wtorek, 21 lutego 2017

24. Nie wiem, co jem czyli Igrzyska Śmierci dla siatkarzy

Witajcie! W naszej analizatorni nie może zabraknąć opka dotyczącego jednej z popularniejszych w naszym kraju dyscyplin sportu. Z dzisiejszej analizy dowiecie się, jak wygląda siatkarski trening, co jest najważniejszym zadaniem zawodniczek podczas mistrzostw świata i co się dzieje, kiedy któraś z nich nagle zachoruje. Tym z Was, którzy mają z siatkówką cokolwiek wspólnego jako zawodnicy lub trenerzy, radzimy trzymać pod ręką melisę albo coś mocniejszego, według preferencji, bo Wasze nerwy zostaną wystawione na ciężką próbę. Miłej lektury!

Analizują: J i baba_potwór, dorzuca się Az

Adres opowiadania: https://www.wattpad.com/story/73376480-siatk%C3%B3wka-pasja-czy-%C5%BCycie

Pasja czy Życie? Part #1

Obudziłam się z wielkim bólem głowy. Dlaczego? Impreza do rana razem z Kate i Maggy. Obie nie możemy uwierzyć w to, co nas spotkało. Powołanie do kadry... Do Reprezentacji Polski w Piłce Siatkowej Kobiet... To brzmi tak pięknie.
Walnij jeszcze więcej wielkich liter, to będzie jeszcze piękniej. Co z tego, że niepoprawnie?

Za pięknie by mogło być prawą (to może jest lewą? Sprawdźcie dokładnie), a jednak nią jest. Kate będzie drugim libero, a ja z Maggy będziemy przez większość meczy "grzać ławę".
Nasuwają się pytania o a) płeć Kate (gdyby była DRUGĄ libero, nie byłoby wątpliwości), b) obywatelstwo kobiet noszących te imiona. Tak się bowiem składa, że polski paszport jest absolutnie podstawowym warunkiem gry w polskiej reprezentacji.
Oj, jak zwykle się czepiasz. Jak zwykle... Research jest trudny. 
W przeciwieństwie do pisania opek.

Ale "grzanie ławy" przy swoich idolach to rzecz piękna.. Magiczna wręcz...
Kij z tym, że przez brak gry nie tylko niczego się nie nauczymy, ale wręcz cofniemy się w zawodowym rozwoju.

Nagle rozległ się dźwięk przychodzącej wiadomości. Odblokowałam telefon i odczytałam.

Od: Maggy
Hej ct? Może gdzieś wyskoczymy?
Pod warunkiem, że powiesz, co znaczy „hej ct”.
Może to taki skrót od „co tam”, ale ja nie wiem... Potrzebowałam czasu, żeby zrozumieć, co to znaczy „prd”. 

Do: Maggy
Nie mam siły i mam kaca :( Spaćććć

Od: Maggy
Wstawaj leniu będę u cb za 5min. i nie ma nie ;P

Rzuciłam telefon na łóżko i popędziłam do szafy.
I nagle kac minął. Swoją drogą, znam bardzo dużo ludzi, którzy przeżywają kaca w bardzo cywilizowany sposób i w ogóle go nie odczuwają (np. ja). Czemu w opkach zawsze jawi się, jako coś przerażającego? 

Postanowiłam założyć bordowy crop top, a do tego czarne rurki z wysokim stanem. Włosy upięłam w luźnego koka. Zanim zdążyłam wytuszować rzęsy usłyszałam dzwonek do drzwi. Poszłam je otworzyć i wpuścić przyjaciółkę.
-Hejo- powiedziała Maggy.
-Siema ruda!- odpowiedziałam i przytuliłam przyjaciółkę. Weszłyśmy do środka i usiadłyśmy na sofie.
-Dzwoniłaś już do rodziców?- odezwała się po chwili Maggy. Wyprowadziłam się od rodziców rok temu, w dniu moich 20 urodzin. Kupiłam własne mieszkanko, które mieści się na drugim piętrze wieżowca w centrum Warszawy.
Tu puszczamy wodze wyobraźni i próbujemy zgadnąć, skąd dwudziestolatka miała pieniądze na „mieszkanko w centrum Warszawy”. Bo że nie grą w siatkę je zarobiła, to pewne. Nie na tym etapie kariery. To po pierwsze. Po drugie, zastanawiam się nad sensem kupowania mieszkania przez osobę, której praca polega na ciągłych przeprowadzkach z miasta do miasta, a nawet z kraju do kraju. Po trzecie, tym bardziej zastanawiający jest zakup kwadratu akurat w Warszawie, gdzie nie ma żadnej żeńskiej ekstraklasowej drużyny, której zawodniczki mogłyby wejść w orbitę zainteresowań trenera kadry. Najbliższy taki zespół jest w Legionowie. Nie wierzę, że ktokolwiek skazywałby się na dwukrotne w ciągu dnia (bo z taką częstotliwością zwykle odbywają się treningi) podróże z Warszawy do Legionowa i z powrotem plus dojazdy na mecze. Wynajęcie mieszkania w Legionowie czy Nowym Dworze Mazowieckim ma w tej sytuacji dużo większy sens.
W Warszawie jest dużo klubów i sklepów, a to wygrało ze zdrowym rozsądkiem. 

Moi rodzice mieszkają na obrzeżach Krakowa.
-Tak, cieszyli się bardzo- odpowiedziałam.
Dziwne. Zazwyczaj rodzice sportowców powoływanych do kadry płaczą, załamują ręce i klną w żywy kamień.

-To jak? Idziemy na miasto?- zapytałam Rudą.
Jedyne co się liczy w życiu dwudziestolatek to zakupy. 

-Idziemy!- odpowiedziała z entuzjazmem. Poszłyśmy do Złotych Tarasów. Kupiłyśmy trochę ubrań, a dodatkowo pomogłam wybrać nową walizkę przyjaciółce. Po skończonych zakupach poszłyśmy coś zjeść. Wybrałyśmy knajpę z chińskim jedzeniem. Obie zamówiłyśmy kurczaka z warzywami. W między czasie zadzwoniłam po Kate. Blondynka przyszła po 15 minutach. Podeszła do nas z chytrym uśmieszkiem i zaczęła krzyczeć na całą salę:
- O Jezu! To wy jesteście te powołane na mistrzostwa świata 2022 we Francji?!- ludzie patrzyli na nas jak na wariatki (na ich miejscu zrobiłabym dokładnie to samo), a my wybuchłyśmy śmiechem. Chwile posiedziałyśmy, a następnie poszłyśmy do swoich domów. Czas przemyśleć co wziąć na MŚ 2022.
Paszport, trochę bielizny i środki czystości. O resztę dba PZPS.
Jaki pasjonujący opis spotkania z przyjaciółkami. 

W końcu zostały "tylko" dwa tygodnie.
Ach, więc powołania do kadry rozsyła się na dwa tygodnie przed imprezą, w której kadra ma uczestniczyć. Już rozumiem, dlaczego polska kobieca siatkówka jest w światowym rankingu niżej niż Kamerun i Kazachstan.

Pasja czy Życie? Part #2

W końcu nadszedł ten dzień. Jest 5:30, a ja czekam na lotnisku na samolot.
Te mistrzostwa mają się odbywać we Francji? Akurat z Francją jest dużo połączeń, naprawdę nie trzeba od bladego świtu warować na lotnisku.
Może muszą być we Francji wcześnie. Nie wiem czemu, ale może muszą. 

Mistrzostwa zaczną się za tydzień, ale musimy jeszcze przygotować się na miejscu, oswoić ze stadionami itp. Pierwszy  mecz gramy z Kamerunem. W ogóle nasza grupa jest jedną z najprostszych, lecz my też nie jesteśmy na najlepszym światowym poziomie. To będzie cud jeżeli wyjdziemy z tej grupy. Nieważne czy na pierwszym czy na drugim miejscu. Z moich rozmyśleń wyrwał mnie głos miłych pań stewardes, które pokazywały nam w którą stronę się udać. Weszliśmy. Czekają nas 3 godziny w "Business Clasie".
Z Moskwy wylatują? Lot Warszawa-Paryż trwa około 2 godzin. 
Poza tym, czemu stewardessy pokazują cokolwiek na lotnisku? Od tego jest obsługa. 

Nie mogę się doczekać, aż wylądujemy.
Chyba całą drogę przegadałam z Angelą. 27 letnia rozgrywająca ma na swoim koncie mnóstwo występów w reprezentacji. W ogóle wszyscy tu są mili i wyjątkowi. Myślałam że podstawowa "szóstka" będzie się jakoś wymądrzać, ale na szczęście tak nie jest.
Przecież to zawodowi sportowcy, a na dodatek tacy, co muszą polegać na swojej grupie, bo gdyby nie to z siatkówki nic nie wyjdzie. Dlaczego mieliby być nieprzyjemni?
Bo reprezentacja narodowa w popularnej dyscyplinie musi, po prostu musi funkcjonować jak gimbaza, gdzie kotom organizuje się obowiązkową falę.

