wtorek, 20 grudnia 2016

20. Trudno jest być ćmą, czyli Grey na psychoterapii cz.3

Witajcie!
Zgodnie z obietnicą, w tym tygodniu mamy dla Was trzecią – i być może ostatnią – część Greya. Jeśli jesteście ciekawi, co się kryje w mrokach duszy ćmy oraz w jaki sposób znachorzy znajdują sobie klientów, w dzisiejszej analizie znajdziecie odpowiedzi na te pytania. 
Miłej lektury!

Analizują: baba_potwór, J i Az

13. Niemoralne zaproszenie

- Przejdźmy do konkretów. Napisałeś, że mogę być normalna... - przypominam mu, a on przytakuje. - Powiedz jak?!
Coraz bardziej kompetentni ludzie w tym opku zajmują się prostowaniem cudzej psychy.
Czy ktokolwiek na tym świecie jest normalny? 
W tym opku jedyną postacią, którą można uznać za normalną, jest według mnie Peter.

Prostuje się na fotelu, opiera umięśnione, wytatuowane ręce na kolanach. Patrzy mi głęboko w oczy. Nie podoba mi się ten wzrok. Czuję, że to, co mi zaraz powie, odbije się na długo echem w mojej psychice, którą do reszty ogarnęła żądza bycia przynależną.
- Musisz...- znów dobiera odpowiednie słowa.
- Do sedna! - zaczynam się irytować, nie jestem cierpliwa w takich sytuacjach.
- Musisz zobaczyć, czym jest prawdziwe BDSM - odpowiada, a mi momentalnie zatrzymuje się serce.
- Miałeś mi przecież o tym opowiedzieć... - przypominam jego e-mail, w którym tak pisał.
- Opowiedzenie, a doznanie tego, to zupełnie inne rzeczy - mruczy pod nosem.
- Najpierw mówisz jedno, potem drugie. - Krzyżuję ręce na piersiach.
- Bo dopiero wczoraj zasięgnąłem rady kogoś znacznie bardziej doświadczonego! - warczy na mnie.
Szybko spuszczam wzrok. Zdenerwowałam go.
- Jest jakaś pani Robinson? - śmieję się cholerycznie.
- Nie. - Urywa moje sarkastyczne rozbawienie. - Twoje fantazje mają silne podłoże psychiczne, a jak już mi opowiedziałaś, wszystko zaczęło się w bardzo młodym wieku - kontynuuje temat.
Przytakuję mu, nie odrywając wzroku od moich szpilek.
- Musisz tego doświadczyć, aby to znienawidzić.
Normalność polega na zastąpieniu jednego skrajnego stanu innym?
Najwyraźniej według logiki opkowej...
Czytałam kiedyś artykuł o tym, że sporo kobiet fantazjuje o gwałcie, ponieważ wstydzą się swojego seksualnego popędu. Nie znaczy to jednak, że chcą go doświadczyć. Podobnie mogłoby być z Suzanne, która zapewne ma nierealne wyobrażenie takiego seksu, a co za tym idzie - gdyby poznała prawdę, mogłaby równie dobrze stwierdzić, że to nie dla niej. 
Chyba Malik chce jej po prostu wmówić, że seks jest konieczny (spryciarz ;). 

- Czy to konieczne? -pytam i spoglądam na niego.
- Obawiam się, że tak Suzanne. - Jego ton jest smutny.
Słyszę w nim współczucie. Nie potrzebuję go. Jestem na tyle silna, aby sobie poradzić w inny sposób (to o co kaman w tej historii? Najpierw kilka rozdziałów płaczu, że sobie nie może poradzić, teraz nagle stwierdza coś wręcz przeciwnego), jednak chcę go nieco podejść.
- Mam znaleźć sobie Pana, kogoś kto mnie skrzywdzi, abym już nigdy nie pomyślała o tym w dobry sposób? - moje zapytanie brzmi poważnie.
Jego oczy rozszerzają się. Nie odpowiada mi dobrą chwilę. Patrzę na niego. Uznaję tę ciszę za nieme "tak". Może ma rację, ale w tym momencie gniew rozsadza mnie od środka. Mam dać się wychłostać do krwi, zgwałcić, a może jeszcze coś gorszego, tylko po to, aby mógł mnie cieszyć normalny seks?
Od początku przecież labidzi, że jej aktualny nie chłoszcze ani nie gwałci. Grunt to wiedzieć, czego się chce.
Po prostu bohaterka ma rozdwojenie jaźni, a przynajmniej mam takie wrażenie. Jedna jej osobowość chce „normalności” (czymkolwiek owa normalność jest), druga natomiast ma te wszystkie fantazje. Tajemnica rozwiązana!

Musi być inne wyjście.
Zaciskam mocno wargi, aby nie cisnąć w jego stronę obelgi. Wstaję i najszybciej jak to możliwe w obcasach, wychodzę z restauracji. Prawie skręcam kostkę na brukowanej uliczce, ale nie obchodzi mnie to. Chcę jak najdalej uciec od tego człowieka. Nie może mi pomóc, a może nawet nigdy nie chciał. Podsuwa irracjonalne pomysły, mieszając mi w głowie.
Dużo do mieszania to w niej nie ma.
Ale jak miesza w głowie? Chce cię po prostu przelecieć na gadkę o cudownym uzdrowieniu. 
Znachor Malik. Ciekawe, kiedy zacznie jej oferować jeszcze jakieś ziółka.

Maszeruję dobre trzy minuty. Patrzę za siebie, ani żywej duszy. Odwracam się z powrotem w kierunku, w którym idę. Prawie ląduję na masce czarnego BMW, który zajeżdża mi drogę. Słyszę stuknięcie drzwi. Stoję oszołomiona i czuję, jak moje bijące serce prawie wyskakuje na chodnik.
- Wsiadaj! - warczy, patrząc groźnie na mnie.
Już otwieram usta, aby coś odpowiedzieć.
Ciepłe powietrze z mojego wnętrza zamienia się w parę.
- Nie powiedzieliśmy sobie do widzenia. - Podchodzi do mnie, łapie za rękaw płaszcza i ciągnie do auta - Odwiozę cię - uspokaja, widząc mój sprzeciw.
Malik ma problem z emocjami. 

W środku jest już przyjemnie ciepło. Zayn okrąża samochód i wsiada. Dopiero teraz słyszę jak dyszy.
- Nie uciekaj mi więcej - prosi, patrząc na mnie.
Chwyta kierownice w obie dłonie. Zaciska je mocno, widzę jak ścięgna (których nie odróżniam od żył) wychodzą na wierzch, tworząc wybrzuszenia na jego skórze.
- Nie skorzystam z twojej rady - mówię chłodno, patrząc przed siebie.
- Wiem - odpowiada. - Jadąc po ciebie, znalazłem inne wyjście.
Przed chwilą mówił, że tamto jest konieczne!
Zayn Malik zmiennym jest.
Złote myśli przychodzą w najmniej spodziewanym momencie.

- Jakie? - Unoszę brew.
Odpala silnik i gdzieś jedziemy, przez całą drogę nie odzywa się do mnie.
Podjeżdżamy pod mój dom.
Światła są zgaszone, Peter ma nocną zmianę.
- Odpowiesz na moje pytanie? - nalegam.
- Zapraszam cię na sesję shibari, Sue - mówi cicho.
- Na co?! - Pierwszy raz słyszę tę nazwę.
- Na warsztaty bondage.
Moje policzki płoną.
- SŁUCHAM?! - burzę się i już sięgam za klamkę, gdy drzwi automatycznie się zamykają.
To wszystko jest jednoznaczne. Zayn proponuje mi jakiś chory układ. To on najwyraźniej chce wejść w rolę tego, który mnie skrzywdzi, obrzydzi mi uległość. To wiąże się z tym, że musiałabym go znienawidzić. W głębi siebie, nie chcę tego.
Zdecyduj się wreszcie.
Czekam na moment, kiedy sama zacznie okładać się pięściami, uzewnętrzniając w ten sposób konflikt jej dwóch osobowości.

- Uspokój się i nie zachowuj  jak dziecko - mówi spokojnie, gdy ja już planuję wybijać szybę obcasem.
Chyba za dużo wymagasz, Zayn.

- Co ty sobie myślisz?! Że będę szła na jakieś popieprzone warsztaty, jak twoja uległa?! - wybucham.
Bardzo rzadko zdarza mi się używać wulgaryzmów, ale chcę wybić mu ten pomysł z głowy.
- Nie, jako moja modelka...
Nie daję mu dokończyć.
- Modelkę to miałeś w firmie, z nią idź!
- MODELKA DO WIĄZANIA, NIE ULEGŁA! - wydziera się, a ja zamieram.
Pierwszy raz widzę taką furię w jego oczach.
- Nic nie mów! - Podnosi rękę, a ja zamykam usta. - Chciałem, żebyś zobaczyła, czym jest zaawansowany bondage - tłumaczy. - Oferuję ci pomoc, ale ty nie potrafisz jej dostrzec.
Ktoś mi wytłumaczy, na czym ta pomoc polega? Bo ja prosta kobicina jestem i niedzisiejsza, w związku z czym nie ogarniam terapeutycznego działania traktowania człowieka per baleron.
Suzanne zauważy, że wygląda jak opleciona sznurkiem szynka, przestraszy się i nie będzie chciała brać w tym dłużej udziału.


