wkrótce zostanę mamą.
-Nie powiem. Obiecuję.

Rozdział 5

Miesiąc później...
Od wizyty w szpitalu nie rozmawiałam z Lukiem. Kilka razy widział jak wymiotowałam, posłał mi nawet pytające spojrzenia, ale zbywałam go.
Przez miesiąc słowem się nie odezwała do chłopaka, z którym mieszka?
Gdy pytał, kto dzisiaj sprząta, posyłała mu tylko spojrzenie spode łba i już znał odpowiedź.

Właśnie czekałam na Kate. Powiedziała, że pojedzie ze mną, żebym się tak nie bała. Jakoś nie dodawało mi to otuchy, jednak to było miłe z jej strony. Wyszykowana siedziałam w kuchni. Nerwowo stukałam palcami o blat stołu i piłam kawę.
- Hej - Do pomieszczenia wszedł Luke. Przyjrzał mi się i poszedł do lodówki.
- Hej - Mruknęłam niewyraźnie. Tak od tygodnia właśnie wyglądała nasza "rozmowa"
- Wybierasz się gdzieś? - Spytał obojętnie.
- Nic ci do tego - Odwróciłam się z zamiarem wyjścia, gdyż podjechała właśnie moja przyjaciółka.
- O co ci chodzi? Chciałem być po prostu miły. Od miesiąca panuje w tym domu napięta atmosfera. Chciałem ją jakoś rozładować, a tu już się obrażasz
Idealnie podsumowałeś zachowanie Alex w tym opku, dziękuję!

- Powiedział na jednym wdechu, zrobiło mi się głupio.
- Do tej pory nie przeszkadzało ci to. Nigdy nie byłeś miły i nikt cię teraz do tego nie zmusza.
No, ba, złośliwie cię zaciągnął do lekarza po tym, jak zostałaś pobita, i wrednie trzymał za łeb, kiedy rzygałaś. Rzeczywiście, arcyniemiły gość. 

A teraz przepraszam, ale śpieszę się - Rzuciłam i wyszłam z domu.
Właściwie to powiedziałabym, że to ona od początku odwala bucerę, kiedy on zachowuje się względem niej przyjaźnie (to "wyśmiewanie" się z początku odebrałabym raczej jako próbę zwrócenia na siebie uwagi lub przyjazne droczenie się). 
Aż dziwne, że to on się jeszcze nie wyniósł, bo na jego miejscu miałabym serdecznie dość takiej nadętej panienki.

Wiedziałam, że wprowadziłam chłopaka w osłupienie, ale mam to gdzieś. Teraz najważniejsze jest, żeby jakimś cudem okazało się, że jednak nie jestem w ciąży. Przecież ja nie dam sobie rady. I to jeszcze ten pajac jest ojcem. Jak się dowie to mnie z domu wyrzuci. Muszę się ogarnąć, serio. Jakoś to będzie. Lekarka powiedziała, że to nie jest na pewno i tego się trzymajmy.
Zabrzmi to kontrowersyjnie, ale w Ameryce aborcja jest legalna. Bohaterka mogłaby o tym pomyśleć, skoro tak bardzo nie chce dziecka i boi się bycia samotną, młodą matką. I nawet jeśli nie zgadzałaby się z takimi formami, to jest doskonałym wyjściem do JAKICHKOLWIEK rozterek związanych z ciążą. Jestem od analizowania, a wydaje mi się, że mam więcej pomysłów na fabułę, niżeli sama autorka. 
Well, pomysł niezły, ale to mogłoby sprawić, że Alex nie będzie już taka wspaniała, jaką chciała stworzyć ją autorka. Nie zapominaj o opkowych standardach, których trzeba się trzymać!

- Będzie dobrze - Kate posłała mi pokrzepiający uśmiech, kiedy wchodziłam do jej auta. - Zostanę ciocią! Przepraszam, ale już nie mogę. Ja tam się z tego cieszę. Trzymać takie maleństwo, opiekować się nim i w ogóle to, ach! - Zaczęła piszczeć dziewczyna. Ten entuzjazm to jedna z jej wad, serio.
Tak, Kate, Alex powinna urodzić, ponieważ ty chcesz potrzymać dzidziusia. Szkoda tylko, że to nie ty będziesz się nim opiekować całymi dniami.
Jego utrzymanie i ewentualna konieczność przerwania studiów z okazji jego urodzenia to też nie twoja broszka. Ty będziesz tylko mieć żywą lalę, za którą ktoś inny będzie musiał wziąć odpowiedzialność i która komuś innemu wywróci życie do góry nogami.
Nie wspominając już o samej ciąży, która też do lekkich rzeczy raczej nie należy, a której nie będziesz przechodzić ty, tylko twoja najlepsza przyjaciółka.

- Ta - Mruknęłam niewyraźnie i pojechałyśmy.
Kiedy wchodziłam do gabinetu byłam cała roztrzęsiona. Położyłam się i lekarka zaczęła mnie badać. Patrzyłam na ekran, ale nic z tego nie rozumiałam. Jak ona z tego da rade się dowiedzieć czy jestem w ciąży? Dla mnie to czarna magia. Kobieta wytarła ze mnie żel i popatrzyła na mnie współczująco, a ja już wiedziałam, że to stało się prawdą.
A lekarki to skąd wiedzą, że to nieplanowana ciąża? Telepatycznie? 
Mam wrażenie, że według autorki każda ciąża, w szczególności u osoby będącej w wieku, w którym często już zaczyna się planować rodzinę, to wielka tragedia i wszyscy lekarze tak do tego podchodzą.

Po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Szybko pożegnałam się z lekarką i wybiegłam z gabinetu wprost w ramiona przyjaciółki. Zaczęłam szlochać, a kiedy w miarę - podkreślam w miarę - się uspokoiłam poszłyśmy do auta. Kate odwiozła mnie do domu, a ja po raz kolejny poprosiłam ją by nikomu nie mówiła.
A nie lepiej jednak Luke'owi powiedzieć? Cholera jasna, mieszkacie razem, w końcu się zorientuje.
Oj tam, jak brzuch zacznie być widoczny, powie, że się jej przytyło.
Maryśki nie tyją, więc to akurat słaba przykrywka.

Weszłam do domu. Dziwne, były otwarte, a w domu nikogo nie było.
Nie wiem, czy ktoś zauważył, ale właściwie nie wiadomo, co było otwarte.