W końcu wylądowaliśmy. Mamy dwuosobowe pokoje.
Na lotnisku? Do żadnego hotelu nie pojechały?

Ja jestem z rudą. Dostaliśmy klucze o 13:45.
Policzmy. O wpół do szóstej drużyna jest na lotnisku, prawdopodobnie już po odprawie, skoro stewardesy zaganiają ją do samolotu. Oznacza to, że samolot wystartował pi razy oko koło 6.00. OK, przyjmijmy, że leciał trzy godziny (mógł kołować nad lotniskiem, czekając na pozwolenie na lądowanie). To znaczy, że w Roissy wylądował około 9.00 (skoro dziewczyny siedziały w klasie biznes, to raczej nie były to latające do Beauvais tanie linie). Co robiły przez prawie 5 godzin między lądowaniem a przyjazdem do miejsca zakwaterowania? Nawet gdyby mieszkały po przeciwnej stronie Paryża, to przejazd tyle nie trwa.
Ktoś się pewnie zgubił i trzeba było szukać po całym Paryżu. I przecież te znane butiki się same nie odwiedzą. 

Poszłyśmy do swoich pokoi się rozpakować. O 19 mamy krótki trening, więc mamy ponad pięć godzin dla siebie.
-Idziemy na miasto?- zapytała Maggy, gdy kończyłyśmy się rozpakowywać.
-No spoko można też zgarnąć Kate- odpowiedziałam.
Nie trzeba przy tym zawracać sobie głowy informowaniem trenera, że wychodzimy, a tym bardziej pytaniem go o zgodę. Jeżeli ma wobec nas jakieś plany (choćby odprawę czy inne zebranie organizacyjne), to wyłącznie jego problem.
Czy jedyne pytanie, które one sobie zadają to „czy idziemy na miasto”?
A i to jest ogromnym wysiłkiem dla ich nielicznych szarych komórek. 

Chwilę później wędrowałyśmy po francuskich uliczkach. Nie mieszkamy w Paryżu, ale na jego obrzeżach.
Gdyby mieszkały w centrum Paryża, to już nie mogłyby wędrować po francuskich uliczkach? Poza tym obrzeża Paryża, to wciąż Paryż, chyba że mieszkają POZA Paryżem, w jakiejś wiosce pod, ale to byłoby trochę bezsensowne.
Zwłaszcza że w promieniu kilkudziesięciu kilometrów od Paryża o wioskę trochę trudno. Są przedmieścia, na których albo jest jeszcze drożej niż w Paryżu, albo niebezpiecznie. No, i codzienne dojazdy byłyby mordęgą. Żaden myślący trener nie zgodziłby się na taki układ.

Mimo drogi postanowiłyśmy się wybrać do stolicy, bo to jedyny dzień, gdy możemy pozwiedzać. Wsiadłyśmy do metra, a po chwili byłyśmy pod Wierzą Eiffla.
Pod wierzą zwieżyły się zwieżom.

Zrobiłam kilka fotek i musiałyśmy wracać do hotelu, bo zbliżała się godzina 18, a my nie byłyśmy gotowe na trening.
Paryż to miasto tak nudne, że niewarte opisu.
Właściwie nie mają się po co spieszyć. Jeżeli trener poważnie traktuje drużynę i własną pracę, to czeka na nie już tylko informacja o usunięciu z kadry za niesubordynację i lekceważenie obowiązków zawodniczych.

Po przybyciu do hotelu wzięłyśmy klucz z recepcji i poszłyśmy do naszego pokoju. Przed nim jednak leżała kartka z planem treningów.
Trener w młodości dorabiał roznoszeniem ulotek po domach. Przyzwyczajenia mu zostały.

Pasja czy Życie? Part #3

-Zapowiada się ciekawie- powiedziała Jagoda przekręcając klucz w zamku.
-O której mamy kolację?- zapytałam. Byłam strasznie głodna choć było dopiero przed treningiem.
-20:30 żarłoku- zaśmiała się pod nosem ruda. Zaczęłam się przygotowywać. Zmyłam rano nałożony makijaż, a włosy spięłam w wysokiego kucyka. Do torby wrzuciłam moje plastry oraz buty (strój treningowy nie jest na treningu potrzebny) i szybko pognałam na hale.
Rozumiem, że hala jest w hotelu. Bo jeżeli nie, to nasuwa się pytanie, skąd mistrzyni wiedziała, dokąd ma „pognać” (jest w obcym mieście) i z jaką szybkością się poruszała, skoro od 18.00 zdążyła przemieścić się spod wieży Eiffla na „obrzeża Paryża” (cokolwiek ten termin oznacza), a stamtąd do miejsca, w którym miała być o 19.00.

Tam spokojnie się przebrałam i nakleiłam plaster na kilka palców. Myślę, że gdyby nie plastry dawno straciłabym palce.
Myślę, że bez tego opisu, to opko straciłoby sens.

Po rozgrzewce i rozciąganiu nadszedł czas na zagrywkę.
Rozumiem, że rozgrzewka jest przed, ale rozciąganie? Po paru ćwiczeniach można rozciągać jakiś mięsień (np. robiąc przysiady potem przez chwilę rozciągać udo i pośladek), ale rozciąganie samo w sobie jest na samym końcu. 

Anka naciągnęła trochę mięsień naramienny, ale przemiły pan fizjoterapeuta zajął się nią znakomicie. Jutro będzie wiadomo, czy wszystko w porządku. Byłoby trochę głupio gdyby coś poważniejszego jej się stało. W końcu jeszcze nic nie zagrałyśmy.
Skończyłyśmy trochę po 20 i od razu udałyśmy się na kolację. Była pyszna, lecz nie wnikałam co tak do końca miałam na talerzu. Było mi wszystko jedno co jem... No chyba, że zjadłam kota.
Tak, Francja słynie z tego, że podaje koty do jedzenia.
No, wiesz, ślimaki, koty — co za różnica.
W sumie... 


Po kolacji miałyśmy spotkanie z fizjoterapeutą. Było ono na zasadzie "jest, bo musi być".
„Jest, bo musi być”? Bycie zawodowym sportowcem wymaga ciągłego wykorzystywania swojego ciała czasami do granic możliwości. Fizjoterapeuta nie jest tam, bo mu się nudzi i nie zaprasza na spotkanie sportowców, bo mu się nudzi, tylko chce chociażby dać im wskazówki jak uniknąć kontuzji, czy jak grać, by poprzednie kontuzje nie pojawiły się znowu. 

 Po skończonym jakże miłym spotkaniu, gdzie setny raz miałyśmy podziwiać pana niższego od nas przynajmniej o głowę, poszłyśmy do pokoi, aby się umyć.
Przed pójściem spać zaczęłam sprawdzać Facebooka.
Druga obok zakupów najważniejsza dla zawodowego sportowca czynność.

Wszystko było dobrze, dopóki nie natknęłam się na post dotyczący nas. Miało ono zachęcić do dopingowania nas. No właśnie... Miało. Nie pomogło zachęcające hasło "Powodzenia we Francji dziewczyny!". Zjechałam niżej i zobaczyłam komentarze. Nie było ich zbyt wiele, bo siatkówka kobiet to nie jakiś super popularny sport Polsce. Zaczęłam czytać. Większość brzmiała mniej-więcej tak: "I tak nie wyjdą z grupy, więc po co rozgłos robić", "Powodzenia? Ta na pewno XD", "nawet seta nie ugrają"... Komentarzy było znacznie więcej, lecz był jeden, który zostawił ślad w mojej głowie "A te nowe to po co tam? Wynocha mi stamtąd! ;P". Zrozumiałam, że nie jesteśmy mile widziane. Po moim policzku spłynęła łza, a za nią kolejna. Maggy, która przebywała w łazience 30 minut, wyszła i zobaczyła, że płaczę.
Naprawdę się przejęłam. Widzicie jak płaczę? 

MAGGY        

Po wyjściu z łazienki, zobaczyłam ją płaczącą. Siedziała z podkulonymi nogami, a obok niej leżał włączony telefon.
-Wszystko okej?- spytałam. W myślach skarciłam się za to pytanie. Przecież nie płakałaby bez powodu.
-Tak- odpowiedziała. Było oczywiste, że kłamię.
Meggy kłamie sama sobie. 

