wtorek, 25 października 2016

16. Harry, musimy porozmawiać, czyli drarry na wycieczce cz. 2

Witajcie! 
Dzisiaj kolejna (i prawdopodobnie ostatnia) część zakochanego Pottera, jednak nie bójcie się - oszczędziłyśmy wam opisów złych seksów, a zamiast tego dowiecie się, jak powinni zachowywać się arystokraci i co wpędza Malfoya w stan podniecenia. Miłej zabawy! 

Mamy także ogłoszenie: z powodów przyziemnych jesteśmy zmuszone zmienić częstotliwość analiz. Od tej pory będą co dwa tygodnie. Za utrudnienia przepraszamy. 

Analizują: baba_potwór i J

Źródło: https://www.wattpad.com/story/55282029-ojciec-chrzestny-drarry

Rozdział 5.
Draco siedział już w powozie z dwójką swoich najlepszych przyjaciół - Pansy i Zabinim. Brunetka zaciekle próbowała nauczyć Zabiniego grać w szachy. Przecież każdy arystokrata powinien to umieć, jednak chłopak nie uważał, że jest to aż tak ważne.
Biorąc pod uwagę to, że ani o Pansy, ani o Zabinim nie wiemy zbyt dużo, dziwne jest założenie, że oboje to arystokraci.
Jak jeszcze raz przeczytam o kimkolwiek per „brunetka”, „blondyn” i tym podobne, to przegryzę auuutorce tętnicę.

Draco przyglądał się przez okno górom, które właśnie mijali.
Mijali, mijali i mijali, i minąć nie mogli, bo góry zajmują 2/3 powierzchni Norwegii.

Pojutrze mieli wracać na lekcje. Wycieczka już się skończyła, a podróż do Hogwartu miała zająć około 2 dni.
Kilka ostatnich dni minęło wszystkim dość dobrze. Większość czasu spędzili na zwiedzaniu miast Norwegii albo na rożnych edukacyjnych wycieczkach. Blondyn spędzał bardzo dużo czasu z Harrym.
Słowo się rzekło, zęby naostrzone.

Chyba naprawdę do siebie pasowali.
Oboje narzekali, że zwiedzanie kościołów to jedna wielka nuda, a najciekawszą częścią wycieczki to czas wolny. 

- Draco - odezwała się Pansy - może ci się uda wytłumaczyć mu zasady szach
Zacznij od kościów — są prostsze.

 - blondyn spojrzał na przyjaciela i obaj zaczęli się śmiać. - Ale o co Wam chodzi?
- A o to Pansy, że w wakacje nauczyłem Zabiniego grac w szachy i prawdopobnie on teraz Ciebie wkręca.
- Ty wredny... - zaczęła dziewczyna, jednak nie skończyła, ponieważ cała trójka zaczęła się śmiać. - ...to wcale nie jest śmieszne - protestowała Ślizgonka, ale to ona raczej śmiała się najgłośniej.
Powiedzmy sobie szczerze - scena jest idiotyczna, ale wolę już takie przedstawienie Ślizgonów, niżeli jako wiecznie napuszonych, wrednych gnojków, których się nienawidzi i którzy swój wolny czas poświęcają jedynie naśmiewaniu się z innych. 

Podróż mijała wszystkim dość dobrze. Zarówno Harry jak i Draco położyli się spać dosyć późno. Gryfoni grali w Ekslodującego Durnia i ogółem dobrze się bawili, a uczniowie Slytherinu również dość dobrze zagospodarowali czas.
Cóż za pasjonujący, bogaty, pobudzający wyobraźnię opis. Sprawozdania z delegacji do Jędrzejowa i Lublina, które czytywałam w moim pierwszym miejscu pracy, miały więcej wspólnego z literaturą.

***
Około 21:00 powozy konne dojechały pod mury zamku. Draco po wyjściu z pojazdu zaczął szukać wzrokiem Harrego. Zauważył go przy schodach. Przyspieszył krok, aby dogonić bruneta. Złapał go przy wejściu do Wielkiej Sali. Byli sami. Większość uczniów poszła w kierunku schodów.
- Cześć - Draco podszedł do zielonookiego i pocałował go, co ten drugi odwzajemnił. - masz pelerynę? - Harry przytaknął lekko głową.Po chwili chłopcy obściskując się wpadli do Pokoju Wspólnego Ślizgonów. Oczywiście nikt ich nie zauważył, gdyż mieli na sobie Pelerynę Niewidkę.
Ja rozumiem, że ta peleryna to może być spora, ale nie spadła z nich, kiedy "obściskując się, wpadli do Pokoju Wspólnego"? Wyobraźcie sobie, jak obściskujecie się ze swoim parterem pod kocem i próbujecie jeszcze tak iść. 
Szkoda, że nie na rękach.

Draco pokierował ich do jego własnego pokoju prefekta. Kiedy przekroczyli drzwi zrzucili z siebie okrycie. Gryfon przycisnął Draco do drzwi, co spowodowało ich zamknięcie.
Nie prościej nacisnąć klamkę?

 Następnie blondyn rzucił swojego kochanka na łóżko i zaczął rozpinać jego koszulę, cały czas całując go, gdy rozpinał już ostatni guzik Potter przerwał pocałunek, lekko odepchnął Draco i usiadł na łożku odwracając od niego twarz.
Ktoś musi być dziewicą w tym związku. 

- Co się stało? - zapytał powoli blondyn.
- Ja...nic nie ważne...
- Przecież mi możesz powiedzieć.. - Malfoy nie dawał za wygraną. Podszedł do Harrego i położył mu rękę na ramieniu, niestety ten odrzucił ten gest.
- Draco...ja..ja nigdy...ja nigdy tego nie rozbiłem
Spróbuj większym młotkiem.

 - brunet spuścił głowę i odwrócił się w stronę blondyna. Draco chwycił go za podbródek i podniósł jego głowę do góry. Teraz siedzieli tak patrząc sobie w oczy.
- Jeśli jeszcze nie chcesz tego robić mogłeś to po prostu pow... - zielonooki mu przerwał.
- Nie, nie chodzi o to. Po prostu myślałem, że....ah nieważne (alared3 nie, nie numer 4, nie Harry nie wyciągnie dorsza z plecaka, którego nie ma 😂)
HEHE. Wstawki autorów w nawiasach są takie zabawne. Wyobraźcie sobie, gdyby były takie w wydawanych książkach: "Brussel był pewien, że sprawca chorował na schizofrenię paranoidalną. Dowodem były ślady pozostawione na miejscach zbrodni, których nasi naukowcy nie potrafili zinterpretować (hehe, nie alared3, nie - nie są debilami, ani nie wyciągną dorszów z plecaków)." - Wampir z Zabrza

- brunet z powrotem przyciągnął Dracona do pocałunku.
Pocałunek to część ciała? Miejsce?

 Chłopak nie protestował, uznał, że w tym momencie nie warto i najwyżej później ponownie poruszy ten temat.
Chwilę później chłopcy byli już w samych bokserkach. Draco siedział okrakiem na Harrym całując go w usta. Następnie schodził coraz niżej. Szyja, tors, brzuch i w końcu podbrzusze. Spojrzał na bruneta oczekując na zgodę, którą otrzymał.
Potter wystawił zezwolenie na ściągnięcie mu gaciorów. 
Bez poświadczenia notarialnego się nie liczy.

[Oszczędzimy wam marny opis seksu, w którym chodzi tylko o to, żeby użyć słowa penis i odbyt.]

Draco przykrył ich kołdrą i przytulił się do bruneta.
- Dobranoc, Harry - pocałował Gryfona w policzek.
- Dobranoc.

Rozdział 6.
Minął tydzień. TYDZIEŃ! Tydzień od tamtego pamiętnego dnia. Dnia, w którym obaj chłopcy otworzyli się przed sobą całkowicie.
Bez przesady.
I co z tego, że tydzień?

Dnia, w którym wszyscy wrócili do Hogwartu. Harry i Draco od tamtego czasu widywali się praktycznie tylko na lekcjach. Bardzo za sobą tęsknili, jednak obojgu doskwierał brak czasu. Rozpoczeły się treningi quidditcha, zadawanie długich prac domowych.
Czy tylko ja mam wrażenie, że przeszliśmy właśnie do formy notatki szkolnej?
O jakiejkolwiek formie w ogóle trudno tu mówić.

Pewnego razu kiedy Harry siedział w Pokoju Wspólnym Gryfonów z Hermioną i Ronem podbiegł do niego Jack Sloper z listem. Czarnowłosy odrazu rozpoznał wąskie, pochyłe pismo i czym prędzej pobiegł do lochów. Spodziewał się tego listu. Wiedział, że w końcu go dostanie, jednak teraz to raczej nie był odpowiedni moment.
***
- A więc:
Drogi Harry,
Chciałbym zacząć nasze prywatne lekcje w sobotę. Przyjdź do mojego gabinetu o ósmej wieczorem. Mam nadzieję, że miło spędzasz pierwszy miesiąc szkoły.
Z pozdrowieniami,
Album Dumbledore
PS Lubię musy cytrusy.
Mam wrażenie, że te prywatne lekcje to bardziej z anatomii, niżeli magii.
Poglądowe, na żywym modelu.

- Harry krążył po gabinecie Snape'a czytając list.
- Pójdziesz tam - odpowiedział mu wujek.
- Ale...
- Bez żadnego "ale", Harry on nie może nabrać podejrzeń. Idziesz, koniec kropka - urwał Gryfonowi Mistrz Eliksirów.
A tak w ogóle to kiedy Potter zmienił strony?
Na tak zadane pytanie auuutorki odpowiadają na jeden z dwóch sposobów: „no przecież wiadomo, że (w nocy ze środy na piątek)” albo „a czy to ważne?”. Logika, konsekwencja i spójność to zdecydowanie nie ten poziom.

- No dobrze...
- Tylko zachowuj się naturalnie. A teraz idź na lekcje, bo się spóźnisz.
Teraz chłopak siedział tak w Wielkiej Sali myśląc o tym wszystkim, aż sowa wylądowała na jego talerzu.
- Hedwiga! - Harry zawołał uradowany. Zdjął list z jej nóżki i rozwinął go, a w tym samym czasie zwierzę odleciało porywając kawałek chleba. Czytając list uśmiech zielonookiego poszerzał się coraz bardziej. W końcu skończył, spojrzał na blondyna siedzącego przy stole na drugim końcu jadalni i przytaknął głową. Wreszcie skończył jeść i poszedł na Transmutację.
Drogi Harry,
Proszę Cię, spotkajmy się dzisiaj o dziewiątej, koło łazienki chłopców na drugim piętrze. Musimy porozmawiać, zapewne wiesz o czym. 
Mamy razem dziecko. 
Trzeba dać na zapowiedzi.
Draco.
***
Harry założył pelerynę niewidkę i wyszedł z dormitorium. Była 20:50. Za 10 minut ma być na drugim piętrze.
'Mam nadzieję, że zdążę bez biegu albo chociaż Draco się spóźni. Chociaż to raczej nie możliwe (ale może chociaż prawdo podobne). Jest arystokratą. Zawsze jest przed czasem albo punktualnie.'
O co chodzi z tymi arystokratami? Nagle to określenie się pojawiło i chyba tak się spodobało, że teraz będzie używane non stop. Poza tym czy istnieją jakieś zasady czego arystokraci robią, a czego nie? O ile wiem, czasem zachowywali się gorzej, niż niższe klasy.
Rewolucje nie wybuchały bez powodu.

pomyślał Gryfon. Za nim się zorientował był już przy łazience. Zobaczył rownież Malfoya czekającego na Pottera.
Mnożą się przez pączkowanie — jest ich już trzech: Potter, Malfoy i jakiś Gryfon. Tak przynajmniej wynika z powyższego akapitu. I nie, to, że „przecież wiadomo, że Harry to Gryfon”, nie jest wytłumaczeniem. Czytelnik ma wszystkie potrzebne informacje znaleźć w tekście, a nie zgadywać, domyślać się, jasnowidzieć i wiadomować.

- Długo czekasz? - zapytał czarnowłosy.
- Chwilkę. Harry musimy poważnie porozmawiać.
- Tak, wiem o co chodzi. Draco ja...ja naprawdę cię...ja cię kocham i chce z Tobą b... - chłopiec nie dokończył zdania, gdyż poczuł miękkie, lekko wilgotne usta przyjaciela na swoich. Pogłębił pocałunek i delikatnie wytknął język. Blondyn rozchylił usta, wpuszczając do nich zielonookiego.
W tym opisie brakuje tylko tańca języków i bitwy o dominację.
Za to nie mogło zabraknąć obowiązkowego odnoszenia się do bohaterów per kolor włosów i oczu. 

 Po chwili oderwali się od siebie by zaczerpnąć powietrza.
- Czyli...my...oficjalnie jesteśmy razem?
Co to znaczy być oficjalnie razem i czym się różni od bycia razem nieoficjalnego?
Ustawili związek na Facebooku. 

- Na to wychodzi - szarooki zaśmiał się lekko. - Ym Harry?
- Tak?
- Mógłbym dzisiaj spać z Tobą?
- Jasne, ale chodźmy do Ciebie. Przecież jako prefekt masz własny pokój.
- Okej - chłopcy założyli pelerynę i ruszyli w stronę lochów.
Chłopcy szli, miło gawędząc, kiedy nagle Harry o coś się potknął i runął na ziemie. Z pewnością było to coś dużego.
- Harry! Wszystko okej? - Draco podbiegł czym prędzej do chłopaka, przewrócił go na plecy i objął go.
Nie zrobił natomiast jedynej rzeczy, którą w tych okolicznościach zrobić należy: nie pomógł mu wstać.

- Tak, tak, ale... - zielonooki patrzył przerażony przed siebie.
Skoro leżąc na plecach, patrzył przed siebie, to znaczy, że gapił się w sufit. Co przerażającego mógł tam zobaczyć? Zaciek z pękniętej rury w łazience na górze?

 Draco powoli spojrzał w tę samą stronę. To co zobaczył na pewno zapamięta na długo. Leżało tam ciało. Ciało człowieka.
I obaj nie zauważyli tego ciała kilka sekund wcześniej?
Jeżeli było na suficie, to w sumie mogli nie zauważyć. 

Wokół tej osoby była krew, bardzo dużo krwi, której widoku Draco nie znosił. Harry przełknął głośno ślinę i podszedł powoli do miejsca, w którym leżała. Blondyn siedział nadal osłupiały na podłodze i uważnie przyglądał się temu zdarzeniu. Zielonooki ukucnął przy poszkodowanej osobie i sprawdził puls dwoma palcami.
Harry nie przeszedł kursu pierwszej pomocy, ponieważ wiedziałby, że pulsu nie sprawdzamy. Czasem nawet sami mamy problem ze znalezieniem miejsca, w którym wyczuwamy nasze tętno. 

- Ona nie żyje - powiedział drżącym głosem. - To chyba Susan, Susan Bones, tak mi się... - chłopak nie dokończył zdania, ponieważ obaj usłyszeli chiche kroki w korytarzu.
- Harry, chodź - szepnął Draco. Wziął pelerynę leżącą obok niego i podbiegł do Gryfona. Schowali się za pobliskim posągiem i pospiesznie nałożyli na siebie Niewidkę.
A uciekli bo...?
Bo ma być dramatycznie i przerażająco. Sensownie już niekoniecznie. 

- To chyba Filch - szepnął Harry.
- O nie!!! Panie Dyrektorze!! DYREKTORZE!! - charłak po zobaczeniu dziewczyny, czym prędzej pobiegł w kierunku gabinetu dyrektora.
- Chodź, jeszcze nas znajdą - Draco pociągnął chłopaka za przedramię do łazienki na tym samym piętrze.
- Na brodę Merlina, kto mógł to zrobić? - zapytał zielonooki, kiedy byli już bezpieczni.
Na brodę Merlina, te emocje! 

- Tego nie wiem. Po Hogwarcie albo krąży zabójca albo...myślisz, że Bazyliszek mógłby wrócić? - Draco lekko zadrżał.
- Nie, to niemożliwe. Zabiłem węża, a nawet jeśli to dziennik został zniszczony, a watpię, że w naszej szkole jest jakiś inny dziedzic Slytherina niż Czarny Pan. Poza tym ta dziewczyna nie wygladała na spetryfikowaną, ani na zabitą wzrokiem. Raczej ją zamordowano.
- Mam nadzieję, że dowiedzą się kto to zrobił...Myślisz, że Dumbledore nam powie przy śniadaniu?
- Nie wiem, ale mam taką nadzieję. Chodźmy już, rano są zajęcia. No i chyba jednak bedzię lepiej jak pójdziemy do swoich dormitoriów - rzekł smutno Złoty Chłopiec.
- Tak... - Draco zwiesił głowę zawiedziony.
To przez tego mordercę nie będzie dzisiaj seksu... :(
Kij z tym, że ktoś kopnął w kalendarz.

- Dasz radę dotrzeć tam niezauważony?
- No jasne, a nawet jeśli to przecież jestem prefektem, powiem, że coś słyszałem albo...nie martw się, wymyślę coś. Dobranoc Harry - blondyn lekko się uśmiechnął, podszedł do zielonookiego i delikatnie musnął jego usta, po czym wyszedł z łazienki.  Harry był lekko zaskoczony, ale rownież zadowolony.
Zaskoczony? Czym? Przez ostatnie trzy albo cztery rozdziały wciąż się całują. 

Stał kilka minut w osłupieniu, ale w końcu otrząsnął się, nałożył pelerynę i wyszedł z łazienki.
***
Na śniadaniu obaj chłopcy byli troszkę zamuleni. Przez to co wczoraj zobaczyli nie mogli spać, a jeśli po Hogwarcie krąży jakiś morderca? Jeśli byłby to Voldemort nie musieliby się aż tak bardzo obawiać, chyba, że o szlamy, ale przecież kogo one obchodzą?
Zupełnie nie wiem z jakiej strony jest to narracja, bo nie wyobrażam sobie Pottera myślącego w ten sposób. 