 Widzisz we mnie tylko sadystę, który chce cię wykorzystać, a tak nie jest.
- Dlaczego chcesz mi pomóc? - pytam szeptem.
- Ponieważ mam wyrzuty sumienia, wiem jak mogłaś się czuć podczas prowadzenia terapii oraz w firmie - odpowiada, ale czuję, że to nie jest jedyny powód.
- Nie mogę, Zayn. Gdyby Peter się dowiedział...
Suzanne, nie udawaj, że ci zależy.
Musi, bo co ludzie powiedzą.
Jeszcze wyjdzie na nieczułą sucz, która krzywdzi faceta, któremu na niej zależy... Oh, wait. Za późno.

- I tak już przeczuwa - odzywa się, a ja biorę głębszy oddech.
- Jak to? - dopytuję, modląc się, aby Peter nie wiedział.
- W domu zachowujesz się jakbyś ciągle miała PMS - odpowiada i zaczyna się śmiać.
Jak ja go nienawidzę! Jest jak tasiemiec, który wierci mi w brzuchu. Od jego głupich żarcików, chce mi się rzygać.
Co? 
Właśnie porównała Malika do tasiemca z wiertarką, od którego żartów (które chyba chowają się po krzakach, bo w tym fragmencie nie widzę niczego w tym rodzaju) jest jej niedobrze. To dopiero myślenie abstrakcyjne!

- Coś jeszcze?! - warczę.
- Oprócz tego jesteś rozdrażniona, nawet teraz, to wynik niezaspokojenia - mówi, jakby recytował formułkę z książki.
Halo? Ja już nie wiem, co mam mówić. To brzmi... tak prostacko. Jakby jedyną rzeczą, jaką kobieta potrzebuje do szczęścia, to facet ze sporym penisem, który zaspokaja ją seksualnie. 
Jak dla mnie to bardziej zajeżdża tokiem rozumowania Freuda.

Jaki to on nie mądry...
- Peter zaspokaja mnie stuprocentowo - syczę, choć to nie jest prawda.
- Więc skąd fantazje o mnie? - Unosi łobuzersko brew.
- PRZESTAŃ! - Wybucham śmiechem z bezsilności.
Hehe. 

Zayn także się uśmiecha.
- Jeśli zechcesz pójść ze mną na warsztaty, opowiem ci pewną historię - zaczyna poważnie. - Wtedy zrozumiesz, dlaczego chcę ci pomóc, Suzanne. - Moje imię wypowiada prawie szeptem.
Słyszę jak mały cypelek wyskakuje do góry. Naciskam leciutko klamkę. Drzwi posłusznie się otwierają, a ja powoli wychodzę.
- Dobranoc - żegnam się.
- Dobranoc - odpowiada, wymuszając uśmiech.
Coś czuję, że to nie jest wesoła opowieść, jednak żeby ją usłyszeć, muszę z nim pojechać.
Marudzi, że nie chce, ale zachowuje się tak, jakby nie miała żadnego innego wyjścia. Naprawdę jest aż taką ciapą, że nie potrafi powiedzieć tego prostego „nie”, gdy coś się jej nie podoba i nie chce brać w tym udziału?
Dramatyczna historia już czyha. 

Zastanowię się jutro rano, dziś jestem zbyt zmęczona.
Zanim podchodzę do drzwi, czarnego BMW już nie ma.

14. Peter

Przekręcam kluczyk, ale słyszę zgrzyt i czuję opór. Są otwarte. Mój oddech staje się tak płytki, że prawie w ogóle go nie słyszę. Odwracam się za siebie. Zayna już nie ma. Boję się otworzyć, nie wiem kto spotka mnie w środku. Jednak wrota same się uchylają, a ja słyszę jedynie ciche "wejdź". Wolałabym włamywacza, gwałciciela, rabusia, ale nie Petera.
- Miałeś mieć nocną zmianę, coś się zmieniło? - pytam, zdejmując płaszcz.
- Chciałabyś, żebym miał - szepcze, opierając się o futrynę.
Jego spojrzenie jest pełne bólu, cierpienia. Nawet nie chcę wiedzieć, czym jest to spowodowane. Przed oczyma przelatują mi najczarniejsze scenariusze.
- Peter...- zaczynam, ale podchodzi do mnie tak szybko, że zamieram.
Muszę unosić głowę, aby patrzeć mu prosto w oczy, jest niebywale wysoki. Pierwszy raz boję się jego spojrzenia. Nie raz na mnie krzyczał, ale to przechodziło... Ten wyraz twarzy zapamiętam do końca życia, będzie chodził za mną jak zły cień.
- Gdzie byłaś?! - warczy, łapiąc mnie za ramiona. - Tylko nie kłam! - syczy.
Oczy szklą mi się od łez.
- Ile wiesz? - pytam, powstrzymując ile sił rosnącą gulę w gardle.
- Mieliśmy interwencję na Salter Street, zapewne wiesz, co się tam znajduje - mówi gorzkim tonem.
Orision - mój klub i moje drugie życie.
Wybucham płaczem i upadam na kolana. Do czego ja doprowadziłam?!
NIE, NIE, NIE, to musi być zły sen!
Peter nie podtrzymuje mnie, pozwala mi upaść. Stoi i przygląda się mojej niedoli.
Sierotka Marysia i dziewczynka z zapałkami przegrywają w przedbiegach z tą straszliwą krzywdą.
A ten niedobry Peter się nad nią znęca! Taki zły! 
Jakiś czas temu marudziła, że się nie znęca. Nagła zmiana zdania?

To ja, Suzanne Darling, jeden największy błąd jego życia.
- Musiałem wejść do środka, aby udostępnili nam generator prądu - opowiada dalej, a ja przeczuwam najgorsze.
Skoro mowa o interwencji, zgaduję, że Peter pracuje w jakichś służbach ratunkowych. Które to służby z zasady nie dysponują sprzętem tak podstawowym jak generator prądu, tylko muszą go sępić po spelunach.
Pewnie jeszcze proszą o bandaże.  
Tną koszty. Kiedy ktoś potrzebuje pomocy, musi sam po nich jechać, bo na paliwie też oszczędzają.

 - Zobaczyłem kobietę, tańczącą go-go. Nie poznałbym cię w tym świetle, gdyby nie twoja myszka na udzie, to cię zdradziło, Suzanne - kończy, zostawiając mnie samą w przedpokoju.
Jedna jedyna myszka na udzie wśród siedmiu miliardów ludzi.
Nie poznał jej twarzy, ale poznał tatuaż. 
Czyli w świetle scenicznym widać doskonale wszystko z wyjątkiem twarzy występujących? Rozumiem, że słabe oświetlenie w takich miejscach może nieco utrudnić rozpoznawanie innych ludzi, zwłaszcza gdy ci są na scenie, gdzie światła migoczą najbardziej, ale bez przesady – albo widać wszystko, albo nic.

Przechodzi mnie dreszcz i uczucie, jakby ktoś wyssał ze mnie całe powietrze. Jestem już pusta, doszczętnie zniszczona przez miłość, którą chciałam za wszelką cenę chronić. Opuściło mnie to, co miałam najcenniejszego.
Tradycje Mniszkówny w narodzie nie giną.
Ojoj, jak ja jej współczuję. Nie płacz, Suzanne! Wszystko się jakoś ułoży! 

Po dobrych piętnastu minutach bolą mnie kolana, więc wstaje. Lekko się zataczam, ale zmuszam swoje ciało, aby dotrzeć do salonu.
Siedzi przed kominkiem (ten salon?), który jako jedyny częstuje światłem w mroku.
Ja też mam ochotę czymś ją poczęstować za ten styl. Ale nie światłem.
Peter przeszedł widocznie na ciemną stronę mocy. 

 Złote włosy Petera mienią się, a jego rysy twarzy wyglądają łagodniej. Staję trzy metry od niego, boje się podejść.
- Peter, to coś znacznie głębszego - mój głos ochrypł przez spazmy płaczu.
- Co jest głębszego w kręceniu tyłkiem przed obcymi ludźmi? - pyta tak spokojnie, że znów czuję, jakby spadł na mnie głaz.
Pluje na mnie żółcią pod przykrywką opanowania. Wolałabym, żeby krzyczał, wylał emocje, a nie kąsał powoli jak wąż.
Akurat jadowite węże gryzą dość szybko, żeby ofiara nie zdążyła dać dyla.
Przestań psuć metafory!
No cóż, nick zobowiązuje.
Może ten wąż, którego autorka ma na myśli lubi delektować się posiłkiem?
W tym momencie wyobraziłam sobie węża z twarzą Makłowicza.

- Ja i moje dogłębne zepsucie, moja natura - mówię rozgoryczonym tonem. - Nie jestem prostytutką, Peter. - Znów spod powiek uciekają mi słone łzy.
Nie potrafię ich już zatrzymać.
- Jak długo już to robisz? - Nie patrzy na mnie, gdy zadaje pytania.
To boli.
- Kiedyś tańczyłam regularnie, jednak dwa lata temu poznałam ciebie i skończyłam z tym, pokochałam cię. - Chowam twarz w dłonie.
- Czyli teraz już nie kochasz - wnioskuje, wstając.
- Nie, Peter, przestań! - wyję.
Nie wiem jak mu to wszystko wytłumaczyć. Jestem bezsilna.
- Moja osobowość mnie do tego zmusiła - wypalam jak z procy, kiedy widzę, że chce odejść.
Oskarż swoją osobowość o odebranie wolności osobistej.
Mówiłam, że ona ma albo rozdwojenie jaźni, albo schizofrenię. 