Cisza. Poszłam do kuchni, ale ledwo usiadłam zadzwonił dzwonek do drzwi. Zrezygnowana poszłam otworzyć. W drzwiach stał Victor i patrzył na mnie podejrzliwie. Wiedział o tym, że przespałam się z Lukiem, ale mam nadzieje, że nie wie o ciąży.
- Hej, co się stało? Nie odzywałaś się ani nic, Kate też nic mi nie mówiła - Dzięki Bogu. - Zapomniałaś o mnie, czy co?
- Nie, po prostu byłam bardzo zajęta. Wchodź - Zaprosiłam go do środka i usiedliśmy przy wyspie kuchennej.
- A czym byłaś tak zajęta? - Zapytał ciekawie.
Powiedzieć mu czy nie? W głowie miałam prawdziwą bitwę. Z jednej strony to mój przyjaciel. Ale z tego, co wiem to coś tam się koleguje z Lukiem.
I dowiadujemy się tego teraz, ponieważ pasuje to autorce. 

A co jak mu powie? Albo przez przypadek się wygada. Nie. Musze mu powiedzieć. On by mi powiedział o czymś tak ważnym. 
- Tym - Wyjęłam z torebki zdjęcie USG i mu podałam.
- Nie... - Zrobił wielkie oczy.
- Niestety - Powiedziałam smutna
- I Luke jest...? - Pokiwałam głową - O mój Boże. Co on na to?
- Nic - Popatrzył na mnie pytająco. - Nie wie - Wyjaśniłam.
- Jak to? - Zapytał zdziwiony.
- Tak to. I ma się nie dowiedzieć - Posłałam mu srogie spojrzenie.
- Co zamierzasz? - Odezwał się po długiej chwili milczenia.
- Nie wiem. Naprawdę nie wiem. Mam kilka opcji - zaczęłam wyliczać na palcach. - 1. Wyjechać
2. Usunąć ciążę lub oddać dziecko, i to jest bardzo prawdopodobna opcja 3.. - Nie dał mi mówić dalej.
- Nie mówisz poważnie?!
- Niestety, ale tak - już od tygodnia rozważałam usunięcie ciąży lub adopcje. Tak byłoby najlepiej. Ja nie mogłabym wychować tego dziecka.
A towarzyszą ci naprawdę wstrząsające emocje, takie typowe dla kobiety rozważającej usunięcie ciąży.

- Musisz mu powiedzieć? To też go dotyczy! - Wykrzyczał, a ja zamarłam, kiedy zobaczyłam Luka wchodzącego do kuchni.
- Komu musisz powiedzieć, co? - Zapytał podnosząc jedną brew.
- Nie twój interes - Zobaczyłam zdjęcie USG w kopercie na blacie i szybko je schowałam.
- Co tam schowałaś? - Nawet nie wiem, kiedy zostaliśmy sami. Victor oczywiście zostawił mnie samą.
Pelerynę niewidkę założył.
To musiało wyglądać jakoś tak:





- Nic, co powinno cię interesować - Warknęłam.
- Pokaż mi to - Zaczął spokojnie, stopniowo się do mnie przybliżając.
- Nie - Odsuwałam się od niego do czasu, kiedy za moimi plecami pojawiła się szafka, a droga mojej ucieczki się zamknęła.
- Daj. Mi. To. - Złapał mnie za rękę, w której miałam zdjęcie.
Zaczęłam się szarpać, ale był silniejszy i wyrwał mi kopertę. Bezsilnie opadłam na podłogę, kiedy chłopak otwierał kopertę. Łzy zaczęły lać się strumieniami.
Nie wiem czemu, ale mam wrażenie, że łzy zaczęły lać się z tej koperty...

Wyciągnął zdjęcie, a jego oczy rozszerzyły się do rozmiarów piłeczek do ping - ponga.
Z powodu że...? Bo niczego świadczącego o ciąży nie miał prawa zobaczyć, co już ustalono wyżej.
Prawdziwy ojciec zawsze rozpozna twarz swojego dziecka! Nawet na USG. Szczególnie w pierwszych miesiącach ciąży. 

Nie odzywał się. To było jeszcze gorsze niż gdyby na mnie na krzyczał. Drżącymi rękoma odłożył zdjęcie na blat stołu i wyszedł trzaskając drzwiami. Rozpłakałam się na dobre. Wzięłam zdjęcie ze stołu i wpatrywałam się w nie przez zamglone oczy. Rzuciłam nim i pobiegłam do swojego pokoju. Położyłam się na łóżku i płakałam. Leżałam tak z godzinę, zastanawiając się, co dalej. Co powinnam zrobić. Podjęłam decyzję. Najpierw muszę się stąd wyprowadzić,
Dokąd? Bo skoro nie ma się do kogo zwrócić o pomoc w związku z ciążą (jakkolwiek jest to nielogiczne, biorąc pod uwagę całość jej sytuacji), to tym bardziej nikt się nie będzie wyrywał do wpuszczenia jej do domu, mając w perspektywie pojawienie się w nim niemowlęcia z całą pieluchowo-wanienkowo-wrzeszczącą otoczką.
Daj spokój, na pewno entuzjastyczna Kate znajdzie jej kąt u siebie!

a później usunąć ciążę. Nie widziałam innego wyjścia z sytuacji. Wstałam i wyjęłam moją torbę podróżną. Zaczęłam pakować tam najpotrzebniejsze rzeczy. Po pół godzinie torba była spakowana. Zeszłam na dół akurat w momencie, kiedy Luke wchodził do domu.
Alex zachowuje się trochę zbyt dramatycznie...
W sumie to zachowuje się jak spanikowana nastolatka. A ponoć jest dorosła.
Dorosła na pewno nie. Co najwyżej pełnoletnia.
Nawet nie, bo ma dopiero dwadzieścia lat. 

- Gdzie się wybierasz? - Zapytał .
- Wyprowadzam się. Po resztę rzeczy przyjdę, kiedy indziej - Wyszeptałam. - Jeżeli nie będzie ci to przeszkadzać, oczywiście. Teraz to twój dom - Dodałam .
- Żartujesz, prawda? - Zapytał lekko zdenerwowany. Pokręciłam głową. - I chcesz mnie teraz zostawić? Zabrać mi dziecko! Pomyślałaś w ogóle o nim? O mnie?
Maryśki mają to do siebie, że raczej nie myślą o innych, więc szczerze wątpię.