Wzięłam jej telefon do ręki i zaczęłam czytać, to co doprowadziło ją do płaczu.
-Oni mają rację Maggy- powiedziała patrząc tępo w ścianę.
-A czy oni są w reprezentacji? I czy oni umieją grać w siatkówkę? Jeżeli tak, usłyszelibyśmy o nich. To nic nie warte dla nas osoby. Takich komentarzy będzie wiele, ale w drodze na szczyt nic nas nie zatrzyma.
-Przecież my nawet nie wyjdziemy w grupy.
Ta wiara w drużynę. 

-A jak wyjdziemy?- odparłam.
To wtedy będziecie się martwić.

-Idę spać. Powiedziała zmęczona dziewczyna.

Pasja czy Życie? Part #4

Obudziłam się o 7:00. Jagoda (Czyli ona Jagoda ma na imię! Zastanawiałam się od początku opka nad tym.) jeszcze spała, a ja nie zamierzałam jej budzić. Mecz zaczyna się o 11:00, a rozgrzewka przed nim o 9:00.
To nie ma jakiegoś krótkiego treningu przed meczem?
Treningu sensu stricto bezpośrednio przed meczem się nie robi. Jeżeli mecz jest rozgrywany późnym popołudniem albo wieczorem, to ewentualnie rano trener zarządza trening średniej intensywności, żeby zawodnicy zdążyli odpocząć przed meczem. Rozgrzewka jest za to absolutnie obowiązkowa, ale trenerowi przeznaczającemu na nią dwie godziny należy odebrać licencję za brak pojęcia o podstawach tego fachu. Po dwóch godzinach ćwiczeń zawodnicy są zwyczajnie zmęczeni fizycznie i psychicznie. Przystępowanie do gry w tym stanie to proszenie się o przegraną. Rozgrzewka przed meczem siatkówki trwa zazwyczaj 30 minut, czasem 40-45, jeżeli drużyna przyjedzie na halę z większym wyprzedzeniem. Dwie godziny to aberracja. Podobnie zresztą jak zaczynanie meczu na imprezie tej rangi o jedenastej rano (chyba że organizatorom z jakiegoś powodu zależy, żeby trybuny były puste, a oglądalność transmisji telewizyjnych zerowa).

Postanowiłam się "ogarnąć". Poszłam do łazienki i wzięłam szybki prysznic. Ubrałam szorty i jakąś luźną bluzkę. W momencie, gdy ja wyszłam z łazienki obudziła się ruda. Podobnie jak ja wzięła prysznic i ubrała się. Była 8:00, więc zeszłyśmy na śniadanie. Na śniadaniu czuć było podekscytowanie nadchodzącym meczem. Do końca nie wiem co jadłam, byłam zbyt podekscytowana.
Serio, jeszcze raz zobaczę tutaj "nie wiedziałam, co jadłam", to się zastrzelę. Szczególnie, że w hotelach albo jest restauracja "normalna", gdzie zamawia się to, na co ma się ochotę, albo szwedzki stół. Opis jedzenia nie jest zbyt ważny, ale można by go pominąć nieco inaczej. 

Później szybko miałyśmy pojechać autokarem na hale. Wczoraj miałyśmy na niej trening, więc wiedziałyśmy jak będzie... tzn. nieprzyjemnie... Oświetlenie na hali było okropne, przy zagrywce bardzo często nie trafiałam "czysto" w piłkę.
Jak to się mówi: złej baletnicy przeszkadza rąbek od spódnicy. ;) 
Ciekawe też, że na okropne (to znaczy jakie? Zbyt słabe? Zbyt silne? Migające?) światło nie zareagował ani trener, ani kierownik drużyny (mają w ogóle kogoś takiego?), ani sędziowie, ani komisarz zawodów, którego OBOWIĄZKIEM jest kontrola warunków panujących w hali (oświetlenia też) i kategoryczne zażądanie od organizatorów natychmiastowego usunięcia wszelkich niedoróbek w tym zakresie.

Mimo to rozgrzewanie szło nam dosyć sprawnie. Potem przywitania obu drużyn i takie tam...
Jakieś tam podpisywanie protokołu, jakaś prezentacja drużyn, głupoty w rodzaju losowania stron boiska i kolejności zagrywki — wszystkie te detale, tak nieistotne, że po latach uprawiania siatkówki ciągle nie wiem, czemu służą i jak się nazywają (a cuzamen do kupy noszą nazwę ceremoniału przedmeczowego).

i zaczęło się granie.
Podstawowy skład:
Przyjmujące: Magda Wyspiarska, Julia Trost
Środkowe: Dagmara Degreć, Olga Róża
Atakująca: Laura Motyl
Rozgrywająca: Angel Powłowska
Libero: Anna Żorska
Zaczęłyśmy trochę niepewnie... Trzy nieskończone ataki, było trochę nerwowo... Na pierwszej przerwie technicznej Kamerun prowadził już 8:5. Trener Antiga nie był zadowolony. 46 latek trenuje nas (to już ma prawo do emerytury) już drugi sezon. Wszyscy znają go z siatkówki mężczyzn jednak przez pewne problemy musiał zrezygnować. Podjął się trenowania nas. Siatkówki kobiet, która jest prawie na dnie.
Po lekturze tego opka wiadomo, dlaczego.
A ja dodam tylko jedno spostrzeżenie: to opko ma prawie tysiąc wyświetleń (siedemset z hakiem chyba), a na te wszystkie wyświetlenia otrzymało tylko cztery gwiazdki, które interpretuję jako pozytywne oceny. Jak na Wattpada to olbrzymia dysproporcja, w dodatku panuje też tendencja, że słabsze opowiadania wybijają się szybciej z powodu hejtu na nie. Zastanawiam się teraz, jak to się stało, że użytkownicy, którzy najwyraźniej dość chętnie zaglądali do tego opowiadania (dla porównania: moja najpopularniejsza praca osiągnęła podobną ilość wyświetleń w okolicy dwudziestego wpisu, a, nie oszukujmy się, na Wattpadzie jestem nikim i nikt mnie nie zna; to opko ma zaś tylko jedenaście części, mimo że autorka wygląda na użytkownika jeszcze mniej znanego niż ja) niemal całkowicie oszczędzili mu oceny.

Przegrywamy już trzema punktami na przewie technicznej. Boje się pomyśleć co będzie dalej...
Ten sportowy duch.
To pojęcie o siatkówce, w której trzy punkty to żadna strata. Zwłaszcza na pierwszej przerwie technicznej, od której do końca seta jest jeszcze sporo gry.

Po przerwie Kamerun się myli przy zagrywce. U nas będzie serwować Powłowska. Przeciwniczki dokładnie przyjmują, lecz Wyspiarska to broni... Ale nie za dokładnie. Musimy znów się bronić, bo Kamerun ma piłkę przechodzącą. Punkt niestety nie dla nas, lecz Antiga prosi o challenge, czy aby nie było dotknięcia siatki. Kilka nerwowych sekund i punkt dla nas! Jest 8:7! Na zagrywce znowu Powłowska, lecz tym razem nie rozszyfrowujemy rozgrywającej Kamerunu. Teraz, to właśnie ona idzie na zagrywkę. Wykonuje nieprzyjemny float lecz pewnie to przyjmujemy. Zdobywamy punkt, a potem dwa następne! Pierwszy raz w tym meczu wychodzimy na prowadzenie.
Patrząc na grę staram się rozszyfrować Kameruńczyków.
Kameruńczyków? One grają przeciw mężczyznom? To mają prawo się bać, co będzie dalej.

Próbują ustrzelić Julkę Trost, co właśnie im się udało. As serwisowy. Mamy remis. Poza tym bardzo pilnują prawego skrzydła. Angel połowę piłek kieruje właśnie tam, a przez to nie kończymy akcji.
Doświadczona rozgrywająca z, cytuję, „mnóstwem występów w reprezentacji na koncie”...

Na drugiej przerwie  technicznej przegrywamy 15:16. Trener radzi, aby więcej piłek było dogrywane do lewego skrzydła. Po przerwie nasza gra idzie znacznie lepiej. Angel uruchamia środkowe, które są dziś w dobrej dyspozycji. Prowadzimy 22:19. Czas dla Kamerunu. My mamy nadzieję, że pierwszego seta zakończymy zwycięsko. Znów dogranie na prawe skrzydło lecz Kameruńczycy to bronią. Trochę dłuższa wymiana, niestety nie na naszą korzyść. Po zagrywce przeciwników Angel dogrywa do Laury i w ten oto sposób mamy punkt, a potem następne. Pierwszego seta wygrywamy 25:20.
Pani Aniołek nie dogrywa, tylko rozgrywa. Dogrywa (czyli podaje piłkę rozgrywającemu) zawodnik przyjmujący zagrywkę albo broniący. W porównaniu z innymi głupotami w tym opku to detal, ale ktoś, kto chce pisać o siatkówce, powinien mieć pojęcie również o takich szczegółach.