No chyba, że... Hermiona! Przecież była ona najlepszą przyjaciółką Harrego, ale Voldemort raczej od niej nie zacznie. Chociaż nic nie jest pewne...
- Witam w kolejnym dniu w Hogwarcie! - zabrzmiał głos dyrektora, a chłopcy wyrwali się ze swoich myśli i spojrzeli po sobie. - Dzisiaj na Waszych tablicach ogłoszeń pojawią się informacje odnośnie wyjścia do Hogsmeade oraz zajęć dodatkowych. Przypominam, że do Hogsmeade mogą udać się uczniowie dopiero od 3 roku, tylko za zgodą rodzica lub opiekuna. Dziękuję za uwagę i życzę smacznego.
Draco i Harry byli bardzo zdziwieni. Niemal źli. Jak DYREKTOR nie mógł o tym wspomnieć. O tym co się wczoraj wydarzyło! Przecież uczniowie powinni o tym wiedzieć! A może nie? Mogłoby to chyba wzbudzić lekką panikę. Chłopcy chyba też nie powinni o tym mowić nikomu, przynajmniej na razie, pewnie to jednorazowe, może troll wdarł się do szkoły?
A może warto byłoby zgłosić nauczycielom, że widzieli to zdarzenie? 

Ale wtedy, ani Harry, ani Draco nie wiedzieli, że to dopiero początek...
Za to narrator robi spoilery. 

Rozdział 7.
Kolejne dni w magicznej szkole mijały dość spokojnie. Związek Gryfona ze Ślizgonem był oficjalnie potwierdzony w USC to też i za tem starali się spędzać ze sobą możliwie jak najwięcej czasu. Nie było im trudno utrzymać tego w tajemnicy, jednak w końcu Hermiona zaczęła coś podejrzewać. Wypytywała czemu Harry spędza z Draco tak dużo czasu. W końcu byli przyjaciółmi, ale spotykali się w każdej wolnej chwili. Na każdej przerwie, wolnej lekcji, na wspólnych zajęciach pracowali razem, a nawet czasem chłopak wymykał się do Blondyna w nocy. Brunetce coś w tym nie pasowało. Kiedyś spędzali ze sobą rownież dużo czasu, ale nie tak wiele jak teraz.
Naprawdę nie wyobrażam sobie Hermiony tak spokojnie reagującej na tę sytuację. Potter wymykający się w nocy do Malfoya, dziwne spotkania itp. - Hermiona byłaby pierwszą osobą, która powiedziałaby coś na ten temat. 
Poza tym od kiedy Hermiona jest brunetką?!
Auuutorka chyba po protu lubi słowo „brunetka”. 

Pewnego razu Gryfonka postanowiła śledzić zielonookiego. Pożyczyła od Harrego Niewidkę, pod pretekstem szukania książki w bibliotece. W czwartek wieczorem siedziała do późna w Pokoju Wspólnym. Była przekonana, że jej przyjaciel w końcu przyjdzie. Przecież każdej nocy się wymykał. Jak podejrzewała do Dracona. Często przesiadywała w Pokoju Wspólnym Gryfonów do późna ucząc się, często nie zauważona, więc miała dobre warunki do obserwacji.
Harry nie zauważający Hermiony? Serio?
Zakochał się biedactwo, to i umysł mu przytępiło.

W ostatnim tygodniu Harry wymykał się codziennie, dlatego dzisiaj też na pewno przyjdzie. W końcu została tylko ona. Czytała książkę, kiedy nagle i spojrzała na zegarek 23:30. Postanowiła, że zostanie jeszcze chwilę, ale później położy się spać.
Dziewczyna przysypiała powoli na fotelu koło kominka, aż w pewnym momencie usłyszała kroki, co ją rozbudziło. Szybko wstała i nałożyła na siebie Pelerynę, aby ta osoba jej nie zauważyła. Jak Hermiona się spodziewała po chwili w stronę portretu szedł Harry Potter. Nie marnując czasu ruszyła za nim.
Brunet powoli kierował się w stronę biblioteki, co chwilę sprawdzając czy nikt go nie śledzi, czy w pobliżu nie ma Filcha lub Pani Norris.'Co HARRY mógłby robić w BIBLIOTECE o tej porze?!' - pomyślała Hermiona.
Kiedy doszli (hahahhahaha wiem "doszli")
HA. HA. HA.
Bo mnie, panie doktorze, wszystko się kojarzy z...

do drzwi od biblioteki Harry wchodząc zostawił je uchylone, dlatego Hermiona mogła weź (za to nie mogła masz) bez niepotrzebnego skrzypienia. Zielonooki krążył między półkami dość szybko, dlatego Gryfonka musiała iść w pół biegu, żeby go nie zgubić. Wreszcie dotarli do pewnego stolika między regałami. Było dość ciemno, dlatego brunetka musiała dobrze wytężyć wzrok, aby ujrzeć cokolwiek, kiedy jej się to udało to co zobaczyła jej wcale nie zdziwiło, ale to co się stało potem...
Harry ściągnął pelerynę.
Ma drugą?
Na Allegro kupił.

- Nareszcie, myślałem, że już nie przyjdziesz - powiedział siedzący przy stoliku Dracon.
- Do ciebie zawsze - odpowiedział Harry. Podszedł powoli do blondyna i siadając mu na kolanach pocałował go namiętnie. Hermiona stanęła jak wryta. Nawet nie zauważyła jak Niewidka zsunęła się z niej i teraz była widoczna.
Draco kątem oka zauważył zarys postaci stającej na baczność obok stolika.
- Co TY tu robisz?!? - Po lekkim odepchnięciu bruneta od siebie dał radę zauważyć, że stała tam pewna Gryfonka. Harry trochę tym wszystkim zdezorientowany nie zauważył brunetki stojącej pod jednym z regałów, dlatego szybko podążył za wzrokiem blondyna. Okazało się, że stała tam Hermiona, w co zielonooki nie mógł uwierzyć.
Chciałabym dostać złotówkę za każdy bezsens, błąd i pokraczne sformułowanie TYLKO W TYM akapicie. Nawet nie będę ich wyliczać, bo klawiatura w drzazgi pójdzie.

Na początku Hermiona nie mogła wydobyć z siebie żadnego słowa. Była zszokowana. Podejrzewała to, ale do samego końca wierzyła, że to okaże się prawdą. Harry całujący się z Draconem?!?! To chyba jedyna rzecz jakiej jej umysł nie potrafił przetrawić, a jak ogólnie wszystkim wiadomo jej umysł umie przetrawić dosłownie WSZYSTKO (no może oprócz tego i paru innych chorych rzeczy).
W takim razie wszystko, czy jednak nie? To brzmi jak zdanie "jestem tolerancyjny, ale..." 

Poza tym jak to możliwe, że oni ją widzą? Przecież miała na sobie Peler...w tym momencie dziewczyna spojrzała w dół. Połyskująca, lśniąca peleryną leżała zwinięta w mały kłębek obok jej stóp.
- J...ja, ja - zająkała się dziewczyna. - Ja...Harry? Ty i... i Draco to tak na serio?
Też się nad tym zastanawiam.
Nawet jeśli nie na serio, to ma prawo odebrać mowę.

- Tak, jesteśmy razem... - odpowiedział cicho chłopak.
- Ale...ale jak to się... - brunetka nie zdążyła dokończyć zdania, gdyż przerwał jej Harry.
- Lepiej ty mi powiedz, co ty tu robisz na Merlina?!
- No... no bo... - zaczęła.
- No bo co? - odezwał się Draco.
- Ah - Hermiona spuściła głowę. - Zauważyłam, że spędzasz coraz więcej czasu poza dormitorium. Nawet w nocy cię nie ma, dlatego postanowiłam, że zobaczę co tak naprawdę robisz. Śledziłam cię i zobaczyłam to. Podejrzewałam, że spędzasz ten czas z Draco, ale zastanawiałam się czemu to jest aż tyle czasu, przecież jesteście albo teraz już byliście tylko przyjaciółmi.
- Herm.. - zaczął Potter
- Nie, Harry - tym razem to dziewczyna przerwała. - Chciałabym jakieś wyjaśnienie. Jak to się w ogóle stało?! Co z Ginny?! Jak masz zamiar to jej powiedzieć?!? Albo komukolwiek?
- Proszę uspokój się. Jeśli chodzi o Gin przecież wiesz, że ona jest dla mnie bardziej jak siostra.
Co mi nie przeszkodzi mieć z nią dzieci.

Dobra przyjaciółka. Resztę wyjaśnię Ci później, okej?
- No niech ci będzie. Ale nie myśl sobie, że ci odpuszczę! - powiedziała trochę już wkurwiona Brunetka.
Była tak wkurzona, że jej rzekomy kolor włosów trzeba pisać wielką literą. 

- Nie, oczywiście nie. Ale...
- Ale co?
- Ale mam jeszcze jedną, taką małą prośbę?
- Hmm, słucham.
- Mogłabyś nie mowić o tym nikomu? Zwłaszcza Ronowi.
- Harry...
- Nie, Hermiona wysłuchaj mnie - chłopak podszedł do niej i spojrzał błagalnie na Gryfonkę. Dziewczyna założyła ręce na ramiona, odstawiła jedną nogę, spojrzała na przyjaciela i postanowiła go wysłuchać. - Wolelibyśmy - w tym momencie spojrzał w kierunku nadal siedzącego przy stoliku Draco. - żeby nikt o tym nie wiedział... Przynajmniej narazie... - Ślizgon skinął głową na znak potwierdzenia. - Zwłaszcza Ron - kontynuował Harry. - przecież sama widziałaś jak zareagował na to, że przyjaźnie się z nim. Do dzisiaj mi tego nie wybaczył. - Cała trójka westchnęła.
Co nie jest dziwne, Potter. Malfoy od początku wyśmiewał rodzinę Rona i obrażał Hermionę. Rozumiem, że miłość wszystko wybaczy, ale może trochę empatii? 
Wygląda na to, że Harry chce siedzieć okrakiem na barykadzie.

- Zastanowię się nad tym - na twarzy bruneta pojawił się uśmiech nadziei. - Ale to nic pewnego! Oprócz tego mam nadzieję, że mi to później wytłumaczysz. Wszystko.
- Tak oczywiście! Jejku dziękuje ci! - Gryfon rzucił się na Hermionę przytulając ją. Dziewczyna mimo woli się uśmiechnęła.
Przygalopowały różowe kucyponki, jednorożce rzygnęły tęczą i świat znów stał się piękny. 

- Dobra, ja Was zostawiam i idę się przespać - Hermiona ziewnęła.
- Dobranoc.
- Weź pelerynę i dobranoc - odpowiedział Wybraniec (milczący dotychczas i niewidoczny uczestnik wydarzeń). Brunetka posłusznie wykonała polecenie. Podniosła Niewidkę i założyła ją na siebie stając się niewidzialną. Skierowała się na Wieżę Gryffindoru. Harry powoli podszedł do swojego kochanka i usiadł mu na kolanach i spuścił lekko głowę.
- Nie przejmuj się tak. Będzie dobrze. - Draco chwycił go delikatnie za podbródek i podniósł jego głowę tak, że teraz patrzyli sobie głęboko w oczy.
- Skąd możesz to... - Gryfon nie dokończył, gdyż Ślizgon złączył ich usta w czułym, długim pocałunku.Tym razem im się upiekło, ale wiedzieli, że następnym może nie być tak kolorowo.
Następnym razem może przyjść cała rodzina Wesleyów. 

Rozdział 8.
Wszyscy Gryfoni skierowali się się na lekcje Historii Magii. Dzisiaj odbywała się ona ze Ślizgonami. Jak wszystkim ogólnie wiadomo dom Węża i dom
Lwa od dawna toczyli ze sobą "wojny", a na lekcjach Profesor Binns nie zwracał na studentów większej uwagi, dlatego uczniowie przeciwnego domu na pewno będą prowokować Gryffindor, czego oni nie znosili, bo zazwyczaj przez to obrywali od nauczycieli. Najcześciej były to szlabany i utraty punktów.
Czytając książkę odniosłam wrażenie, że większość nauczycieli jest bardziej uprzedzona w stosunku do Slytherinu, niżeli Gryffindoru.
Pewnie odwrócili sympatie w ramach sprawiedliwości dziejowej. 

Harry pierwszy raz od dawna usiadł w ławce z Ronem, za nimi siedziała Hermiona, a na skos do przodu siedział Malfoy z Blaisem. Kiedy pojawił się profesor po raz chyba setny opowiadając o wojnach Goblinów wszyscy zajęli się sobą. Niektórzy rozmawiali, spali, a inni byli pogrążeni we własnych myślach. Tylko jedna brunetka uważnie słuchała nauczyciela i zawzięcie notowała jego słowa, a od czasu do czasu przyglądała się swojemu czarnowłosemu przyjacielowi. Jak wszyscy mogli się spodziewać była to Hermiona.
W całej szkole jedynym kujonem była Hermiona. Bardzo logiczne. 

Wybraniec rozmyślał właśnie nad tym jak wytłumaczyć wszystko piwnookiej dziewczynie i o tym co stało się wczoraj, zwłaszcza o Draco, kiedy przed nim wylądował ptaszek zrobiony z papieru. Z pewnością był to liścik. Harry szybko go otworzył i zaczął czytać.
Harry kochanie,
Czy łaskawie mógłbyś nie przygryzać tak tej wargi? Chyba trochę za bardzo mnie to podnieca.
Całusy, Draco
Kochany Draco, 
w takim razie na mnie nie patrz. 
Buziaki 
Potter. 

Chłopak spojrzał na swojego kochanka.
I naprawdę kto mówi o swoim chłopaku per "kochanku"?
Może on z Radziwiłłów? Jeden z tej rodziny do wszystkich zagajał per „panie kochanku”. 

Nie zdawał sobie nawet sprawy z tego, że przygryza wargę, ale jak widać Dracona to podniecało i to trochę bardzo i odrobinę mnóstwo, bo był cały czerwony. Harry zachichotał, po czym mocniej przygryzł wargę spoglądając na blondyna TYM wzrokiem. Ślizgon gniewnie patrzył na bruneta i napisał jeszcze jeden list.
Harry,
Kurwa jak zaraz nie przestaniesz do cholery to wezmę cię tu i teraz! I nie będę zwracał uwagi na innych, ani nauczycieli, ani uczniów!
Och, Malfoy, Malfoy.
Zamiast brać Pottera weź lepiej brom cy cuś. 

Gryfon próbował się nie roześmiać, jednak mu za bardzo nie wychodziło. Jeszcze raz spojrzał na szarookiego i zobaczył, że ten ma mały problem. Chociaż może nie taki mały. Draco próbował zasłonić go czymkolwiek się dało. Niestety bez skutku. Był już cały czerwony. Rumieńce, aż go piekły. Z każdą sekundą czuł jak jego penis twardnieje coraz bardziej. Modlił się do Salazara, aby nikt tego nie zauważył albo żeby chociaż lekcja się już skończyła.
Taki tam element komiczny.

Natomiast Harry, Harry był rozbawiony, rozbawiony jak chyba nigdy wcześniej. On, aż dusił się ze śmiechu. Ron jak zawsze był w swoim świecie, dlatego na początku nie zauważył reakcji swojego najlepszego przyjaciela na coś o czym nawet by nie pomyślał.
Potter i Weasley znów mają zgodę? Opkobohaterom uczucia się odmieniają jak przedszkolakom, z dnia na dzień o sto osiemdziesiąt stopni.

 Jednak po chwili ją zauważył.
- Harry, co ci jest? - zapytał zdziwiony.
- Nic, zakrztusiłem się - chłopak kaszląc próbował zatuszować nieopanowany śmiech.
- Aaa - powiedział Ron klepiąc bruneta po plecach, po czym wrócił myślami do swojego świata. Świata, w którym Hermiona była jego dziewczyną.
Nie tylko rudowłosy zauważył dziwne zachowanie Pottera. Innym też to nie umknęło, ale starali się to ignorować. Hermiona natomiast spojrzała najpierw na zielonookiego, a później na blondyna, kręcąc głową.
Draco wreszcie dostał odpowiedź.
Hmm, pomyśle nad tą propozycją. Ale kiedy to ja cię tak podniecam?
Boże, naprawdę nikt nie zwraca uwagi na to, że Potter i Malfoy wysyłają sobie jakieś liściki? Zróbcie coś z tym!
Ciekawe, że nikomu nie przychodzi do głowy przechwycić jeden z tych grypsów, tak z czystej ciekawości, o czym dotychczasowi wrogowie numer jeden tak zawzięcie konwersują. 

Szarooki gniewnie spojrzał na Złotego Chłopca, który po tym spojrzeniu wysłał mu zalotny uśmieszek.
Czy ktoś jeszcze się orientuje w tych poetyckich określeniach, które auuutorka wymyśla na Malfoya i Pottera?

Od zawsze słoneczko, ale mógłbyś myśleć szybciej, bo mój przyjaciel dłużej już chyba nie wytrzyma.
Zielonooki po raz drugi wysłał ptaszka z papieru.
Niech mu już będzie. Dzisiaj 20.00 przed łazienką Prefektów?
Draco nie dowierzał. Harry chyba sobie żartował! Miał czekać tak długo?!? Zwłaszcza, że dzisiaj czekały ich jeszcze 2 godziny Eliksirów z Gryfonami oraz OPCM rownież z domem Lwa.
Malfoyowi radziłabym skupić się na lekcjach. 
Im wszystkim by się to przydało.

Harry widząc minę Ślizgona napisał jeszcze jeden liścik.
No dobra, teraz przed lunchem?
Odpowiedź dostał niemal natychmiast.
Chyba znasz odpowiedź.
Napisał blondyn i lekko się uśmiechnął.
Harry po przeczytaniu tego ponownie się roześmiał. Głowa Draco opadła na ławkę, a ręce zakryły jego "kolegę" czekając, aż tak męka się skończy.Wreszcie nadszedł wyczekiwany koniec. Ślizgon nadal z wypiekami na twarzy, zakrywając się szatą pospiesznie wyszedł z klasy. Czekał na Pottera przed wejściem, kiedy podszedł do niego Nott.
- No, no ładne przyrodzenie Draco, co cię tak podnieciło? - zaśmiał się.
- Zamknij ryj!
- I tak pół klasy to widziało. Nie ukryjesz się Dracuś - Nott zaśmiał się ponownie.
Nie ukryjesz też tego, że wróciliśmy do czasów gimnazjum.
Kolejny zapis autorskich doświadczeń życiowych?