Może chciałbym widzieć jak dorasta, co?! - Krzyczał, co raz głośniej. - No odpowiedz.
- Usuwam ciąże - Powiedziałam nie patrząc mu w oczy.
- Nie możesz! Nawet nie zapytałaś mnie o zdanie - W tym momencie wybuchłam.
- A co byś mi powiedział?! Wiem, że nie potrzebne ci dziecko! Znienawidziłbyś mnie!- Krzyczałam. - Miałeś się nie dowiedzieć - Wyszeptałam płaczliwie.
Biorąc pod uwagę to, jak zareagował parę sekund temu, to założenie jest jeszcze bardziej idiotyczne, niż było na początku. 
Prawdopodobnie Alex należy do osób "nie obchodzi mnie, co powiedział, bo i tak wiem, co naprawdę myśli!"

- Ale się dowiedziałem - Podszedł do mnie i kazał spojrzeć mi w jego oczy. - I nie pozwolę ci zabić naszego dziecka, rozumiesz?
- Ale ja nie dam rady - Wychlipałam.
- Nie jesteś sama - Powiedział już spokojniej. - Stało się. Nie cofniemy czasu. To moja wina, powinienem był się zabezpieczyć...
- Nie... To nie twoja wina. My nie powinniśmy, a mnie poniosło - Nie mogłam przestać płakać.
Biorąc pod uwagę rozwój wydarzeń, śmiem stwierdzić, że winę ponosicie oboje.

- Żałujesz? - Zapytał tak jakoś... Smutnie?
- Nie, mimo wszystko nie żałuję. A ty? - Pokręcił głową na nie. Zrobiło mi się tak lżej na sercu, sama nie wiem, czemu. - Co będzie teraz?
- Musimy zmierzyć się z konsekwencjami tego, co zrobiliśmy - Mówiąc to spojrzał na mój brzuch. Taki mały gest, a od razu zrobiło mi się weselej. - Tylko nie odchodź. Możesz żyć swoim życiem, ale nie zabieraj mi dziecka. Może jestem dupkiem, ale sam nie miałem ojca i nie chcę żeby moje dziecko wychowało się bez niego.
Wykorzystanie tego akapitu jako punktu wyjścia dla choćby krótkiej opowieści o dotychczasowych losach Luke'a, pobieżnego wglądu w jego osobowość i szybkiej rozkminy przyczyn takiego, a nie innego jego stosunku do kobiet i życia w ogóle byłoby grzechem ciężkim wobec opkowego przykazania numer jeden: nie będziesz miał bohaterów cudzych przed Merysójką.
To, że skupienie się na kimś innym przez choćby kilka akapitów byłoby dobrym sposobem na rozbudowanie fabuły wcale nie oznacza, że autorka z tego sposobu skorzysta.

 Obiecujesz, że nie zrobisz niczego głupiego? - Spojrzał mi głęboko w oczy.
- Obiecuję - Szepnęłam. Już uspokoiłam się, a łzy nie lały mi się już strumieniami z oczu.
- Jesteś jakaś biała - Zaważył po chwili, ale nie zdążyłam mu odpowiedzieć, bo pobiegłam do łazienki.
Zaczęłam wymiotować. Super. Chłopak stał obok przytrzymując mi włosy. Skończyłam i opłukałam usta.
Ten opis jest tak emocjonujący i prawdziwy, że aż przysnęłam.

- Chciałeś się mierzyć z konsekwencjami to masz - Wysiliłam się na słaby uśmiech. - A to dopiero początek.
- Będzie dobrze - Powiedział i mnie przytulił.
Wszystko zmierzało w dobrym kierunku. Jednak nie okazał się takim dupkiem jak myślałam. Tylko, co to będzie za rodzina. On wiecznie na panienkach, a ja żyjąca swoim życiem.
Bo przecież trybu życia, hierarchii wartości, postaw i zachowań ni czorta nie da się zmienić. Są wgrane w mózg jak Windows na dysk.
Pragnę zauważyć, że Windowsa można aktualizować, więc może bohaterowie ogarną (kiedyś), że to samo można zrobić z ich priorytetami.

Jednak muszę spróbować. Chcę, aby moje dziecko miało normalne życie. To nie jego wina, że się urodzi i nie mogę go o nic winić.Rozeszliśmy się do swoich pokoi, a ja tylko przebrałam się w piżamy i poszłam spać. Byłam taka zmęczona, że zasnęłam prawie od razu.

Rozdział 6

Dzisiaj wyjątkowo spało mi się tak dobrze. Niestety moje szczęście nie trwało długo, ponieważ obudził mnie dźwięk dzwoniącego telefonu. Co za menda nie daje mi spać?! Wzięłam szybko telefon do ręki i odebrałam.
- Halo? - Spytałam trochę zaspanym głosem.
- No hej - Usłyszałam Kate. - Jak się ma nasza mamuśka?
- Miałaby się lepiej gdyby ktoś jej nie obudził tak wcześnie - Powiedziałam niezbyt przyjaźnie, ale taka właśnie jestem, kiedy ktoś mnie budzi.
Poprawka — taka jesteś mniej więcej zawsze.

- Wcześnie? Spójrz na zegarek - Zrobiłam, co kazała i mało, co mi oczy nie wyskoczyły. Była 11:48.
- Matko! Spóźnię się na zajęcia! - Krzyczałam spanikowana. - Z czego się śmiejesz? - Zapytałam, kiedy usłyszałam śmiech przyjaciółki.
- Jest sobota! A do tego mamy wakacje! - Zaczęła się śmiać jeszcze głośniej - A teraz przejdźmy do rzeczy. Idziemy na zakupy?
Kolejny element komiczny. Pospadamy z krzeseł, jeżeli dalej będzie tak zabawnie. 

- No pewnie, mam ci dużo do opowiedzenia.
- Będę za godzinę. Pa.
- Pa - Pożegnałam się z Kate.
Jeszcze chwilę leżałam sobie na łóżku. Było mi tak dobrze, ale jednak musiałam już wstawać. Miałam tylko godzinę. Zwlekłam się z łóżka i podeszłam do szafy. Wzięłam krótkie szorty i miętową koszulkę. Na dworze było jak w piekle. Z 35 stopni. Podreptałam do łazienki i weszłam pod prysznic.
Z wielki uśmiechem pogłaskałam się po brzuchu. To takie niesamowite, że noszę w sobie nowe życie. Nadal się boje tego, że sobie nie poradzę, ale wreszcie dotarło do mnie, że nie jestem sama.
Nie mogę uwierzyć, że chciałam zabić swoje dziecko. Co we mnie wstąpiło?
Ta zmiana nastawienia jest dość zaskakująca, biorąc pod uwagę fakt, że była tak bardzo nakręcona na usunięcie tej ciąży.
Jej wzmiankę o usunięciu ciąży traktowałabym bardziej, jako szantaż emocjonalny. 