W drugim secie nasza gra zaczęła się psuć. Przy stanie 6:11 Antiga mnie zawołał.
-Dogrzej się, bo wchodzisz- powiedział. Byłam podekscytowana. Wchodziłam na boisko, aby grać.
Nie mów, myślałam, że tylko po to, by stać. 

Przy stanie 8:11 dla Kamerunu weszłam, aby zastąpić słabiej dziś dysponowaną Laurę. Zagrywa Olga i pojedynczy blok w moim wykonaniu! Podejrzewam, że tak efektownego wejścia nikt się nie spodziewał. Nawet ja... Niestety tego seta nie udało dokończyć się zwycięsko. Przy stanie 15:17 Kameruńczycy odskoczyli nam na pięć punktów, co było trudne do odrobienia. Ostatecznie jednak drugiego seta przegrałyśmy 18:25.
Trzeci set był bardzo nierówny. Raz grałyśmy wspaniałą siatkówkę, by za chwilę popełnić podstawowe błędy. To samo z Kamerunem. Przy stanie 17:17 zaczęło się robić nerwowo. Punkt za punkt, akcja za akcję... Było 19:19. Poszłam na zagrywkę. Starałam się jej nie zepsuć co mi się udało. Serw jednak nie był przekombinowany. Przeciwniczki dokładnie przyjęły i uruchomiły środek, a takiego zagrania się nie spodziewałyśmy.
Gdybyście chodziły na odprawy przedmeczowe zamiast szlajać się po mieście, to dowiedziałybyście się od trenera i statystyków, jak często i w jakich sytuacjach rozgrywająca drużyny przeciwnej gra środkiem, a kiedy podaje piłkę na skrzydła. Po to te zebrania są, a nie dlatego, że „muszą być”.

Musimy przyjąć bardzo ciężką zagrywkę. Anka przyjmuję, a Angel posyła do mnie piłkę. Atakuję po prostej zahaczając jeszcze o blok Kameruńczyków. Punkt dla nas. Prowadzimy 20:19! Teraz as serwisowy w moim wykonaniu! Fenomenalnie gramy w trzecim secie. Po kilku akcjach, wiadome jest, że wygrywamy trzecią partię 25:20.
W czwartym secie grałyśmy "na luzie". Nadal byłyśmy skoncentrowane, ale z Kameruńczyków jakby uszło powietrze. Od początku prowadziłyśmy kilkoma punktami. Przy stanie 18:11 dla nas, na boisko wróciła Laura. Ja do końca meczu zostałam już na ławce, ale byłam bardzo szczęśliwa, że mogłam zagrać przez dwa sety. Czwartą partię pewnie wygrałyśmy 25:14, a cały mecz 3:1.
Któż by się spodziewał. Takie zaskoczenie. Takie emocje!
Wziąwszy pod uwagę, że cały czas grają z facetami, to wygrana pewnym zaskoczeniem jednak jest.

Pasja czy Życie? Part #5

Wróciłyśmy do hotelu w dobrych humorach. Wygrana 3:1 przypisywała pierwsze 3 punkty na naszą korzyść. Od razu poszłyśmy na obiad. Nawet nie wiedziałam, że mogę być aż tak głodna. Po obiedzie wszystkie śledziłyśmy mecz Kanada - Serbia. Niestety nie oglądałyśmy go do końca, bo musiałyśmy iść oglądać jakże ciekawe video. Jakby nie było lepszych zajęć.
Na przykład zakupy — jak wiadomo absolutnie najważniejsza rzecz do zrobienia podczas mistrzostw świata.

Osobiście nie lubiłam słuchać w który metr kto atakuje, gdy ktoś jest tam.
To może modelką zostań? Bo dla siatkarza wysłuchiwanie, kto w który metr atakuje (a przede wszystkim, w którym kierunku, bo to jest ważniejsze), to jeden z podstawowych obowiązków służbowych, coś jak dla dentysty wyrywanie zębów.
Modelki też w sumie mają dużo do wysłuchiwania np. fotografów i projektantów, więc też średnio. 

Serio, to było okropne. Kto by chciał w ogóle słuchać, że trzeba pilnować szóstej strefy, bo najczęściej tam kierują zagrywkę.
Mnóstwo ludzi nie chce tego słuchać. Z tym, że oni nie wybierają zawodu siatkarza.

Takie omawianie było jednak dość przydatne... Choć i tak większości nie zapamiętywałam. Mam bowiem pamięć jak rybka Dory z „Gdzie jest Nemo?”. Jak dla mnie każda akcja, to nowa, krótka historia... Lecz czasami można przewidzieć zakończenia.
Głębokie. 

Z mojego zamyślenia wyrwał mnie głos trenera:
-Możecie już iść- powiedział. -A ty- zwrócił się do mnie -zostań na chwilkę.
Trochę było mi głupio. Może zauważył, że nie interesują mnie jego wykłady na temat "Kogo bardziej pilnować". Albo po prostu, chciał mi pokazać po raz setny, jak mam zamykać ręce w bloku.
To może zamiast narzekać, że po raz setny pokazuje ci to samo, wreszcie skorzystaj z jego rady i to zrób.
Musi już bardzo zdesperowany być, skoro porusza temat bloku nie na treningu, tylko na odprawie przedmeczowej, zasadniczo służącej omówieniu taktyki, a nie ćwiczeniom technicznym.

-Pomyślałem- zaczął. -Chcesz wyjść jutro w podstawowym składzie? Oczywiście, jeżeli jutro będziesz w dobrej dyspozycji- powiedział. Zatkało mnie. Nie spodziewałam się czegoś takiego.
Oczywiście, my - czytelnicy - też nie.
Cóż, trener uzależniający wyjściowy skład od ochoty zawodnika do gry nie zdarza się codziennie.

 Wydusiłam z siebie tylko:
-Uhm- i poszłam do pokoju.
Trenerowi gratulujemy autorytetu.

 Pierwszymi słowami, które powiedziała do mnie Jagoda po wejściu było: -3:2 dla Serbii-. W sumie to nie wiedziałam co myśleć. Serbia, to mocny zespół. Ciekawe czy Kanadyjczycy trochę jutro odpuszczą, czy wręcz przeciwnie - będą grać jeszcze lepiej.
Trener zapewne zacznie im czytać Schopenhauera i cały zespół zacznie się zastanawiać, jaki jest sens życia. Po dłuższej chwili się poddadzą, stwierdzając, że granie w siatkówkę jest bez sensu, bo i tak wszyscy umrzemy.  

Na pewno wiem jedno - damy z siebie wszystko, aby wygrać.
O godzinie 19:00 odbyła się kolacja, a godzinę później miałyśmy zaplanowany krótki trening. Kilka lat temu nie było by mowy o treningu po meczu. Na szczęście czasy zmieniły się tak, że trener wie, kiedy można sobie pozwolić na trening, aby nie przemęczyć siatkarek.
Trening po jedzeniu?
Ten trener już kilka razy wykazał się fachowością.

Wiadomo jedni będą trenować na 100% inni na 80%, aby oszczędzać na jutro siły. Musiałyśmy doszlifować blok przygotowany na Kanadę. Chciałyśmy ich tym elementem zaskoczyć. To właśnie na bloku oparty był trening.
Znaczy, przez cały trening trenowały tylko blok? Jak to robiły, nie ćwicząc jednocześnie zagrywki? I jaki sens ma trenowanie bloku bez jego współpracy z obroną, która to kooperacja jest w siatkówce absolutną podstawą gry defensywnej? Chcą wszystkie punkty w meczu zdobyć blokiem? Cóż, powodzenia.

Wróciłyśmy do hotelu o 22:30 i od razu poszłyśmy się myć. Tym razem ruda pierwsza zajęła łazienkę. Ja w tym czasie posiedziałam na Facebooku, Instagramie i innych "social mediach".
Co to są "social media" w cudzysłowie? Nasza Klasa?

Poszłyśmy spać trochę przed północą. Ta noc na pewno nie będzie należała do wyspanych. No cóż.. Trzeba się przyzwyczaić...
Eee... co? Pojechały na kolonie, że trzeba się przyzwyczajać do nieprzespanych nocy?
Chyba tak, bo w czasie turniejów reprezentacyjnych należy mieć przyzwyczajenia wręcz przeciwne i lądować w łóżku przed 23.00, jako że zawodnik ma wychodzić na boisko wypoczęty i przytomny. Nieodżałowany trener Niemczyk własną córkę z kadry wywalił właśnie za „posiadywanie na social mediach” całymi nocami.