- Co ty pieprzysz?!? - chłopak się zarumienił.
- No tak, tak.
- Spieprzaj - rzucił Draco od niechcenia.
- Jak wolisz - powiedział Theo i odszedł śmiejąc się. Blondyn był lekko wkurzony na swojego przyjaciela, ale wiedział, że prawdopodobnie chciał mu on tylko dopiec.
'Przecież napewno nikt tego nie widział...' pomyślał 'Aa...a jeśli ktoś widział to raczej mało osób i pewnie nie zwrócili na to uwagi' jednak chłopak się trochę się mylił. Czekał jeszcze chwilę po czym pojawił się Harry, który okrył ich peleryną i złączył ich usta w czułym, namiętnym pocałunku.
- Do ciebie? - wydyszał brunet między pocałunkiem.
- Yhmmm - mruknął szarooki.
Po chwili uczniowie dosłownie wpadli do salonu Ślizgonów. Wchodząc do pokoju Malfoy'a zrzucili z siebie Niewidkę i na chwile oderwali się od siebie. Spojrzeli sobie głęboko w oczy. Blondyn rzucił Wybrańca na łóżko z zalotnym uśmieszkiem, a sam zawisnął nad nim, podpierając się na rękach, które położył po obu stronach głowy bruneta. Zachłannie go pocałował. Chłopcy oderwali się od siebie dopiero, gdy nie mogli złapać powietrza, jednak nie zrobili tego na długo.
Znów się zasysają.
I niech już tak zostaną.

Po kilku wdechach i wydechach ponownie złączyli swoje usta. Draco powoli zaczął zjeżdżać pocałunkami w dół. Zatrzymał się na szyji, gdzie zrobił Harremu malinkę dość sporych rozmiarów, na co ten się zarumienił.
- Teraz jesteś mój, tylko mój - Ślizgon oblizał usta.
Miejmy nadzieję, że w następnym rozdziale Malfoy wreszcie zamordował Pottera. 
Bo na to, że przestaną się zachowywać jak idioci, raczej nie ma co liczyć.

wtorek, 18 października 2016

15. Wujku Severusie, czy mogę pocałować Draco, czyli drarry na wycieczce

Witajcie tym razem zgodnie z zapowiedzią, czyli we wtorek! W dzisiejszym odcinku czeka na was impreza ze Ślizgonami, pijany Potter i wiecznie płaczący Malfoy. Jak wiemy - od nienawiści do miłości dzieli nas tylko krok, więc nie patrzcie wrogom w oczy, bo - nie daj borze! - stanie się coś strasznego. A co? Dowiecie się właśnie tutaj!  

Źródło: https://www.wattpad.com/story/55282029-ojciec-chrzestny-drarry

Analizują: baba_potwór i J

Prolog
Odkąd Harry na trzecim roku dowiedział się, że jego ojcem chrzestnym jest Severus Snape - znienawidzony nauczyciel eliksirów, ich relacje się ociepliły.
Syriusz Black odetchnął z ulgą — nareszcie nie będzie musiał kupować chłopakowi wypasionych prezentów na każde urodziny.

Chłopiec nareszcie mógł się uwolnić od Dursley'ów. Zamieszkał ze Snapem. Dosyć często odwiedzali się z Malfoyami co poprawiło jego relacje z Draco, a nawet się zaprzyjaźnili
Dość szybko zapominając o stosunku Malfoyów do czarodziejów nieczystej krwi i wszystkich mniejszych i większych świństewkach Draco wobec Harry'ego.
Nie wyobrażam sobie ani Snape'a, ani Malfoyów zapraszających kogokolwiek do domu na przyjazne pogawędki. Szczególnie Pottera. 

(oczywiście Ron z Hermioną wiedzieli o wszystkim, a z czasem to zaakceptowali).
Wyzwiska, którymi Draco ich obrzucał, też pewnie zaakceptowali.

Odkąd Harry zamieszkał ze  swoim wujkiem dowiedział się, że książki nie służą tylko do leżenia. Zaczął je również czytać co zaowocowało lepszymi wynikami w nauce.
Bo generalnie był ociężały umysłowo i przed spotkaniem ze Snape'em  książki na oczy nie widział.
A jak już widział, to szukał tylko takich z obrazkami, coby nie przemęczać wzroku. 

Polubił nawet eliksiry. I zaczął rozumieć różnice między "wrzuceniem" a "wlożeniem" składnika, co wcześniej nie miało dla niego znaczenia.
Chłopak nie opuścił swoich dawnych przyjaciół, ale zaczął spędzać coraz więcej czasu ze Ślizgonami, a zwłaszcza z Draco.
Gryffindor jest dla lamusów. 

Wiedział też, że wkrótce musi podjąć decyzje, czy przejdzie na Ciemną Stronę, co doradzał mu m.n.i. Severus.
No, oczywiście! 

A właśnie teraz zaczął się 6 rok nauki w Hogwarcie.
_______________________________
Wiem, że prolog jest mega krótki, ale mam nadzieję, że chodź (gdzie mam iść?) trochę Was zainteresowałam.
Mnie średnio. Węszę kolejną opowiastkę o Harrym po złej stronie barykady.

Obiecuj, że inne rozdziały będą dłuższe.
Nie, nie obiecam.

No, a teraz pozostaje tylko czekać na pierwszy rozdział. Proszę też o komentarze, no bo chyba muszę wiedzieć czy wam się to podoba czy nie.
Jakby to powiedzieć...

PS. przy prologu polecam puścić piosenkę z mediów:)
Generalnie kopiując to wiedziałam, że dopiski autorki nie są zbyt potrzebne, ale nie mogłam się oprzeć - bardzo mnie bawi to proszenie o komentarze i tłumaczenie się, że napisała na kolanie, następnym razem się poprawi i będzie dłuższe. 

Rozdział 1. 
Draco:
Po wyjściu z gabinetu dyrektora skierowałem się do Wielkiej Sali. Całą drogę zastanawiałem się czemu to akurat ja miałem przekazać tym wszystkim gamoniom informacje o tym co zdarzy się w przyszłym tygodniu.
- Zamknąć ryje barany! - krzyknąłem na wejściu do stołówki.
Czyżby projekcja obyczajów obowiązujących w auuutorkowej gimbazie?

Wszystkie spojrzenia zwróciły się w moją stronę. Nauczycieli nie było. Większość pojechała na wycieczkę z 1 i 2 klasami.Został tylko profesor Snape, który siedział w swoim gabinecie, podobnie jak dyrektor. - Jako Prefekt Naczelny zostałem wybrany do tego, żeby Wam ogłosić, że w przyszłym tygodniu odbędzie się trzydniowa wycieczka do Norwegii. Przez dwa dni będziemy zwiedzać kraj, jeden dzień mamy cały dla siebie. Nocować będziemy w Durmstrangu. W poniedziałek wyjeżdżają klasy 5, 6 i 7, a w środę 3,4. 1 i 2 klasy nie jadą. No to chyba tyle, szczegóły podadzą Wam Prefekci Waszych domów.
Jak na porządnego czarodzieja przystało, Draco rozróżnia w mowie wielkie i małe litery.
Wyobraźcie sobie wycieczkę uczniów szkoły magii... 

Dziękuje za uwagę, możecie wrócić do swoich przerwanych czynności. - różdźką odesłałem kartki do Prefektów wszystkich domów. W Sali powoli ustawała cisza. Kątem oka dostrzegłem, że pewne zielone gryfońskie oczy cały czas mnie obserwowały. Ruszyłem w stronę stołu Slytherinu i usiadłem pomiędzy Pansy, a Zabinim. Uśmiechnąłem się ironicznie do czarnowłosego, który cały czas mnie obserwował. Potter odwzajemnił ten gest i odwrócił wzrok. Ja jednak nie potrafiłem, tak cholernie mi go brakowało. Do tego jego oczy, włosy, nie nie on cały jest taki pociągający. Na Merlina! O czym ja myślę! Harry to mój kumpel. Wiem, że jestem gejem, ale Harry? To nie możliwe..a jednak. Czy ja naprawdę zakochałem się w moim najlepszym przyjacielu?
Zdarza się.
Powiedziałabym, że dosyć często.
Znacznie bardziej zaskakujące jest, że Malfoy za swojego najlepszego przyjaciela uważa akurat Pottera.

W sumie od kilku dni coraz częściej przylapuje się na myśleniu o nim..zaczyna mnie to zastanawiać.
Szybko odgoniłem natrętne myśli i zabrałem się do jedzenie. Niestety nie mogłem nic przełknąć, głowę nadal zaprzątał mi zielonooki Gryfon.
Czy ludzie naprawdę używają koloru oczu do nazywania swojego przyjaciela/kolegi? Szczególnie, że autorka bez problemu mogłaby użyć samego "Gryfona", ponieważ będzie wiadomo o kogo chodzi. 

Harry:
 Draco był dzisiaj jakiś nieobecny. Może znowu pokłócił się z ojcem? Nie, raczej nie. Ostatnio ich relacje się poprawiły, więc to raczej nie to.
- Harry jaka lekcja jest pierwsza? - z moich rozmyślań wyrwała mnie Hermiona.
Hermiona pytająca o lekcje Pottera... Apokalipsa. 

- Ymm, dzisiaj cały dzień ze Snapem, przecież został tylko on z nauczycieli - powiedziałem po namyśle.
***
Snape wparował do klasy i w tym momencie wszyscy ucichli.
- Dzisiaj będziecie pracować w parach. - wszyscy bez zastanowienia ruszyli w stronę swoich znajomych. - NIE! STOP! To ja Was dobiorę w pary.
I tym o to sposobem jak zwykle wylądowałem w parze z Draconem. Hermiona z Pansy, a Ron z Goylem.
A Snape nie pomyślał o tym, że trochę głupio łączyć w pary osoby, które się nienawidzą? Szczególnie przy eliksirach, które mogą wybuchnąć/wylać się/zamienić w truciznę?
Może przeczytał jakiś podręcznik zarządzania personelem. Zazwyczaj w nich radzą, żeby pracowników skłóconych i nie cierpiących się wzajemnie przydzielić razem do jednego zadania. Z tym, że podręczniki HR nie są pisane dla czarodziejów, a zadania, o których w nich mowa, zazwyczaj nie są tego rodzaju, że jeden błąd może doprowadzić do katastrofy.

Dzisiaj mieliśmy stworzyć wywar żywej śmierci, a następnie zacząć przyrządzać Eliksir Wielosokowy, który będziemy robić przez najbliższe 3 miesiące.
Coś długo.

Ogółem lekcja minęła dosyć spokojnie, ale jak zawsze nie obyło się bez kąśliwych uwag mego wujka ( pomimo tego, że nasze relacje są normalne, mało osób wie o tym, więc postanowiliśmy zachować tą "tradycję") no i oczywiście śmiesznych uwag Dracona, przez co nie mogliśmy się we dwójke opanować ze śmiechu, co nie uszło uwadze Snape'a.
Śmieszek z tego młodego Malfoya. 

Dostaliśmy szlaban w następny piątek o 20. Jak widać poranny humor Draco był tylko chwilowy i mam nadzieję, że spowodowany np. zmęczeniem.
Po kolacji wróciłem do dormitorium. Byłem wykończony po dzisiejszych Eliksirach, dlatego dosyć szybko się umyłem i położyłem spać. W końcu jutro jest mecz. W sumie Gryffindor nie gra, ale wolę nie zasnąć ze zmęczenia przy oglądaniu.

Draco:
22:00
Wszedłem do łóżka i położyłem się. Dzisiaj Eliksiry były nadmiernie wspaniałe. Harry był chyba najlepszym partnerem, którego mogłem sobie wymarzyć. Nawet jeśli nie był zbyt dobry z tego przedmiotu. W końcu doszedłem do tego, że Potter chyba na serio mi się podoba..
Kiedy patrzyłem na niego, jak dodaje oko salamandry do kociołka wyglądał tak pięknie! Od tej pory wiedziałem, że to ten człowiek. 

No, ale teraz muszę iść spać. Jutro mecz z Hufflepuffem, nie mogę dać złapać znicza Sammerbiemu.
23:00
Czemu ten Potter cały czas siedzi mi w głowie?!? Nawet w nocy nie umiem przestać o nim myśleć.
Wszyscy wiedzą, jak takie myślenie się kończy, kiedy myślącym jest młody chłopak. 

24:00
Nie zauważyłem kiedy z oczu zaczęły mi lecieć łzy. W mojej głowie kłębiło się mnóstwo myśli o jednym temacie: Harry, wiedziałem, że nic z tego o czym myślę prawdopodobnie się ni wydarzy. Nigdy.
2:30
Płakałem już od kilku godzin. Potter, chciałbym mu to wszystko powiedzieć, ale on tego nie zrozumie. Jest ciężko patrzeć tak na niego codziennie.
3:00
Wstałem z łóżka i zacząłem krążyć po pokoju
- KURWA, ile tak można? Czemu ten cholerny Potter nie może mi choć na chwilę wyjść z głowy?!? - walnąłem głową w szafę.
Żeby wytrząsnąć Harry'ego?
Dajcie egzorcystę! 

 Po chwili zorientowałem się, że powiedziałem to na głos, właściwie to wykrzyczałem.
- A ty możesz choć na chwilę możesz przymknąć swoją gębę? Ludzie chcą spać idioto! - Zabini wpadł do mojego pokoju i dosłownie z niego wypadł. Ponownie położyłem się na łóżko. Łzy znowu zaczęły napływać do moich oczu. Czas leciał tak wolno.
4:00
Nawet nie zorientowałem się kiedy wreszcie zasnąłem. Jednak nawet sen był o Harrym. Byliśmy na błoniach. Było cudownie.
- Kocham cię, Draco - szepnął czarnowłosy.
Ktoś mi wyjaśni koszmarną manierę określania w opkach ludzi per kolor owłosienia? Skąd toto się wzięło?
Z miejsca, z którego bierze się wszystkie pomysły na opka. Bardzo mrocznego miejsca... 

Czułem się jak w niebie. Jego głos był taki kojący, spokojny.
- Ja ciebie też, Harry - odszepnąłem. Chłopak powoli zbliżył się do mnie. Nasze usta połączyły się w namiętnym pocałunku.
7:00
Obudziłem się gwałtownie zlany potem. Rozejrzałem się po pokoju i uświadomiłem sobie, że to był tylko sen. To się nigdy nie zdarzy. Nigdy nie usłyszę tego z jego ust..
Ponownie opadłem na poduszkę i przykryłem się kołdrą, nie mam ochoty wstawać.
Po około godzinie stwierdziłem, że nie mogę się tu ukrywać cały dzień. Poszedłem do łazienki. Na swój widok w lustrze po raz pierwszy się przestraszyłem. Włosy były potargane, oczy przekrwione i zapuchnięte, a na policzkach lśniły ślady po łzach.
Te łzy to jakieś z atramentu były? Czy krwi?
Skoro lśniące, to może z lakieru do paznokci.

Doprowadzenie się do normalnego stanu zajęło mi około pół godziny, ubrałem się i zszedłem na śniadanie do Wielkiej Sali, gdzie przy stole Gryffindoru, siedział już zielonooki chłopak, który widząc mnie uśmiechnął się ciepło. Odwzajemniłem ten gest, jego uśmiech był powalający.
--------------------------------------------------------
No to macie ten pierwszy rozdział. Wiem, wiem nie jest jakiś super, ale mam nadzieję, że choć trochę docenicie moją pracę.
Te przemyślenia nocne Dracona tak średnio mi wyszło, ale no cóż może to jeszcze poprawie.
A teraz wystarczy czekać na kolejny rozdział:)
Doczekać się nie możemy.
Średnio mi wyszło, ale w sumie to wstawię, bo przecież nikogo nie obchodzi forma. 

Rozdział 2.
Draco:
- Kolejny gol goal dla for Slytherinu! Brawo Ślizgoni! Jest już 50:0, a mecz trwa dopiero 20minut. - krzyczał Lee Jordan.
Krążyłem nad stadionem szukając wzrokiem złotego błysku. Nie czułem się zbyt dobrze po wczorajszej nocy, ale wiedziałem, że musimy to wygrać, więc robiłem wszystko, by złapać ten cholerny znicz. Nagle wpadł na mnie ktoś Ravenclaw'u. Prawie spadłem z miotły, ale w ostatniej chwili chwyciłem się trzonka.
- Uważaj jak latasz, Malfoy. Jeszcze z miotły spadniesz - zaśmiał się Krukon.
- A ty lepiej na słowa uważaj, bo jeszcze w ryj dostaniesz - pałkarz wzruszył ramionami i poleciał dalej, a ja dźwignąłem się z powrotem na miotłę.
Malfoy od zawsze słynął z ciętych ripost. 

Harry:
Draco dzisiaj też był jakiś nieprzytomny. Nagle wpadł na jakiegoś Krukona i..o nie. Draco prawie spadł z miotły, na szczęście zdążył się złapać. Bede musiał z nim dzisiaj porozmawiać.
Draco leci na jakiegoś Krukona! A może tylko na Pottera. 

Draco:
W jednej chwili zobaczyłem złoty błysk koło bramek Przeciwnej drużyny. Nachyliłem się nad pojazdem i czym prędzej pomknąłem do owego błysku. Kilka sekund później zauważył mnie ścigający Racenclaw'u.
Nie zauważyłem kiedy znalazł się obok mnie. Lecieliśmy łeb w łeb. Byliśmy już tak blisko znicza.
To stało się tak szybko. Wyciągnąłem rękę i już leżałem na ziemi ze Zniczem w ręku zepchnięty przez Sammerbiego. Wstałem, ze wsząd (wsządy to rodzaj trybun?) było słychać zrezygnowane głosy Krukonów, Puchonów, Gryfonów i radosne okrzyki Ślizgonów i Harrego, którego współlokatorzy z Gryffindoru nie mieli nic a nic przeciw jego kibicowaniu Ślizgonom. Potem widziałem tylko, jak Harry zostaje zrzucony z trybun, kiedy reszta Gryfonów krzyczała głośno "zdrajca". 
***
- Mimbulus Mimbletonia - wypowiedziałem hasło. Portret Grubej Damy uchylił się. Wszedłem do Pokoju Wspólnego Gryfonów, a wszystkie spojrzenia zwróciły się w moją stronę. Nie zwróciłem na to większej uwagi i ruszyłem do Dormitorium Harrego.
Otworzyłem drzwi i zobaczyłem czarnoskórego chłopaka, siedzącego na łóżku i przeglądającego jakieś podręczniki.
Harry zatrzasnął się w solarium?
Może spełniał swoje marzenia? 
źródło: tumblr

- Cześć, Harry - powiedziałem cicho.
- O, cześć Draco - Gryfon spojrzał w moją stronę. - Co u ciebie?
- Właśnie chciałem Cię zapytać, czy nie wpadłbyś dzisiaj do mnie? O 19:00 Drużyna urządza imprezę z powodu wygranej.
- Jasne, mogę przyjść. To będę tak o 30 po za 15, 5 po wpół do, hahah (godzina wymyślona przez Draco i Harrego, 18:50).
Pozostaje mieć nadzieję, że nie zostaną zatrudnieni do układania rozkładów jazdy.