- Osobowość puszczalskiej, kłamliwej...- Nie dokańcza.
Widzę jak zaciska ręce w pięści. Te słowa są jak nóż, wbity w moje słabe serce.
- Jestem uległą, nie wiem, czy wiesz co to w ogóle oznacza - przyznaję się do mojego jestestwa, jakby było czymś obrzydliwym, trądem na mojej duszy.
Ten styl może wywołać trąd na mózgu. 
Trąd wattpadowy – wyjątkowo paskudna i trudna do wyleczenia przypadłość.

Peter zakłada ręce na umięśnioną klatkę.
Marszczy brwi, zapewne zastanawia się nad czymś.
- To moja odskocznia, pewien rodzaj spełnienia mojej mrocznej strony - tłumaczę tak szczerze, jak tylko potrafię.
- Po co?
- Po to, żeby móc być z tobą - szepcze cicho.
- Od jak dawna masz takie seksualne zachcianki? - pyta i podnosi na mnie wzrok.
Seksualne zachcianki. Czy on naprawdę nie zdaje sobie sprawy, jak mnie rani?
A jak inaczej nazwać coś, co jest seksualną zachcianką? Miał powiedzieć: Od jak dawna czujesz ten mrok w twojej duszy? Czy mogę być światłem w tunelu ciemności?
Byłoby bardziej poetycko.

Peter okazał się umysłowym sadystą, a ja zbyt bardzo go kocham, żeby nie zgodzić się z jego poglądem.
UMYSŁOWYM SADYSTĄ??? 
Powstrzymuję się od wybuchu, ale to zdanie jest o jednym zdaniem za dużo (pomijając to, że nie ma sensu). Rozumiem, że zrzucanie winy na ofiarę to forma mechanizmu obronnego, ale Suzanne jako studentka psychologii (sama nie jestem studentką psychologii, więc...) powinna zdawać sobie z tego sprawę. Peter jest w tej sytuacji pokrzywdzonym, a Suzanne jest kretynką, która nie potrafi przyznać się do błędu i stwierdzić, że od początku rani kogoś, kogo rzekomo kocha.
Nie dość, że nie potrafi się do tego przyznać, to jeszcze jakimś cudem udało jej się wmówić wszystkim osobom wokół niej, że kocha Petera. Suzanne wbrew pozorom może okazać się geniuszem manipulacji... Ech, po co ja się tak pocieszam? Jestem umysłową masochistką.
Umysłowym sadystą jest użytkownik odzywek w rodzaju „zbyt bardzo”.

- Od dziecka, od zawsze, potem to znikło, bo nauczyłeś mnie kochać tak, jak powinno się kochać drugiego człowieka - odpowiadam.
- Dlaczego do tego wróciłaś?
Tutaj po raz drugi tracę oddech. To on jest przyczyną nawrotu choroby i niestety na dzień dzisiejszy - jedynym lekarstwem. Zayn Malik, czteroliterowe imię, pięcioliterowe nazwisko i osoba, która je posiada - demon mojego umysłu, pragnień, fantazji.
On jest wężem, który posiada jabłko, po które koniecznie chcę sięgnąć.
Wyobraźmy sobie, jak całe to opko wyglądałoby bez tych naciąganych metafor...
Na pewno byłoby bardziej strawne pod względem stylistycznym.
Prawdopodobnie w ogóle by go nie było. Nie taka zła opcja. 

- Samo przyszło - kłamię. - I samo odejdzie, tylko mnie nie zostawiaj...
Słysząc moją prośbę, Peter podchodzi i przytula mnie. Jest to tak lekkie, że prawie niewyczuwalne.
- Suzanne...Nie ma nikogo, kto krzywdzi jak ty - szepcze mi do ucha i odchodzi.
Słyszę jak zamyka za sobą drzwi.
Zostaję sama, a ciepło kominka nie zastępuje ciepła jego ciała.
Tak trudno być ćmą, wśród stada motyli.
Źródło: http://ladnydom.pl/
Trudno, bo – wziąwszy pod uwagę różnice zegara biologicznego – zawsze ktoś jest niewyspany.

15. Brakująca kartka

Nie walczyłam ze smutkiem. Zaakceptowałam go tak samo, jak swoją naturę.
W poprzedniej części myślałam, że to opko nie może być głupsze. Chyba od poprzedniego rozdziału autorka dopiero się rozkręcała. 
Taka zapowiedź sugeruje, że Suzanne teraz na zmianę będzie płakać za Peterem i cieszyć się, że się od niego uwolniła.

Jednak przyszedł taki dzień, kiedy zrozumiałam, ile znaczy dla mnie normalność i jak dużo jestem w stanie zrobić, aby ją osiągnąć.
Przepraszam, ale ja wciąż nie wiem, co znaczy ta normalność. Czy ktoś mi to może wytłumaczyć?
Nie mam pojęcia, co to jest, ale doświadczenie każe mi unikać ludzi używających tego słowa i pochodnych.
Patrzę na całokształt tego opka i wnioskuję z niego, że tutaj za „normalność” uchodzi bycie podłą jędzą, której zależy jedynie na własnym interesie.

To było u Loreen. Nocowałam u niej. Postanowiłyśmy zrobić sobie maraton filmów z Johnny'm Deppem, naszym wspólnym ideałem faceta. Leżałam na jej kolanach, głaskana kojącym dotykiem. Nagle zabrzmiał dzwonek do drzwi. Obie obudziłyśmy się z letargu myśli.
Całe to opko to jeden wielki letarg myśli.
A metafory, które mogły być dobre, ale nie wyszło, ścielą się gęsto.

Spojrzałyśmy po sobie, żadna nie spodziewała się gościa.
Dziwne by było, gdyby Suzanne spodziewała się gościa w miejscu, w którym sama jest gościem.

 Moja przyjaciółka zajrzała przez wizjer.
- To Peter - powiedziała bezgłośnie.
Tętno mi przyspieszyło.
Wskazała na dużą, rozsuwaną szafę. Przytaknęłam i w mgnieniu oka schowałam się w niej.
Była już Mniszkówna, teraz mamy gag jak z niemej komedii. Lata dwudzieste, lata trzydzieste...
W sumie to dlaczego Suzanne się chowa? 
Żeby wezwać Aslana, który ochroni ją przed złym, okrutnym Peterem, który tylko sprawia jej ból.

Myślałam, że przyszedł po to, aby przekonać Loreen, że nie powinna przebywać w towarzystwie tak zepsutego człowieka, jakim jestem. Dopiero po chwili mogłam się przekonać, jak bardzo błędnie przypuszczałam oraz oceniłam Petera. Przyszedł po poradę. Wręcz zrozpaczonym głosem błagał Lor, aby powiedziała mu, co ma zrobić.
Chwila, moment. Peter najwyraźniej zna Loreen, i to na tyle dobrze, że a) wie, gdzie ona mieszka, b) wie, że zna Suzanne, c), wie, że może ją prosić o radę. Nasuwa się pytanie, skąd się znają. Wcześniej o tej znajomości auuutorka słowem nie pisnęła, co może sugerować, że Suzanne nie ma o niczym pojęcia, czyli to nie ona ich poznała. To z kolei prowadzi do wniosku. że Peter jest/był częstym klientem przybytku, w którym obie dziewczyny tańczą (o który to taniec Peter ma do Suzanne ciężkie pretensje), bo gdzieś w końcu tę Loreen spotkać musiał. A to oznacza że a) ukochany Peter i równie ukochana Lor kręcą lody za plecami bohaterki albo b) auuutorka sama nie widzi, że to, co pisze, kupy się nie trzyma. Jak myślicie, która z tych wersji jest bardziej prawdopodobna?
c) Autorka uważa, że pisanie o takich sprawach jest nieistotne, bo ważniejsze są rozmyślania Suzanne o mroku w jej duszy.

- Miałem w piątek skończyć szybciej pracę, aby przygotować kolację, chciałem wreszcie się jej oświadczyć - powiedział.
Wtedy poczułam ciężar moich fantazji, które zabiły mi związek. Były jak kamień u szyi, który ciągnął mnie w głębiny. Nieudanymi zaręczynami nie byłam nawet zaskoczona, znalazłam wcześniej pierścionek w szufladzie, gdzie trzymał skarpetki.
Szkoda, że nie do szuflady z gaciami go włożył. Byłoby bardziej romantycznie.
A my się dowiadujemy o tym teraz, bo...? To tylko pokazuje jaką suką jest bohaterka.

- Zobaczyłem, co wyprawia w klubie, bo miałem tam interwencję. Pękło mi serce.
Przeżywałam piekło od nowa, kiedy to opowiadał. Jednak, gdy potem zapytał Loreen, jaki ma być, aby mnie zadowolić, zrozumiałam, jak bardzo mnie kocha i jak bardzo ja kocham go. Miał tak dobre serce, że chciał walczyć o mnie. Powiedział, że jest w stanie zapomnieć o tym wszystkim.
Suzanne jest tutaj największą manipulantką. 
Najlepiej wychodzi jej oszukiwanie samej siebie. Wmawia sobie, że go kocha, ale każdym swoim zachowaniem temu przeczy.