Pasja czy Życie? Part #6

Pobudka o 7:00. Dla rannego ptaszka pobudka będzie normalna. Ja niestety, nie zaliczam się do nich. Mamy godzinę do śniadania, a o 16:00 mecz z Kanadą. Mam nadzieję, że wygramy ten mecz. Chociaż Kanada to trudny przeciwnik.
Dziś nie mamy żadnych treningów. Gdyby taki był, mogłybyśmy się przemęczyć, a co za tym idzie - nasza gra nie byłaby na najwyższym poziomie.
To po co muszą wstać o siódmej?
Żeby bohaterka mogła zademonstrować swoje męczeństwo i poświęcenie dla sprawy.

Do meczu mamy kilka godzin, ale za nim kochany pan masażysta wszystkich wymasuje minie trochę czasu... Zwłaszcza w kolejce do niego...
Do masażysty kolejki pewnie dłuższe niż do polskich szpitali.
PZPS jak zwykle oszczędza na siatkówce kobiecej i nie dał pieniędzy na asystenta fizjoterapeuty, którego obecność w czasie takich imprez jest niezbędna, jeżeli zawodnicy mają być w jakiej takiej formie.

O 8:00 poszłyśmy na śniadanie, ale było ono całkowicie inne niż to wczorajsze. Atmosfera była trochę.. spięta? Nie wiem jak to określić. Wszyscy byli podekscytowani, a jednocześnie znużeni. Taka mieszanka emocji.
Podekscytowani, ale znużeni. Szczęśliwi, ale smutni. Istny kocioł emocji.
I jakich sprzecznych. Dramat psychologiczny przy bufecie i ekspresie do kawy.

Typowa kadra kobiet...
Jeszcze zwalmy wszystko na okres. 

Po śniadaniu miałyśmy tak jakby czas wolny... Niektórzy szli do trenera coś omówić, inni do fizjoterapeuty itd. Ja postanowiłam pójść do Kaśki. Mieszkała ona w pokoju 108 Laurą. Zapukałam, a gdy usłyszałam głośne: -Proszę- weszłam do pokoju. Obie dziewczyny oglądały coś na laptopie Laury. Zapewne jakiś filmik na YouTubie...
-Hejka- powiedziała Kaśka i uśmiechnęła się w moją stronę. Laura dotychczas zapatrzona w laptopa podniosła znad jego głowę i uśmiechnęła się.
-Gotowa na mecz?- zapytała atakująca.
-Pewnie- odpowiedziałam z uśmiechem.
-Zaczynasz dziś, fajnie, co nie?- znowu zapytała. Ach, czyli już wie. Ale nie zdawała się zawiedziona faktem, że nie zaczyna. Każdy jest tu taki miły i cieszy się ze szczęścia innych. To chyba raj... Albo lepiej...
Chyba nie chciałabym poznać ludzi, wśród których pani siatkarka żyła do tej pory.

U Kaśki i posiedziałam dobre trzy godziny. Laura dawała mi wskazówki i udzielała różnych porad. Jest nieco starsza ode mnie i więcej grała w kadrze - a co za tym idzie - jest bardziej doświadczona. Mam nadzieję, że jej rady pomogą mi na boisku.
Szkoda, że tak samo entuzjastycznie nie podchodzisz do rad trenera, który jest jeszcze starszy i jeszcze bardziej doświadczony od Laury.
Bo Laura to jej nowa przyjaciółka, a nie jakiś tam trener. I na dodatek mężczyzna! Co mężczyzna może wiedzieć o siatkówce dla KOBIET?

O 14:30 zaczęłyśmy się zbierać na mecz. Mamy sporo czasu do rozpoczęcia. Przed nami odbywał się mecz, lecz Serbia kompletnie zmiażdżyła Kamerun wygrywając 3:0. Ciekawe, jak będzie w naszym przypadku...
Skoro trenujecie tylko blok, to prawdopodobnie będzie bardzo tak sobie.

Pasja czy Życie? Part #7

Dziś zaczęłyśmy lepiej niż ostatnio. Na pierwszej przerwie wygrywałyśmy 8:7. Później dobre przyjęcie ataku i udana kontra. Punkt dla nas. Można powiedzieć, że nie byłyśmy takie spięte jak wczoraj. Zresztą Antiga też był zadowolony. Nie przejmował się, aż tak nieudanymi, pojedynczymi akcjami, ponieważ wygrywałyśmy już 12:9.
Powyższe zdanie to jeden wielki dowód, że naprawdę nie jest wszystko jedno, gdzie stawiamy przecinki.

Przy tym właśnie stanie poszłam na zagrywkę. Zastanawiałam się gdzie posłać piłkę, ale zdecydowałam się zaserwować między pierwszą, a szóstą strefę. Udało się po części wykonać plan, ponieważ Kanadyjczycy (znów grają z męską drużyną? Wszędzie gender!przyjęli z problemami , tym samym nie kończąc ataku. Dla Angeli były to cenne setne sekundy, aby mogła zaplanować grę. Zdecydowała się dograć do skrzydła, gdzie na piłkę czekałam ja. Zamierzałam obić kanadyjski blok i to właśnie mi się udało. Kolejny punkt dla nas... I kolejny! Na drugiej przerwie technicznej prowadziliśmy 16:11. Wierzyłyśmy, że tego seta uda się dokończyć zwycięsko. Było widać, że Kanadyjczycy się poddali, co jest u nich rzadko spotykane (czyli to o Schopenhauerze to prawda). Przy stanie 22:14 podgonili nas trochę, ale w końcu udało nam się wygrać pierwszą partię 25:19.
W drugim secie szliśmy łeb w łeb, punkt za punkt. Było 19:19, a obie strony dalej szły równo. Zarówno my, jak i Kanadyjczycy. Zagrywka, przyjęcie, atak, punkt... i tak w kółko. Przy stanie 24:23 dla nas Angel postanowiła skierować piłkę do mnie. Jak się okazało, nie spisuję się w końcówkach. Chcąc zaatakować po prostej w ósmy metr nie zauważyłam jednej istotnej rzeczy... Kanadyjskiego bloku.
Nic dziwnego, skoro skupiasz się na naprawdę mało istotnej kwestii piątego czy ósmego metra. Masz zdobywać punkty, nie trenować celność.

Postanowiłam mocno uderzyć w piłkę, a ta równie mocno i dodatkowo szybko wróciła na naszą stronę. Niezłą czapę dostałam... No i gramy dalej. Kolejny punkt, raz dla nas, raz niestety nie. Kolejne piłki setowe. Przy stanie 28:27 dla nas poszłam na zagrywkę. Kanadyjczycy tym razem dobrze przyjmują, ale... Nie kończą akcji! Angel posłała piłkę tym razem do Wiki, a ta pewnie zaatakowała w piąty metr. Drugą partię wygrywamy 29:27, a w całym meczu prowadzimy już 2:0.
Mówią, że kiedyś musi się coś skończyć. W trzecim secie skończyła się nasza dobra gra z Kanadyjczykami. Prowadzili od samego początku i nie dopuścili nas do zwycięstwa seta. Rejtanem się rzucili i zablokowali wejście. Mimo naszych kilko punktowych serii, przewaga była za duża, abyśmy miały szanse ją odrobić. Trzeciego seta przegrałyśmy 16:25.
Czwarty set to kontynuacja trzeciego. Kanadyjczycy nabrali pewności siebie i spokojnie sobie grali... A my? Nic nam nie wychodziło... Pewnie dlatego przy stanie 18:13 dla Kanadyjczyków trener zdecydował się na kilka zmian. Za mnie weszła Laura. Czułam, że moja siła się skończyła, a Laura jako doświadczony zawodnik zmieni coś w grze. Oprócz "naszej" zmiany weszła również ruda. Przyjmująca zastąpiła Julię Trost. Widziałam jak się cieszy, że może wejść na boisko. "Nowa" drużyna zamieszała Kanadyjczykom w garach. Trochę podgonili z punktami (akurat oni nie mieli nic do podganiania, bo wygrywali) i w pewnym momencie był remis. Niestety jak szybko zaczęliśmy grać, tak szybko przestaliśmy. W końcówce stanęliśmy i niestety przegraliśmy tego seta 25:22. Szkoda tej końcówki... Mieliśmy szanse, aby zakończyć mecz 3:1, a teraz? Nie wiadomo kto wygra, lecz wiem jedno - będzie Tie Break.
Wydarzenie takiego gatunku, że trzeba je zapisać wielkimi literami.

Tie Break wyglądał tak samo jak drugi set. Jakby ktoś wcisnął "Replay". Znowu punkt za punkt, akcja za akcję. Ja do końca meczu zostałam już na ławce, ale trzymałam kciuki za dziewczyny. Szło im bardzo dobrze. Było 12:11 dla nas gdy Jagoda poszła na zagrywkę. Zaserwowała pewnie i... przyjmujemy atak!
Pierwszy taki przypadek w historii siatkówki, bo do tej pory atak zawsze się broniło, a przyjmowało zagrywkę.