Wyszłam spod prysznica. Ubrałam się i po porannej toalecie zeszłam na dół. Włosy związałam w koka, żeby nie było mi za gorąco. Poszłam do kuchni zrobić sobie śniadanie. Miałam ochotę na omlety, więc wyciągnęłam potrzebne składniki i zabrałam się do roboty. 10 Minut później już dawałam na omleta bitą śmietanę i owoce. Mniam! Zabrałam się do jedzenia.
Naprawdę fajnie czytać o śniadaniu bohaterki... szkoda, że nie. Te osiem zdań można byłoby przeznaczyć na dużo ciekawsze sprawy, ale po co? Trzeba napisać, że Alex się myje. 

Chłopaka albo nie było, albo też dzisiaj sobie postanowił pospać. Tylko jego nie budzą wredni znajomi, pomyślałam.
*facepalm* Też nie lubię, jak ktoś mnie budzi, ale dochodziło południe, gdy Kate dzwoniła, więc odrobinę się ogarnij, proszę.

Miałam jeszcze 15 minut do przyjazdu Kate, więc położyłam się na kanapie i włączyłam telewizor. Jak zwykle nie leciało nic ciekawego. Zostawiłam w końcu na jakimś serialu komediowym. Usłyszałam kroki na schodach i szybko odwróciłam głowę w tamtym kierunku. Luke.
- Hej - Odezwałam się, a chłopak lekko się wzdrygnął.
- Hej, wystraszyłaś mnie - Chyba mnie wcześniej nie zauważył, ups..
Włączonego telewizora też nie zauważył, ups...
Może non stop włączony telewizor to była u nich norma. W końcu jeśli stać ich na takie lokum, raczej nie przejmują się rachunkami za prąd.

- Przepraszam - Mruknęłam i wróciłam do oglądanie serialu, który szczerze mnie zaciekawił. Był całkiem zabawny, więc co chwilę wybuchałam śmiechem.
- Alex! - Usłyszałam krzyk z kuchni. - Robiłaś omlety?!
- Tak, a co? - Spytałam zdziwiona i poszłam do kuchni.
- Nie zostawiłaś mi - Spojrzał na mnie spod przymrużonych oczu.
- Nie wiedziałam, że jesteś w domu - Odparłam. - Musisz zrobić sobie sam, bo ja już się zbieram - Powiedziałam po chwili, kiedy zobaczyłam samochód przyjaciółki.
- Gdzie idziesz? - Zapytał obojętnie.
Zastanawia mnie, dlaczego niemal wszystko, co mówi Luke, jest opisane jako obojętne.
Aby podkreślić, jak bardzo ma wywalone na biedną Marysię i jak wielkim dupkiem jest?
Ale to się kłóci z jego troską o dziecko i w ogóle... Ech, co ja się będę logiki doszukiwać...

- Na zakupy - Powiedziałam i wyszłam.
Chciałam wejść do auta, ale Kate mnie zatrzymała. Posłałam jej pytające spojrzenie.
- Jest ciepło, a od centrum nie ma daleko. Przejdziemy się - Wytłumaczyła mi z uśmiechem.
- Musimy? - Zapytałam z nadzieją, w taki upał nie miałam ochoty na spacerki.
- Tak, po drodze opowiesz mi to, co chciałaś - Przytaknęłam jej.
Mam wrażenie, że bohaterowie rozmawiają tylko o pierdołach, które nie mają żadnego znaczenia dla fabuły i czytelnika. Naprawdę kogoś interesuje to, że Alex nie zrobiła mu omleta, albo Kate stwierdziła, że pójdą pieszo? (Pomijając już to, że aktualna sytuacja aż się prosi o ciekawe rozmowy dotyczące ich przyszłości.) 
Ale to wymagałoby odrobiny planowania, przemyślenia bohaterów oraz, o zgrozo, być może odrobiny głębi.

Ruszyłyśmy drogą, a ja zaczęłam opowiadać jej, co się stało wczoraj. Od przyjazdu Victora, przez wyjście z domu Luka, do tego jak nie pozwolił mi wyjeżdżać. Oczywiście dziewczyna oburzyła się, że nie powiedziałam jej o aborcji, ale w końcu zaczęła się cieszyć, że wszystko już ok. Uważała nawet, że Luke zachował się całkiem słodko.
I tak - rozmowa o tym, jak czuje się główna bohaterka po dniu wczorajszym jest pominięta, bo gadanie o omletach jest ważniejsze. 

***
Po godzinie poszłyśmy do kawiarni. Było nam strasznie gorąco i nie miałyśmy już siły na więcej. Rozmawiałyśmy i śmiałyśmy się. Dawno się tak dobrze nie bawiłam.
- Co byś wolała. Chłopca czy dziewczynkę? - Zapytała naglę Kate.
- Nie wiem, jeszcze się nad tym nie zastanawiałam, hmm.. - Zastanowiłam się chwilę. - Chyba chłopca.
- Zdrajczyni narodu i kobiecej solidarności! - Zaczęła krzyczeć moja przyjaciółka, na co zwróciło uwagę kilka osób.
A co ma piernik do wiatraka? Mój tata wprost przyznał, że nie chciał synów, tylko córki. Też jest zdrajcą narodu i męskiej solidarności?
Wśród osób w wieku podstawówkowo-gimnazjalnym takie podejście jeszcze by przeszło. Ale nie u dwudziestoletnich kobiet.

- Powiedziałam C H Y B A - Przeliterowałam jej ostatnie słowo. - A teraz już ciszej.
- Ja tam na twoim miejscu wolałabym mieć córkę - Rozmarzyła się.
Borze, Kate, ile masz lat? 

- Właśnie! A ty nie planujesz nic z Victorem? - Zaczęłam znacząco poruszać brwiami.
- Nie, jeszcze nie teraz - Powiedziała z lekkim smutkiem.
- To, co, wracamy już? - Zmieniłam temat.
Bo niebezpiecznie zaczął oddalać się od mojej osoby. 

- Tak, chodźmy.
Dopiłyśmy swoje napoje i poszłyśmy do mnie. Chciałam żeby weszła, ale powiedziała, że na dziś umówiła się z rodzicami, którzy stwierdzili, że ich zaniedbuje.
Kolejny doskonały moment, by wspomnieć o rodzinie bohaterki. Powtarzam się, ale uważam, że sama koncepcja byłaby ciekawa do opisania, gdyby tylko chciało się stworzyć coś, co ma być tworem nieco inteligentniejszym od typowego harlequina. 