Moja przyjaciółka poleciła, aby dał mi trochę czasu na poukładanie samej siebie. Tak jakby czytała mi wtedy w myślach...
Siedzę teraz w czarnym BMW i wspominam tamte momenty. Motywują mnie do działania. Muszę poznać mojego wroga, czymkolwiek on jest. BDSM, masochizm, chęć bycia zdominowaną, nie wiem jeszcze, co siedzi we mnie tak głęboko, że tracę przez to najbliższą osobę. Zniszczę to, ale jako pierwsze będzie "zapoznanie", "kontakt". Zayn uświadomił mi, że bez tego ani rusz, że inaczej wszystko zacznie znów wychodzić ze mnie jak paskudna, przewlekła choroba.
To jest gorsze od 50 twarzy Greya.

Jego karmelowe oczy skupione są na jezdni. Wyczuwa moje spojrzenie, bo natychmiast pyta, o co chodzi.
- Ładna piosenka - komentuję, aby zbić go z właściwego tropu.
Ale chitre.

- To cover Hoziera - oznajmia natychmiast. - Nie było cię w pracy przez ostatni tydzień. - Korzysta z okazji, gdy robię się nieco bardziej rozmowna.
- Wzięłam urlop.
Kończą się dźwięki pięknej piosenki i stacja radiowa znów puszcza tani, cukierkowy pop. Malik wyłącza urządzenie. Nastaje cisza, którą oczywiście musi przerwać, bo przecież nie byłby sobą, gdyby o wszystko się nie wypytał.
Wow. Malik tutaj zachowuje się częściej jak psycholog (marny, ale jednak).
Skoro SIĘ pyta, to w czym problem? Ty nie musisz odpowiadać.
Gdyby wziąć się za to z innej strony, mogłoby wyjść z tego całkiem ciekawe opowiadanie. Wyobraźcie sobie: poznają się dwie osoby cierpiące na osobowość wieloraką, a ich poszczególne osobowości zapoznają się między sobą...

- Z jakiegoś powodu?
Zaciskam mocno wargi. Wdech, wydech.
- Chciałam odpocząć od pracy, terapeuci muszą czasami zrobić sobie przerwę. - Patrzę za okno.
Skręcamy nie w tę uliczkę, gdzie trzeba.
- Kłamiesz, Suzanne...
Wytrzeszczam oczy.
- Edynburg nie w tę stronę - syczę, poddenerwowana.
- Jedziemy na chwilę do mnie, muszę wziąć kilka rzeczy - odpowiada.
- Siekierę i łopatę?
- Aż takim psychopatą nie jestem. - Uśmiecha się, ale dziwnie smutno.
Wjeżdżamy na podjazd. Denerwuje mnie zachowanie tego człowieka, a w sumie...raczej stan jego wiedzy. Jestem tylko ciekawa, kto mu powiedział.
Zayn Malik: stan wiedzy 77%
Kiedy spadnie poniżej 20%, należy podłączyć ładowarkę. 

Wysiadam z auta. Dom Malika jest oddalony o 20 km od miasta, w którym pracujemy. Oddycham świeżym powietrzem. Otaczają nas wysokie drzewa.
- Człowiek z dziczy - mruczę pod nosem, gdy Zayn wyciąga teczkę z tylnego siedzenia.
Dopiero po chwili widzę, schowany za aleją drzew, ogromny dwór.
Przechodzi mnie dreszcz. Przypomina mi nieco zamczysko Draculi. Fundamenty, zrobione z kamieni i głazów, piętrzą się na górce. Na nich stoi owe domostwo, z czerwonymi ścianami i czarnym dachem. Wszystkie okna są zasłonięte.  Jedna firanka lekko drgnęła. Nie mieszka sam?
Bo jeśli drgnie firanka, to na pewno nie może być przeciąg. Ktoś na pewno nią poruszył.
DUCHY. Brakuje tu tylko ich i tego, żeby Zayn okazał się księciem wampirzym (choć na ten tytuł zasługuje tylko jeden wampir). 

- Idziesz?
- Tak, tak - mówię i podążam grzecznie za nim.
Drzwi otwierają się przed nami. W progu stoi blondynka z portretu.
- Chloe, a ty nie w Paryżu? - pyta Malik, wchodząc bezceremonialnie do środka. A jakie to ceremonie trzeba odprawiać, wchodząc do WŁASNEGO domu?
Jestem nieco skrępowana tą sytuacją, ale drepczę posłusznie za nim.
- Wcześniej nie przyprowadzałeś dziewczyn do naszego domu - mówi pretensjonalnym tonem [bezpretensjonalnie wali głową w biurko]. - Jestem Chloe. - Wyciąga do mnie dłoń zanim Zayn zdąża zaprzeczyć. Czemu niby miałby zaprzeczyć? Że nie przyprowadzał wcześniej dziewczyn? Skoro tak twierdzi ktoś, kto z nim mieszka, to widocznie tak było.
- Nie-dziewczyna (drag queen?) Suzanne. - Wyręczam go z uśmiechem na ustach, podając rękę.
- Zaraz wyjeżdżamy, tylko coś wezmę - informuje ją i znika nam z oczu.
Nastaje niezręczna cisza. Rozglądam się po wnętrzu. Zostało urządzone w starym stylu, ale mimo wszystko, jest przytulnie.
Bo jakże to tak, urządzać mieszkanie surowo. 

- Wejdź do salonu. - Prowadzi mnie po schodach.
Nad bardzo szerokimi, dębowymi stopniami widnieje obraz pięknej kobiety, która trzyma konia fryzyjskiego za uzdę. Zatrzymuję się, aby dokładnie się przyjrzeć. Siostra Zayna najwyraźniej zauważa to, ponieważ już za chwilę mówi mi, kto znajduje się na obrazie.
- To nasza mama, Naomi. - Widzę, jak uśmiecha się leciutko.
Wydaje się być sympatyczna. Jedyne, co mnie odstrasza, to jej anorektyczny wygląd. Szczery uśmiech, uchwycony przez artystę, ratuje wszystko.
Uff! 
Osoba przedstawiona na obrazie składa się jedynie z uśmiechu i anorektycznego wyglądu? Bo skoro anorektyczny wygląd został przedstawiony jako jedyna negatywna, a uśmiech jako jedyna pozytywna cecha, to chyba niczego więcej na obrazie nie ma.

- Jesteś bardzo podobna do mamy.
- Odziedziczyłam po niej jedynie szwedzką urodę - oznajmia.
- Czyli nie jest również tak miła jak ty? - Patrzę na nią.
A że jest miła, czytam z jej czoła, na którym ma to wypisane.

- Nie była miła, była wymagająca - odpowiada.
- Przepraszam. - Chwytam jej ramię.
Jakby jakaś obca baba chwytała mnie za ramię przy naszej pierwszej rozmowie, uznałabym ją za co najmniej dziwną. 
Żeby jeszcze był jakiś powód do takiego gestu. Czasem przecież jest to dopuszczalne, jednak na pewno nie w tej sytuacji.

- Nie szkodzi, zginęła bardzo dawno temu, ja tego na szczęście nie pamiętam. Jesteś znajomą Zay'a?
Pierwszy raz słyszę taki skrót jego imienia.
- Tak, bardzo mi pomaga - odpowiadam.
Fakt, jest drażniący, no ale trzeba przyznać, że wyświadcza mi wielką przysługę.
Och, Zayn powinien być znachorem - wmawiałby ładnym paniom, że seks z nim je uleczy.
Nie byłby pierwszy. 

- To do niego niepodobne. - Śmieje się, a ja razem z nią.
Cieszę się, że niezręczna sytuacja odeszła w niepamięć.
- Suzanne. - Słyszę warknięcie.
Stoi na dole, patrząc groźnie na drobną Chloe.
- Spieszymy się - oznajmia już spokojniej.
- Miło było cię poznać - żegnam się i schodzę do Malika.
Wychodzimy pospiesznie z jego domu. Widzę jak kurczowo zaciska dłoń na uchwycie torby podróżnej. Jestem bardzo ciekawa, co się w niej znajduję.
- Nie wierz w żadne jej słowo - odzywa się, nie patrząc mi w oczy, idąc hardo przed siebie.
- Przecież nic...
- ZROZUMIAŁAŚ?! - krzyczy.
Uspokój się chłopie. 
Mam delikatne skojarzenie z „Crimson Peak” del Toro, jednak coś czuję, że porównanie tego filmu do owego opka jest bardzo dużym błędem.

Podskakuję na ten dźwięk. Mrugam kilka razy.
Otwiera mi drzwi. Wsiadam bez gadania. Pierwszy raz boję się spojrzeć w jego karmelowe oczy.
Siada za kierownicą, ale nie przekręca kluczyka. Oddycha. Głośno.
Źródło: http://www.boredpanda.com/

- Naomi skręciła kark, spadając z konia.
Zaciskam rękę na materiale moich leginsów. Słyszałam gorsze rzeczy od pacjentów, ale ta wyjątkowo mnie zasmuciła.
Bo? 
Bo już uznała ją za swoją teściową.

- Żadne, powtarzam ŻADNE moje zachowania nie są spowodowane tą tragedią. - Patrzy na mnie, nie odwracam wzroku, nie śmiem tego zrobić. - Musisz mi uwierzyć - nakazuje.
- Dobrze - mówię.
Zastanawiam się, dlaczego ten znaczący fakt został pominięty w kartotece. Przypominam sobie kartki, które studiowałam. Coś mnie w nich zainteresowało.
Jednej brakowało...
Nabieram tyle powietrza w płuca, ile tylko daję radę. Jakie ważne rzeczy jeszcze na niej były? Czego nie wiem, o tym człowieku?
Jakby to powiedzieć... Uważam, że w ogóle go nie zna. Zamiast skupić sesje terapeutyczne na kliencie - jak powinno to wyglądać – to jedyną rzeczą interesującą Suzanne, była ona sama. 
Może ta cała terapia Malika to tylko podpucha i tak naprawdę ma to być terapia dla Suzanne?