To okazja na kontrę! Angel posłała piłkę do niezastąpionej w trudnych momentach Wiktorii... A ta trafia w dziewiąty metr! Odskakujemy Kanadyjczykom na dwa punkty. Ruda znowu na zagrywce, ale tym razem nie bronimy ataku. Kanadyjczycy zagrywają, ale posyłają piłkę daleko w aut! Piłka meczowa dla nas. "Serwujemy, blokiem gramy i już mecza wygrywamy". Ta rymowanka idealnie sprawdziła się w naszym wypadku.
To Gałczyński czy Szymborska? Ta subtelność rymów, to mistrzowskie opanowanie polszczyzny, to oryginalne spojrzenie na otaczający świat...
Trochę dadaizm, a trochę futuryzm. 

Angel zagrywa, a Kanadyjczycy dobrze to przyjmują.. lecz nie zauważają naszego bloku! Efektownie kończymy piątego seta, wygrywając 15:12 i cały mecz 3:2, a mi przewija się przez myśl tylko jedno zdanie... Wychodzimy z grupy...
I znów trzeba będzie trenować i słuchać wykładów trenera zamiast iść na zakupy. Życie siatkarki jest ciężkie.

Pasja czy Życie? Part #8

Do hotelu wszyscy wrócili w dobrych humorach. Każdy dobrze wiedział, że jutrzejszy mecz będzie o pierwsze miejsce w grupie. Dla nas to już mały sukces, że mogłyśmy wyjść z grupy... Ale my marzymy o jak najwyższym miejscu.
Wszystkie byłyśmy zmęczone po meczu, dlatego kolacje zjadłyśmy w swoich pokojach, wylegując się na łóżkach.
Jeszcze tego samego wieczoru trener przeprowadził z nami rozmowę dyscyplinarną... A, nie, przepraszam, to jest opko.

 Jagoda była podekscytowana, że trener zdecydował się na zmianę i, że to właśnie ona mogła wejść. Dla każdego pierwszy mecz na którym można grać jest ważny. Ten moment nastał dla niej właśnie dzisiaj, a dla mnie wczoraj.
-Jak tam u Kamila?- zapytała ruda. Kamil to mój chłopak. Można powiedzieć, że prowadzimy taki związek na odległość, chociaż tak naprawdę mieszkam koło niego...


Lecz z powodu wszystkich wyjazdów - klubowych, a teraz reprezentacyjnych - nie ma mnie często w domu.
To nadal nie zalicza się do związku na odległość.
Nie odbieraj jej złudzeń. 

 -Dobrze- odpowiedziałam po krótkim zamyśleniu. -A u Krzycha?- zapytałam. Krzysiek to chłopak Jagody, a mój dobry przyjaciel. Kilka lat temu trenował jeszcze siatkówkę, lecz z powodów zdrowotnych musiał zrezygnować... A mianowicie, miał wypadek samochodowy. Jego noga została zgnieciona przez auto... Groziła mu nawet amputacja do której na szczęście nie doszło. Mimo tego Krzychu stara się jeździć na ważne mecze klubowe.
-Halo czy ty mnie w ogóle słuchasz?!- wykrzyczała Jagoda machając mi ręką przed oczami.
-Sory zamyśliłam się- odpowiedziałam. -O czym mówiłaś?- zapytałam.
-Już nieważne- odpowiedziała trochę obrażona ruda. Za 5 minut jej przejdzie, jestem tego pewna...
Po cholerę pisać o czymkolwiek oprócz głównej bohaterki. 

Do 22:00 siedziałam na Facebooku i innych social mediach. Potem postanowiłam się umyć. Jutro gramy o 11:00. Granie ważnych meczów dzień po dniu jest wyczerpujące, dlatego o 23:30 zgasiłam światło i poszłam spać.

Pasja czy Życie? Part #9

Pobudka jak zwykle o 7:00. To takie niesprawiedliwe. Całe MŚ są strasznie wyczerpujące, zwłaszcza, że gra się dzień po dniu... Jeszcze 10 lat temu Mistrzostwa trwały trzy tygodnie, a teraz? Najwyżej półtora.
Co oznacza codziennie mecz albo i dwa, łącznie z dniami, kiedy drużyny przemieszczają się z miasta do miasta między kolejnymi fazami turnieju. Nawet gdyby ktoś w FIVB wpadł na taki patologiczny pomysł, zostałby ostro zjechany przez przedstawicieli federacji krajowych, bo nie ma zawodnika, który wytrzymałby fizycznie i psychicznie takie obciążenie grą.
Oj tam, oj tam! Jeden zawodnik w tę, czy w tamtą. Co za różnica? 

Przez ostatnie lata siatkówka rozwijała się w bardzo szybkim tempie. Wystarczy popatrzyć na mecze rozgrywane w 2008-2014 roku. Jakby to była kompletnie inna dyscyplina...
Bo...? Przepisy się zasadniczo zmieniły, jak w 1998? Czy do tej pory podpora polskiej kadry znała siatkówkę tylko w wersji trzepakowej?

Z moich przemyśleń wyrwał mnie głos Jagody:
-Wstawaj śpiochu!- krzyczała. -No złaź leniu z łóżka! Złaź!- krzyczała mi do ucha.
-Jeszcze 5 minut...- wymruczałam pod nosem. Jednak ruda nie dawała za wygraną. Szybkim ruchem zrzuciła ze mnie kołdrę, przez co musiałam wstać. Śniadanie mamy jak zwykle o 8:00. Mam godzinę na ogarnięcie się.
Wybranie outfitu, makijaż.
Krótko mówiąc, to, co na treningu najważniejsze.

Postanowiłam wziąć szybki prysznic, a następnie ubrałam krótkie szare szorty w spódniczkę z falbankami oraz luźny T-Shirt.
Nawet mnie już nie dziwi, że trener nie wymaga noszenia strojów drużynowych dostarczonych przez PZPS. On niczego nie wymaga, nie oczekuje, nie egzekwuje, pozwala się ostentacyjnie olewać... Idealny trener. Zwłaszcza reprezentacji.

Razem z Jagodą spięłyśmy włosy w luźnego koka i zeszłyśmy na siadanie.
Po posiłku jak zwykle, torby, autokar i wyjazd na mecz. Na rozgrzewce przed spotkaniem dowiedziałam się, że dziś zaczyna Laura. A więc zapowiadało się, że mecz z Serbami obejrzę z ławki rezerwowych, podobnie jak ruda.
Niepewny początek i od razu strata trzech punktów.  Kolejny błąd, później dotknięcie siatki i na pierwszej przerwie przegrywamy 8:3. Dziewczynom nie szło najlepiej. W głębi dziękowałam Antidze, że nie postawił mnie na boisku. Na ławce miałam zawroty głowy, plamy przed oczami. Ogólnie moja głowa wysiadała. Nie miałam pojęcia z jakiego powodu. Rano wszystko było dobrze.
-Wszystko ok?- zapytała siedząca obok mnie Jagoda.
-Tak- skłamałam.
Bo to bardzo odpowiedzialne - kłamać o swoim stanie zdrowia, szczególnie jako sportowiec. 

-Kogo oszukujesz?- odpowiedziała ruda. Chyba znała mnie za dobrze, abym mogła ją okłamywać. -Idź się przewietrzyć- powiedziała po chwili (druga z poczuciem odpowiedzialności) i nie czekając na moją odpowiedź zawołała: -Trenerze!- Antiga podszedł do nas. W sumie, to ledwo go widziałam. Cały czas miałam plamy przed oczami. A mecz trwał. Nie wiedziałam ile jest, kto zagrywa... Nie wiedziałam nic.
Po krótkiej rozmowie z trenerem poszłam się przewietrzyć. Towarzyszyć mi miał pan fizjoterapeuta.
Jedyny adekwatny komentarz do powyższego akapitu składa się ze słów powszechnie uznanych za obelżywe. Żeby więc nie wyjść na jednostkę ordynarną napiszę tylko, że to NIE JEST właściwe postępowanie w przypadku zasłabnięcia zawodnika podczas meczu.

Wyszliśmy z hali, tłumacząc całej ochronie o co chodzi.
Ochrona — w przeciwieństwie do sztabu polskiej kadry — składała się z osobników mniej więcej ogarniętych, w związku z czym pojąć nie mogła, dlaczego źle się czującą zawodniczką zajmuje się fizjoterapeuta, a nie lekarz drużyny, i dlaczego ciągnie ją na ulicę zamiast biegusiem odwieźć do szpitala karetką, której obecność razem z załogą na meczu organizator ma obowiązek, podkreślam: OBOWIĄZEK zapewnić.
Może te Mistrzostwa Świata to takie Igrzyska Śmierci dla siatkarzy? Powoli wykluczają najsłabsze osobniki. 