Wchodząc do domu usłyszałam jakieś śmiechy. Zdezorientowana weszłam do salonu. Na kanapie siedział Luke i jakaś dziewczyna. To on umie rozmawiać z dziewczynami nie posuwając ich?! Szczerze się zdziwiłam. Weszłam głębiej i zobaczyłam małego chłopca bawiącego się na dywanie. Był prze uroczy!
- Dzień dobry? - Zwróciłam na siebie uwagę.
Dopiero teraz zauważyłam, że kobieta jest trochę starsza od Luka. Podeszłam bliżej i o dziwo chłopczyk podbiegł do mnie i zaczął coś mówić po swojemu i ciągnąć w stronę zabawek.
- O hej! - Przywitał się Luke. - Alex to jest moja siostra Ana i jej syn Dylan - I wszystko jasne. - Ana to jest Alex moja współlokatorka - I matka twojego dziecka idioto! Ale w sumie dobrze, że jej nic nie powiedział(chyba nic nie powiedział).
Chwila, jak ty mówisz Kate i Victorowi to jest okej, ale lepiej, żeby ojciec nic nie mówił nawet własnej siostrze, z którą w dodatku wydaje się być blisko?
Bo to wielka tajemnica. Dlaczego ona tak bardzo się boi, że ktoś się dowie?
Chyba tylko po to, stworzyć pozory fabuły i dać jej pretekst do narzekania...

- Cześć - Podałam rękę Anie.
- Hej, miło mi cię poznać - Posłała mi ciepły uśmiech, aż dziwne, że są rodzeństwem.
- Hej przystojniaku – Podeszłam do chłopca. - Jaki on śliczny! - Krzyknęłam.
- Po wujku ma urodę - Wtrącił się Luke.
- Skromność też - Odgryzła się jego siostra, już ją lubię.
Siedzieliśmy tak godzinę. Rozmawialiśmy i śmialiśmy się. Naprawdę polubiłam Anę. Nie wiedziała o ciąży i dobrze. Okazało się, że wychowuje małego Dylana sama. Zrobiło mi się przykro. Wtedy zrozumiałam, że jestem na takim samym miejscu jak ona. Jednak ona wydaję się być szczęśliwa, więc może ja też będę.
A jak Alex wyobraża sobie samotne macierzyństwo? Jako nieustanną depresję? 
Nie wiem, ale biorąc pod uwagę, że pomimo zapewnień o wsparciu (w tym od ojca) upiera się, że zostanie sama, więc nie zdziwiłabym się.
Nie zapominajmy też o tym, że Alex raczej do najbiedniejszych nie należy, więc nawet gdyby Luke ją zostawił, to pieniądze, główna zmora samotnych matek, nie byłyby dla niej problemem.

Pożegnaliśmy się, a ja poszłam do salonu i czekałam na chłopaka.
- Naprawdę cię polubiła - Powiedział z uśmiechem wchodząc do pokoju.
- Ja ją też. Normalnie nie mogę uwierzyć, że jest twoją siostrą - Powiedziałam z poważną miną, ale w duchu powstrzymywałam się od uśmiechu.
- Też się dziwie - Usiadł koło mnie.
- Mogę zadać ci pytanie? - Uśmiechnęłam się nieśmiało.
- Już to zrobiłaś - Posłałam mu gniewne spojrzenie. - Ale tak, możesz.
- Nie żeby nie było mi to na rękę, ale czemu nie powiedziałeś Anie o... O... - Spojrzałam na swój brzuch.
- O ciąży? - Podpowiedział chłopak, a ja pokiwałam twierdząco głową - Ma teraz trochę problemów z ojcem dziecka, nie chciałem jej dodatkowo dołować
W jaki sposób wiadomość o tej ciąży miałaby siostrę Luke'a zdołować?

 – Posmutniałam na te słowa. Wiedziałam, że dziecko jest dla niego ciężarem. Odwróciłam głowę, czując napływające mi do oczu łzy - Hej, źle mnie zrozumiałaś - Powiedział i złapał mnie za rękę. - Chodziło mi o to, że nie chciałem żeby zrobiło jej się przykro, wiesz ona dużo przeszła.
- Rozumiem - Szepnęłam.
A ja nie.
Uff, nie jestem sama.

- No właśnie nie rozumiesz, dlatego opowiem ci coś - Obrócił moją głowę w swoją stronę. - Kiedy Ana była mniej więcej w twoim wieku, zaszła w ciąże ze swoim chłopakiem. Mieli jakieś zajęcia razem na studiach i jakoś tak wyszło.
Zajęcia były z anatomii?
Praktyczne. Robili ćwiczenia w parach.
A oni zgłosili się na ochotników. 

Kiedy dowiedział się o ciąży, nie chciał mieć z nią i dzieckiem nic wspólnego. Przez te 2 lata nawet nie odwiedził Dylana, a teraz nagle chcę go jej zabrać.
Co byłoby głównym powodem, dla którego sąd nie przyznałby mu opieki nad dzieckiem. 

Wiesz, kiedy dowiedziałem się o ciąży spanikowałem. Uciekłem, musiałem to przemyśleć. Wtedy przypomniałem sobie o Anie. Doszedłem do wniosku, że nie mogę postąpić tak jak ten dupek. Nie chcę tak postąpić. Wtedy poczułem się szczęśliwy. Stworzyłem nowe życie i to z tobą. Wiem, że nie za bardzo przepadaliśmy za sobą, jednak cieszę się, że to akurat ty będziesz nosić moją córkę w sobie
Masz dobre geny, Alex.
Ja tam bym miała obawy na jego miejscu. Podobno IQ dziedziczy się po matce.
Dlaczego on mówi, że ona dopiero będzie nosić jego córkę? Czy ona już tego nie robi?
A że to córka, zobaczył na USG oczywiście. Po miesiącu.

 - To, co mówił było takie, wzruszające. Zaraz jednak zrozumiałam, co powiedział. Szybko się ocknęłam i spojrzałam na niego pytająco, nie dając mu dalej, mówić.
- Chwila! Skąd wiesz, że to będzie córka? - Zapytałam zdezorientowana.
- Inaczej być nie może - Posłał mi ciepły uśmiech.
- A może ja chcę mieć syna?
Twoje chcenie jest w tym przypadku decydujące.

- No to masz problem.
Pomyślałam dokładnie to samo.