- Haha, okej. To będę czekał, a teraz Ci już nie przeszkadzam. Do zobaczenia, Potter - ruszyłem w stronę drzwi.
- Umm, Draco wiesz jest jeszcze jedna sprawa - głos mojego przyjaciela zatrzymał mnie. - Bo wiesz ostatnio wydajesz się taki inny, przygaszony. To wszystko w porządku?
- Tak, tak, miałem po prostu dużo nauki, dlatego mało spałem. Byłem po prostu zmęczony - ha, kłamstwo... Nie chce go okłamywać, ale w tej sprawie nie mogę powiedzieć prawdy.
- Dobra, to do wieczora - zielonooki uśmiechnął się, znowu ten nieziemski uśmiech. Odwzajemniłem gest i wyszedłem z pokoju.
Łatwo kupił bajeczkę jak na zatroskanego przyjaciela.
Może trzyma się zasady: "Nie powiedział, więc nie ma sprawy".

***
Siedziałem na kanapie, kiedy Harry wszedł do pokoju. W Pokoju Wspólnym zaczynało się zbierać coraz więcej osób, między innymi z 4,5,6 i 7 klas, młodsze klasy nie miały wstępu. Starsi uczniowie załatwili przekąski i alkohol, które stały na stolikach w rogu pomieszczenia.Harry usiadł koło mnie. Po chwili byli już wszyscy i zaczęła się ostra impreza.
Emanacji gimbazowych obyczajów odsłona druga.
PARTY HARD!!! 


***
Stałem przy stole z alkoholem i obserwowałem wszystkich. Było około 24:00, a ja dość dużo wypiłem. Głównie , dlatego żeby zapomnieć o wszystkim, uśmierzyć ból, ale to jakoś nie pomogło. Kilka par poszło już w stronę sypialni, chyba wiadomo po co. W środę nich była Pansy z Zabinim.
Mieli takie kolejki do sypialni, że Pansy z Zabinim mogli dopiero w środę?
Ech, to przeludnienie lokali mieszkalnych...

- No to co? Siadamy w kółeczku i gramy w butelkę! - krzyknął nagle jakiś szóstoklasista.
Chwiejne podszedłem na środek pokoju i usiadłem w siadzie skrzyżnym. Chwilę później pierwsza osoba zakręciła butelką.
[ociera łzę wzruszenia] Więc dzisiejsza młodzież też gra w butelkę? Tradycja w narodzie nie ginie.
Gdzie tam, przecież jakoś trzeba zmusić ludzi do całowania się. 

Zacząłem trochę przysypiać, więc nie byłem pewniej co się dokładnie dzieje. Kątem oka widziałem, że teraz kolej Pottera. Chłopak zakręcił butelką, gdy się zatrzymała wszyscy jednocześnie zrobili "Uuuuu...". Otworzyłem oczy. Butelka skierowana była w moją stronę. Harry niepewnie do mnie podszedł i złączył nasze usta w delikatnymc krótkim pocałunku, po czym wrócił na swoje miejsce. Siedziałem zdezorientowany z szeroko otwartymi oczami i nie byłem pewniej czy to się stało na prawdę. Mój mózg pracował troche wolniej z racji ilości procentów w mojej krwi, ale tak HARRY na prawdę MNIE POCAŁOWAŁ!!!
Po około pół godzinie do gry doszli Zabini i Pansy.
Gdy wszystkim znudziła się butelka włączono głośną muzykę. Uprzednio rzucono zaklęcia wyciszające na pokój. Wszyscy tańczyli, pili, jedli, po prostu się dobrze bawili.
Podszedł do mnie jedyny Gryfon w pokoju. Zaczęliśmy tańczyć (tak obok siebie, jakby ktoś miał skojarzenia, bo muzyka nie była wolna). Harry chyba też już był upity, ponieważ po kilku piosenka zaczął mnie całować. Jego usta smakowały tak dobrze, lekki posmak alkoholu i mięty.
Mojito pił.
I nikt nie zwrócił na to uwagi? Rozumiem, że całkowicie normalne jest to, że ludzie, którzy nienawidzili się jakiś czas temu, teraz się całują. Make love not war. 
Podobno od miłości do nienawiści jest tylko krok. Może w drugą stronę też.

 Nie przerywając czynności położyliśmy się na kanapie.
- To było...wow - powiedział czarnowłosy dysząc.
Co on przestał oddychać? Szarpali się zamiast całować?
Zassali się.

- Tak - odpowiedziałem z uśmiechem.
Około 5:00 impreza skończyła się i wszyscy kładli się spać. Ja jednak przynajmniej pół godziny nie spałem. Myślałem o tym co stało się dzisiaj.

Harry:
Obudziłem się ze strasznym bólem głowy, wziąłem okulary z podłogi. Leżałem pod kocem na kanapie w...Pokoju Wspólnym Slytherinu?!? Co ja tu robię?! Nie pamiętałem nic z wczorajszego wieczoru.
Ale chyba powinien pamiętać, że poszedł na imprezę do Ślizgonów, a skoro był alkohol powinien skojarzyć fakty. 

Rozejrzałem się po pokoju. Po podłodze walały się ciuchy, a pod kocami lub kołdrami leżały pary lub pojedyncze osoby. Z tego co udało mi się dostrzec w półmroku Zabini spał z Pansy, a Crabbe z...Goylem?
Co jest dziwnego, że chłopacy, którzy znają się w sumie od dzieciństwa śpią w jednym łóżku? Znaczy - to impreza, jeżeli nie było akurat wolnego miejsca... I dlaczego w opowiadaniach o homoseksualistach  nagle okazuje się, że wszyscy lubują w tej samej płci, a jedynymi heteroseksualnymi parami są rodzice (i to nie zawsze)? 

Spróbowałem się podnieść, jednak coś albo raczej ktoś mi w tym przeszkodził. Spojrzałem w dół. Na moim torsie leżał wtulający się we mnie Draco!
Skoro nie mógł się podnieść, to spojrzeć w dół też nie bardzo.

A co jeszcze lepsze oboje byliśmy nadzy!!
Oboje, mówisz... To który z was jest przebraną dziewczyną?

- Draco, Draco... - powiedziałem szeptem lekko szturchając ręką przyjaciela. Malfoy zaczął coś mruczeć, ale powoli się podniósł.W tym samym momencie do pokoju zaczęli wchodzić zdziwieni i zdezorientowani (zupełnie jak my przy lekturze tego opka) uczniowie młodszych klas, reszta uczestników imprezy zaczęła się rownież budzić, a do Pokoju Wspólnego wszedł Snape...

Severus:
- Uczniów 1,2 i 3 klas proszę o powrócenie do dormitoriów - uczniowie zaczęli się rozchodzić. - A teraz czy mógłby mi ktoś wyjaśnić co tutaj zaszło? I dlaczego nie było Was na śniadaniu? - wszyscy spuścili głowy. - Nie? A więc dobrze w piątek widzę wszystkich na szlabanie. Gdyby zależało to ode mnie, nie pojechalibyście na wycieczkę, ale tu zasady ustala dyrektor. Oprócz tego odejmuje Slytherinowi 150 punktów za Wasz wygłup. O 19:30 przyjdę do Was ponownie i chce się wtedy dowiedzieć co się stało. Za 20 minut widzę Was wszystkich na obiedzie. Bez wyjątków. - wycedziłem. Byłem na nich bardzo zły. Rozumiem gdyby to byli Gryfoni, ale uczniowie Slytherinu. Parsknąłem mentalnie. Już miałem opuścić pomieszczenie, gdy czarnowłosa czupryna mojego chrześniaka przykuła moją uwagę.
Czupryna miała włosy. Rączki i nóżki pewnie też.
Generalnie swoje życie. 

Harry:
- Potter, co ty tutaj robisz? - a już myślałem, że wyjdzie i mnie nie zauważy. No to po mnie.
- Yy, no ja...właściwie to sam nie wiem - spuściłem głowę.
- Gryffindor traci 30 punktów, a ty Harry rownież masz być tutaj o 19:30 - powiedział zrezygnowany Severus i wyszedł specyficznie zamiatając swoją szatą. Zapadła głucha cisza.
- Czyli serio nikt nie pamięta co się stało? - odezwał się wreszcie Draco.
- Konoletnie nic.
Nie wiem, co znaczy „konoletnie”, ale brzmi dramatycznie.

Wiem tyle, że była ta impreza. Wiem co się działo tak do około 24:00, a później amnezja. - powiedział lekko zachrypniętym głosem.
Amnezja osiągnęła takie nasilenie, że nikt nie pamięta, kto mianowicie to powiedział.

***
Weszliśmy z Draco do Wielkiej Sali jako pierwsi. Wszystkie spojrzenia skierowały się w naszą stronę. Ruszyliśmy w stronę swoich stołów.
- Harry gdzie ty byłeś? - zapytała Hermiona, gdy usiadłem na przeciwko niej i Rona.
- Ja, um uczyłem się wczoraj w Pokoju Życzeń i zasnąłem. A jak szedłem na obiad spotkałem Draco - przecież sam nie wiedziałem jaka była prawda, a raczej nie mogłem powiedzieć, że obudziłem się rano nagi w Dormitorium Slytherinu obok Draco. Sam w to nie wierzyłem.
Nikt w to nie wierzy, tylko autorka. 

Hermiona przyglądała mi się przez chwilę badawczo, ale później wzruszyła ramionami i wróciła do jedzenia.
Głowa mnie tak bolała, że nie byłem w stanie nic przełknąć. Dlatego nalałem sobie soku z dyni. Dyrektor wstał i zaczął swoją przemowę.Napiłem się powoli soku rozmyślając o imprezie...wyplułem cały sok na siedzącego na przeciwko mnie Rona...właśnie przypomniałem sobie WSZYSTKO co działo się wczoraj.
Kochane dzieci, alkohol tak nie działa. Po pierwsze nie wszyscy mają "luki" w pamięci po alkoholu, po drugie nie - nagle nie przypominamy sobie wszystkiego, czego nie pamiętaliśmy jeszcze kilkanaście minut temu. 

Draco:
Ból głowy był nie do zniesienia. Podczas gdy dyrektor mówił nalałem sobie kawy i wypiłem łyk. Do czego wczoraj doszlo? I co ja robiłem rano nago z Poterem w łóżku? Znaczy mi to nie przeszkadza, ale....
Momentalie zbladłem, zabrakło mi tchu. Kawa, którą piłem jakby stanęła mi w gardle. Po chwili przełknąłem ją głośno. Ja CAŁOWAŁEM SIĘ wczoraj Z POTTEREM?!?
--------------------
Cześć wszystkim mam nadzieję, że rozdział się spodoba. Przepraszam za błędy, ale pierwszy raz pisałam na telefonie i do tego w autokarze na wycieczce klasowej leżąc pod siedzeniami (nie pytajcie i bez skojarzeń XD).
To jest nowy poziom pisania na przerwie pomiędzy przyrodą a językiem polskim. 

Chciałam poinformować, że prawdopodobnie, ale nie na 100% od kolejnego rozdziału zmieni się narracja, ale bedą też się pojawiać wstępy myśli bohaterów.
Myśleć zaczną! Nareszcie.

Bardzo proszę o komentarze, bo chcę wiedzieć czy Wam się to podoba, a nie, że piszę tak sobie.
Bo generalnie ludzie powinni pisać tylko dla pochlebnych komentarzy w Internecie. 

Rozdział 3.
Draco:
Wstałem i wybiegłem z Wielkiej Sali. Po chwili dosłownie wpadłem do swojego pokoju.
Jak mogło do tego dojść?!? Harry na pewno niedługo to sobie przypomni. Nie mogę się z nim spotkać. Nie, przecież on to sobie przypomni i...co ja mam zrobić?!?
Nawet jeżeli doszło do czegoś więcej niż pocałunku, to przecież Dracon nie pchał swoje jęzora do gardła Harrego, tylko - o ile czytam ze zrozumieniem - było odwrotnie. I bardziej Potter powinien się zastanowić, czy upijanie się i całowanie swojego rzekomego przyjaciela jest czymś, o czym powinien pomyśleć.
Zwłaszcza że może to bardzo popsuć jego relacje z przyjaciółmi prawdziwymi.

- Czemu to wszystko jest takie trudne? - zapytałem sam siebie i opadłem na łóżko ze łzami w oczach.
I dlaczego wszystkie autorki robią z Dracona płaczącego mazgaja?! Znaczy był mazgają w książkach, ale nie aż takim. 

Dzisiaj niedziela, a więc nie ma żadnych zajęć. Przeleżę cały dzień w swoim pokoju, a jak przyjdzie Potter udam, że śpię. Tylko jest jeszcze jeden problem...Snape przyjdzie dzisiaj wieczorem. Powiem, że się źle czuje? Wtedy pewnie pójdę do pani Pomfrey.
Tak to dobre rozwiązanie...Byłem tak zmęczony po ostatnich wydarzeniach, że niemal od razu zasnąłem.
Opkowa narkolepsja wciąż ma się dobrze.
Nie mamy pojęcia, jak poprowadzić wydarzenia, to usypiamy ich uczestników. Marek Pałys patronem opkobohterów.

Harry:
O 19:20 skierowałem się w stronę dormitoriów Slytherinu.
Po tym jak wszystko sobie przypomniałem spojrzałem na Draco. On momentalnie zbladł i wybiegł z Wielkiej Sali. Może sobie przypomniał? W sumie to by chyba wyjaśniało czemu nie było go nigdzie przez cały dzień, nawet na posiłkach. Muszę z nim porozmawiać i koniecznie wyjaśnić to co zaszło na imprezie. Ron był na mnie trochę zły po tym jak go oplułem sokiem, ale pewnie mu niedługo przejdzie. Przynajmniej to nie on ma nowe przezwisko.
A kto ma nowe przezwisko? Poza tym trochę mnie drażni to, że jedynymi postaciami biorącymi jakikolwiek udział w akcji jest Malfoy i Potter. Ewentualnie Snape, ale on jest chyba tylko po to, by zmuszać tę dwójkę do wspólnych zadań.
Otóż to. Oni z nikim poza sobą nie rozmawiają i nie robią nic poza snuciem bezsensownych rozmyślań pod hasłem „co będzie, jak on sobie przypomni”. A resztę Hogwartu chyba kosmici porwali, skoro nikt nie reaguje na ten gwałtowny zwrot w uczuciach dotychczasowych wrogów.

Wszedłem do Pokoju Wspólnego. Nie było tylko jednej osoby...Draco. Usiadłem na kanapie. Kilka chwil później do pomieszczenia wparował Snape zamiatając swoją czarną szatą.
- Są wszyscy? - zapytał wzrokiem badając pokój.
- Ym, nie ma Draco - powiedział ktoś niepewnie. Mistrz Eliksirów spojrzał na niego i bez słowa ruszył w stronę pokoi.

Draco:
Zbudziło mnie pukanie do drzwi.
- Proszę - powiedziałem lekko zachrypnietym głosem, co mnie nieco zdziwiło. Do dormitorium wszedł Severus z lekko zdziwioną miną.
Rozejrzałem się wokół. Leżałem na kołdrze z rozpiętą koszulą. Na stoliku nocnym leżało lusterko i zegarek. Była 19:39. Wziąłem lusterko do ręki.
Zaś Snape stwierdził, że ma trochę czasu, by popatrzeć sobie jak jego uczeń przegląda się w lusterku zamiast odsiadywać swoją karę. 

Moje włosy były mocno rozczochrane, a oczy pogrążone w nieutulonym żalu. Odłożyłem przedmiot na bok i spojrzałem na nauczyciela.
- Draco, prowadź się do porządku i za 5 minut widzę Cię w Pokoju Wspólnym.
- Ale...ale ja.... - przypomniałem sobie, że Snape miał przyjść aby dowiedzieć się czegoś o imprezie i zacząłem panikować.
- Ale co? - profesor uniósł brew.
- Ja się źle czuję - powiedziałem powoli.
- No dobrze, zostań tu, ale na jutro masz być zdrowy. W końcu jest ten wyjazd - ostatnie słowo powiedział z obrzydzeniem. Wyciągnął różdżkę i przywołał jakiś eliksir.
- Wypij to - podał mi miksturę i wyszedł.

Harry:
- A więc kto mi opowie co się tutaj wczoraj działo? - Snape po chwili wrócił. - Hm, Crabbe? Goyle ? A może... - w tym momencie jego wzrok padł na mnie - Harry?
- No dobrze - starałem się ukryć lekkie przerażenie. - Więc wczoraj po południu przyszedł do mnie Draco i zaprosił mnie na... - w tym momencie przerwałem. Jak to powiedzieć?
Potańcówę, imprezę, bibę, prywatkę, dyskotekę, raut, libacje, popijawę, balety? 
Orgietkę?

- Na? - Mój wujek uniósł brew.
- Na imprezę? Tak, tak to można nazwać. Więc się zgodziłem i wieczorem przyszedłem. Były przekąski, muzyka i tak dalej. No wszystko skończyło się około 3:00 albo 4:00. To chyba na tyle.
- Myślałem, że dowiem się czegoś więcej, no ale cóż. Zachowaliście się bardzo nieodpowiedzialnie. Rozumiem gdyby to był jakiś inny dom, ale uczniowie Slytherinu? To niedopuszczalne, dlatego po rozmowie z dyrektorem uznaliśmy, że oprócz prac, które przydzieliłem Wam rano dostaniecie jeszcze jedną główną karę, o której dowiecie się jutro. Zbiórka jest o 6:15 w Wielkiej Sali i nie toleruję spoźnialstwa - wyszedł.
I to ten szlaban, na którym Dracon koniecznie miał się pokazać? Równie dobrze Snape mógłby wysłać im to wszystko sową.
Nie byłoby tak drrramatycznie.

***
Nie spałem przez pół nocy. Wizje Voldemorta się nasiliły, a oprócz tego po głowie krążył mi pewien incydent z Malfoyem.
Czyżby incydent z Malfoyem był równie nieprzyjemny, co wizje Voldemorta? 

O 6:00 niechętnie stałem z łóżka i zacząłem się ubierać, po czym zszedłem wraz z Ronem i Hermioną na śniadanie.