Zrobiło mi się lepiej, gdy tylko poczułam świeże powietrze. Usiadłam na brzegu drogi, a kilka ochroniarzy poszło z nami i pilnowało nas.
Patrzyli, czy przypadkiem asfaltu z jezdni nie podpierniczacie, a tymczasem ich pracodawca już podpisywał zwolnienia dyscyplinarne z powodu samowolnego opuszczenia stanowiska pracy, które w tym momencie znajdowało się w hali, a nie na chodniku przed nią.

Na dworze posiedziałam około półtorej godziny. W tym czasie mecz zdążył się skończyć. Dostałam jakieś tabletki (od kogo? Bo lekarza z tobą, zdaje się, nie było, a nikt inny do podawania ci jakichkolwiek leków zwyczajnie nie ma prawa), a następnie wróciłam na hale zamiast górala, któremu nie żal, razem z pilnującym mnie cały czas panem fizjoterapeutą. Usiadłam koło Jagody, a ta w skrócie opowiedziała mi co dzieje się na boisku. Pierwszego seta przegraliśmy 25:18, a drugiego 25:21. W trzeciej partii wygraliśmy po długich wymianach 29:27, a teraz przegrywamy 23:16. Reszta przebiegu meczu czeka mnie w pokoju.
Rozgrywki zostaną przeniesione do hotelu?

Dziś chyba szybko nie zasnę...
Po chwili trybuny zaczęły być coraz głośniejsze. Dlaczego? Piłka meczowa... Niestety nie dla nas. Zanim się obejrzałam Serbowie zagrali środkiem i... Wygrali czwartego seta 25:17, a cały mecz 3:1. No cóż... Trzeba się zadowolić drugim miejscem w grupie.
Do hotelu wracałyśmy trochę przygnębione.
Rzeczywiście, nieszczęście. Zwłaszcza jeżeli wziąć pod uwagę, że jeszcze na chwilę przed rozpoczęciem mistrzostw byłyście przekonane, że w ogóle z grupy nie wyjdziecie.

Obiad zjadłyśmy w ciszy, a następnie wszystkie rozeszłyśmy się do swoich pokoi. Ruda cały czas opowiadała o meczu i zanim się obejrzałam trzeba było zejść na kolację. Po posiłku przemiły pan fizjoterapeuta chodził po pokojach i rozdawał specjalne tabletki, abyśmy lepiej spali.
Kilka dni później przemiły pan fizjoterapeuta został zwolniony za sabotaż, bo otumanione nasennym zajzajerem polskie siatkarki w czasie meczu ręką w piłkę nie trafiały. Usłyszał też zarzut dystrybucji leków bez odpowiednich uprawnień z możliwością zamiany na zarzut rozprowadzania narkotyków.
Swoją drogą - miałam zajęcia o stresie i o tym, by nie redukować go za pomocą niepotrzebnych tabletek. Skoro zawodniczki nie mogą zasnąć (co jest trochę głupie, bo przecież po wysiłku - a każdy mecz to jakiś wysiłek - śpi się lepiej), powinien zaproponować im inną metodę relaksacyjną, a nie wpakowywać w nie chemię. Chyba pan fizjoterapeuta uważa inaczej. 

Wzięłam ją, a następnie położyłam się do łóżka. Po około 30 minutach tabletka zaczęła działać, więc dziś poszłam spać o 23. Jutro jest dzień bez meczy... Co nie oznacza, że dzień wolny...

Pasja czy Życie? Part #10

-Ciężko będzie- powiedziała Jagoda. Obie nie spałyśmy już od dobrej godziny. Rozmawiałyśmy o grupie w której wylądowałyśmy. Swoją drogą nieciekawie się zrobiło. Wylądowałyśmy z drugiego miejsca w grupie "B". Razem z Brazylią, Rosją i Dominikaną. Tam gramy systemem "każdy z każdym", a następnie dwie najlepsze drużyny z obu grup- "A" oraz "B" -wychodzą do półfinału gdzie grają na krzyż. Pierwszy mecz mamy już jutro o godzinie 12:00.
Organizatorom bardzo zależy na jak najmniejszej frekwencji.

Dziś natomiast idziemy po obiedzie na krótki trening (czy już wspominałam, że trener nie ma pojęcia o swojej robocie?), a po kolacji mamy czas wolny. Każdą chwilę odpoczynku należy wykorzystać, dlatego wybieramy się z Kaśką, Laurą, rudą i innymi dziewczynami, które się przypałętają na mały shopping między paryskimi uliczkami.
Na dźwięk słowa „zakupy” choroba minęła jak ręką odjął.
Mówiąc szczerze - gdybym miała jedną możliwość pochodzenia po Francji i znanych butikach też nie przejęłabym się swoim złym samopoczuciem, ale ja nie jestem zawodowym sportowcem, dla którego stan zdrowia jest najważniejszy. 

-Pora wstawać ruda- powiedziałam do Jagody.
-Ale mi się dobrze leży- odparła i przewróciła się na drugi bok udając, że śpi.
-Wstawaj leniuuuu- powiedziałam po raz kolejny, wstałam z łóżka i tym samym zajęłam pierwsza łazienkę. Jak co dzień wzięłam szybki prysznic, umyłam zęby, a włosy spięłam w luźnego koka. Postanowiłam założyć czarne dresy ze ściągaczami, oraz ciemny T-shirt. Na nogi założyłam czarne buty mizuno i skierowałam się do wyjścia.
-Gdzie idziesz?- zapytała Jagoda, która cały czas tkwiła pod kołdrą.
-Na śniadanie- odpowiedziałam.
-Jest za 10 minut głupku- zaczęłam się śmiać, gdy ruda wyskoczyła z łóżka i popędziła do łazienki.
Co jest zabawnego w wyjściu na śniadanie dziesięć minut szybciej, bo chyba nie rozumiem? 

Na śniadaniu wszyscy rozmawiali o wyjściu z grupy. Drużyny są na najwyższym, światowym poziomie, dlatego każdy liczy się z tym, że możemy odpaść. Mam nadzieję, że zajdziemy jak najdalej i będziemy jak najwyżej.
-Proszę was, obyście i zaprawdę, powiadam wam po śniadaniu skierowali się do sali konferencyjnej... Na video- powiedział trener po skończonym śniadaniu. Kolejne dwie godziny nudzenia się. Ciekawe o kim teraz będzie. O niepokonanych Brazylijkach, czy może o Dominikanach (wideo o jezuitach byłoby znacznie ciekawsze), z którymi przegraliśmy w World Grand Prix 2016 i w ostatnich Mistrzostwach Europy.
Trener znowu coś od nich chce. Żal. :\
Zaraz, ta impreza ma miejsce w 2022? To coś długo tę przegraną przeżywają. W tak zwanym międzyczasie WGP było rozgrywane jeszcze sześć razy.

Wszystkie skierowaliśmy się do sali. Tam czekał na nas włączony projektor z filmem, który miałyśmy obejrzeć. W sumie, to pamiętam tylko, że Rosjanki bardzo często skaczą daleko od siatki, przez co kiwka wrzucona między nie, a siatkę przynosi prawie że pewny punkt.
Widocznie mają trenera równie kompetentnego jak Polki, skoro tak prostego błędu nie potrafi wyeliminować.

Niestety na video nie udało mi się zasnąć... Przemiły pan fizjoterapeuta, który usiadł obok mnie za każdym razem dźgał mnie swoim łokciem, gdy próbowałam uciąć sobie krótką drzemkę.
[rytmicznie uderza głową w biurko] Czy ktoś cię zmusza do uprawiania siatkówki, trzymając pistolet przy głowie? Czy za to, że się nie jest siatkarzem, prawo przewiduje jakieś kary? Bo inaczej nie potrafię sobie wytłumaczyć uprawiania tej dyscypliny przez kogoś kompletnie nią niezainteresowanego.
Ja mam wrażenie, że czytam cierpienia młodego studenta, któremu rodzice wybrali kierunek. 

Video strasznie się przedłużyło. Zamiast dwóch godzin spędzonych w sali konferencyjnej, tkwiliśmy tam prawie trzy i pół godziny. To znaczy, że obiad mamy za godzinę. Gdy miałam wychodzić z sali, aby udać się do mojego pokoju ktoś mnie zawołał. Nie był to jednak Antiga. "Tym kimś" okazał się być fizjoterapeuta, któremu zawdzięczam wczorajsze nie puszczenie pawia. Obok niego stał lekarz nieprzejmujący się moim zdrowiem. Dlaczego on został lekarzem?
I dlaczego jeszcze pracuje w kadrze?
Dlaczego my to czytamy? 