A teraz cicho i daj mi mówić dalej - Pokiwałam głową. - Na czym to ja skończyłem? A już wiem. Wiedz, że cieszę się z tego dziecka. Córki czy syna nie ważne. I nie myśl, że kazałem ci tu zostać z poczucia obowiązku. Naprawdę chcę uczestniczyć w życiu tego maleństwa - Dotknął mojego brzucha! Po ciele mimowolnie przeszły mnie ciarki.
Ciarki mają to do siebie, że pojawiają się bez udziału woli u danej osoby.

- Zadzwoniłem dzisiaj do Any, z zamiarem powiedzenia jej tego, dlatego zaprosiłem ją do nas. Ale kiedy przyszła i powiedziała o tym dupku, po prostu nie mogłem. Nie jesteś za to zła?
- Oczywiście, że nie - Uśmiechnęłam się do niego. Zrobiło mi się głupio, że tak go osądzałam.
- To dobrze. Możesz wieść swoje życie, ja swoje, ale proszę nie odsuwaj mnie od dziecka, dobrze? A tak w ogóle to nic mi o tym - Pokazał na brzuch. - Nie mówiłaś. Który to miesiąc/tydzień?
Tak dokładnie powiedział? Miesiąc ukośnik tydzień? Czy narysował kreskę palcem w powietrzu?

 Kiedy będziemy znać płeć? Chcę wiedzieć wszystko! - Zaczęłam się śmiać.
- Hmm... To jest 1 miesiąc i jeszcze długo będziesz musiał czekać, żeby poznać płeć - Zrobił zawiedzioną minę. - Jestem głodna - Stwierdziłam w końcu.
Trzeba wreszcie wspomnieć o tym, że jest się głodnym i zakończyć ten beznadziejny monolog, dotyczący nie jej, a Luke'a. 

- Zamówię pizzę?
- Wole chińszczyznę.
- O nie! Ja chce pizzę - Naburmuszył się jak małe dziecko.
- To ja będę nosić twoje dziecko... - Przerwał mi.
- Nasze dziecko - Popatrzyłam na niego zdziwiona, to było takie dziwne. Chyba nie przyzwyczaję się do czułego Luke.
Mówiąc szczerze pogubiłam się w tym dialogu i musiałam czytać go trzy razy.
A nie mogli zamówić osobno, on pizzy, a ona chińskiego, bo...?
Bo nie byłoby powodu do idiotycznej sprzeczki robiącej za kolejny Element Komiczny.
Który w dodatku znów daje bohaterce pretekst do fochów.

- No to będę nosić NASZE dziecko - Podkreśliłam przed ostatnie słowo - przez dziewięć długich miesięcy, a nawet mi chińszczyzny nie wolno - Tupnęłam nogą.
- Niech ci będzie. Ale proszę nie wykorzystywać mojej dobroci - Poszedł po telefon, a ja postanowiłam wziąć prysznic, bo już było po 20.
***
Schodząc z powrotem na dół usłyszałam dzwonek do drzwi. Chińszczyzna! Pobiegłam szybko otworzyć, wyprzedzając Luka. Przede mną stał właśnie, młody i całkiem przystojny brunet o czekoladowych oczach.
- Proszę, to pani zamówienie. Należy się 24,50
Trochę drogo, nawet jak na dwie porcje.
A cena tego żarcia jest równie istotna jak ich kłótnia o nie kawałek wcześniej.

- Posłał mi nieziemski uśmiech.
- Dziękuje, zaraz wracam - Poszłam po portfel i zaraz dałam chłopakowi pieniądze. - Proszę.
- Dzięki, tak w ogóle to jestem Nick - Podał mi rękę.
- Alex.
- Może chciałabyś kiedyś, no wiesz.. - Popatrzył na mnie niepewnie.
Ja też patrzę niepewnie, bo nie wiem.
Nie udawaj, że nie wiesz, jak wiesz, no wiesz...

- Pewnie - Podał mi telefon, a ja wpisałam mu swój numer. - To do zobaczenia.
- Pa.
Niedawno zostałaś napadnięta, a teraz ot tak dajesz numer obcemu kolesiowi? Okej, nie pytam.

Wzięłam zamówienie i poszłam do salonu, gdzie czekał Luke rozwalony na kanapie. Położyłam jedzenie na stole i poszłam po sztućce. Chwilę później już siedzieliśmy razem na kanapie, wcinając chińszczyznę. Po skończonym posiłku posprzątaliśmy na stole i włączyliśmy jakąś komedię. Pod koniec filmu byłam już taka zmęczona, że poszłam do swojego pokoju się położyć.
A jedząc milczeli. 

Rozdział 7

Jadłam właśnie śniadanie przygotowane przez Luka. Niby zwykłe tosty, ale to miły gest. Mój apetyt zaczyna być coraz większy, więc bez problemu wciągnęłam całe śniadanie. Patrzyłam teraz, na Luka. Był dzisiaj jakiś cichy. Czy to przerażające, że lubię patrzeć jak je?
Przerażające, że o niczym poza żarciem nie piszesz. I żebyś chociaż umiała to robić...

A gdzie tam. Jednak nie mogłam dłużej tego robić, ponieważ ktoś postanowił mi przeszkodzić. Wyciągnęłam telefon i zaczęłam czytać:
Nieznany: Hej tu Nick, ten od jedzenia;) Może chciałabyś dzisiaj gdzieś wyjść? Kino?
Od razu zmieniłam nazwę kontaktu na Nick i odpisałam mu. W sumie, czemu by się nie zabawić?
Ja: Pewnie, brzmi świetnie. Bądź po mnie o 16. Do zobaczenia.
Kij z tym, że może kończy pracę później albo z jakichkolwiek innych względów ta godzina może mu nie pasować. Merysójcza natura po prostu nie pozwala pomyśleć przez chwilę o kimkolwiek poza sobą.
Poza tym, czy tylko dla mnie trochę przerażające jest to, jak szybko podaje numer obcym osobom i umawia się z nimi na randkę? Nie warto byłoby chwilę porozmawiać? Obczaić na Facebooku?
Przerażające, ale, niestety, nie nieprawdopodobne. Komunikaty o poszukiwaniu zaginionych młodych kobiet (a nawet kilkunastoletnich dziewczynek) nie biorą się znikąd.
Może się powtórzę, ale dodam, że Alex przecież niedawno została napadnięta i, według wszystkich bohaterów tego czegoś, napastnik próbował ją zgwałcić. Po czymś takim nie powinna być jeszcze ostrożniejsza?
Nie, ponieważ Imperatyw Wszechmocny przewiduje tylko jeden gwałt/próbę gwałtu na opko.