Draco:
Nie miałem ochoty zejść na posiłek. Nie chciało mi się jeść, a oprócz tego musiałbym zobaczyć mój mały problem, który nie dawał mi spokoju przez kolejną noc.
Około 6:10 byłem gotowy i skierowałem się do wyjścia, ale nie na śniadanie. Poszedłem od razu w stronę powozów, którymi mieliśmy jechać na wycieczkę. Były one zaprzęgnięte w konie. Nie nawidzę zwierząt.
Czyli krótki przepis na to, jak zmusić czytelnika do znienawidzenia bohatera. Powinien jeszcze kopnąć to nieszczęsne zwierzę. 
I napluć mu do owsa.

Wybrałem pierwszy lepszy powóz z tyłu, który miał godło Slytherinu na drzwiach, wsiadłem do niego i czekałem.
Po kilkunastu minutach, a przynajmniej tak mi się zdawało, usłyszałem na zewnątrz nadciągające kroki i głosy. Wyszedłem na chwilę i od razu po zobaczeniu Blaise'a, Parkinson i Goyl'a chwyciłem ich za ręce i zaciągnąłem do pojazdu.
- O to tylko ty Draco - odetchnęła z ulgą Pansy i usiadła obok mnie. Podróż mijałaby znakomicie, gdyby nie brunetka, która jak zawsze się do mnie przystawiała.
Ta brunetka to kto? Bo Pansy, zdaje się, szatynką była.

Powozy zatrzymały się. Wyszliśmy i skierowaliśmy się w stronę zamku, gdzie stali nauczyciele.
- Ślizgoni za mną! - krzyknął profesor Snape. Wszyscy uczniowie domu Salazara posłusznie ruszyli za Mistrzem Eliksirów. Szliśmy krewnymi korytarzami. W sumie zamek Durmstrangu nie wiele różnił się od Hogwartu.* Po chwili weszliśmy do pomieszczenia, które znajdowało się za posągiem. - Jak zapowiadałem dostańcie dodatkową karę. - Co jaką karę? A pewnie Sevcio mówił coś o tym jak udawałem chorobę. - Ze względu na to, że na waszej "imprezie" - profesor narysował w powietrzu cudzysłów jednocześnie wręcz wypluwając to słowo - byli Ślizgoni i pan Potter** - w tym momencie weszła McGonagall (Rwie Mina (pozdrawiam alared3 xd)) z Gryfonami - dyrektor ustalił, że aby polepszyć stosunki Slytherinu i Gryffindoru na tej wycieczce będziecie razem w sypialniach
Rozumiem, że trzeba jakoś zmusić bohaterów do spania w jednym pokoju, ale może nie aż tak? W ten scenariusz zupełnie nie uwierzę, szczególnie, że McGonagall byłaby ostatnią osobą, która godzi się na ten kretyński układ.
Na pewno się od tego pokochają. Jeśli się wcześniej nie pozabijają, co wydaje mi się ciut bardziej prawdopodobne.

 - zaczęły się oburzone jęki. Co?! Jakim prawem?!? Będę musiał męczyć się z nimi wszystkimi, a zwłaszcza z Harry... - Cisza! Jest ich 6, dlatego podział jest następujący: chłopcy z tego samego roku razem, dziewczyny z to samego roku również są razem w pokojach. Tutaj macie "Pokój Wspólny"- mężczyzna ponownie narysował cudzysłów - Obiad jest o 14:00. Życzę miłego pobytu - mój wuj uśmiechnął się drwiąco i wyszedł zamiatając czasami.
Snape chyba jest wujem wszystkich. 
Zadekretował: „mówcie mi wuju”.

Następnie wyszła nauczycielka Transmutacji. Teraz to będzie koszmar. Wziąłem swoją torbę i podszedłem do drzwi z numerem 5c (chłopcy 5 rok). Zająłem łóżko, które stało przy ścianie, na drugim końcu pokoju. Obok niego było okno.
Położyłem się na łóżku i ze zmęczenia momentalnie zasnąłem. Kiedy się obudziłem spojrzałem na zegarek. 18:55. Za pięć minut kolacja! Snape mnie zamorduje! Zerwałem się z łóżka i wybiegłem.
A tak w ogóle Dracon ostatnio coraz częściej omija posiłki. Czy opiekun domu nie powinien się tym zainteresować? Chociażby zapytać, czy Malfoy jest chory skoro tak dużo śpi i widocznie ma jakieś problemy? 

Harry:
Draco nie pojawił się na obiedzie, a teraz go nie ma na kolacji. Trochę dziwne. Nagle wszystkie głowy skierowały się w stronę drzwi. Wszedł Draco. On to zawsze ma wielkie wejścia. Zwróciłem głowę ku memu talerzowi.
Wychodząc z jadalni zauważyłem białą czuprynę mknącą w nieznanym mi kierunku.
- Draco...Draco zaczekaj na mnie! - byliśmy już sami - Draco no proszę czekaj - blondyn twardo udawał, że mnie nie słyszy. W końcu dobiegłem do niego i za ramię odwróciłem go w moją stronę. Szarooki próbował się wyrwać, ale nie pozwoliłem na to przygwieździając*** go do ściany.
- Malfoy posłuchaj mnie! Przecież nie możesz uciekać przed tym całe życie.
- A właśnie, że mogę! - krzyknął rozwścieczony. Odepchnął mnie i ruszył korytarzem. W porę złapałem go za przedramię i ponownie przycisnąłem do ściany.
- Uparty jesteś, ale ja i tak nie pozwolę Ci odejść. Mamy coś do obgadania - uśmiechnąłem się lekko. - Draco jesteśmy przyjaciółmi i nic nie powinno tego zepsuć.
Zgadza się. Takie dziwowisko jak wasza przyjaźń należy starannie chronić, bo świat tego wcześniej nie widział.

 Zwłaszcza tamten incydent. Byliśmy pijani. Możemy o tym zapomnieć jak chcesz i będzie tak jak dawniej, hm?
- Zrozum nic nie będzie tak jak dawniej! - znowu się wyrwał. Tym razem go nie zatrzymywałem. Czemu on się tak wzburza?
- Ale dlaczego?!? - odwrócił się i spojrzał mi prosto w oczy.
- Bo ja Cię kocham Harry - wyszeptał prawie niesłyszalnie i odszedł. Stałem tak jak słup. Draco mnie kocha?
Też jesteśmy zaskoczeni.
Nawet bardzo.

 Gdy zniknął za zakrętem ruszyłem za nim.
------------------------------------------------------------------
* wszystkie opisy Durmstrangu są moimi wymysłem
**większość uczniów nie wie, że Snape to ojciec chrzestny Harrego, dlatego w szkole zazwyczaj używa zwrotu Pan Porter
http://www.sierranevada.com/beer/year-round/porter

***przygważdżając, ale dla mnie przygwieździając ładniej brzmi słowo wymyśliłam sama, nie kopiować!!
Nie, nie brzmi ładniej. Brzmi tylko niepoprawnie. 

------------------------------------------------------------------
Mam nadzieję, że się podoba. Przepraszam, że tak długo nie było rozdziału, ale na święta wyjechałam do wujka do Irlandii i zbytnio nie miałam czasu, bo 3-letni kuzyn chciał się ze mną ciągle bawić samochodami.
A ja ciągle mówiłam do kuzyna, że nie - nie mogę, bo muszę pisać fanficki, gdzie Draco i Harry będą się całować!
Spróbuj jednak zabawy z kuzynem — może lepiej ci wyjdzie.

Chciałam dodać go jako taki mini prezent na gwiazdkę, ale niestety tutejsze wiatry mi przeszkodziły, bo w ogóle nie było internetu. Później mocno się rozchorowałam, więc też nie mogłam dodać. Postaram się, aby następny był już szybciej.Spóźnione wesołych świąt wszystkim!!! I smacznego jajka xxProszę o komentarze!!
Borze, czy wszyscy ci autorzy nie widzą, jak źle brzmi to ciągłe proszenie o komentarze? 

Rozdział 4.
Draco:
Po co kurwa musiał to ze mnie wydusić?!?!! No po co się pytam!? Na chuj mu to.
Właściwie to tylko zapytał "dlaczego", każdy normalny człowiek odpowiedziałby, że to nie jego sprawa.
Zawsze winny jest ktoś inny. 

Za zakrętem zacząłem biec najszybciej jak mogłem. Wpadłem do łazienki i zatrzymałem się dopiero przy zlewach. Oparłem się o jeden z nich, a z gardła wydarł mi się szloch.
Podejrzewam u Malfoya depresję. Ciągle płacze, śpi i nie może (a raczej nie ma ochoty) jeść. Rozumiem, że nieodwzajemniona miłość to trudny temat dla nastolatka, ale nie wyobrażam sobie, żeby Dracon mógł reagować na to w ten sposób.
I żeby tak drastyczna zmiana jego zachowania nie zwróciła niczyjej uwagi.

Czemu zawsze ja?! Po cholerę poszedłem na tą kolacje! Że akurat musiał mnie złapać...czemu tak nalegał?!
Nie nalegał. To się nazywa atrybucja winy i używasz tego, jako mechanizmu obronnego. Swoją drogą zabawne jest to, że autorka zapewne nie zdawała sobie z tego sprawy.
Żeby zdawać sobie sprawę z psychologicznych mechanizmów zachowania, trzeba prezentować pewien poziom intelektualny, raczej wykluczający płodzenie opek.

Po co mu to wszystko?! Czemu to musiało się wydać akurat w tym momencie?!! Ja nie chciałem, żeby on się dowiedział!!! Znaczy chciałem, no ale nie w ten sposób i nie w tym momencie...
Spojrzałem w lustro nade mną. Po polikach strużkami płynęły mi łzy. Oczy były czerwone i opuchnięte od płaczu. Draco ogarnij się!!! Nie jesteś jakimś ciamajdą jak Longbottom.
W tym opku od początku jesteś najgorszą ciamajdą.
W dodatku rozhisteryzowaną.

Ale czy Harry teraz będzie chciał mnie w ogóle znać?
Nie, na pewno nie...ja straciłem go na zawsze...Osunąłem sie na kolana i ukryłem twarz w dłoniach. Dałem upór emocjom.
Uparte emocje wczepiły się zębami i pazurami i powiedziały, że sobie nie pójdą.

- Ja go nie mogę stracić...ja nie chcę!! Ja nie mogę...ja go potrzebuję..przecież...przecież ja go kocham!!! - mamrotałem pod nosem i nie zauważyłem, gdy ktoś wszedł. Byłem w totalnej rozsypce.
- PRZECIEŻ JA KURWA NIE MOGĘ GO STRACIĆ!!! Co ja narobiłem?!? Wszystko przeze mnie...
- Draco... - po tych słowach w łazience zapadła cisza od czasu do czasu przerywana moim spokojniejszym już szlochem. Harry ją przerwał - Draco, ja przepraszam..ja... Ja nie wiem, co tu się dzieje! Draco, jesteśmy w opku, rozumiesz?! Jesteśmy w opku! 
- Zamknij się! - nie pozwoliłem mu dokończyć. Nie chciałem go ranić, jednak moje emocje teraz nie były stabilne. - Nic nie wiesz!!! Wyjdź stąd!!! Ty nic nie rozumiesz!!!
- To mi wytłumacz - cały czas byłem odwrócony, ale słyszałem jego ciche kroki. Po chwili dotknął moich pleców.
- Nie dotykaj mnie!!! Ja..ja nie chce!!!
Geez, Draco, opanuj się.
Tu już chyba psychiatra jest potrzebny. 

- Draco..nie, wysłuchaj mnie! Naprawdę przepraszam cię. Ja nic nie wiedziałem. Znaczy wiem, że jesteś gejem, ale ja nie wiedziałem, że mnie...kochasz. Ja rownież nie chcę cię stracić, bo zrozumiałem, że też znaczysz dla mnie coś więcej. - odwróciłem się w jego stronę. Podszedł do mnie powoli i ukucnął przy mnie, po czym delikatnie musnął moje usta.
W opkach to jest fajne życie — zakochujesz się w kimś, o kim masz wszelkie powody sądzić, że jest poza twoim zasięgiem, a tu nagle bęc, uczucie okazuje się odwzajemnione. Nawet jeżeli bohaterowi trzeba w tym celu zmienić orientację.

- Ja..Harry ja...
- Nic nie mów - uśmiechnął się lekko. - Wiesz w ostatnim czasie chyba zdałem sobie sprawę z tego, że czuje do Ciebie coś więcej niż przyjaźń. Jednak w tej bieganinie czasu jakoś tego nie zauważyłem, ale po Twoich słowach uświadomiłem to sobie. Ja też Cię kocham Draco, a z Ginny ożenię się dla jaj. - to była najwspanialsza rzecz jaką mogłem od niego usłyszeć. - No, a teraz może wracajmy do dormitorium, bo pewnie mój wujek przyjdzie odebrać kilka punktów Gryfonom - zaśmiał się lekko i pomógł mi wstać. Szybko ogarnąłem się, przemyłem twarz wodą i wyszliśmy z łazienki.
Naprawdę? Draco robił taką aferę, tylko po to, żeby usłyszeć, że Potter też go kocha? I co - koniec rozpaczy? Tak po prostu? 

Rano obudziłem się chyba dość wcześnie, wszyscy jeszcze spali. Obróciłem się na bok i zobaczyłem Harrego leżącego na łożku obok. Leżał na brzuchu, głowę miał wciśniętą w poduszkę, jego włosy były bardziej rozczochrane niż zazwyczaj, a kołdra leżała na ziemi. Mimowolnie zachichotałem i podniosłem się po cichu z łóżka.
Poprzedniego wieczora szlochy i krzyki, a rano sielanka. Malfoy ma problemy z osobowością?
Jego labilnością emocjonalną zdecydowanie powinien się ktoś zająć. 

Przykryłem zielonookiego kołdrą, po czym ruszyłem w stronę łazienki, wcześniej biorąc ubrania z szafy. Spojrzałem w lustro a to co zobaczyłem trochę mnie przeraziło. Miałem sińce pod oczami, a one same były podpuchnięte i czerwone. Na policzkach dało się zauważyć zaschnięte jeszcze łzy.
Naprawdę zaczęłabym się poważnie martwić o jego stan psychiczny, skoro nawet przez noc płacze i o tym chyba nie wie. 

Postanowiłem zając się tym za chwilę. Zdjąłem koszulkę oraz bokserki. Odkręciłem dość ciepłą wodę i wszedłem pod jej strumień. Po dokładnym umyciu się wytarłem się ręcznikiem, a później włożyłem czyste ubrania. Teraz pora na twarz. Umyłem zęby, przemyłem twarz wodą. Nałożyłem krem na dzień, następnie korektor pod oczy i w zaczerwienione miejsca.
Jeszcze podkład i tusz do rzęs, koniecznie.

 Przeczesałem włosy grzebieniem. Już lepiej, westchnąłem.
Podchodząc do mojego łóżka zauważyłem, że zielonooki powoli się budzi. W dormitoriach nie było już nikogo, pewnie poszli do pokoju wspólnego.
- Dzień dobry śpiochu - podszedłem do Harrego i pocałowałem go w czoło, na co ten zamruczał. Kolejny raz dzisiaj mimowolnie zachichotałem.
https://en.wikipedia.org/wiki/Facepalm
Po tym jak brunet się ubrał zeszliśmy na śniadanie. Wszyscy uczniowie Hogwartu siedzieli przy jednym stole, więc nie było problemu, abym usiadł obok mojego PRZYJACIELA. Usiedliśmy więc między Rudym, obok którego siedziała Szlama (nadal nie rozumiem jak Harry może ich lubić, w sumie są okej, ale tak na dłuższą metę? Nie ma mowy!) i Zabinim, obok którego siedziała Pansy. Na przeciwko nas Longbottom rozmawiał właśnie tą pokręconą blondynką, ciągle gadającą o Narglach.
Spojrzałem na Harrego, który akurat nakładał kurczaka.
Kurczaka? Na śniadanie? 
Anglicy na śniadanie jedzą różne dziwne rzeczy, ale akurat nie kurczaka. Prędzej smażone kiełbaski i gotowaną fasolę.

Dyskretnie przesunąłem się bliżej niego, po czym chwyciłem go delikatnie za uda pod stołem.
Za oba uda go chwycił jednocześnie?
To rzeczywiście musiało być bardzo dyskretne.

Spojrzał w moją stronę i uśmiechnął się delikatnie. Po chwili poczułem jego dłoń na mojej. Siedzieliśmy tak chwilę wpatrzeni w siebie. Od tej chwili chyba każdy z nas uświadomił sobie, że oficjalnie jesteśmy razem.
Pamiętajcie - nie patrzcie innym za długo w oczy, bo będziecie oficjalnie razem.
Ciekawe, czy wspólnota majątkowa też powstaje od patrzenia w oczy. 

Ktoś zastukał łyżeczką w filiżankę, a Harry odskoczył jak poparzony. Świetnie nasz moment minął przez jakąś głupią zachciankę nauczycielki od Transmutacji.
No, ba — wszyscy powinni zrezygnować ze swoich planów i postawić na głowie swój rozkład zajęć, bo ty akurat masz ochotę się pomigdalić w miejscu i czasie absolutnie się do tego nie nadającym.

- Drodzy Hogwartczycy - wstał Dumbledore - w waszym Pokoju Wspólnym macie rozwieszony cały plan wycieczki, na dziś macie przewidziane zwiedzanie Norwegii. Ja niestety muszę wracać do Anglii. Życzę Wam miłego wyjazdu i bardzo dziękuje - w tym momencie zwrócił się do dyrektora Durmstrangu - Ci Igorze za wspaniałą gościnę - po tych słowach Drops usiadł, a wszyscy uczniowie wrócili do rozmów. Nie miałem ochoty więcej jeść, więc z moim zwykłym kamiennym wyrazem twarzy przyglądałem się wszystkiemu.
Tiaaa, przez całe to opko kamienny wyraz twarzy był u ciebie zwykły.
--------------------------------
Cześć wszystkim, bardzo przepraszam, że tak długo nie było rozdziału jednak przez ostatnie tygodnie nie miałam zbyt dużo czasu. Mam nadzieję, że rozdział, chociaż jest krótki, spodoba Wam się. Postaram się dodawać częściej. Bardzo proszę o komentarze i do zobaczenia:))
Proszę bardzo, powyżej jest kilka stron komentarzy.

Chciałam jeszcze wspomnieć, że prawdopodobnie od któregoś z najbliższych rozdziałów narracja zmieni się na trzecioosobową.
My chyba nie wprowadzamy żadnych zmian. 
A sensu przybędzie od któregoś z najbliższych rozdziałów?
Nigdy nie wiadomo.