16. Czarna, mroczna przeszłość

Malik dopiero po pół godzinie jazdy autem kontynuuje historię o jego matce. Nie była idealną rodzicielką, jednak zaślepiony miłością ojciec, Malcolm Calliford, nie widział świata poza nią. Zrozpaczony po stracie swojej ukochanej, wziął siekierę oraz małego Zayna i poprowadził do stajni. Ulubiony wierzchowiec nienawidził Malcolma, ponieważ ten bił go srogo za każdym razem, kiedy wiedział, że w ich małżeńskim łóżku znajduje się Naomi z nowym kochankiem. W ten sposób odreagowywał, bo był bezsilny.
Powinniśmy uważać ojca Malika za psychopatę, ale właściwie nawet się nie przejęłam. Po pierwsze postać Zayna jest sprowadzona do dwóch - może trzech - cech charakteru, po drugie ta wzmianka jest tak marnie napisana, że automatycznie zapominasz o tym akapicie.
I nawet nie chce się człowiekowi rozkminiać, na czym ta bezsilność wobec romansów żony miałaby polegać w kraju, w którym rozwody są znane od dość dawna.

- Jeśli jest ci trudno opowiedzieć dalszy ciąg historii, prościej będzie oddać ostatnią kartkę z twojej kartoteki - mówię cicho, gdy milczy kolejną minutę.
Nie patrzy na mnie, ale widzę jak mimowolnie zaciska szczękę.
- Aż tak bardzo ci na niej zależy? Chcesz błędnie wywnioskować, że sadyzm, którym przesiąkłem, spowodowany jest traumatycznymi wspomnieniami?
Patrzyłem jak mój ojciec katuje konia, dlatego lubię strzelić panienki biczem.
„Ponieważ od tamtej pory czuję nieprzeparty wstręt do walenia ko... Przepraszam”.

Przełykam głośno ślinę, przez swoje ściśnięte gardło. Jego ton jest pełny goryczy. Ma mnie za małą dziewczynkę, która nie potrafi zrozumieć jego natury. Ale przecież ja tak doskonale wiem, jak to jest być odmieńcem...
Gdybym piła za każdym razem, kiedy Suzanne uważa ich za wybryki natury, byłabym bardzo pijana... Bardzo. 
Sądzę, że przez to opko łatwiej byłoby przebrnąć w stanie nietrzeźwości.

- Chcesz popełnić identyczny błąd jak twoja przełożona? - kontynuuje salwę obraźliwych pytań.
- Nie - odpowiadam. - Nie popełniłabym - dopowiadam hardo, będąc pewną siebie.
- Zmieniłem terapeutkę, bo chciałem za wszelką cenę tego uniknąć.
A może zmieniasz terapeutkę, bo właśnie dowiedziałeś się czegoś, co wcześniej wyparłeś? 

Po spokojnie wypowiedzianym zdaniu, włącza radio. Lecą jakieś bzdety, ale łagodzą ciszę oraz narastające napięcie. Przestaję myśleć o tragedii, która go spotkała.
Dobra, dobra, Zayn - fajnie, że masz tragiczną historię, ale skończ gadać, bo chcę się poużalać nad sobą. 
Twoja tragiczna historia i tak jest niczym w porównaniu z mrokiem mojej duszy.

Mój umysł odpoczywa, a i sądzę, że jego przygotowuje się na kolejną część czarnej historii. Zastanawiam się, jak będzie na warsztatach. Zayn powiedział, że poznam samą siebie, ale obawy jak nędzne glizdy sprawiają, że mam wątpliwości, wiercą we mnie niemiłosiernie.
Dajcie mi tu tę wódkę, bo nie wytrzymam!
Masz setę, nie będę pić do lustra.

Nie ma odwrotu. Mijamy ogromny bilbord z napisem "Witamy w Edynburgu". Patrzę w lusterko. Za nami wlecze się kilka aut. Cholera, wyglądam na panicznie wystraszoną. Przyglądam się, mój makijaż daje mi odrobinę więcej pewności siebie, a zwłaszcza krwista szminka, która podkreśla moje dość pełne usta.
- Opowiedz mi, co działo się dalej. - Grzecznie proszę, ponieważ wiem, że jeśli teraz nie wykorzystam okazji, nie dowiem się być może nigdy.
- Ojciec kazał uspokoić mi wierzchowca. - Przycisza radio. - Odrąbał mu łeb.
– Brytyjskie prawo chroniące zwierzęta jest według specjalistów najlepsze i zarazem najbardziej restrykcyjne na świecie – mówi Margaret Ann Lewis z londyńskiego biura RSPCA.W Wielkiej Brytanii nad właściwym traktowaniem <<braci mniejszych>> czuwają setki organizacji państwowych i społecznych, na okrągło monitorujących tę sferę życia, ponadto obywatele czują się zobowiązani do informowania stosownych instytucji, jeśli zauważą, że coś jest nie tak.Jeżeli ktoś uważa np., że jego sąsiad zbyt rzadko wychodzi z psem na spacer lub miska jest za wysoka i kot ma z tego powodu dyskomfort w jedzenie, to informuje policję lub najbliższą placówkę RSPCA czy innej organizacji zajmującej się ochroną zwierząt. Przed oblicze sędziego, można również trafić za nieudzielenie pomocy rannemu zwierzęciu lub za bezczynnie przyglądanie się niewłaściwemu traktowaniu czworonoga. (źródło: http://www.polishexpress.co.uk/londyn-jak-pies-z-kotem-prawa-zdobywaly
Zatem historia Malika nie ma sensu, jeżeli nie doda zaraz, że ojciec trafił do więzienia. Koń nie jest zwierzęciem, które można „ukryć” – jakkolwiek okrutnie to brzmi. W tym momencie zareagowaliby sąsiedzi, którzy zauważyli „nagłe zniknięcie” lub weterynarz, którego – w przypadku posiadania takiego zwierzaka – nie zmienia się przy każdej możliwej okazji.
Nie wspominając o tym, że odrąbanie koniowi głowy (o ile nie został wcześniej uśmiercony) to zadanie trudne do wykonania. Choćby dlatego, że zwierzę – duże i silne zwierzę – będzie się bronić. Nie wierzę, żeby ktokolwiek obecny przy takiej makabrze wyszedł z niej bez co najmniej poważnych obrażeń.
Gregor Clegane jakoś dał radę, jednak porównywanie „Pieśni lodu i ognia” z tym opkiem również jest błędem.

Tracę oddech, a moje serce zamiera na chwilę. Psychika dziecka, którym wtedy był, musiała zostać doszczętnie zrujnowana, a na jej odbudowę potrzeba było lat. Nie dziwię się, że McKingley mogła stwierdzić, że skutki tego zajścia widoczne są po dzień dzisiejszy. Przeszłość to demon trudny do wypędzenia. Wlecze się, kąsając naszą duszę i jedynym sposobem, aby go pokonać jest...pokochanie go.
Co to za brednie? Serio, niech ona nie próbuje udawać psychologa, bo jej to nie wychodzi. Nie musisz kochać swojej przeszłości, żeby normalnie żyć – trzeba się pogodzić, że nie jesteśmy w stanie jej zmienić i sprawiła to, jakim aktualnie jesteśmy człowiekiem. Nie trzeba do tego miłości.
Albo bardziej łopatologicznie: gdyby pokochanie swojej przeszłości było konieczne, by normalnie funkcjonować, po świecie chodziliby sami wariaci.

- Nie współczuj mi, gorsze rzeczy wydarzyły się w moim życiu.
Milczę i nie śmiem pytać dalej. On jak i ja znamy granicę.
- Jesteśmy na miejscu - oznajmia, a we mnie zaczyna rosnąć panika.
Czego się boję? Samej siebie? Chyba tak...
Ja też boję się głupoty, zwłaszcza połączonej z egocentryzmem.

Najpierw idę z Malikiem na kawę, przyda się małe przebudzenie po długiej jeździe autem. Chwytam kubek w obie ręce i rozsiadam się wygodnie w czerwonym fotelu. Przygląda mi się, tymi swoim przenikliwymi, brązowymi oczyma.
- Przestaniesz? - mówię zirytowanym tonem, lekko się rumieniąc.
- Co masz pod spodem? - pyta, uśmiechając się cynicznie.
- Tonę brawury, która każe mi przyłożyć ci w twarz. - Mrużę nienawistnie oczy.
- Prowokacja udana.
Dialog nieudany.