-Jak się czujesz? Lepiej dziś?- zapytał fizjoterapeuta.
-Tak, lepiej dziękuje- odpowiedziałam.
No, to diagnozę mamy załatwioną.
Dobrze, że lekarz nie wygooglował symptomów, bo wtedy na sto procent okazałoby się, że bohaterka ma raka w zaawansowanym stadium. 

Przez chwilę wszyscy staliśmy w milczeniu, lecz w końcu odezwał się lekarz kadry:
-Emm... Słuchaj... Nie chcielibyśmy abyś znowu zasłabła, dlatego zdecydowaliśmy, że nie będziesz dzisiaj trenować, a jeżeli twój stan się nie polepszy nie zagrasz w następnym meczu- odparł i zwrócił się uprzejmymi słowy do wyjścia.
Terapię też.

Było mi trochę smutno, że nie mogę dziś trenować. Po obiedzie zostanę w hotelu, a gdy wrócą dziewczyny pójdziemy na miasto.
Trening jej zaszkodzi, a włóczenie się po mieście nie?
Poza tym mogłaby chociaż pooglądać trening koleżanek. To też jakaś forma nauki. 

Porozmawiałam jeszcze chwilę z fizjoterapeutą. Chwila ta przeobraziła się w prawie godzinę, a więc musiałam zejść na obiad. Wszyscy na nim byli przygotowani do treningu. Zjedliśmy w dobrych nastrojach, a następnie dziewczyny udały się do autokaru... A ja do łóżka.
Tak jak ustaliłyśmy po kolacji idziemy na zakupy. W między czasie nic szczególnego się nie działo. Przeglądałam Social Media oraz rozmawiałam z Kamilem i rodzicami. Punkt o 19:00 wsiadłyśmy do metra i pojechałyśmy do centrum Paryża.
Złe samopoczucie minęło jak ręką odjął. Lekarz z trenerem też stwierdzili ponad wszelką wątpliwość, że wycieczki po mieście są dla mdlejącego z niewiadomego powodu człowieka nieszkodliwe, w przeciwieństwie do obecności (samej obecności, bez wykonywania ćwiczeń) na treningu, gdzie w razie ponownego zasłabnięcia przynajmniej miałby jej kto pomóc. O przebadaniu jej w szpitalu, z którym organizator mistrzostw ma (bo musi mieć) umowę o opiekę medyczną nad uczestnikami, już nawet nie wspominam.

Pasja czy Życie? Part #11

Do hotelu wróciłyśmy trochę po 22.
Czyli o godzinie, o której powinnyście być pod prysznicem, jeśli nie w łóżku.

Zakupy zaliczam do tych jak najbardziej udanych. Weszłyśmy do kilku sklepów i pokupowałyśmy mnóstwo rzeczy. Wszystkie wracałyśmy obładowane siatami.
Życiowy cel osiągnięty, racja bytu zrealizowana.
Rozumiem, że każdy człowiek chce mieć ładne ciuchy, ale bez przesady... 

W moich torbach można było znaleźć kilka ubrań. Kupiłam też dresy od popularnej francuskiej marki Le Coq Sportif.
Które będę nosić w domu, bo na treningach obowiązuje strój dostarczony przez PZPS albo klub, zależnie od tego, czy uczestniczymy w rozgrywkach ligowych, czy reprezentacyjnych.

Oprócz ubrań wzięłam kilka pomadek i jeden tusz do rzęs. Poza kosmetyczno-modowymi rzeczami kupiłam kilka zbędnych drobiazgów, np. Case na telefon.
Kilka ciuchów, dres, pomadki, tusz do rzęs i case na telefon równie dobrze można byłoby wcisnąć do dwóch/trzech siatek.
A przede wszystkim kupić w Polsce. Czasy, kiedy wyjazd „na zachód” był jedyną szansą na zakup markowych produktów, dawno minęły.

Dziewczyny wzięły niewiele mniej, tak więc wszystkie szłyśmy obładowane. W pokojach hotelowych szybko rozpakowałyśmy nasze zakupy, a następnie poszłyśmy się umyć. O 23:30 postanowiłyśmy pójść spać. Jutro czeka nas ciężki dzień, a dla mnie werdykt, czy zagram na boisku.
W nocy nie mogłam spać. Nie zgłosiłam się do trenera po tabletkę (i słusznie, bo trener nie ma prawa dawać ci żadnych leków) i dlatego męczyłam się zamiast spokojnie odpoczywać we śnie.
Ten fizjoterapeuta chyba faktycznie uzależnił je od jakichś narkotyków, skoro bez nich nie mogą normalnie spać. 

Gdy tak rozmyślałam przypomniał mi się komentarz. W sumie, to na razie daje z siebie 200% na boisku... Czyli można powiedzieć, że "plan" wykonany. Dalej nie zdążyłam już myśleć nad różnymi sprawami, bo po prostu zasnęłam... Tym razem na dobre.
I chwalić mzimu — przestaniesz wypisywać herezje na temat siatkówki.

10 komentarzy:

  1. Miałam wrażenie, że żeby pisać opko o siatkówce, trzeba orientować się w temacie trochę bardziej niż przeciętny oglądacz meczy w TV... Ale to jest opko, tego się nie ogarnie tak łatwo.

    OdpowiedzUsuń
  2. Aww, jak ja uwielbiam opka o sportowcach! Są tak upojnie głupie, że nawet ja widzę ich głupotę, chociaż ze sportem nie mam nic wspólnego (nie licząc łyżwiarstwa figurowego, ale opek o łyżwiarzach na szczęście raczej nie piszą. Chyba że o czymś nie wiem). W tym opku jednak brakowało mi czegoś (nie licząc sensu i logiki), prawdopodobnie sportowców zachowujących się jak banda gimnazjalistów i panny, która radośnie nimi pomiata. Ale analiza i tak świetna.
    Pozdrawiam, wasza nowa czytelniczka,
    Ka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witamy, miło nam. Rozgość się i baw się dobrze.

      Usuń
    2. Kochana Ka, z powodu popularności anime "Yuri on ice" coś czuję, że kilka takich opek powstało :P

      Usuń
  3. Piękne!! Ale seksów i rzucania poduszkami nie było!
    I co dalej z tak pięknie rozpoczęta karierą?
    A w Paryżu to już niczego poza sklepami nie było do oglądania? Luwry i takie tam?

    Chomik

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W Luwrze jest tylko jeden sklep - z pamiątkami, więc sama rozumiesz... A kariera chyba została zawieszona, bo ostatnia aktualizacja opka miała miejsce w czerwcu zeszłego roku.

      Usuń
  4. Nie będzie dalszego ciągu i nigdy nie dowiem się co dalej?! Buuuuuu!!!!!Jak żyć,panie analizatorki?

    Chomik

    OdpowiedzUsuń
  5. "[rytmicznie uderza głową w biurko] Czy ktoś cię zmusza do uprawiania siatkówki, trzymając pistolet przy głowie? Czy za to, że się nie jest siatkarzem, prawo przewiduje jakieś kary? Bo inaczej nie potrafię sobie wytłumaczyć uprawiania tej dyscypliny przez kogoś kompletnie nią niezainteresowanego" - tutaj bardziej przebija nie tyle brak zainteresowania siatkówką, co takie infantylne podejście "lubię grać, więc gram, no ale te teoretyczne nudy to nie dla mnie".
    W tym czasie w Luwrze nie zdążyłyby obejrzeć nawet wystawy starożytności, więc trochę je rozumiem. Aczkolwiek nawet idąc Champs-Elysees (zakładam, że to rozumieją przez centrum na zakupy), bez problemu można zachwycić się (miejscami rozczarować) architekturą, tłumem, nawet samymi sklepami (viva sklep Luis Vitton, dwupiętrowe bydlę z olbrzymią ekspozycją, a na niej jedna, czasami dwie torebki). Zresztą, o czym ja mówię - Paryż, nadający trendy światowej sztuce swego czasu, a bohaterka zachowuje się, jakby wylądowała w Pcimiu Dolnym. Szalenie niewykorzystany potencjał.
    Mam problem, czy na plus zaliczyć brak romansu jako głównego wątku - z jednej strony fajnie, że nie powiela tych banalnych schematów z pomiatającą swoimi wielbicielami Mary Sue, ale nadal opko nudne, a pewnie obecność romansu... niewiele by zmieniła.

    OdpowiedzUsuń
  6. 31 year old Business Systems Development Analyst Ellary Viollet, hailing from Brossard enjoys watching movies like Class Act and Ice skating. Took a trip to Ironbridge Gorge and drives a Neon. Najwiecej artykul

    OdpowiedzUsuń