Czy wytrwamy do następnych rozdziałów? Tego nie jesteśmy pewne. 

czwartek, 13 października 2016

14. Ech, ci bardzo źli rodzice, czyli LO im. Mary Sue

Witajcie! Po pierwsze przepraszamy za zwłokę - mamy małe problemy techniczne. Dlatego - jak widzicie - analiza powstała w nieco mniejszym gronie. Dzisiaj kolejna część przygód Emmy, która jako jedyna na świecie pisze smutne teksty piosenek. Dowiecie się o strajku komunikacji publicznej oraz taksówkarzy, a także dlaczego warto pamiętać to, co napisało się kilka (kilkadziesiąt?) linijek temu. Miłej zabawy! 

Ponadto mamy do was, kochani, wielką prośbę! Wiemy, że szukanie złych opowiadań w Internecie nie jest trudne, ale - może macie takie, które szczególnie polecacie do analizy? Będziemy wdzięczne za wszelkie perełki! 

Adres opowiadania: https://www.wattpad.com/story/76740469-nigdy-nie-przestan%C4%99-%C5%9Bpiewa%C4%87

Analizują: baba_potwór i J

Rozdział 5
Emma pov:

Stoję właśnie przed szafą i zastanawiam się w co sie ubrać na randkę, albo spotkanie przyjacielskie z Shawn'em.
Jest już 16, za godzinę będzie a ja jestem w proszku.
Godzina to za mało, żeby wybrać z szafy dwa ciuchy i założyć je?
W sumie trochę ją rozumiem, bo też potrzebuję czasu, żeby się zastanowić nad życiem i ciuchami, i przejść mały kobiecy kryzys, że nie ma się w co ubrać. 

Cholera... (Przepraszam, to z nerwów)
No, rzeczywiście, masz powody do roztrzęsienia.

Jezu w co ja mam się ubrać...
Szukam ubrań już z 10 minut aż w końcu decyduje sie na: [zdjęcie]
Przejrzałam sie jeszcze dwa razy w lustrze i stwierdziłam że nie jest tak źle. Umalowałam się i lekko zakreciłam włosy przy końcach.
Jest już 16.55, za chwile będzie Shawn.
Serce wali mi jak szalone, ale to przecież nie randka, prawda?
My mamy wiedzieć?

-Emma!- słysząc mojego brata szybko zbiegam na dół o mało nie zabijając sie na schodach.
-Co?
-Kto to?- Brad wskazał palcem na okno. Podeszłam do niego i zobaczyłam Shawn parkującego motor przed domem.
-To Shawn.
-Twój chłopak?!- Brad patrzył na mnie ze zdziwieniem a jednocześnie złością.
On jest jej kuratorem, że kontroluje jej znajomości? Zresztą, kurator też nie ma prawa do walenia fochów wobec podopiecznych. To raz. Dwa, zapamiętajcie tę scenę, bo jeszcze ją wyciągniemy. 
Są w mieście dopiero kilka dni (chyba, pogubiłam się dawno temu), a on uważa, że już znalazła chłopaka? 

-Nie. To kolega za szkoły.
-Ufff... trochę ulożyło, ale jakby cie skrzywdził to mów.
Krzywdzenie to w ich środowisku jakaś norma, że brat Brad z góry to zakłada? 

-Dziękuję- podeszłam do Brada i go przytuliłam.- a teraz PAA...- szybko ruszyłam w stronę drzwi i już chciałam wychodzić, ale ktoś zadzwonił do drzwi, które od razu otwarłam.
-Hej Emma... Łał, wygladasz pięknie.- Shawn lustrował mnie od stóp do głowy.
-Dzięki, ty też nie najgorzej- chłopak miał czarne spodnie, koszule w czerwono-czarną kratę i czarne trampki. Wyglądał naprawdę dobrze.
-dzięki, idziemy?-posłał mi uśmiech, który od razu odwzajemniłam.
-Pewnie.- szliśmy w stronę motoru.
-A tak poza tym to czekałaś, tak szybko otwarłaś drzwi...
Mimo, że "otwarł" to forma poprawa, zawsze jakoś mnie razi. 

-Widziałam cie przez okno, już chciałam wychodzić ale ty zadzwoniłeś.
-A ok.- Shawn pomógł mi wsiąść na motor, odpalił go i ruszyliśmy.
Jazda była niesamowita, chyba od teraz uwielbiam jazdę na motorze.
Minęło już z 20 minut a my dalej jedziemy. Byłam już niecierpliwa, ale tuląc sie w Shawn'a czułam się bezpieczna i szczęśliwa.
Nagle zatrzymaliśmy sie przed jakimś budynkiem.
-Shawn, gdzie my jesteśmy?
-Niespodzianka, zobaczysz jak wejdziemy.- posłał mi zwycięski uśmiech.
-No dobra.
Weszliśmy do budynku, było trochę ciemno, w pewnym momencie Shawn się zatrzymał.
Skoro braciszek tak się boi, żeby siostry krzywda nie spotkała, to powinien jej wytłumaczyć, że wchodzenie do nieznanego budynku z ledwie znanym facetem to nie jest dobry pomysł, zamiast krzywić się na widok zbliżającego się do niej chłopaka i odgrażać się mu. 

-Tutaj jest trochę dużo schodów, więc może ci pomogę?
-Nie spokojnie, dam radę.
-Nalegam...
-Dam radę- szybko wbiegłam na schody.
-Ej czekaj!- Shawn był daleko z tyłu a mnie chciało sie śmiać kiedy tak biegliśmy po schodach jak małe dzieci.
Cały czas pedziłam po schodach jak głupia, nagle zobaczyłam światło, schody sie skończyły a ja byłam już na dachu.
Ten budynek to dom mieszkalny, biurowiec, kościół czy dekoracja stojąca specjalnie po to, żeby można było do niej wchodzić i wbiegać po schodach? W tym ostatnim przypadku można ewentualnie zrozumieć otwarte drzwi, brak jakiejkolwiek ochrony czy choćby portiera i, last but not least, mieszkańców/pracowników/kogokolwiek, komu pałętanie się po wnętrzu obcych ludzi z ulicy mogłoby się nie podobać.

To co zobaczyłam było najpiekniejszym widokiem na ziemi. Stałam tam i nie mogłam się ruszyć.
To było niesamowite.
Co to konkretnie było, to niesamowite, niech każdy dośpiewa sobie sam. Takie ćwiczenie dla wyobraźni.
Drodzy czytelnicy, może nam powiecie, co takiego niesamowitego zobaczyła główna bohaterka? 

-Podoba ci się?
-To jest niesamowite...- nie mogłam się wysłowić.
Nie pierwszy raz. I raczej nie ostatni, niestety.

-Cieszę się.- Shawn uśmiechnął sie do mnie a ja to odwzajemniłam.
-Choć.- chłopak pokazał mi koc i koszyk piknikowy.
Zdań w dalszym ciągu nie kończy.

Siedzieliśmy z Shawn'em już tam dobrą godzine,.chciał mi pokazać więcej ale ja nie chciałam się ruszyć.
Świetnie sie razem bawimy, śmiejemy i opowiadamy sobie nasze zabawne historie z dzieciństwa.
Tylko nie możemy się zdecydować, czy robimy to w czasie teraźniejszym, czy przeszłym.
I znowu to samo - wybieranie ciuchów jest opisane dłużej, niż randka z chłopakiem. Kochani autorzy, może ustalcie czy chcecie pisać opowiadanie czy blog o modzie? Nikogo nie obchodzi, w co ubrała się bohaterka. 

-Mogę cię o coś zapytać?
-Pewnie.
-Wydawało mi sie czy nie chciałaś żebym uczył cię gry na gitarze?- chłopak zrobił się trochę smutny.
-Nie, to nie o to chodzi.- nie chce mu powiedzieć, wstydzę się tego że nie mam wsparcia w rodzicach, muszę ich okłamywać, przez co jest mi źle. Boje się. Jessice powiedziałam, bo to moja przyjaciółka i czuję, że mogę jej powiedzieć wszystko. Shawn'owi jeszcze tak nie ufam.
Ale ufam tak, żeby spędzać z nim czas sam na sam na odludziu.
A Jessice ufam, mimo że znamy się tyle samo, co z Shawnem. 

Chce go najpierw dobrze poznać, aby mu powiedzieć o paru ważnych dla mnie rzeczach, typu o moich rodzicach, tym co robiłam w Londynie, żeby móc śpiewać (dowiecie się tego w swoim czasie).
Spoiler. 

-A o co? - Shawn był trochę smutny i zdziwiony moją odpowiedzią.
-Przepraszam, ale nie chce narazie o tym mówić, to trochę ciężka sprawa.- Spuściłam głowę w dół i patrzyłam w moje buty, które teraz wydawały sie strasznie ciekawe.
-Dobrze, powiesz jak mi w 100% zaufasz i jak będziesz gotowa mi o tym powiedzieć, ale to na pewno nie moja wina?
-Oczywiście że nie.- posłałam mu uśmiech żeby potwierdzić swoje słowa.
-No to się cieszę.- także sie uśmiechnął a mi zrobiło się ciepło na sercu.
Lekko drgłam, bo na tym dachu zrobiło się trochę chłodno.
A ja jękłam, wrzasłam i się rozpłakłam.
Bo w tym opku zrobiło się trochę żenująco. 

-zimno ci?
-Tylko troszeczkę.- Shawn szybko poszedł do motoru i wyciągnął bluzę, podszedł do mnie i założył mi ją na ramiona.
Ten motor wniósł ze sobą na dach? Bo nie ma ani słowa o tym, żeby zeszli z powrotem na ulicę, czy gdziekolwiek się znajdują.

 Pachniała perfumami i nim. Była miękka i ciepła. Czułam sie wyjątkowa i szczęśliwa.
-Dziękuję.
-Mam pomysł!- Shawn wykrzyknął i wyciągnął z kieszeni telefon.
-Co ty robisz?- byłam zdziwiona jego zachowaniem.
Puścił piękną i wolną muzykę, wstał,podszedł do mnie i wyciągnął rękę.
-Mogę prosić?
-Um... tylko że ja nie umiem tańczyć.- było mi trochę głupio.
-To cię nauczę a poza tym to nie takie trudne.
-No dobrze- wstałam i chwyciłam jego dłoń a drugą rękę położyłam na jego ramieniu a on na mojej talii, gdzie od razu zrobiła mi się gęsia skórka, a ja lekko drgłam na co Shawn się cicho zaśmiał.
Nie dziwię mu się — taka gramatyka musi przyprawiać o rechot.
Czy ktoś kiedykolwiek (prócz bohaterów filmów) tańczył romantycznie na dachu? 

Kołysaliśmy sie w rytm muzyki, było cudownie, Patrzelismy sobie głęboko w oczy. Były one niesamowite i piękne, strasznie hipnotyzowały, mogłabym w nich zatonać.
Zatonąć w swoich oczach — narcyzm level master.

Nigdy się tak nie czułam, romantyczny taniec pod gwiazdami z świetnym chłopakiem, wspaniałe przeżycie.
Kilka linijek wcześniej mu nie ufała, teraz nagle okazuje się, że to świetny chłopak. Tak szybko ją do siebie przekonał czy auuutorka nie pamięta, co napisała dwa akapity temu (i/lub nie rozumie tego, co pisze)? Jednia z tych wersji wydaje mi się DUŻO bardziej prawdopodobna.

Po jeszcze paru podobnych romantycznych piosenkach usiedliśmy.
Siedzieliśmy razem jeszcze z 20 minut po czym ja zrobiłam się śpiąca więc Shawn odwiózł mnie do domu.
-Dziekuje za wszystko.
-To ja dziękuję, świetnie sie bawiłem.
-To chyba do jutra.
-Pewnie.- już chciałam iść do domu, ale coś mi sie przypomniało.
-Bluza!- zaczęłam ją zdejmować.
-Nie zostaw, do twarzy ci w niej, a do tego ciągle marzniesz.- zrobiłam sie czerwona na jego słowa.
-Tylko raz.
-Mogę sie założyć że często jest ci zimno.- podszedł do mnie bliżej i zbliżył swoje usta do mojego ucha- a tak poza tym to ślicznie wygladasz jak sie rumienisz, do jutra.- odsunął sie, wsiadł na maszynę i odjechał a ja tak się zdziwiłam że nie mogłam się ruszyć.
Zdziwiła się, że odjechał? Myślała, że resztę życia spędzi pod jej płotem?

Serce waliło mi jak szalone.
Nie ja sie w nim nie zakochałam...
A kto się w nim nie zakochał, skoro nie ty?
A nawet gdyby się zakochała, to co z tego? Jest nastolatką, chłopak był dla niej bardzo miły i widocznie też mu się podoba. Przecież to nie znaczy, że weźmie z nim ślub, a potem urodzi mu dzieci... 

Nie, na pewno nie...
Ruszłam do domu, weszłam po cichu do środka, było ciemno, dziwne... wszyscy już śpią. Zaraz, która to godzina... wyciagłam z torebki telefon i sprawdziłam godzinę. O kurczę była już 24, ale sie zasiedzieliśmy. Nawet nie zauważyłam że czas tak szybko zleciał.
Rodzice i troszczący się o ciebie braciszek też nie zauważyli, że po ćmoku nie ma cię w domu. Musicie być ze sobą bardzo zżyci.

Poszłam górę, umyłam się, przebrałam w piżamie i z wielkim uśmiechem poszłam spać.

Rozdział 6

Emma pov:

Obudziłam się dzisiaj w bardzo dobrym humorze, nie wiem czy to przez wczorajszy dzień, bardzo możliwe.
Wstałam i skierowałam sie w stronę łazienki gdzie wykonałam podstawowe czynności.
Dziękujemy za oszczędzenie nam ich opisu.

Dzisiaj zdecydowałam ubrać sie w beżowy sweterek, również beżową spódniczke w kwiatki, rajstopy beżowe w czarne kropki i brązowe buty na obcasie.
Włosy uczesałam w luźnego warkocza i już mogłam wychodzić.
Zeszłam na dół i to co zobaczyłam było dla mnie najdziwniejszym zjawiskiem jakie kiedykolwiek widziałam, mianowicie moja mama stała w kuchni i smażyła naleśniki.
Nigdy wcześniej tego nie robiła, a szczególnie rano, o tej porze zawsze była już w pracy. Zrobiłam zdziwioną minę i patrzyłam sie na mamę.
-No co tak stoisz i się patrzysz, siadaj i jedź!- rodzicielka posłała mi wielki uśmiech co było także mega dziwne.
Zwykle w takiej sytuacji rzucała we mnie czymś ciężkim i próbowała przegryźć mi tętnicę szyjną.

-A ty nie w pracy?
-Dzisiaj idę na późniejszą godzinę.
Uwaga, będzie spojler. Otóż zasada zwana strzelbą Czechowa mówi, że jeżeli w pierwszym akcie dramatu na ścianie wisi strzelba, to w trzecim musi ona wystrzelić. Musi. W tłumaczeniu na ludzki oznacza to, że każdy szczegół, który autor wprowadza do tekstu, ma czemuś służyć — popchnięciu akcji do przodu, charakterystyce bohatera, opisowi relacji między postaciami, czemukolwiek. A już zwłaszcza jeżeli takim szczegółem jest nietypowe wydarzenie czy inne odstępstwo od rutyny. Tymczasem tu mamy do czynienia ze zdarzeniem dla bohaterki bezprecedensowym. I co? I nic. W dalszej części tekstu nie ma po nim śladu. Gdyby jeszcze auuutorce płacili wierszówkę, to byłabym w stanie pojąć, po co wcisnęła ten absolutnie do niczego niepotrzebny fragment. Ale nie płacą (chyba). Więc po kiego szatana?
Tak po prostu. Bo pasuje. Nie zadawaj zbędnych pytań! 

Usiadłam przy wyspie kuchennej i nałożyłam sobie jednego naleśnika na talerz, oczywiście musiał zostać posmarowany dużą ilością nutelli. Mniam... (Mam nadzieje że wam nie narobiłam smaka 😙)
A teraz do kogo się ona mówi? Bohaterka burzy czwartą ścianę? 

Po paru minutach do kuchni wszedł Brad. Spojrzał na mamę a jego oczy przybrały kształt pięciozłotówek,
Które w Stanach są w powszechnym użyciu, więc każdy Amerykanin wie, że istnieją i jak wyglądają.
Podobno w Azji sprzedają wisiorki z pięciozłotówek, może w Ameryce też weszła taka moda? 

 usta miał otwarte co wyglądało komicznie, za pewne teraz wyglada jak ja 3 minuty temu.
-Następny!- mama była rozbawiona i zdziwiona tą sytuacją.
-Ale jak to?
-Twoja siostra 3 minuty temu wyglądała dokładnie tak samo.- cicho zachichotałam na tą odpowiedź.
Po zjedzonym śniadaniu, ruszyłam pieszo w stronę szkoły. Brad zaproponował że mnie podwiezie ale ja chciałam się przejść, pomyśleć a przede wszystkim posłuchać muzyki.
Szłam spokojnie w stronę szkoły, nie śpieszyło mi się. Po 10 minutach byłam ma miejscu. Zostało mi sie jeszcze sporo czasu (a już myślałam, że został ci się ino sznur), więc postanowiłam usiąść na ławce przed szkołą. Jednak nie dany był mi spokój:
-Emma!
-O, hej Jess.- byłam naprawdę ucieszona że zobaczyłam moją przyjaciółkę.
Bo czasem tylko udaję, że się cieszę na jej widok.

-Jak tam randka z Mr. Przystojnym?
- Po pierwsze to nie była randka, po drugie dlaczego go nazywasz Mr. Przystojny a po trzecie było cudownie.
Po pierwsze sama zastanawiałaś się, czy jest to randka, dlaczego więc swojej przyjaciółce mówisz, że wcale nią nie jest? 