Przy okazji zapisałam chłopaka w kontaktach.
Nick: Nie mogę się doczekać spotkania.
Już mu nie odpisałam. Nie, dlatego, że nie chciałam. Po prostu nie czułam takiej potrzeby i moim zdaniem było to niepotrzebne.
- Z kim tak piszesz? - Zapytał Luke.
"Z kim tak piszesz" brzmi, jakby chichotała do telefonu i rozmawiała z Nickiem przynajmniej kilkanaście minut, a nie napisała jedną wiadomość. 
A w tym przypadku równie dobrze mogła sprawdzać godzinę.

- Wczoraj jedzenie przyniósł nam taki miły chłopak, Nick miał na imię. Wymieniliśmy się numerami i zaprosił mnie do kina.
- Przecież ty go nawet nie znasz - Powiedział chłopak, który posuwa nowo poznane dziewczyny przy każdej okazji.
Z tym, że dziewczyny dość rzadko okazują się gwałcicielami i zboczeńcami. Najwyżej chatę taka obrobi.

- No to poznam - posłałam mu szczery uśmiech.
- Jak chcesz.
***
Wyszykowana czekałam w salonie na Nicka. Obróciłam się na dźwięk dochodzący ze schodów.
- Wow, wyglądasz znośnie - Skomentował Luke mój strój. Miałam na sobie zwykłe rurki z wysokim stanem i koszulę. Do tego czarne szpilki, lekki makijaż i wysokiego kucyka.
A już miałam się cieszyć, że oszczędzono nam typowej wyliczanki...

- Dzięki - Mruknęłam. - Ty też całkiem nieźle się prezentujesz - Dopiero zauważyłam, że chłopak wyglądał jakoś inaczej.
- Mówisz tak jakbym, na co dzień tak nie wyglądał - Ta jego skromność jest straszna.
- Nieważne, Nick już jest. Na razie - Pomachałam mu na pożegnanie i poszłam.

*Luke POV*
Czy ktoś może mi wytłumaczyć, po co we wszystkich opkach jest ta nagła zmiana narracji? Piszesz sobie w pierwszej osobie i nagle stwierdzasz "Chyba w tej sytuacji bardziej pasuje mi narracja ze strony Luke'a"? Co z tego, że w ogóle nie pasuje do koncepcji.
Dość często stosuję zabieg zmiany narracji w swoich opowiadaniach. Robię to głównie dlatego, bo pewne sceny jest mi łatwiej opisać z perspektywy innej osoby. Staram się jednak być konsekwentna i w każdym rozdziale pojawiają się wszystkie stosowane perspektywy (zwykle dwie). Poza tym, ten zabieg pozwala w ciekawy sposób przybliżyć nam pierwszoplanowych bohaterów, jeżeli jest umiejętnie wykorzystany. Niestety, fenomenu nagłego wrzucania narracji z perspektywy innego bohatera po kilku rozdziałach też nie rozumiem i chyba nigdy mi się to nie uda.
Poza tym, strasznie mnie irytuje skrót POV. Wystarczy napisać samo imię bohatera i wszystko jest jasne...

No i poszła. Dlaczego zgodziła się wyjść na randkę z obcym chłopakiem? Przecież to może być pedofil.
Akurat pedofil jest dla niej całkowicie niegroźny.
Dla bohaterki może i nie, ale chyba autorka nieco za bardzo wczuwa się w bohaterkę. Nie wiem, czy ktoś zwrócił uwagę na zdjęcie profilowe autorki tego opowiadania, które przedstawia góra czternastoletnią dziewczynę.

 No dobra, jest pełnoletnia, a on na starego napaleńca nie wygląda. Jednak nadal to może być gwałciciel. Pewnie wygląda to tak jakbym był zazdrosny, ale to nie prawda. Po prostu zostanie matką mojego dziecka i martwię się o nią. To nie jest dziwne.
A ty wcale nie brzmisz, jakbyś naiwnie próbował wmówić wszystkim, w tym sobie, że wcale nie jesteś zazdrosny.

To nie zmienia faktu, że, mimo iż była ubrana zwyczajnie, wyglądała pięknie. Chociaż bez tych ubrań byłoby jej lepiej. Wiem, co mówię, sam się przekonałem, co ona tam chowa.
Mam złe skojarzenia z tym ostatnim zdaniem. 
Myślę, że właśnie takie skojarzenia miało ono wywoływać.

Pamiętam jak ją poznałem, już wtedy wydała mi się bardzo ładna, nawet myślałem czy jej nie przelecieć, ale od samego początku pojawiła się miedzy nami jakaś nienawiść. Ja nie lubiłem jej, a ona mnie.
Nienawiść — ja jej nie lubię, ona mnie... A jak się pokłócimy, to jest masakra.
Jednak mimo tej "nienawiści" nasza relacja przypomina codzienność dobrych, starych przyjaciół.

 Wszystko zmieniło się, kiedy ona, no cóż.. Można powiedzieć, że prawie zrobiła mi dobrze. Byłem na nią mega wkurzony, że nie dała mi dojść. Była taka wspaniała w tym, co robiła, a ja brałem ją za świętą dziewicę.
Poszłabym od razu w mocne zdanie, typu: "Wyglądała świetnie z penisem w ustach."

Ale nieważne, po tym wszystkim chciałem się zrewanżować, więc moje palce same znalazły się w niej. Byliśmy kwita, ale na tej imprezie coś nas poniosło. I do tego byłem taki głupi, że się nie zabezpieczyłem. Jednak to, co się wtedy działo było tego warte. Uwierzcie ta dziewczyna jest niesamowita. Jeszcze z żadną nie było mi tak dobrze. No i teraz nosi nasze dziecko w sobie. Nie jest mi to na rękę, ale nie mogę jej zostawić w takiej sytuacji. Może jestem dupkiem, ale to też moja wina.
No kogoś do zapłodnienia potrzebowała. 
Po co to nudne streszczenie wszystkiego, co już wiemy?

Moje rozmyślenia przerwała dochodząca z klubu muzyka. Tak, postanowiłem się odstresować. No i nie powiem, wyrwałbym coś. Ostatni raz byłem w łóżku z... Z Alex. Później była jeszcze jedna, ale do niczego nie doszło, bo wtedy Alex nas nakryła. Mimo, że już wcześniej była świadkiem takich sytuacji, to w tamtej chwili było mi głupio. Widziałem jej minę. Byłem na siebie zły i od tamtego czasu nic się nie wydarzyło. Ale skoro dzisiaj i tak poszła się zabawić, to ja chyba też mogę. Z tą myślą ruszyłem w stronę baru.
Chętnie bym się dowiedziała, dlaczego właściwie z Luke'a taki babiarz i imprezowicz.
Ale po co takie rzeczy opisywać? Lepiej skupić się na tym, że jest dupkiem, nie wyjaśniając, dlaczego. Kogo to obchodzi?