Śmieję się. W głębi ducha dziękuję mu, że rozładował moje spięcie. Tak bardzo wie kiedy i co powiedzieć. Czasami mam wrażenie, że zna mnie na wylot.
- Stanik sportowy - odpowiadam w końcu na jego pytanie. - Zostanę w leginsach, jeśli to nie problem.
Widzę jak przykłada palec do warg, częstując mnie oceniającym spojrzeniem.
- Mówiłaś Peterowi, że ze mną jedziesz?
- Nie. - Kręcę głową. - Ale jestem tu dla niego - tłumaczę.
- Dlaczego?
- Ponieważ go kocham i uważam, że zasługuje na normalną dziewczynę. - Z trudem przełykam ślinę, mówiąc mu gorzką prawdę.
Myślę, że bardziej zasługuje na dziewczynę, która będzie z nim szczera, ale co ja tam wiem...
I choć czasem pomyśli o nim w przerwach między jednym a drugim „ja, mnie, moje, ach, jak cierpię”.
Zacznijmy od tego, że nie powinna go traktować jedynie jako przeszkody w romansie z... jak to było? „Ekscentrykiem w garniturze”? Cała reszta to już sprawa drugorzędna.

Pan Malik zaczyna bawić się w terapeutę, terapeutę masochistki, która tak bardzo współczuje swojej miłości, że jest w stanie zniszczyć samą siebie. To nie może skończyć się dobrze. Jego pytania są cholernie trafne.
- Z góry liczysz, że to, co ci zrobię, odepchnie cię od BDSM? - Mruży oczy.
Biorę wdech.
- Bardzo, nawet nie wiesz jak ciężko mieć tyle skrajności w sobie.
Przed chwilą Malik opowiedział jej o swojej „tragicznej” (raczej wymuszonej i źle opowiedzianej) przeszłości, po czym mówi mu coś takiego... Serio, Suzanne? 
Nikt nie potrafi angstować tak bardzo jak ona. Nikt nie odbierze jej tytułu Królowej Cierpienia!

- Mój ton jest cichy, przestraszony.
Budzą się wspomnienia, kiedy schowana w szafie słuchałam, jak Peter cierpi. Nie tyle co przeze mnie, ale przez moją naturę.
Przez ciebie. 
Może jej natura to jakiś osobny byt? Wiesz, jak w bajkach, kiedy bohaterowi na jednym ramieniu siedzi diabełek, na drugim aniołek?

Patrzę na Zayna i błagam w myślach, aby stworzył innego człowieka, inną mnie, która będzie potrafiła żyć bez tego wszystkiego.
- Każdy z nas choć raz tego chciał, ale zazwyczaj ludzie godzą się ze samym sobą. Dlaczego jesteś taka harda? - pyta, ale mam wrażenie, że sam siebie.
W milczeniu dopijamy kawę. Zayn patrzy na zegarek, który jest osadzony na jego wytatuowanym nadgarstku. Chwyta mnie za przedramię i ciągnie w głąb sali. Wchodzimy do ciemnego pomieszczenia. Ciepłe światło oświetla jedynie stanowiska. Nie wszystkie są zajęte. Nad każdym wisi metalowa obręcz. Słyszę dźwięk, który przyprawia mnie o dreszcze. Starszy mężczyzna w długiej brodzie uderzył drobniutką blondynkę, która klęczy przed nim.
- Mówiłem, żebyś się nie ruszała! Teraz twoje nędzne, niedoskonałe ciało jest pokaleczone! - krzyczy.
W ogóle – Malik jest właścicielem wielkiego przedsiębiorstwa, ale mieszka w rodzinnym domu (który chyba nie kojarzy mu się zbyt dobrze) z siostrą. Nie może sobie kupić apartamentu w centrum miasta i tam urządzić dla swoich uległych „pokoju zabaw”, jak Grey? 
Może nie tylko u Petera w pracy konieczne są oszczędności.

Zayn prowadzi mnie ku mężczyźnie, a moja dusza zapiera się nogami i rękoma jak tylko może. Posłusznie kroczę, czując silny uścisk czarnowłosego. W pewnym sensie dodaje mi odwagi. Za nic w świecie nie chcę trafić w łapska obcego brodacza, który przyprawia mnie o dreszcze. Patrzę na blondynę. Jej twarz nie wyraża bólu, cierpienia. Zainteresowane oczy jej, zapewne Pana, lustrują mnie.
Malik podaje mu rękę.
- Zayn, dawno cię tutaj nie gościłem - odzywa się mężczyzna bardzo niskim głosem.
Jest to przyjemny dźwięk, ale chyba na tym kończą się dobre strony.
- Witaj Abraham. - Malik klepie przyjaciela po plecach. - Słuchaj, potrzebuję ustronnego miejsca, nie mam zbyt dużo czasu - tłumaczy.
To jego prawdziwe imię, czy pseudonim? Bardzo mnie to zastanawia.
Nie ma nic ważniejszego niż tożsamość tego typa.

- Jeśli ty nie masz, ja mogę się nią zająć. - Abraham wskazuje głową na mnie, jakbym była jedynie przedmiotem.
Fala strachu zalewa mnie. Mimowolnie przysuwam się do Malika. Tylko jemu ufam, tylko mu pozwolę się dotknąć, uleczyć z choroby, jaką jest w moim przypadku uległość, chęć bycia zniewoloną.
Tylko on jest tutaj przystojniakiem. 
To akurat standard – bohaterka oczekuje czegoś, ale przyjmie to jedynie jeśli facet jest przystojny.

Zayn otwiera usta, aby odpowiedzieć mężczyźnie, a ja zamieram.

17. Podniecenie

Stoję w bezruchu, oczekując. Póki co, jedynie siedzi naprzeciwko i wpatruje się we mnie. To spojrzenie wzbudza strach. Pielęgnuję go, wymyślając co rusz nowe teorie tego, co mi zrobi, pokaże.
Sam się nią odpowiednio zajmę, jest nowa, trzeba ją wytresować.
To zdanie obija się wewnątrz mojej czaszki. Powiedział tak po to, aby odmówić w grzeczny sposób Abrahamowi, czy może naprawdę tak sądzi?
Więc to on powiedział? Bo zapis tego fragmentu ni cholery nie wskazuje, żeby powiedział to ktokolwiek.
Wydaje mi się, że to miała być mowa pozornie zależna, ale nie wyszło.

- Wstań - rozkazuje mi, a ja posłusznie unoszę się z kolan.
Nogi podrętwiały mi od siedzenia na macie. To kilkuminutowe patrzenie stworzyło miedzy nami niewyjaśnioną więź, jakąś umowę. To wszystko tak bardzo mnie intryguje...
- Będziesz mi musiała zaufać, na tę krótką chwilę twoje ciało wpadnie w moje władanie. Jesteś na to gotowa? - pyta.
Jego brązowe oczy lądują na moich wargach, które nerwowo zwilżam językiem. Natychmiastowo przestaję. Niestety, moje palce są opuszczone, abym mogła obgryzać skórki, więc robię to.
- Nie zrobisz mi krzywdy? - Coś w tym wzroku jest nie tak, dlatego wolę spytać.
- Nie obiecuję. - Jego ton jest poważny.
Uśmiecham się. On mnie testuje... Chce sprawdzić, czy stoi przed nim dziewczynka, czy świadoma kobieta.
Pomogę mu: najbardziej irytująca manipulantka. 

- Jestem gotowa - odpowiadam hardo.
Taka jestem, to cała ja. Gdy wyczuję wyzwanie, natychmiast je podejmuję, bez względu na to, czy zdołam podołać. Walczę i to niestety kłóci się z moją seksualną uległością. Powinnam być nieśmiałą, zagubioną osobą, która odda się we władanie Pana po to, aby pozbyć się uciążliwej samodzielności, wymagającej godzenia się z konsekwencjami podjętych wyborów. Niezależność i zniewolenie, ta para rozdziera moją duszę. Jedna strona musi zwyciężyć, zdominować drugą.
Niekoniecznie. Jak już napisałam wcześniej – osoby, które są uległe w życiu seksualnym, często mają silne charaktery. I jest to całkowicie naturalne – mają podejmować wyzwanie, przekraczać tę granicę strachu, którą każdy z nas bardziej świadomie czy nieświadomie sobie wyznaczył. To – jak by nie patrzeć – buduje charakter. 

Zamyślona, nie zdążam zaprotestować, gdy Malik silnym, zdecydowanym ruchem zdejmuje mi luźną bluzkę. Patrzę w dół. Mam na sobie jedynie sportowy, czarny stanik. Dolny pasek nieco się podwinął. Sięgam dłonią, aby go odwinąć, ale Zayn łapie ją.
- Nie ruszaj się - mruczy pod nosem i swoim palcem wskazującym poprawia ubranie.
Prawie muska moje piersi. Mój oddech przyspiesza, chcę go za wszelką cenę opanować. Odsuwa się na metr.
- Wyprostuj te plecy. - Uśmiecha się kpiąco.
Mam ochotę coś mu odpowiedzieć, ale milczę. Sam też zdejmuje swoją koszulkę.
- Będzie mi wygodnie - oznajmia, a ja przytakuję, próbując nie spłonąć rumieńcem przed nim.
Z budowy jest bardzo podobny do Petera. Na jego torsie lekko zarysowują się mięśnie, dopiero gdy mój wzrok wędruje na jego ramiona oraz przedramiona dostaję gęsiej skórki. Te ręce potrafią porządnie uderzyć. W ciepłym świetle eksponują się jego tatuaże. Jest ich naprawdę dużo, ale wszystkie są piękne. Jego ciało można by studiować, oglądać godzinami jako czystą sztukę.
Pan Malik jest męską gejszą.
Tyle że gejsze nie mają tatuaży...
Może nosi kimono i maluje twarz na biało.
Różne są fetysze. Why not?