-Po pierwsze yhy ta jasne, po drugie bo to jest twój przystojniak a po trzecie tylko tyle, dawaj wiecej szczegółów.
Opowiedziałam Jessice o wszystkim, chciałam ominąć pare rzeczy, ale ona oczywiście musiała wiedzieć każdy najmniejszy szczególik.
-To może dzisiaj wieczorek ze swoją psiapsiółką?- Jess zabawienie poruszyła brwiami, z czego sie cicho zaśmiałam.
-Pewnie.
-To co? Wypad na zakupy potem obiadek w KFC, znowu zakupy, wypad do Starbucks i jeszcze więcej zakupów.- dziewczyna była strasznie podekscytowana.
-Jasne, o której?
-O 15.30 przed twoim domem.
-OK, a teraz choć na lekcję.
Dzisiejszy dzień był spokojny.
Na lekcjach nic ciekawego się nie działo, poza lekcją matematyki:
Siedziałam sobie spokojnie w ławce, za bardzo nie słuchałam co mówił nauczyciel, w pewnym momencie odwróciłam sie w stronę Shawn'a Popatrzyłam na niego, a kiedy on sie zorientował że sie mu przyglądam uśmiechnął sie i puścił mi oczko.
Cały czas sie zastanawiam co to miało być?!
No, oczko przecież.
Osobiście uważam, że puszczanie oczka przez facetów jest bardzo urocze. Zawsze się wtedy uśmiecham albo śmieję, dlatego ponownie nie rozumiem oburzenia bohaterki. Te Mary Sue, takim to nie dogodzisz... 

Po skończonych lekcjach udałam sie do domu przygotować się na zakupy z Jess. Postanowiłam ubrać coś wygodnego, bo znając ją spędzimy tam cały dzień.
Przypominam, że znają się kilka dni. 

Zdecydowałam sie ubrać czarną spódniczke, szarą bluzkę z 3/4 rękawkiem, bordowy szalik, czarne podkolanówki i mój ulubiony bezrękawnik.
Bardzo wygodnie - szalik ciągle wisi i przeszkadza, spódniczka - cóż, powiedzmy sobie szczerze, żadna nie jest wygodna (bardziej ze względu na to, że musisz pilnować jak siedzisz) - podkolanówki, które zazwyczaj zjeżdżają z nóg i trzeba je podciągać, a na dodatek bezrękawnik, który jest dodatkową warstwą do zdejmowania, kiedy chcesz coś przymierzyć. 

Całość prezentowała się całkiem dobrze.
Po skończonych "przymiarkach" usiadłam na łóżku i przejrzałam wszystkie portale społecznościowe.
Nie było nic ciekawego, ja tylko wstawiłam zdjęcie ciuszków na snapa i poszłam na dół.
-Hey sister, gdzie idziesz?
-Na zakupy z Jess.
-Ok, Kiedy będziesz?
-Hmm... Nie wiem może za 3-4 godziny.- Brad zrobił wielkie oczy i patrzył na mnie jak na kosmitkę.
-To ile wy macie zamiar tego kupić?
Nie, nie, one nie idą kupić, tylko na zakupy. Różnica taka jak między „iść do kina”i „iść na film”.

-Nie wiem ale znając Jess, to pewnie będzie chciała wejść do każdego sklepu.- nagle usłyszałam dzwonek, to pewnie Jess
-To ja spadam, pa Braciszku.
-Ej,podwieść was?
-nie dzięki już zaoferował się brat Jess.
-Ok, miłej zabawy.
-Dzięki.- wyszłam z kuchni i szybko popędziłam w stronę drzwi. Za którymi stała Jessica.
-Hej.
-Siemka, idziemy.
-Tak pewnie.- ruszyliśmy w stronę samochodu, koło którego stał jakiś chłopak, jak sądzę to brat Jess. Muszę przyznać że jest całkiem przystojny, ma blond włosy, zielone oczy i jest dobrze zbudowany.
-Emma to mój brat Logan, Logan to moja przyjaciółka Emma.- chłopak lustrował mnie od stóp do głowy, podał rękę i uśmiechnął się.
-Miło poznać ślicznotko.- na jego komentarz lekko się zarumieniłam.
-Ymm... mi też.
A Jessica nie zareagowała, bo? Zazwyczaj, kiedy twoje rodzeństwo robi coś głupiego to albo się z nich nabijasz, albo przepraszasz znajomego, że twój siostra/brat jest głupi. 

Jessica pozwoliła mi usiąść z przodu a ona klapnęła z tyłu. Całą drogę nikt się nie odzywał. Kiedy w końcu dojechaliśmy pod centrum handlowe, Logan się odezwał.
-To miłej zabawy.
-Dzięki- Jessica już wysiadła, ja też chciałam ale ręka chłopaka mnie zatrzymała.
Kciuk krzyknął „stój”, a łokieć chwycił ją za kołnierz.

-Możesz chwilę zostać, chcę o coś zapytać.
-ok- otworzyłam okno Aby powiedzieć Jessice że zaraz ją dogonie na co ona tylko kiwnęła głową i skierowała się w stronę centrum.
-Co chciałeś?
-Chciałem zapytać czy nie umówiłabyś się ze mną?- i wtedy ręka chłopaka powędrowała na moje kolano, którą szybko zdjęłam.
Kolano zdjęła? Staw sobie wymienia?

-To chyba nie jest dobry pomysł, przepraszam ale muszę już iść.- chciałam już wychodzić ale chłopak ponownie mi nie pozwolił.
-Ej, no nie daj sie prosić.- Logan znów położył rękę na moje kolano, tym razem przesuwając dłoń coraz wyżej, aż była pod moją spódniczką, szybko sie odsunełam i dałam mu z liścia w twarz, otworzyłam drzwi i wyszłam pędem, mocno trzaskają za sobą drzwiami. Byłam wściekła, co on sobie myśli, liczy na szyki numerek z tyłu samochodu, o chyba w jego snach. Co za bezczelny typ.
Tak w ogóle bardzo nie rozumiem tej sytuacji. Jessica chyba stwierdziła, że całkowicie normalne jest zostawianie swojej przyjaciółki z bratem, którego główna bohaterka w ogóle nie zna? 

Wściekła weszłam do galerii, szukając wzrokiem Jess.
- No nareszcie. Ej co jest, wyglądasz na wkurzoną. Niech zgadnę, mój kochany braciszek cię podrywał?
-Jak dla mnie to liczył na szybki numerek z tyłu samochodu.
-Opieprze go jak wrócę, a teraz choć, zakupy czekają.
Chodząc tak już dwie godziny po sklepach zapomniałam o akcji z Loganem a do tego świetnie się bawiłam. Kupiłam sobie czarną dopasowaną sukienkę, kilka crop topów, bordową sukienkę rozkloszowaną i kilka par szortów.
Porozmawiałyśmy jeszcze chwilę w Starbucksie pijąc kawę. Jessica zaproponowała że mnie odwiezie ale ja nie miałam ochoty na towarzystwo Logana. Postanowiłam że zadzwonię do Brada i poproszę o podwózke.
-Hej Brad, mógłbyś po mnie przyjechać, jestem pod galerią?
Sama nie wiesz, gdzie jesteś? To rzeczywiście musiałaś się świetnie bawić. Ale skoro robiłaś zakupy, to raczej jednak nie pod galerią, bo dla anglojęzycznego „gallery” to ekspozycja dzieł sztuki. Kilka innych znaczeń też ten rzeczownik ma, ale żadne z nich nie ma związku z handlem (chyba że z obrotem dziełami sztuki właśnie, bo niektóre galerie sprzedają to, co wystawiają). Ale nie wyglądasz mi na kogoś, kto kupiłby obraz albo artystyczną fotografię.

-Sie-siemmma sister.
-Ty jesteś pijany?
-Niue.
-No przecież słyszę. Dobra pa.
-CzCzekajjj...
-Co?
-Poww-ieem braat-u mojjegoo koleg żeby pooo ciebiree przyjechał.
-Dobra. Dzięki.- nie wiem czy mogę liczyć na brata ale poczekam 20 minut, jeśli nikt sie nie zjawi pójdę pieszo.
Robi się już zimno, usiadłam na ławce i czekałam na jakiegoś chłopaka.
Wszystko jedno, jakiego.
A nie mogła wrócić autobusem/metrem albo taksówką, jeżeli komunikacja publiczna jest dla biedaków? 

W pewnym momencie pod galerię podjechał motor, jak go zobaczyłam to oczy powiekszyły mi się ze zdziwienia.
Złote felgi miał?

Właśnie w moją stronę szedł.....

Rozdział 7

W pewnym momencie pod galerię podjechał motor, jak go zobaczyłam to oczy powiększyły mi sie ze zdziwienia.
Pętla czasu?

Właśnie w moją stronę szedł...
-Shawn?!- wpatrywałam się w chłopaka jakbym zobaczyła kosmite- To ty jesteś tym bratem kolegi tego dekla, którego muszę nazywać moim bratem?- chłopak na moją wypowiedź cicho sie zaśmiał.
-Najwyraźniej tak. Dzisiejszego wieczoru robię za twojego szofera.
Shawn Waller do usług- siedemnastolatek ukłonił się przede mną i posłał mi swój piękny uśmiech.
Cicho zachichotałam na ten widok.
I tu wracamy do sceny, o której zapamiętanie prosiłam Was jakiś czas temu. Brad na widok parkującego pod domem Shawna zapytał „kto to?”, walnął focha, kiedy się dowiedział, że to znajomy Emmy, i przypuszczał, że Shawn chce jego siostrę skrzywdzić. Według czasu opkowego to było wczoraj. Dzisiaj ten sam Brad prosi tego samego Shawna o przywiezienie tej samej siostry do domu. Zapomniał, że go nie zna i podejrzewa o niecne zamiary? Czy auuutorka zapomniała (po raz któryś), co napisała 15 minut wcześniej?
Po raz kolejny mówię, że to akurat pasowało do sceny, a co było wcześniej... Czy to ważne? 

-Dziękuję. A tak zmieniając temat, proszę powiedz mi jak bardzo upił się mój brat?
-Chyba tak, że jutro porządnie bedzie go bolała głowa.
-A zrobił coś głupiego?
-Raczej nie, dlaczego pytasz?- Shawn zrobił lekko zdziwiona minę, co wyglądało zabawnie.
-Na swoje 18-te urodziny tak sie schlał, że na następny dzień nie pamiętał jak śpiewał Biebera, potem tańczył z miotłą, a na sam koniec na wielki finał latał w samych bokserkach po osiedlu.- chłopak najpierw na mnie patrzył z niedowierzaniem a następnie wybuchnął głośnym śmiechem, a zaraz potem ja.
Grunt to lojalne rodzeństwo.
Coraz bardziej przestaję wierzyć, że oni w ogóle są rodzeństwem...

Shawn mocno trzymał się za brzuch i próbował sie uspokoić.
-Czekaj, czekaj. Jaką dokładnie piosenkę śpiewał?
-Baby- chłopak na mnie spojrzał po czym znów wybuchnął niekontrolowanym śmiechem.
-Dobra, dobra. Starczy tego, to w końcu mój brat.- starałam się zabrzmieć poważnie, ale chyba za bardzo mi to nie wyszło.
-Okej, okej. Już się uspokajam. Jedziemy?
-Pewnie.
Następnego dnia obudziłam się w całkiem dobrym humorze. Ubrałam się i umalowałam, a następnie skierowałam się w stronę kuchni.
Kiedy byłam już w pomieszczeniu zauważyłam mojego durnego braciszka.
-Chyba wczoraj za bardzo zabalowałeś- Brad dopiero teraz mnie zauważył, ponieważ cały czas szukał czegoś w szafce nad mikrofalą, jak mi się zdaje to leków na ból głowy.
-Cichoooo... siostra cichoooo... Tak mnie głowa boli że zaraz nie wyrobie. A wczoraj była bardzo wyjątkowa okazja, więc mogłem trochę wypić.
-Trochę Brad, trochę... Jak do ciebie wczoraj zadzwoniłam to ledwo kontaktowałeś.- chyba trochę za surowo to zabrzmiało ale w tamtej chwili o tym nie myślałam.
- Dzwioniłaś wczoraj do mnie?- Brad zrobił swoją zdziwiona minę, a mianowicie wielkie oczy jak pięciozłotówki, lekko uchylone, prawie otwarte usta
-Boże daj mi cierpliwość do tego człowieka.- patrzyłam przez chwilę w sufit po czym znowu zwróciłam sie do mojego tępego, teraz na kacu brata- tak Brad dzwoniłam, dobrze, że powiedziałeś jednak Shawnowi żeby po mnie przyjechał, inaczej byłabym skazana na wracanie pieszo.
Oprócz transportu szkolnego zastrajkowało również metro, kierowcy autobusów i taksówkarze.

 Mimo wszystko proszę cię Brad nie pij tyle. Pamiętaj mimo iż jesteś totalnym baranem to martwię się o ciebie.- chłopak podszedł do mnie i objął.
-Wiem siostra i dziękuję za to. Kocham cię Emma.
-Ja ciebie też deklu.
Byłam już w szkole, do której poszłam pieszo, bo kazałam Bradowi się położyć, iż wyglądał jak jedno wielkie nieszczęście.
Zabawy w pytania retoryczne ciąg dalszy: to celowa archaizacja czy brak pojęcia o znaczeniu używanych wyrazów?

Miał podkrążone oczy, włosy wyglądały jak gniazdo, a do tego przed moim wyjściem zwymiotował na podłogę w korytarzu. Oczywiście ja dobra siostra posprzątałam to za niego i tym samym spóźniłam się na pierwszą lekcję.
W szkole jak w szkole. Lekcje, nauka, przerwy, znowu nauka i jeszcze więcej nauki. Jednak jedna myśl sprawia że nie mogę się skupić, jestem zestresowana i chyba zaczęłam niepotrzebnie panikować.
Powód mojego zachowania był taki, ponieważ dzisiaj mam pierwszą lekcję gry na gitarze z Shawnem.
Wiem to nic takiego, ale jednak strasznie sie stresuje.
Szłam właśnie spokojnie przez korytarz, za 30 minut miałam mieć lekcję z Shawnem ale przed ten czas chciałam trochę poćwiczyć śpiew i zagrać na fortepianie, tak dawno tego nie robiłam, bardzo mi tego brakuje.
Byłam już blisko sali, aż tu nagle jakaś postać z dużą prędkością i ogromną siłą powaliła mnie na ziemię. Mało zawału nie dostałam. Za strachu zamknęłam oczy i leżałam tak przygnieciona przez jakąś osobę. Nie wiedziałam co zrobić, czy zacząć sie szarpać, czy krzyczeć, a może jednak uderzyć tą osobę. Bałam się, naprawdę sie bałam. No ale kto by sie nie wystraszył kiedy w biały dzień jakaś nieznana wam postać wpada na was i przygniata do podłogi.
Na tym korytarzu nie było nikogo, kto mógłby zareagować? Uczniów i nauczycieli huragan ze szkoły wywiał?

Zastanawiałam się czy ten ktoś ma zamiar mnie uderzyć, a może porwać.
Przepraszam, ale moja wyobraźnia już zaczęła działać.
Powoli zaczęłam otwierać oczy...
-Ej żyjesz? Aż tak mocno na ciebie wpadłam?- i teraz właśnie rozpoznałam głos mojej głupiej przyjaciółki.
Nie, tylko trochę.

-Jess?! Czyś ty oszalała? Napadać tak na bezbronnego człowieka?!
-Oj nie przesadzaj!-Jessica śmiała się jak głupia ale mnie nie było wesoło. Zaczęłam się szybko wyślizgiwać z jej uścisku ale na marne.
-No złaź już ze mnie!
-Dobra, dobra. Nie denerwuj sie tak.- dziewczyna wstała ze mnie (bez skojarzeń proszę) i podała mi rękę, którą mimo wszystko ujełam.
A jakie mieliśmy mieć skojarzenia? 

-A tak poza tym to dlaczego na mnie tak napadłaś?
-Chciałam życzyć ci powodzenia na zajęciach z Shawnem.- no w tej chwili to szczęka mi opadła.
-A nie mogłaś tak po prostu do mnie podejść i mi to powiedzieć?
-Eeee... tak to by nie było frajdy.- dziewczyna cicho sie zaśmiała.
Czy to jest szkoła dla upośledzonych na umyśle? Bo chyba przegapiłam tę istotną informację.

Po chwili obydwie się na siebie spojrzałyśmy i zaczęliśmy śmiać się na całą szkołę z powodu tego całego zajścia.
-Dobra koniec tego. Muszę iść poćwiczyć. Pa napadniczko.
-serio em serio? Napadniczo?
-Tak! Pa!
-Pa głupku.
Ani rodzeństwo, ani koledzy nigdy nie zwracają się do mnie per „deklu”, „głupku” ani innymi czułymi słówkami, którymi obsada tego opka przerzuca się jak siatkarze piłką. Chyba nikt mnie nie kocha.
Uważam, że nie ma w tym nic złego i wszystko zależy od sytuacji oraz osoby. Mi samej zdarzało się w ramach czułości nazywać kogoś "głupolem". 

Weszłam do sali najpierw rozglądając się czy nikogo nie ma.
Powoli podeszłam do fortepianu, dotknęłam go i zamknęłam oczy. Momentalnie wróciły wszystkie wspomnienia:
Siedziałam przy fortepianie i powoli otworzyłam "pokrywe" aby zagrać. Robiłam to pierwszy raz, a fortepian nie był mój, tak jakby włanałam się w starym mieście do szkoły muzycznej by na nim zagrać. Nie pierwszy raz weszłam tam bez pozwolenia. Zwykle jednak podkradałam się do sali, gdzie pani Wolf uczyła poprawnego grania, techniki, nut i tak dalej. Jednak nie byłam bezpośrednio w pomieszczeniu. W tej sali gdzie uczono było lustro weneckie, a ja stałam po drugiej stronie, dzięki czemu ja wszystko widziałam a prawdziwi uczniowie tylko swoje odbicie.
1. Wszyscy w tej szkole byli ślepi, głusi i niedorozwinięci? Bo tylko w ten sposób potrafię sobie wytłumaczyć, że nikt nigdy nie zauważył pałętającej się po budynku obcej osoby.
2. Po co w szkole lustro weneckie? Poza tym, żeby Merysójka mogła za nim chować. Nie wspominając o tym, że rodzice najprawdopodobniej zrobiliby wzorcowe piekło, gdyby się dowiedzieli, że w czasie lekcji można podglądać ich dzieci z ukrycia. 

Cały czas byłam niezauważona, az do tego dnia. Tak bardzo chciałam zagrać na fortepianie. Włamałam sie do sali zaraz po zajęciach indywidualnych.
Na pasówkę czy na rympał?