***
Nie byłem pijany, wypiłem zaledwie 4 drinki, a że mam mocną głowę, to prawie jak nic. Siedziałem właśnie przy barze, kiedy zobaczyłem całkiem ładną brunetkę uśmiechającą się w moją stronę. Podszedłem do niej.
Tańczyliśmy już którąś piosenkę z rzędu. W końcu postanowiliśmy pojechać do mnie.
Dlaczego każdą dziewczynę zabierasz do siebie?
Żeby Alex przez cały czas miała pod dostatkiem powodów do narzekania.

Byłem napalony na tą laskę. Ona również nie była bardzo pijana, więc jej nie wykorzystywałem. Wysiedliśmy z taksówki i poszliśmy do mojego domu. Kiedy tylko drzwi się zamknęły zaczęliśmy się całować. Po drodze zrzucaliśmy z siebie ubrania. Jak doszliśmy do mojego pokoju, ona była naga a ja w samych bokserkach. Tym razem postanowiłem się zabezpieczyć, jednak ona powiedziała, że jest na tabletkach i woli bez gumki. Popchnąłem ją na łóżku i zacząłem zabawę.
Nadal uważam, że powinien się zabezpieczyć.
Może uważał, że „ona powiedziała” to środek antykoncepcyjny i chroniący przed chorobami. Jak tysiące facetów myślących nie głową, tylko drugim końcem. A potem oburzających się, że każą im płacić alimenty. Bo przecież ona powiedziała...
Mam dziwne przeczucie, że ta laska też zajdzie w ciążę.
Jeśli po każdej imprezie jest "ona powiedziała", to nie zdziwiłabym się, gdyby Luke już od dawna był tatusiem, a w dodatku miał całą gamę chorób.

*Alex POV*

Randka z Nickiem była wspaniała. Ten chłopak jest taki słodki, opiekuńczy zabawny... Dużo by wymieniać. Na koniec odwiózł mnie do domu i pocałował w policzek. Miałam nadzieje, że coś z tego wyjdzie, był naprawdę cudowny, a ja kogoś takiego potrzebowałam.
Na drugiej randce ustalę datę ślubu i wybiorę imiona dla naszych dzie... Eee, tego, zaraz...
Taaak, po jednym spotkaniu stwierdzać, że "masz nadzieję, że coś z tego wyjdzie". 

Otworzyłam drzwi i już na samym wejściu rzuciły mi się w oczy ubrania porozrzucane po korytarzu, schodach i prowadzących ścieżką do pokoju Luka.
Oglądałam kiedyś film, w którym bohaterka, idąc śladami porozrzucanych ubrań, znalazła zwłoki. Czy tylko według mnie byłby to tutaj ciekawy zwrot akcji?
Byłby jak najbardziej, ale żeby na to wpaść, a potem odpowiednio poprowadzić akcję, potrzebna jest wyobraźnia i umiejętności DALEKO wykraczające poza literackie talenta statystycznej opkotfurczyni. 


No tak mogłam się tego spodziewać. Z jego sypialni dochodziły głośne krzyki Luka jak i jego nowej dziewczyny.
"Luke!"
"O... O kurwa"
Ale ekscytująco.

"Szybciej! Luke szybciej!"
"N-nie wytrzymam"
"Jesteś blisko?"
"D-dochodzę Luke!"
Oni seks uprawiają czy podwieczorek przy mikrofonie? Ze trzy stosunki zdążyliby odbyć przez czas, który zajmuje to ględzenie.
Oto już trzecie (albo i czwarte) wyobrażenie typowej nastolatki, tym razem na temat seksu: dużo gadania. Bo w filmach przecież tak jest.

Proszę żebym trafiła już pod koniec, bo nie uśmiecha mi się tego słuchać. Po chwili usłyszałam jak dziewczyna głośno krzyknęła imię Luka, chyba doszła. I dobrze.
Trochę spokojniejsza poszłam do siebie.
To brzmi, jakby uspokoiła się, bo dziewczyna Luke'a miała orgazm. 
A w ogóle, to ściany w tym mieszkaniu są z tektury, że słychać każde słowo wypowiadane w sąsiednim pomieszczeniu?
To akurat jest prawdopodobne, bo w Stanach domy w dużej mierze buduje się z płyt wiórowych. Nie wszystkie chyba, ale zdecydowaną większość.

Wzięłam prysznic i położyłam się do łóżka. 20 Minut. 20 Cholernych minut minęło odkąd skończyli. Znów zaczęły się jęki i krzyki. Szczerze się zdziwiłam, że robią to już drugi raz. Zwykle po jednym był koniec. Widocznie była dobra i mu zaimponowała, nie to, co ja.
Biedna Marysia, nie jest najlepsza w absolutnie wszystkim.

Nie wiem, dlaczego o tym pomyślałam, ale zabolała mnie ta myśl. Ta noc nie może być gorsza. A jednak się myliłam. Po kolejnym, kolejnym i kolejnym razie dali sobie siana i postanowili dać mi spać. Dziewczyna zrobiła mu także kilka razy dobrze, bo czasami było słuchać tylko podniecone głosy chłopaka. Cholera to był jebany maraton. Kto normalny by to wytrzymał? A żeby tak suka jutro nie mogła chodzić. Boziu, o czym ja myślę? Przecież jej nie znam, nie mogę jej obrażać. Kiedy już się upewniłam, że będę mieć spokój poszłam spać. Byłam mega wkurzona.
Luke miał ze swoją panną seksualny maraton, a z nią dał radę tylko raz! CHAM! 

Jaki on przykład będzie dawać dla naszego dziecka? I z tą właśnie myślą zasnęłam.
Jaki przykład będzie dawało to opko dla przyszłych pokoleń? Z tą myślą kończę analizę.
Na pewno nie będzie to przykład poprawnej polszczyzny. Ani czegokolwiek poprawnego.

Na tym kończymy naszą przygodę z niewyobrażalnie chamskim babiarzem i biedną, pokrzywdzoną Alex. Zapraszamy jednak za tydzień, bo Wattpad to prawdziwa żyła złota dla analizatorów, więc na pewno nie będzie nudno!