Śmieję się pod nosem.
Schyla się i otwiera torbę. Jeszcze nie mogę ujrzeć, co dokładnie w niej jest. Na sali zbiera się więcej osób. Osobliwi, nawet bardzo, podchodzą do nas bez krępacji. Wiele z nich wita się z Malikiem, jak z dobrym znajomym, zamieniają kilka zdań. Przez chwilę stoję jak idiotka, oglądana przez pewnego mężczyznę.
- Zobacz jaka piękna, nie to co ty - syczy do rudowłosej kobiety, która stoi koło niego skulona.
- Tak panie, jest piękna - odpowiada mu grzecznie.
Kolejny bullshit, który próbuje wcisnąć nam autorka. Osoby dominujące – owszem – w pewnym stopniu poniżają uległych, ale zawsze musi mieć to jakiś cel. Takie wypowiedzi nie mają. Mimo wszystko BDSM ma sprawiać przyjemność obu stronom, a osobie uległej – zupełnie jak każdemu innemu – należy się szacunek i miłość w związku. 
Pamiętaj jednak, że w tym przypadku cała wiedza autorki na ten temat płynie prawdopodobnie z pornosów, skąd założenie, że poniżanie osób uległych ma miejsce zawsze i wszędzie, nie tylko w sferze seksualnej.

Nie wydaje się być smutna, jakby słyszała takie teksty codziennie. Patrzę znacząco na Zayna, okazując, że czuję się zaniedbana i... osaczona. Gdy rozbrzmiewa w końcu muzyka, wszyscy rozchodzą się jak za dotknięciem magicznej różdżki.
- Zaczynamy - mówi Malik i wyciąga z torby chudą linkę w słomianym kolorze oraz czarną szarfę.
Podchodzi tak blisko, że mogę przyjrzeć się dokładnie wilkowi w indiańskim pióropuszu, wytatuowanym na jego piersi. Patrzy na mnie wymownie, dodając odwagi. Mój wzrok wędruje z oczu zwierzęcia na jego, karmelowe.
Pozdrawiamy czytelników! 

- Zaufaj mi, chcę ci pomóc. - Jego ton jest ciepły jak nigdy, otula moje zmysły.
Przytakuję. Ufam, chcę zostać naprawiona, chociażby jego dłońmi.
Kciukiem rozchyla moją dolną wargę. Przykłada szarfę. Myślałam, że chce mi ją założyć na oczy, ale błędnie założyłam. Otwieram usta. Wkłada jedwabny materiał do środka, obwiązuje dwa razy. Robi to mocno, solidnie, każdy jego ruch jest precyzyjny, nic nie dzieje się z przypadku.
Cholera, zauważam że zaczyna mi się to podobać.
- Teraz pani terapeutka ma zamkniętą buźkę. - Śmieje się, patrząc mi w oczy.
Gdyby już tak mogło zostać... Nie to, że się śmieje, tylko że „terapeutka” jest zakneblowana.

Cofam, cały czar prysł. Znów zaczyna mnie irytować. Wciąż mam wolne ręce, nogi, całe ciało oprócz języka. Jeszcze mogę mu przygrzmocić. Korci. Obchodzi mnie. Czuję jak szarpie lekko moje dłonie do tyłu. Poddają się, są bezwładne i bezbronne w stosunku do jego dotyku. Zakłada mi je tak, że opierają się na zgięciu przeciwnego łokcia. Skrępowanie mi ich zajmuje mu stosunkowo mało czasu. Raz po raz przechodzi mnie specyficzny dreszcz. Nie wiem, jak mam to odbierać.
Stoimy do siebie twarzą w twarz. Patrzę w górę, zawiązał pierwszą linkę na obręczy. Wiercę dłońmi z ciekawości, ale one nawet nie drgną. Przychodzi niespodziewanie. Jej imię to czterdzieści i cztery panika. Moja strona niezależności zaczyna wyczuwać niebezpieczeństwo, zaś druga wprost ożywa.
Druga strona niezależności? 
Jej dwustronna niezależność była w połowie martwa. Cud na miarę wskrzeszenia Łazarza.

- Co by tu z tobą zrobić. - Podchodzi i muska moją skórę na żebrach.
Pogonić w cholerę.

Odsuwam się, ale lina umożliwia mi zrobienie tylko jednego kroku do tyłu. Nie chcę, aby dotykał mnie w ten sposób, jednak zgodziłam się oddać mu na ten czas swoje ciało, więc podchodzę z powrotem, a jego opuszki palców znów stykają się z moją nagą skórą. Uśmiecha się zadowolony z mojego wyboru.
Zaczyna się ceremonia.
Odzywa się, a jego ton głosu i to, co mówi sprawiają, że zalewa mnie fala podniecenia:
-To nie jest tylko czysty bondage, środek do celu. Ludzie stworzyli nowy wymiar sztuki, piękna, jakim jest wiązanie liną człowieka. Ciało kobiety, ozdabiane sznurami, podwieszane w najróżniejszych pozycjach, nabiera nowego wyglądu, eksponuje się samoistnie. Jest jak żywy obraz.
Jeżeli nie będzie się ładnie komponować, to się przytnie tu i tam.
Przypomniał mi się Hannibal (serial), gdzie z trupów też dało się zrobić ładny widoczek.
Są więc jakieś szanse, że Suzanne zostanie zamordowana? Byłby przynajmniej jakiś ciekawy zwrot akcji.

Zaczynam uwielbiać obserwować z jaką precyzją to robi. Częstuje moją psychikę tym cudownym doznaniem. Linką drażni moją szyję, zjeżdża do obojczyków, muska piersi przez materiał stanika, nawet nie protestuję, to wskazałoby na moje niezdecydowanie, brak zaufania i dziecinność. Podsuwa sznur pod zagięcie moich piersi.
Dzikość.
Ale że te piersi oszalały?
Zaczęły podskakiwać i rzucać się we wszystkie strony. 
Kłapały zębami i próbowały łapać sznur.

Tylko to teraz mogę zaobserwować w jego zachowaniu. Zmienił się tak nagle.
Czuję szarpnięcia, resztę linek, które zwisają i drażnią moje pośladki. Moje piersi trwają skrępowane w silnym uścisku. Słyszę swój oddech, przerywany. Pochyla mnie do przodu. Bolą mnie plecy, chcę o tym powiedzieć, ale słyszę tylko coś niewyraźnego przez tą szmatę. Zaczynam panikować. Zawiesi mnie, będzie niewygodnie, nieprzyjemnie. Unosi mi nogę za stopę. Szarpię się.
Słyszę charakterystyczny dźwięk. Przechodzi mnie gorąco. Uderzył mnie w pośladek. Wcale nie lekko. To nowe doznanie, upokarzające, ale tylko dlatego, ponieważ mnie...podnieca. Czuję wilgoć i ogromny wstyd. Upokarzający jest fakt, że mi się spodobało, ten mały gest dominacji Zayna Malika. Moja niezależność, hardość chowa się w kąt, zażenowana moją reakcją.
A moje zażenowanie kwili przy mnie.
Mój gust literacki już od dawna siedzi w szafce pod zlewem i mówi, że nie wyjdzie. 

18. Nigdy tak o sobie nie mów

Idę za nim cała we łzach. Może niektórzy uważaliby to za żałosne, ale bezsilność zrobiła po prostu swoje. Staram się jak mogę wmówić mojemu umysłowi, że różowe jest czarne, ale czy bez popadnięcia w chorobę psychiczną jest to w ogóle możliwe?
Spodobało mi się:
Jego silna dłoń na moim pośladku, przyjemne ciepło pomieszane ze strachem, lekkim bólem i podnieceniem. Potem niski, opanowany ton, mówiący "Miałaś się nie ruszać, Sue". Następnie pociągnięcie, jakbym znalazła się na chwilę w stanie nieważkości. Cudowne i okropne zarazem.
Jezus nie był masochistą.
Jak to nie? Sam się prosił, żeby go przybili go krzyża. :D

A więc jak my, Zepsuci, mamy doznać Edenu, skoro nasz raj to Jego droga krzyżowa?
Nie jesteśmy Narodem Wybranym, jesteśmy przeklęci przez nasze jestestwo.
Wykluczeni i rozumiani tylko w swoim własnym towarzystwie.
Tworzy się tutaj jakiś nowy odłam religii?
Kult samego siebie. 
„Marysuizm” poniekąd brzmi jak nazwa jakiejś sekty.

Zayn odwraca się i mogę zauważyć jego smutne, karmelowe spojrzenie. Rozumie mnie, moje złamanie psychiczne. On wie, czym jest spowodowane. Udajemy się do recepcji. Malik rezerwuje dwa pokoje, po chwili podaje mi kartę. Nie odzywa się do mnie od czasu, kiedy chciał poprawić jeden z węzłów przy moim udzie. Poczuł moje podniecenie na materiale leginsów (siedziało w oczku dzianiny i machało łapką), natychmiast mnie rozwiązał i wyszliśmy z warsztatów, odprowadzeni ciekawskimi spojrzeniami.
Wchodzimy po schodach, opieram się o balustradę. Współczuję jej, musi dźwigać moje ramię jak i moje problemy życiowe.
Źródło: http://milowy-krok.informatorbudownictwa.pl

- Tutaj twój - odzywa się, wskazując na białe drzwi.
Przystaję i tępo patrzę w pomalowane drewno. Jak nieżywa unoszę kartę, pcham skrzydło i wchodzę do środka. Nie żegnam się, po prostu zamykam drzwi. Ten gest mówi sam za siebie. Muszę się odizolować. Zgnić sama ze sobą.
Miejmy nadzieję, że potraktuje to poważnie i popełni samobójstwo.
Wtedy nie będzie w stanie zachwycać się swoim efektownym cierpieniem.
Znając różne (po)twory literackie mogę przypuszczać, że nawet wtedy umierałaby przez dziesięć stron.