Spokojnym ruchem podeszłam do instrumentu, otworzyłam pokrywę i usiadłam na stołku. Patrzyłam chwilę na klawisze, zastanawiając się czy dobrze robię, ale w końcu nie po to wkradłam się do sali, żeby wyjść bez niczego.
Położyłam palce na klawiszach i powoli zaczęłam grać, szło mi naprawdę dobrze, czułam jakbym robiła to od zawsze. Zamknęłam oczy, nadal grając. Wyobrażałam sobie że jestem na chmurze, nie dotyka mnie żadne zło, jestem tylko ja i fortepian. Nie czuje nic poza uderzeniami palców o klawisze. I wtedy ja i muzyka stały się jednością. Zrozumiałam że to jest moja pasja, marzenie, moje wszystko...

I nagle wszystko sie rozsypało, do sali weszła pani Wolf:
-Co ty tu robisz? To ty grałaś?- widziałam w jej oczach zdziwienie oraz jakby błysk nadzieji oraz zadowolenia.
Z pewnością była przeszczęśliwa, widząc w sali kogoś nieupoważnionego do przebywania w niej.

-Ja, ja ja... Przepraszam, nie powinnam.- zaczęłam zbierać swoje rzeczy z jak najszybszym zamiarem opuszczenia sali.
-Czekaj!- za spuszczona głowa odwróciłam sie w stronę Pani Wolf- To było niesamowite. Od dawna grasz?
-Dzisiaj pierwszy raz.- powiedziałam nieśmiało
-Co? Jak to pierwszy raz? Grasz lepiej niż uczniowie których uczę od najmłodszych lat.
Bo ja się nazywam Mary Sue, pszepani. 

-Ja nie wiem jak to sie stało. Po prostu poczułam jakąś więź między mną ifortepianiem
Zahaczyłam rękawem o klapę.

 i po prostu zaczęłam grać.
-Chodzisz na jakieś lekcje?
-Tak, znaczy nie... ymmm... ja zawsze siedzę za tym lustrem w pani sali i słucham wykładów.
Po co szkoły muzyczne wydają majątek na instrumenty? Grać można się nauczyć z wykładów.
W życiu nie słyszałam czegoś głupszego. 

-Rozumiem. Nie masz pieniędzy?
-Nie, moi rodzice nie pozwalają mi uczyć się grać ani śpiewać, chcą abym nie miała nic wspólnego z muzyką.
-Dobrze, więc zróbmy tak. Od dzisiaj chodzisz do mnie na indywidualne zajęcia, nie będę brała od ciebie pieniędzy.
O ile jestem w stanie (choć z trudem) uwierzyć w bezpłatne lekcje, to nie ma opcji, żeby nauczyciel zgodził się (ba, zaproponował!) ich udzielanie bez wiedzy i zgody rodziców. To samo w sobie jest niezgodne z prawem, a gdyby dziecku coś złego się stało podczas tych zajęć, pani nauczycielka miałaby duuuże problemy. To raz. A dwa, ile ta cała Emma miała wtedy lat? Bo normalny wiek rozpoczęcia nauki gry na fortepianie to cztery-pięć lat. Siódmy rok życia to już bardzo późno, a na pewno za późno, żeby zacząć naukę traktowaną inaczej niż jak hobby; wątpliwe, żeby jakikolwiek nauczyciel zawracał sobie głowę uczniem w tym wieku (i to jeszcze za darmo), bo to zwyczajna strata czasu. Mamy rozumieć, że bohaterką tej dramatycznej sceny jest przedszkolne dziecko? A za lustro weneckie Emma Merysójka wpełzała na czworakach?
Reaserch jest generalnie bardzo przereklamowany, nie wiedziałaś? Poza tym nie wierzę, by nauczycielka widząca potencjał w swoim uczniu nie starała się przekonać rodziców do wspierania talentu (szczególnie, że sama proponuje lekcje za darmo). 

-Ale dlaczego chcę pani mi pomóc?
-Bo widzę w tobie niesamowity potencjał. Czuje że w przyszłości będziesz wielką artystką.
Właściwie to już teraz zawołam Blechacza i Thai-sona Danga, żeby za tobą zakupy nosili.

-Dziękuję.
- To jak soboty o 14 pasują?
Dopóki rodzice nie zorganizują jej innych zajęć w tym terminie albo nie zauważą, że dziecko w sobotę wczesnym popołudniem regularnie gdzieś znika.

Dzięki pani Wolf nauczyłam się lepiej grać na fortepianie. Zawdzięczam jej wszystko. Gdyby nie ona, nie poznałabym mojej pasji.
Przed chwilą twierdziłaś, że już przed spotkaniem z nią ciągnęło cię do grania.

 Od zawsze odczuwałam jakiś niedosyt w życiu, czułam jakby mi czegoś brakowało. Po pierwszej lekcji zauważyłam że to chyba jest to, a kiedy zagrałam, już dobrze wiedziałam że tego właśnie mi brakowało, MUZYKI.

Usiadłam spokojnie na stołku. Powoli skierowałam swoje dłonie na klawisze.
A co zrobiłaś z dłoniami cudzymi?

Kiedy już ich dotknęłam znów to poczułam, poczułam więź między mną a instrumentem.
Klawiatura musi dawno niemyta, lepka się zrobiła...

Zaczęłam grać, najpierw powoli, potem coraz szybciej, aż w końcu zaczęła rozbrzmiewać po całej sali moja ulubiona piosenka. Zamknęłam oczy, uwielbiam to, ten spokój, rozkosz. Tylko ja i fortepian. Po chwili z moich ust wylatywały słowa piosenki. Wczułam się najbardziej jak tylko potrafię. Była to moja chwila.

Kiedy skończyłam czułam się niesamowicie. Nie jestem pewna ale chyba cały czas uśmiechałam sie od ucha do ucha.
-Łał... to było niesamowite- tak się wystraszyłam, że podskoczyłam na stołku i szybko odwróciłam sie do osoby, która najwyraźniej mnie słuchała.
-Shawn?! Słyszałeś?
-Tak. To było naprawdę piękne.
-Ale, ale...
-Co sie stało?- chłopak wydawał się zdziwiony moim zachowaniem, ale uśmiech nie schodził mu z twarzy.
-To dla mnie trochę dziwne... Umm... jesteś drugą osobą która słyszała jak gram.- momentalnie mój wzrok powędrował na moje buty.
Moje, moje, moje, w co drugim zdaniu coś jest moje. Jeśli jeszcze raz zobaczę jakikolwiek zaimek dzierżawczy, rzucę w nią słoikiem musztardy.

-Naprawdę? Masz talent i to wieki (na wieki?). Dlaczego nie wystepujesz? Masz wspaniały głos,a grasz tak że szczęka opada.- na jego słowa zaczęłam się rumienić.
Tak, już wiemy, że jesteś Zbigniewem Wodeckim i Barbrą Streisand w jednym. Nie musisz tego więcej powtarzać.

-Ja nie mogę...
-Dlaczego? Boisz się?- Shawn podszedł i usiadł koło mnie na stołku.
-To nie tak... chociaż stres zawsze jest, ale to przez... ummm... bo.... moi rodzice... oni... nie pozwalają mi.- naprawdę ciężko mi to było powiedzieć. Wiem, Jess dowiedziała się bez problemu,ale ona jest moją przyjaciółką i czuje że mogę jej zaufać jak nikomu innemu.
Łatwo jej przychodzi nazywanie ludzi przyjaciółmi. A może ja już niedzisiejsza jestem, skoro uważam, że przyjaźń to deko więcej niż wspólne zakupy?

-Ale jak to? Czemu?
-Oni twierdzą że to nie zapewni mi przyszłości, chcą abym była chirurgiem. Od małego musiałam się ukrywać.
A rodzice — dodajmy, rodzice najwyraźniej kontrolujący i despotyczni, skoro wybierają dziecku zawód — przez całe lata absolutnie niczego nie zauważyli. Proszę zapisać temat dzisiejszej lekcji: logika fabuły i spójna konstrukcja bohatera utworu literackiego.
Zupełnie nie kupuję historii o "bardzo złych" rodzicach, ponieważ do tej pory pokazywani są w pozytywnym świetle. Ufają jej, urządzają pokój (widocznie znając jej gust), kupują bratu xboxa, robią naleśniki na śniadanie, nie zabraniają spotkań z przyjaciółmi i odwożą na zajęcia. Jakoś nie widać tutaj napiętej atmosfery, na której oparta jest cała fabuła. Poza tym główna bohaterka jest (prawie) dorosła. Mogłaby spróbować wyjaśnić rodzicom swoją sytuację i powiedzieć, że nie chce być chirurgiem, ale o tym nie ma słowa. Czyżby jej nie zależało tak, jak próbuje wmówić nam autorka? 

 Przepraszam, nie jestem gotowa.
-Spokojnie- chłopak podniósł mój podbródek abym na niego spojrzała- jeśli będziesz gotowa powiesz mi.
-Dziękuję Shawn, jesteś najlepszy.- nie wiem dlaczego, może pod wpływem impulsu, przytuliłam się do niego.
Poczułam się tak bezpiecznie, ale nie wiem dlaczego, a kiedy odwzajemnił mój uścisk czułam jakbym miała motyle w brzuchu.
Przypomnij sobie, co dziś było na obiad w szkolnej stołówce — to może wiele wyjaśnić.

Shawn pov:
Nie wiem dlaczego, ale ta dziewczyna mnie intryguje. Jest taka niewinna, nieśmiała, ale jednocześnie czuję że jest silna. Jestem pewien że już trochę przeszła z rodzicami,
Bili ją, głodzili i zamykali w komórce na węgiel.
Ewentualnie kazali jej posprzątać pokój i odrobić lekcje. Źli rodzice!

 wiem tylko tyle że nie pozwalają jej grać ale nie wiem co musiała przez to robić aby spełnić marzenie. Mam nadzieję że kiedyś mi dostatecznie zaufa i opowie mi całą historię.

Kiedy Emma mnie przytuliła poczułem sie jak w niebie. Nadal nie wierze że taka dziewczyna jak ona przytuliła takiego palanta jak ja. Tak wiem narazie poznaliście mnie jako idealnego chłoptasia,
Też czytałeś to opko?
O co chodzi z tym burzeniem czwartej ściany? To kolejny raz! 

ale prawda jest zupełnie inna. Kiedyś zaliczyłem panienki, ale w końcu postanowiłem się zmienić.
Zaliczałem gdzieś tak od dwunastego do czternastego roku życia, a w piętnaste urodziny uroczyście sobie przyrzekłem, że się ustatkuję. Przypominam, że mowa o uczniach szkoły średniej, czyli maksimum osiemnastolatkach.

W sumie miałem tylko jedną prawdziwą dziewczynę Klarę (pozostałe były przebranymi facetami) z którą byłem 3 miesiące (kawał życia), ale nie jestem z nią już od chyba 2-3 tygodni (Klara była dla mnie tak ważna, że nawet nie pamiętam, kiedy z nią zerwałem).

-To co? Ćwiczymy?- spojrzałem na dziewczynę nadal nie przestając ją tulić.
-Jasne- dziewczyna zaczęła powoli wstawać więc niechętnie puściłem ją.
Podeszłem do jednej z gitar i chwyciłem ją a następnie usiadłem na ławce.
-Choć- dziewczyna na moje słowa powoli podeszła co wyglądało dość śmiesznie, jakby szła do mnie za karę. Zaśmiałem sie cicho pod nosem a następnie chodziłem Emme za nadgarstek (nie wiem, co jej zrobiłeś, ale chyba ma rację, że ci nie ufa) i posadziłem przed sobą aby pomagać jej w odpowiednim ułożeniu palców na strunach.

Emma pov:
I znowu to dziwne uczucie w brzuchu. Dlaczego ten chłopak musi tak na mnie działać?
Zaczął układać moje palce na strunach, po kolei mówił jaki to dźwięk. No i jak myślicie, kiedy dotknął mojej ręki znów to uczucie.

Po godzinie nauki zaczęłam zbierać swoje rzeczy do torby, a Shawn odłożył gitarę. Nie patrząc na niego, bo byłam odwrócona plecami jestem albowiem ponieważ kurturarna powiedziałam:
-Dziękuję za wszystko.
-Nie ma sprawy. To dla mnie przyjemność.- jego słowa mocno we mnie uderzyły, w pozytywnym znaczeniu, chciałam szybko wyjść z sali, ale kiedy w błyskawicznym tempie odwróciłam sie, zderzyłam się z klatką piersiową Shawna, która, swoim zwyczajem, pałętała się samopas po okolicy przez co prawie upadłam, lecz silne ramiona chłopaka poszły w ślady klaty i zaczęły żyć własnym życiem mnie złapały. Wyglądało to jak mojego pierwszego dnia szkoły. Patrzelismy sobie nawzajem w oczy. Wydaje mi się że na chwilę odpłynełam.
Przez całą tą akcję nie zauważyłam iż moja torba wypadła mi z rąk a razem z nią moje teksty piosenek, które sama pisze potajemnie i po hipstersku skrobię je na karteluszkach, które z niewiadomych przyczyn targam ze sobą, zamiast zapisać na jakimś pendrive'ie albo karcie pamięci.
Nie wiem jak ale twarz chłopaka zaczęła być niebezpieczne blisko mojej. Jeszcze mnie pogryzie. Ciekawe, czy był szczepiony na wściekliznę.Wiedziałam co zaraz może się stać, ale bałam się. Już kiedyś sie całowałam, ale jakoś mistrzynią nie byłam. Wstyd i hańba. Trochę głupio mi się zrobiło więc mimo iż chciałam go pocałować, musiałam to przerwać.
-Ummm...- powoli wygramoliłam sie z objęć chłopaka- dzieki...-powiedziałam to tak cicho, że nie wiem czy Shawn to usłyszał.
Schyliłam się i zaczęłam zbierać teksty piosenek.
-Poczekaj pomogę...- chłopak też chyba poczuł się trochę nieswojo.- To twoje dzieło?
-Co? Nie! Nie czytaj tego!- rzuciłam sie na chłopaka próbując wyrwać mu tekst piosenki, ale był on zbyt silny i udało mu się jedną ręką mnie oswoboczić.
Nie, no, zboczeniec, ciągle jej robi jakieś rzeczy, na które nawet nie ma polskiego słowa.

-* możesz mieć każdą ale zostałeś
dlaczego wciąż tu jesteś
Daj mi zapomnieć
Proszę odejdź a wtedy i ja odejdę
Uwierz nie chcesz mnie
Jestem inna niż myślisz
Znajdziesz lepszą
Zakochasz się, a ja wreszcie będę mogła odejść, zapomnieć, nie czuć bólu
Jesteś jedyną osobą która trzyma mnie przy życiu
Proszę przestań, odejdź

Zostaw mnie, odpuść
Już mnie nie uratujesz
Stracisz tylko czas, a ja zdania nie zmienię, nie zostanę
Nie próbuj, odpuść, odejdź
Dlaczego tu jesteś
Jest milion lepszych niż ja

Moje życie dobiegło końca
A ty tylko sprawiasz że nie jestem jeszcze tam gdzie powinnam
Czuje się jak trzymana na nici
Ty wierzysz że ściągniesz mnie z powrotem
Ale tymczasem ta nić pęka, odlatuje, to już mój koniec

Zostaw mnie, odpuść
Już mnie nie uratujesz
Stracisz tylko czas, a ja zdania nie zmienię, nie zostanę
Nie próbuj, odpuść, odejdź
Dlaczego tu jesteś
Jest milion lepszych niż ja

Nadal czuje twoją miłość
Miałeś przestać mnie kochać
Dlaczego nie odpuścisz
Cały czas przy mnie jesteś
Ale ja nie chcę sie już obudzić
Straciłam wszystko, uwierz
Nie mam po co żyć

Zostaw mnie, odpuść
Już mnie nie uratujesz
Stracisz tylko czas, a ja zdania nie zmienię, nie zostanę
Nie próbuj, odpuść, odejdź
Dlaczego tu jesteś
Jest milion lepszych niż ja

-Ta piosenka...
-Tak wiem, jest beznadziejna.
O, przebłysk autokrytycyzmu i adekwatnej samooceny.

- dziwnie się czułam kiedy Shawn czytał te bazgroły, nie jestem piosenkarką, ani tekściarką, ani nikim kto umiałby napisać dobrą piosenkę. Co mi nie przeszkadza pisać piosenki. W tym jestem podobna do autorek opek.
Nie wiem czy mam talent. Nikt tego jeszcze nie czytał.
-Nie, nie. Ona jest piękna, taka inna niż wszystkie.- pierwszy raz spojrzałam na chłopaka, bo od początku naszego spotkania usilnie zaciskałam powieki,  miał oczy pełne nadzieji i radości.
-Wiem że jest inna. Nie jest radosna...
Bo faktycznie wszystkie piosenki są radosne... 

Jest nijaka.
-Wcale nie. Owszem jest smutna, ale przede wszystkim taka uczuciowa, niesamowita. Przeżyłaś to? Pisałaś z myślą o sobie?
-Ja nie wiem... jak dla mnie to trochę jak piosenka do "zostań jeśli kochasz"**.
-Hmm... jakby sie zastanowić to trochę tak. Ale przede wszystkim to gratuluję.
-Dziękuję
-Nie wiedziałem że taka jesteś...
-Taka czyli jaka?- znów spojrzałam w jego piękne niebieskie oczy.
-Nie wiem. Inna. Potrafisz opisać ból, smutek zwykłymi słowami. Ta piosenka dotyka, daję do myślenia. Sądziłem że jesteś bardziej wesoła. A tymczasem proszę, masz dwa oblicza.
-No trochę tak. Jeszcze w Londynie, rodzice usłyszeli jak mój brat namawia mnie do śpiewu, tak się zdenerwowali, że zakazali mi wychodzić z domu.
Do szkoły też? I nie zainteresowało to szkoły, opieki społecznej ani nikogo?

Siedziałam sama w pokoju, zabrali mi telefon, laptop. Tam, tylko muzyka była moim przyjacielem,a oni mi go zabrali.
To powyżej to opis przemocy psychicznej graniczącej z bestialstwem. Nie twierdzę, że rodzice-sadyści nie istnieją, ale w tym opku wcześniej była mowa o ojcu podwożącym do szkoły, podtrzymującym na duchu i uśmiechającym się na pożegnanie tudzież matce ucieszonej, że zrobiła dzieciom niespodziankę naleśnikami na śniadanie. Kurs pisania nie tyle kreatywnego, ile kupy się trzymającego, pilnie potrzebny. 
Może się ogłośmy jako nauczyciele. 

Czułam pustkę, samotność. Wtedy ją napisałam. A najlepsze że to tylko jedna z historii i to jeszcze nie ta najgorsza...
Już mnie ogarnia przerażenie.
O borze... strach się bać.