Dzwoni mój telefon. Patrzę na wyświetlacz. Zdjęcie Loreen uśmiecha się do mnie. Odbieram, ale wciąż milczę.
- Halo, jesteś tam? - pyta mnie znajomy głos.
- Nie ma mnie, ale jest ktoś inny - odpowiadam załamującym się głosem.
- Kto taki? - Lor natychmiast smutnieje.
- Masochistka, chora psychicznie kobieta, nie wiem.
- Ja wiem! - mówi entuzjastycznie. - Najlepsza przyjaciółka pod słońcem, która po prostu lubi nieco specyficzne rzeczy.
Widzę z przyjaciółki taki sam terapeuta, jak z Suzanne.
Ona przynajmniej nie podaje się za takowego. 

Jej ton jest tak infantylny, jakby to była błahostka. Uśmiecham się. W głębi ducha dziękuję, że mnie nie odtrąca.
- Ja tego nie zwalczę, dzisiaj to sobie uświadomiłam - informuję.
Może i się poddałam, a może to po prostu słuszna kapitulacja.
- Więc to zaakceptuj.
Słyszę pukanie do drzwi.
- Loreen, porozmawiamy jak wrócę do domu - rzucam szybko i rozłączam się.
Otwieram delikatnie drzwi. To on. Mój seksualny Yoda.
- Przepraszam za moje zachowanie - mówi, opierając się o framugę.
Patrzę w podłogę. To ja powinnam przeprosić za reakcję mojego ciała, choć to absurdalne, ale czuję się źle z tym.
- Powinienem odezwać się, pocieszyć, ale...- przerywa, łapie mój podbródek i ciągnie ku górze, jestem zmuszona spojrzeć mu w oczy. - Jesteś na straconej pozycji - dokańcza.
Wszyscy są tym bardzo zaskoczeni, prawda...? Nie? Dziwne. 

Mimo, że o tym doskonale zdałam sobie sprawę, coś we mnie zabija swoimi słowami. Tym czymś jest nadzieja.
Przytakuję mu jedynie głową. Nie jestem w stanie nic powiedzieć. Otwieram szerzej drzwi i wpuszczam go do środka. Siadam na łóżku po turecku, on zajmuje fotel. Wygląda bardzo korzystnie, gdy jego koszulka opina mocno tors. W ogóle Malik jest przystojny, muszę to przyznać. Nie ciągnie mnie do niego, ale po prostu stwierdzam fakt. Usadawia długie palce na brodzie ze zgrabnym zarostem.
Jak wygląda zgrabny zarost?
Umiarkowanie umięśniony, z płaskim brzuchem i foremnymi nogami.
I zgrabnym zarostem. Incepcja.

Tylko brakuje tutaj długonogiej blondyny z wielkimi, sylikonowymi...
Myślałam, że chociaż tutaj sobie oszczędzimy tych stereotypowych plastików.
Opko bez plastików jest jak polska pizza bez keczupu. Oczywiście, że byłaby lepsza, ale widziałaś kiedyś coś takiego? 

- Suzanne... - wyrywa mnie z letargu myśli. - Nie mogę nic więcej dla ciebie zrobić, każde działanie przybliżyłoby cię do BDSM, a nie jestem w stanie grać zwyrodnialca, który pokaże ci wyłącznie ciemną stronę, bo ona nie może istnieć bez tej dobrej, dopełniają się wzajemnie.
Źródło: Walt Disney, Król Lew
- Rozumiem. Chciałam za wszelką cenę wyleczyć się z tego, dla Petera - tłumaczę.
Lustruje mnie spojrzeniem.
- Podziwiam twoje zahartowanie, ale głupotą jest uciekać od samej siebie.
Odchylam się i kładę na miękkiej pościeli. Malik ma rację.
- Mam go zostawić? - pytam raczej samą siebie.
- Jeśli kogoś kochasz, puść go wolno, jeśli nie wróci, nigdy nie był twój - odpowiada.
Źródło: Le petit prince
Podrywam się.
- I do czego wróci?! Do kobiety, która w jego przekonaniu lubi być traktowana jak szmata, najgorsza dziwka, OSTATNIA KURWA! - zaczynam się wydzierać, a z moich oczu ciekną obficie łzy.
Podchodzi do mnie. Łapie mój policzek, ale odpycham jego rękę, wbijając paznokcie. NIE CHCĘ, NIE CHCĘ, NIE CHCĘ JEGO RĄK NA SOBIE! Jego pocieszenia, akceptacji tragedii mojego żywota.
Rozumiem, że to może być dla niej trudne, ale gdyby stała na skraju dachu, to bym ją z niego zrzuciła.
Może wykazałabym się zrozumieniem, gdyby nie użalała się tak nad sobą od samego początku opka.

Pcha z całej siły tak, że ląduje na plecach. Siada okrakiem, przytrzymując moje ciało. Ręce boleśnie wbija w pościel.
- Nigdy tak o sobie nie mów - szepcze, a ja zaczynam się bać.
- On tak sądzi, brzydzi się mną, ale wciąż ma nadzieję, że pozostała w tym ciele stara Suzanne.
A w ogóle skąd to przekonanie, że się jej brzydzi?
Żeby miała kolejny powód do cierpień.

Wytatuowane przedramiona nawet nie drgną, kiedy ruszam lekko nadgarstkiem.
Przymyka oczy i po chwili tłumaczy mi bardzo ważną rzecz. Cóż, Petera nie zmieni, wiec kompletnie pomija jego kwestię.
- Oddajesz się panu, a w nagrodę dostajesz należyty szacunek, opiekę, na tym to polega. Bo czym byłby pan bez uległej, a uległa bez pana? - pyta.
Mrugam kilka razy.
- Pustostanem - odpowiadam.
Pustostanem to ona jest od dawna. 
Jeśli chodzi o empatię, nawet określenie „pustostan” to niewystarczające określenie.

- Właśnie. - Uśmiecha się delikatnie. - Jesteś silną kobietą Suzanne, nie wystraszoną, mało inteligentną panną Steele, więc przestań użalać się nad sobą - syczy.
Jesteś pewien, że nie jest mało inteligentna?
On teraz próbuje w pewien pokrętny sposób ją pocieszać. Nie psuj mu tego!

Prycham.
- Chcesz mnie wkurzyć?! - pytam, patrząc mu w rozbawione usta.
- Oczy mam wyżej, pani psycholog.
Spycham go z siebie i oboje wybuchamy śmiechem.
Te dziecięce igraszki.
Coś szybko jej męczarnie minęły.
Stwierdziła, że już wystarczy tych smutków. Po co przejmować się złymi rzeczami, skoro życie jest takie piękne?

- Weź prysznic, pokażę ci Edynburg, a potem pojedziemy do domu - oznajmia.
- Nie jesteś śpiący? - pytam, patrząc na niego.
Zastanawia się.
- Wypiję kawę. - Puszcza mi oczko i wstaje, aby wyjść.
Doganiam go w ostatnim momencie i mocno przytulam ze szczerym dziękuję na ustach.

~*~

Skarbie, jest w tobie coś tragicznego
Coś bardzo magicznego 
Nieprawdaż?
Skarbie, jest w tobie coś samotnego
Coś bardzo wartościowego 

Skarbie, jest w tym coś nieszczęsnego

Coś bardzo cennego

Gdzie tu zacząć.
Skarbie, jest w tym coś zepsutego,
Lecz możliwe że liczę właśnie na to!
Och, cóż za grzech
Grzech główny numer osiem: pisanie złych opek.
A dziewiąty: wstawianie do opek wyjętych z kontekstu tekstów piosenek, w dodatku w polskim tłumaczeniu, prosto z tekstowo.pl.

6 komentarzy:

  1. Super analiza! Mi się zabicie konia skojarzyło z cosa nostrą, no ale każdemu jego porno.
    Nie rozumiem, dlaczego Suzanne ma się za zboczoną(?). Jeśli ktoś lubi BDSM i nikomu tym krzywdy nie robi, to jego prywatna sprawa.

    OdpowiedzUsuń
  2. Metafory są super, balustrada wymiata.

    OdpowiedzUsuń
  3. Głupie to opko... Jak słusznie zauważyła Ela TBG: dlaczego ałtorka traktuje BDSM jak zboczenie? To jak dzieci z podstawówki określające wszystko, co ma związek z seksem, jako zboczone.

    OdpowiedzUsuń
  4. No właśnie ,dlaczego po prostu nie stwierdzi,że to lubi i da se siana z Peterem, skoro z opka jakaś wielka miłość do niego nie bije?
    Karmelowe oczy..wrrrrr..
    Z tym koniem to wyjątkowo głupi pomysł! Musiała wmieszać traumę do BDSM?
    Fanfik do "Nieśmiertelnego"- bohater się dowiaduje,ze kumpel lubi sado -maso.
    "Fine. You want to know? Yes. I like to tie up people and whip them."
    I tak się to załatwia...

    Chomik ubierający choinkę ( a drugi chomik gryzie kabelki).

    OdpowiedzUsuń
  5. To kto jest w końcu czyim psychologiem? Bo już nie ogarniam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń